Do trzech razy sztuka – czyli odgrzewany kotlet

undefined

W połowie kwietnia bieżącego roku oczy wszystkich mediów, zainteresowanych energetyką, zostały zwrócone na Północ. Stało się tak za sprawą optymistycznych doniesień ze spotkania premier Beaty Szydło z szefem duńskiego rządu, Larsem Lokke Rasmussenem.Głównym tematem rozmów na konferencji poświęconej współpracy pomiędzy partnerami jest odkurzenie koncepcji budowy połączenia gazowego łączącego Polskę z Danią, którym to korytarzem miałby być transportowany norweski gaz. Nitka dysponowałaby również możliwościami rewersowymi, co jest szczególnie istotne z punktu widzenia Duńczyków.

Porzucony projekt
Janusz Steinhoff, autor jednej z pierwszych koncepcji budowy rurociągu, były minister gospodarki i wicepremier, komentując wnioski ze spotkań szefowej obecnego rządu zaznacza, że gdyby w 2001 r. udało się doprowadzić do realizacji projektu, w pierwotnym kształcie, już 3 lata później do Polski trafiałyby 2 mld m3 gazu, a w 2008 – po podłączeniu do złóż znajdujących się na Morzu Norweskim – już 5 mld m3 surowca. Nie oznacza to rezygnacji z dostaw ze wschodu, a jedynie nadzieję na posiadanie choć niewielkiej kontroli nad cenami i wolumenami dostarczanego gazu. Ta wypowiedź skłania do refleksji na temat historii projektu od momentu powstania pierwotnej koncepcji oraz do przemyślenia, dlaczego przeleżał on ponad 15 lat w szufladzie mimo, że, jak obecnie słyszymy, ma same zalety.

3 września 2001 r., w obecności premierów Polski (Jerzy Buzek) i Norwegii, podpisano projekt budowy gazociągu pomiędzy krajami. Stało się to na trzy tygodnie przed wyborami parlamentarnymi w Polsce. Kontrakt został ratyfikowany, jednak nigdy nie wszedł w życie. Stało się tak, ponieważ Rada Nadzorcza Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa oraz Minister Skarbu Państwa, nie zatwierdzili ostatecznie wykonalności projektu. PGNIG wrócił do koncepcji porzuconego przez rząd SLD-PSL projektu ponownie w 2007 r., za czasów rządów Prawa i Sprawiedliwości, by po 2 latach ponownie z niego zrezygnować. Oficjalnie z powodu rezygnacji przez Norwegów z budowy gazociągu Skanled.

Zbyt drogi koszt
Przyczyną ograniczonego zainteresowania koncepcją z pewnością pozostaje możliwa cena surowca transportowanego w kierunku północnym – w ocenie analityków 30-40 proc. wyższa niż ówcześnie, ustalona z dostawcą wschodnim. Nie bez znaczenia pozostawała również kwestia klauzuli take or pay, a także faktu, że poprzez kontrakty długoterminowe zwyczajnie nie byłoby gdzie tego dodatkowego gazu upchnąć (znane są doniesienia o rozważanym przez stronę polską wstrzymaniu produkcji krajowej). Prawdą jest, że wątpliwości dotyczyły również ceny samego przedsięwzięcia – 240 kilometrów odcinka podmorskiego mogłoby kosztować 210-240 mln euro. Obecne finansowanie projektu odbywa się za pomocą instrumentu europejskiego „Łącząc Europę” [Connecting Europe Facility] – na prace przygotowawcze GAZ SYSTEM otrzymał 0,4 mln euro. Takie koszty inwestycyjne, w połączeniu z planowaną przepustowością (co najmniej 3 mld m3 ) podają w wątpliwość sensowność inwestycji, nawet pomimo niewątpliwych korzyści politycznych. 1224 km każdej z nitek Nord Stream przesyła łącznie 55mld m3 – to porównanie pozwala nabrać innej perspektywy…

