Gazrurka – czyli czym się robi politykę

Nowopowstający projekt Nord Stream 2 pokazuje słabość UE oraz jej rozpad wewnętrzny. Rosja wykorzystuje załamanie solidarności i powstające pęknięcia do lokowania swoich aktywów i tworzenia polityki według zasad, które od zawsze były jej bliskie – Rosjanie bowiem nigdy nie uznawali ponadnarodowego charakteru Unii i stawiali na rozmowy bilateralne.

Według słownika języka polskiego PWN gazrurka jest „kawałkiem rurki używanym do zadawania ciosów”. Metafora jednoznacznie słuszna i odpowiednia do przeniesienia w skali 1:1 na arenę międzynarodową. Polityka energetyczna bowiem jest wykorzystywana właśnie jako argument siły w negocjacjach międzynarodowych. Rosyjski Gazprom jest liderem w działaniach mających na celu odbudowę imperialnej polityki kraju wykorzystując uzależnienie swoich odbiorców od dostaw gazu z terenów Federacji.
Wartość rynkowa Gazpromu w 2008 r. wynosiła 360 miliardów dolarów. Po ogłoszeniu tego sukcesu Aleksiej Miller, prezes koncernu, pokusił się o stwierdzenie, że w ciągu 8 lat firma osiągnie wartość biliona USD, stając się tym samym największą spółką świata. Niestety, dane z 2015 roku rozprawiły się z marzeniami rady nadzorczej – Gazprom wart jest obecnie około 50 mld dolarów oraz boryka się z poważnymi kłopotami powodowanymi wyrywającą się na energetyczną wolność Europą. Zmiany te są impulsem dla koncernu do zintensyfikowania działań, w celu utrzymania dotychczasowej pozycji głównego dostawcy paliwa na rynek Europejski. A działania te nie ograniczają się jedynie do cyklicznego kręcenia kurkiem.

„Schroederyzacja”, czyli lobbing polityczny
Gazprom pilnuje swoich interesów wiążąc partnerów strategicznych umowami długoterminowymi, ale również „wspierając” akcjonariaty zależnych spółek swoim kapitałem i lokując zaufanych ludzi w radach nadzorczych. Najbardziej jaskrawym przykładem zacierania granic pomiędzy handlem a polityką jest gazociąg Nord Stream 2. Już przy pierwszej edycji projektu zaangażowanie europejskich polityków w projekt budziło podziw. To wtedy powstał termin „schroederyzacja” – polityczne i finansowe powiązania znanych polityków z Gazpromem. Dzięki ich prestiżowi i kontaktom byli niezwykle cennymi działaczami prowadzącymi rozmowy na rzecz koncernu. Termin zawdzięcza swoja nazwę Gerhardowi Schroederowi, który opuszczając fotel kanclerza Niemiec objął stanowisko przewodniczącego Komitetu Akcjonariuszy spółki Nord Stream, gdzie zasiada do dzisiaj. Kluczem do sukcesu jest zdobycie jak największej liczby oddanych partnerów gotowych wspierać projekt na arenie międzynarodowej, ze szczególnym uwzględnieniem wpływów w Komisji Europejskiej. To właśnie mądry dobór partnerów sprawia, że inwestycja Gazpromu w gazociąg północny staje się uzasadniona. Przy budowie pierwszej nitki koncern mógł liczyć również na wsparcie byłego premiera Finlandii Paavo Lipponena oraz jego współpracowniczki, Ulriki Schenstroem.

Jednym z najbardziej zaufanych współpracowników projektu jest Matthias Warnig, obecnie Dyrektor Zarządzający spółki Nord Stream AG4. Były agent Stasi a prywatnie przyjaciel Putina i Shroedera jest również szefem zarejestrowanej w Szwajcarii spółki handlowej Gazprom Schweiz odpowiedzialnej za sprzedaż gazu odbiorcom europejskim. Gazprom Germania, niemiecka filia koncernu podejrzewana jest o szeroko zakrojone działania lobbingowe. Oficjalnie spółka zajmuje się sprzedażą i marketingiem w zakresie handlu gazem ziemnym. Ściśle współpracuje z Gazprom Schweiz AG i Gazprom Marketing & Trading Ltd., Vemex s.r.o. (51% czeskim dostawcą gazu) i Bosphorus Gaz Corporation (70,99% operującym w Turcji)6. Spółka aktywna również na rynku austriackim, włoskim i węgierskim jest zachodnią wizytówką koncernu.

