fot. Rose Brown/freeimages.com
Nie od dziś wiadomo, że Rosja budując swoją potęgę przede wszystkim na monopolizacji rynków energetycznych sąsiadów, nie może sobie pozwolić na wypadanie tych krajów z orbity wpływów, szczególnie jeśli łączy się to z nawiązaniem przez nie militarnego sojuszu z Zachodem. Pod tym względem największą bolączką dla Kremla jest wejście do NATO byłych republik Związku Radzieckiego – Litwy, Łotwy i Estonii.
Mimo, że według amerykańskiego think tanku, rosyjska armia mogłaby podbić ten obszar w niecałe trzy doby, a w lutym br. szef Federalnej Służby Bezpieczeństwa, Nikołaj Patruszew, groził taką inwazją, w przypadku udzielenia wsparcia Paktu Północnoatlantyckiego Ankarze, tamtejsze rządy starają się konsekwentnie realizować swoje cele strategiczne. Należy do nich m.in. dywersyfikacja importowanych źródeł energii.
Koniec monopolu w Rydze
Łotwa jest ostatnim krajem członkowskim, który dokonał wdrożenia postanowień trzeciego pakietu energetycznego Unii Europejskiej. Zakładają one podział dotychczasowego gazowego monopolisty Latvijas Gāze (LG) na osobne spółki, odpowiadające za przesył i dystrybucję surowca. Obecnie 34 proc. akcji tej firmy posiada Gazprom, a dalsze 16 proc. Itera Latvija – część moskiewskiego holdingu kierowanego przez Igora Makarowa. Szefem łotewskiej filii jest były oficer KGB, Juris Savickis. Rosjanie są świadomi nieodwracalności tego procesu. Obecnie zabiegają jedynie o zapewnienie wyłączności na korzystanie z łotewskich rurociągów do 31 grudnia 2017 r., kiedy wejdzie w życie całość pakietu przepisów. Władze republiki w imię liberalizacji rynku chcą udostępnić je podmiotom trzecim już teraz. Kością niezgody są też największe w tej części wybrzeża Bałtyku podziemne magazyny paliwa w Inczukalnse. Możliwe, że spór będzie musiał rozstrzygnąć sąd.
Nie wiadomo jeszcze, kto odkupi udziały od Gazpromu. Spekuluje się, że mogą być tym zainteresowani współpracownicy jednego z najbardziej znaczących miejscowych biznesmenów, mera Windawy Aivarsa Lembergsa. Popierana przez niego partia Związek Zielonych i Rolników posiada najwięcej ministrów w utworzonym w lutym gabinecie Mārisa Kučinskisa. Nie jest zresztą pewne, czy rzeczywiście rosyjski gigant całkowicie opuści Łotwę. Jeszcze w grudniu 2015 r. prezes LG Aigars Kalvītis (były premier koalicyjnego rządu w latach 2004-2007), w wywiadzie dla agencji LETA wyraził nadzieję, że skoro Gazprom całkowicie wycofał się z litewskiego oraz estońskiego rynku, być może będzie chciał założyć w trzeciej z nadbałtyckich republik regionalne centrum handlowe. Na razie wiadomo, że 28 stycznia wspierany finansowo przez Unię Europejską fundusz inwestycyjny Marguerite zapłacił prawdopodobnie ok. 115 mln euro za 28,97 proc. akcji, należących wcześniej do Uniper Ruhrgas International, czyli dawnego niemieckiego koncernu E.ON (w ich rękach pozostaje 18,26 proc. udziałów). Na wprowadzenie ustawodawstwa antymonopolowego u sąsiadów czekają Estończycy, którzy procedurę nazywaną w branży „unbundlingiem” mają już za sobą, jednak liczą na usprawnienie importu gazu przez terytorium Łotwy z terminalu LNG w litewskiej Kłajpedzie.