Znaczący projekt
W tym miejscu warto również wspomnieć o projekcie gazociągu Skanled. Magistrala przebiegająca wzdłuż południowego wybrzeża Norwegii miałaby rozwidlać się na dwie nitki – szwedzką i duńską (łączna moc przesyłowa szacowana była na 7 mld m3). Pomimo gotowych planów realizacji projekt został zamrożony – głównie dlatego, że liczba potencjalnych odbiorców surowca z tej inwestycji nie zagwarantowałaby jej opłacalności. Teraz, kiedy projekt Baltic Pipe nabiera na nowo rumieńców, mówi się o możliwości powrotu do projektu. Norweski operator – firma Gassco – oficjalnie zaznacza, że nie planuje budowania nowych połączeń, jednak w przypadku pojawienia się warunków bardziej opłacalnych ekonomicznie, nie wyklucza dalszych prac nad projektem Skanled.

Dlaczego budowa tego połączenia jest tak istotna z perspektywy europejskiej? Baltic Pipe ma być częścią Korytarza Północ – Południe, który określany jest jako projekt o szczególnym znaczeniu dla bezpieczeństwa wspólnotowego („Project of Common Interest”). Przyznany przez Komisję europejską w 2013 r. Jest on również częścią koncepcji Baltic Energy Market Interconnection Plan (BEMIP) – Regionalnego Planu Inwestycyjnego na obszarze bałtyckim, łączącego następujące podmioty operatorów systemów przesyłowych: Eesti Gaas (Estonia),  Energinet.dk (Dania),  Gasum (Finlandia), Latvijas Gaze (Łotwa), Lietuvos Dujos (Litwa), GAZ-SYSTEM (Polska), Swedegas (Szwecja). Baltic Pipe, łącząc Polskę i Danię ma dopełnić nadmorski proces integracji. Na razie znajduje się jedynie w fazie przedinwestycyjnej.

Oprócz korzyści płynących z północy na południe warto również wspomnieć o fizycznych możliwościach rewersowych, w które magistrala ma być zaopatrzona. Dzięki temu rozwiązaniu kraje skandynawskie zyskałyby możliwość korzystania z możliwości, jakie daje nowo otwarty terminal gazu skroplonego w Świnoujściu. W przypadku wybudowania połączenia Dania-Norwegia, globalny rynek LNG otworzyłby się również dla Szwecji.

Reaktywność Unii Europejskiej
Pozostaje jednak jeszcze kwestia krzyżowania się magistrali z leżącymi już na dnie Bałtyku dwiema nitkami Nord Stream. Już w 2019 r. na trasie Baltic Pipe mogą pojawić się nitki 3 i 4. Projektów nie można nazwać konkurencyjnymi, choć w przestrzeni publicznej często takie określenia padają. Raport o stanie Unii Energetycznej, opublikowany pod koniec ubiegłego roku, zapowiada kontrolę zgodności nowych nitek Nord Stream z prawodawstwem unijnym. Jednocześnie kładziony jest nacisk na współprace w ramach regionalnych wspólnot – założenia tak zwanego pakietu gazowego nakazują, aby w razie kryzysu wynikającego z niedoboru surowca, państwa znajdujące się w jednym „koszyku” wzajemnie się wspierały. Polska trafiła do koszyka wraz z Czechami, Słowacją i Niemcami. Oczywistym jest, że chcąc wypełnić to zobowiązanie Niemcy muszą posiadać zabezpieczenie – a tym zabezpieczeniem jest niewątpliwie kolejna edycja Nord Stream.
Nie można nie odnieść wrażenia, że Komisja Europejska działa reaktywnie, a jej wytyczne w mniejszym lub większym stopniu sobie przeczą. Publikując listę 195 kluczowych projektów, dotyczących infrastruktury energetycznej i umieszczając na niej projekt Baltic Pipe, daje mu trzecią i zapewne ostatnią szansę na realizację. Wstępny termin zakończenia to rok 2022 – jest więc jeszcze trochę czasu na zastanowienie.

 

Inez Szuszwalak

Dodaj komentarz