Kalkulacja interesów
Bardzo przychylnym głosem o nowej magistrali biegnącej po dnie Bałtyku wypowiada się również wicekanclerz Austrii Reinhold Mitterlehner, który chwalił zaangażowanie w projekt austriackiego OMV. Austriacy liczą bowiem na korzyści płynące z fali prywatyzacji aktywów rosyjskich firm państwowych. Te wzajemne powiązania mają zahamować spadek w wymianie handlowej miedzy krajami, która w związku z sankcjami nałożonymi na Rosję spadła o 24 proc. w 2015 r., w stosunku do analogicznego okresu w roku 2014r.

Projekt Nord Stream 2 realizowany jest przez konsorcjum New European Pipeline AG, w składzie którego znajdują się: Gazprom (50 proc.), E.ON (10 proc.), Shell (10 proc.), OMV (10 proc.), BASF/Wintershall (10 proc.) i Engie (10 proc.). Do niedawna Gazprom posiadał pakiet większościowy 51 proc. udziałów, jednak zgodził się odsprzedać 1 proc. francuskiemu Engie (dawniej GDF Suez) za 558 tysięcy Euro (1 proc. wartości kapitału zakładowego projektu Nord Stream 2 wynoszącego obecnie 55,8 mln Euro). Transakcja ma na celu obejście zasad Trzeciego Pakietu Energetycznego, zgodnie z którym do możliwości korzystania z mocy przesyłowej należy dać dostęp stronom trzecim. 50 proc. udziałów posiadanych przez Gazprom to nadal zbyt dużo, aby można było przyjąć warunek jako spełniony. Dopóki koncern ma powyżej 33,3 proc. udziałów jest on uznawany za projekt Gazpromu.

Handlowa ofensywa
Sytuacja własnościowa w akcjonariatach spółek pośrednio powiązanych z projektem również jest bardzo dynamiczna. Przykładem jest przejęcie kontrolnego pakietu własnościowego spółki Wingas przez Gazprom pod koniec ubiegłego roku. Wingas, niegdyś należąca do BASF stanowi dla Gazpromu bardzo cenny nabytek, podobnie jak spółka Wintershall Erdgas Handelshaus Berlin (jej celem jest dostarczanie rosyjskiego gazu ziemnego do tradycyjnie zależnych krajów Europy Wschodniej, zwłaszcza Rumunii i Bułgarii), oraz magazynów gazu w Rheden i Jemgum (wraz z ich operatorem – firmą Astora). Dzięki kontroli nad przestrzenią magazynową zwiększa się elastyczność działań Gazpromu, który pozbawiony został możliwości magazynowania gazu na Ukrainie. W praktyce więc wygląda to tak – Gazprom sprzedaje surowiec za pośrednictwem własnej rury, do własnego magazynu skąd dopiero jest rozprowadzany po Europie. Koncern chwali się więc rosnącym wolumenem sprzedawanym do Europy i zapowiada jego zwiększenie. Zapowiedzi znajdują potwierdzenie w liczbach. Udział rosyjskiego gazu w bilansie europejskim rośnie: w 2014 r. było to 30,2 proc., a pod koniec 2015 już 31 proc.. Trzeba jednak pamiętać, że ten udział będzie rósł ze względu na dostawy na Ukrainę, które realizowane są dzięki możliwościom rewersowym.

Sól w oku
Ukraina pozostaje solą w oku koncernu, jej energochłonna gospodarka zawsze stanowiła pewny rynek zbytu. Odwróciły się jednak proporcje zaopatrywania kraju w gaz – w 2014 r. Gazprom dostarczył 14,5mld m3, UE- 5,1 mld m3. W 2015 roku było odwrotnie – z Rosji pochodziło 6,1 mld m3, a z UE 10,3 mld m3. Teraz całość zapotrzebowania chce pokrywać surowcem kupowanym w Unii. Surowiec więc pozostanie ten sam, popyt w UE na gaz rosyjski wzrośnie, Gazprom pochwali się wzrostem udziału w rynku Europejskim. A Ukraina kupi gaz taniej niż bezpośrednio ze wschodu.

Nowopowstający projekt Nord Stream 2 pokazuje słabość UE oraz jej rozpad wewnętrzny. Rosja wykorzystuje załamanie solidarności i powstające pęknięcia do lokowania swoich aktywów i tworzenia polityki według zasad, które od zawsze były jej bliskie – Rosjanie bowiem nigdy nie uznawali ponadnarodowego charakteru Unii i stawiali na rozmowy bilateralne. Zacieśnianie współpracy z Niemcami pomimo coraz wyraźniejszego głosu sprzeciwu Europy Środkowej udowadnia, że koncern nie odda tak łatwo swojego tradycyjnego rynku zbytu nawet kosztem niewielkich ustępstw.

Inez Szuszwalak-Rojczyk

Dodaj komentarz