Fot: pixabay.com
Polska opieka zdrowotna jest uważana za jedną z najgorszych w całej Europie. Według Europejskiego Konsumenckiego Indeksu Zdrowia (Euro Health Consumer Index), rankingu oceniającego poziom służby zdrowia z perspektywy pacjenta w krajach europejskich, Polska zajmuje przedostatnie miejsce, spośród 35 badanych państw! Jedynym gorszym od nas krajem jest Czarnogóra. Czy ustawa o tzw. sieci szpitali coś zmieni w tym zakresie?
Patrycja Dziadosz: Gorzej być już nie może. Niestety sieć szpitali nie jest dobrym rozwianiem, ponieważ oznacza redukcję konkurencji, a ta zwłaszcza w systemie ochrony zdrowia jest czymś bardzo pożądanym. Oczywiście konkurencja nie działa na wszystkich poziomach, nie ma ona np. zastosowania w przypadku szpitali klinicznych, bo trudno, żeby takie placówki konkurowały pomiędzy sobą. Jaki jest jednak sens by na poziomie miejskim czy powiatowym tam, gdzie szpitale mogą ze sobą konkurować – odgórnie, ręcznie w wręcz socjalistyczny sposób gwarantować ich byt, poprzez nałożenie jednego budżetu, a nie zmuszać szpitale do racjonalizacji ich kosztów poprzez kontraktowanie świadczeń? Pomysł sieci szpitali jest cofnięciem reform wcześniej wprowadzonych, które skłaniały się w stronę modelu bardziej konkurencyjnego.
Opozycja straszy
Według opozycji ustawa o tzw. sieci szpitali nie zrobi nic dobrego, a jedynie wprowadzi chaos. Należy jednak pamiętać, że bałagan pojawia się zawsze wtedy, kiedy wprowadza się jakąś zmianę, zwłaszcza w systemie ochrony zdrowia. Każda reforma, każda zmiana, niezależnie od tego czy jest oceniana jako dobra czy zła, w jakiś sposób powoduje chaos i dezinformację. Tak będzie również w tym przypadku, bo np. pacjent nie będzie wiedział czy dany szpital jest w sieci czy też nie. Jednak z perspektyw całej reformy nie jest to najważniejszy problem, dużo ważniejszą kwestią jest konkurencja – to na nią powinien być położny jak największy nacisk, bo to ona w bezpośredni sposób może wpłynąć na poprawę jakości świadczeń.
Krótszy czas oczekiwania?
Jakie efekty przyniesie ta reforma i czy w jakimś stopniu obniży ona czas oczekiwania pacjenta w kolejce, tak jak zapowiadają rządzący przekonamy się już w krótce. Nic jednak na to nie wskazuje, natomiast wszystko przemawia za tym, że w dłuższej perspektywie może obniżyć się jakość świadczeń, ponieważ placówki zdrowotne nie będą miały finansowej motywacji, do tego by je wciąż polepszać.
Za mały budżet
O tym, że nakłady na ochronę zdrowia są niewystarczające wiemy nie od dzisiaj, tylko od blisko od 20 lat, kiedy to poziom składki przeznaczany na ochronę zdrowia buł zdecydowanie niższy, od tego jaki zakładano w pierwotnych projektach. Niestety z tym z czym mamy do czynienia dzisiaj jest pozostałością tamtych decyzji. Pieniądze przeznaczane na ochronę zdrowia w skali kraju są elementem przetargu politycznego, a to nie jest dobre. Dla przykładu Polska na opiekę zdrowotną przeznacza zaledwie 6,3 procent PKB, podczas gdy średnia OECD (Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju) stanowi 8,9 punktu procentowego. To blisko 30 procent mniej od przeciętnej wartości!
Sprawna służba zdrowia czy to możliwe?
Wszyscy życzylibyśmy sobie sprawnej służby zdrowia, lekarzy z troską podchodzących do pacjentów i uprzejmych pielęgniarek zarabiających godziwe pieniądze. Jednak jak do tego doprowadzić? Zdaniem wielu ekspertów najrozsądniej byłoby zmieć system finansowanie i wprowadzić takie mechanizmy które będą wspierać konkurencyjność, działając jednocześnie nie tylko w interesie pacjentów, ale także personelu. Dzięki temu konkurujący ze sobą płatnicy, będą chcieli kontraktować tylko z tymi jednostkami, które będą oferować lepszą jakość świadczeń, a w tych jednostkach siła rzeczy personel będzie musiał być lepiej wynagradzany.
Trójfilarowy system finansowania
Eksperci z zakresu ochrony zdrowia wskazują, że przy zapewnieniu odpowiednich mechanizmów i zwiększania konkurencyjność, czas oczekiwania pacjentów w kolejkach może się skrócić. Panaceum na ten problem jak wskazuje powinna być zmiana obecnego systemu finansowania na trójfilarowy. Obszary, w których konkurencyjność nie działa, jak np. szpitale kliniczne, powinien dalej obejmować NFZ, natomiast tam, gdzie konkurencyjność jest po stronie świadczeniodawców w podstawowym koszyku powinni znajdować się konkurujący ze sobą płatnicy. Oprócz tego mamy jeszcze trzeci filar, dodatkowych ubezpieczeń zdrowotnych.
Wprowadzona poprzez reformę forma finansowania z pewnością będzie zniechęcają dla rozwoju opieki medycznej. Sektor prywatny od lat boi się tych zmian. Zdaniem specjalistów rynku medycznego gwarantem dostępności i rozwoju służby zdrowia jest to jak zorganizujemy konkurencję pomiędzy płatnikami, zapewniając jednocześnie lepszą jakość i dostępność do świadczeń. Przecież oczywistym jest, że gdyby kilku płatników w skali kraju konkurowało ze sobą to musiałoby zabiegać o ubezpieczonych poprzez lepszą ofertę usług. Konkurencji nie należy się bać!
Słabi menadżerowie?
Wraz z dyskusją o słabej kondycji finansowej placówek służby zdrowia i ich rosnącym zadłużeniu, pojawiają się zarzuty, że problem może leżeć po stronie kadry zarządzającej, która w większości jest dobrymi lekarzami, ale słabymi menadżerami. Kiedyś można było tak powiedzieć, dzisiaj w znacznej mierze się to zmieniło. Wielu menagerów w ochronie zdrowia także tych z lekarskim backgroundem, to osoby doświadczone, mające wykształcenia w zakresie zarzadzania ochroną zdrowia. Dzisiaj już nie jest łatwo postawić taki zarzut. Problem zadłużenia jest bardzo złożony i jego przyczyn jest wiele. Nie da się zredukować skomplikowanej rzeczywistości do prostych wyjaśnień. Bez wątpienia jedną z ważniejszych przyczyn, z którą trudno jest się uporać to dosyć archaiczna organizacja szpitali, kosztowna w utrzymaniu.
Autorka jest absolwentką dziennikarstwa i komunikacji społecznej Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach oraz dziennikarką amerykańskiej grupy Wydawniczej IDG Poland S.A. Specjalizuje się w analizach rynku medialnego, zagadnienia wpływu mediów na politykę, w swoich publikacjach porusza sprawy społeczno-polityczno-ekonomiczne.