Litwa patrzy na Zachód
Coraz pewniej na rynku „błękitnego paliwa” czuje się także nasz sąsiad z północnego wschodu. 8 lutego importowa spółka Lietuvos Dujos Tiekimas poinformowała, że ponad połowę rocznego zużycia gazu ziemnego w tym kraju, czyli ok. 300 mln m3, pokryje w 2016 r. koncern Statoil. Do pierwszej dostawy doszło już osiem dni później. Musiało to szczególnie zaboleć Gazprom, ponieważ 16 lutego jest litewskim świętem narodowym o nazwie Dzień Odrodzenia Państwowości. Już wcześniej z usług Norwegów korzystała inna należąca do Lietuvos Energija firma – Litgas – która zobowiązała się do kupienia od nich 540 mln m3 paliwa w ciągu pięciu lat. Innymi słowy, będzie odbiorcą czterech z dwunastu transportów LNG, które w tym roku odbierze gazoport „Niepodległość” w Kłajpedzie. Niebawem do tego grona dołączy producent nawozów sztucznych Achema.
Zwierzchnik litewskiej energetyki, Dalius Misiūnas, nie ujawnił ceny transakcji, podkreślił jednak, że była korzystniejsza od alternatywnej propozycji Gazpromu, choć minister Rokas Masiulis nie wyklucza zakupów u tego dostawcy w przyszłości. To kolejny dowód na to, że Rosjanom trudno zerwać z uzależnianiem atrakcyjności swojej oferty od cen ropy naftowej, co długofalowo odbiera im kontrahentów. Jednak prawdopodobnie w najbliższym czasie ulegnie to zmianie, Gazprom zapowiada również większą aktywność na rynku transakcji spotowych, ale na odzyskanie dawnych partnerów może być za późno.
Północna alternatywa
Mimo widocznej zbieżności z ostatnimi planami PGNiG, norweskie ambicje Litwy trudno uznać za przejaw rywalizacji z Polską, ponieważ jeżeli wybierzemy współpracę ze Statoilem, z racji większego terytorium i liczby ludności, będziemy kupowali ilości gazu dostosowane do tych parametrów. Wiceprezes naszego dystrybutora, Maciej Woźniak, podczas lutowego posiedzenia sejmowych Komisji Energii i Skarbu Państwa mówił o 7 mld m3. To więcej niż wynosi roczny plan importowy dla dwóch zbiorników świnoujskiego gazoportu. Z punktu widzenia Skandynawów obydwa państwa stanowią element strategii zwiększenia wydobycia i eksportu paliwa do Europy.
Aby nie stawiać Polski w roli biernego odbiorcy, wskazane byłoby utworzenie na bazie posiadanej infrastruktury hubu transportującego gaz do innych krajów regionu, zainteresowanych tą drogą dywersyfikacji. Na razie jednak ważniejsze jest wybudowanie rurociągu łączącego naszą część wybrzeża Bałtyku ze złożami na Morzu Północnym. Jak widać, Litwa w tej chwili stawia na wykorzystanie własnego gazoportu, a nadzieje innych republik bałtyckich na surowcowe uniezależnienie od Rosji również opierają się na kłajpedzkim terminalu. Trzeba jednak pamiętać, że ta inwestycja jest poważnym obciążeniem budżetu Wilna. Jej koszty operacyjne każdego dnia wynoszą 189 000 USD. Z tego powodu Klaipedos Nafta zwrócił się do właściciela platformy – norweskiego Höegh LNG – z prośbą o anulowanie zapisu umowy o dziesięcioletnim wynajmie „Niepodległości”, i jej niezwłoczną sprzedaż.
Skandynawowie odmówili, twierdząc że transakcja byłaby dla nich nieopłacalna. Powinniśmy traktować tę deklarację jako memento, że Norwegowie także w gazowych negocjacjach z nami będą posiłkowali się biznesową logiką, bez oglądania się na polskie interesy polityczne. Co nie oznacza, że przy ograniczonej liczbie opcji dywersyfikacji powinniśmy rezygnować ze współpracy z nimi.
Kordian Kuczma