fot. Etereuti/Pixabay
Dzięki pisarstwu Ryszarda Kapuścińskiego, a także wszechobecnej korupcji we władzach światowej federacji (FIFA), piłka nożna w kontekście polityki nie kojarzy się tak pozytywnie, jak tenis stołowy. Warto jednak zwracać uwagę na tematy spotkań kolegów Michela Platiniego, ponieważ w wyjątkowych przypadkach mogą antycypować „poważniejsze” zmiany. Co dość zrozumiałe, udział Polaków w finałach Euro 2016 przyćmił inne futbolowe wiadomości. Tymczasem 3 mają br. kongres kontynentalnej federacji UEFA podjął decyzję w niezwykle kontrowersyjnej sprawie. Stosunkiem głosów 28-24, do grona jej członków dołączyło Kosowo.
Puszka pandory
W praktyce oznacza to, że reprezentacja tego zakątku Bałkanów będzie mogła startować w eliminacjach Mistrzostw Europy, udział w towarzyskich pojedynkach z nią również będzie wliczany do oficjalnych statystyk rywali, a zespoły klubowe zobaczymy w eliminacjach Ligi Mistrzów oraz Ligi Europejskiej. Na razie będą rozpoczynały rywalizację od najniższych szczebli drabinki, jednak nie jest przesądzone, czy ta sytuacja długo się utrzyma. Jedenastki znad Adriatyku nigdy nie dysponowały imponującymi budżetami, ani nie służyły za wzór perfekcyjnej organizacji, lecz zamiłowanie mieszkańców byłej Jugosławii do futbolu i szczęście regionu do talentów w tej dyscyplinie, sytuują Prisztinę na piłkarskiej mapie świata bliżej Zagrzebia i Belgradu niż Luksemburga i Gibraltaru. Dwa tygodnie później w ślady UEFA poszła FIFA.
Największymi przegranymi podjętych na najwyższym szczeblu decyzji są Szwajcarią oraz Albania. Tych dwóch ekip nie zobaczymy już nigdy w takim składzie, jak na Euro. Kosowskie korzenie mają bowiem takie gwiazdy, jak Xherdan Shaqiri, Valon Behrami, Lorik Cana, czy występujący do tej pory w barwach Finlandii – Shefki Kuqi. Także mało jeszcze znanym młodzieżowym reprezentantom państw, do których kierowała się diaspora z wyniszczonego wojnami kraju, poszerzyło się spektrum wyboru. Sprawa była tak prestiżowa, że decyzję skomentował na Facebooku nawet prezydent republiki – Hashim Thaci. Najmocniej przeciwko rozszerzeniu granic futbolowej rodziny protestowała oczywiście Serbia, która w 2008 r. przeżyła secesję zamieszkałej przez muzułmańską mniejszość prowincji. Prezydent tamtejszego związku, Tomislav Karadżić, groził wręcz wybuchem zamieszek na stadionach, co już zresztą kilkakrotnie zdarzało się w przypadku demonstrowania przez Kosowarów uczuć narodowych na trybunach, i otwarciem „regionalnej puszki Pandory”.
Manewry dyplomatyczne
Serbia wciąż próbuje blokować przynależność Kosowa do międzynarodowej wspólnoty. W ciągu ostatnich dwunastu miesięcy, wciąż nie uznawane przez wszystkie kraje świata państwo, rozpoczęło udział w pracach m.in. Międzynarodowego Trybunału Arbitrażowego i Europejskiej Federacji Dziennikarzy. Zawarte między dwoma rządami w 2012 r. porozumienie, nakazuje używanie nazwy „Kosowo” w dokumentach z dopiskiem, że udział jego przedstawicieli w danym spotkaniu nie przesądza opinii jego organizatorów na temat rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ nr 1244 z 1999 r., ustanawiającej tam tymczasową misję Narodów Zjednoczonych oraz zobowiązującej siły ówczesnej nowej Jugosławii, do wycofania się z granic tego terytorium.
Akurat FIFA i UEFA nie były zobowiązane do takich dyplomatycznych manewrów, lecz postanowienia sprzed czterech lat kładą się cieniem na procesie akcesji Kosowa do NATO, który odbywa się za pośrednictwem tzw. Karty Adriatyckiej, której sygnatariuszami są Albania, Chorwacja, Macedonia (także, jak wiadomo, państwo, którego granice i sama nazwa są kontestowane, tyle że przez Grecję), Czarnogóra oraz Bośnia i Hercegowina, zaś Serbia i jej dawna prowincja – obserwatorami. Prisztina nie może także na razie liczyć na pełnowymiarową współpracę z Interpolem, do której nie chce dopuścić Rosja – zapewne, by mieć powody do podtrzymywania narracji o niestabilności terytorium, w kontraście do „spokojnego” Krymu. Minister spraw zagranicznych, Serbii Ivica Davić, w listopadzie 2015 r. oświadczył, że członkostwo Kosowa w UNESCO ma taki sam sens, jak zapraszanie do tej organizacji…ISIS.
Zakulisowy naciski
Tamtejsi politycy skarżą się, że często zapraszani są przez sąsiadów, jako jedyni do otwartych paneli, na mało istotne tematy kultury oraz wymiany młodzieży. Zdarzają się również przypadki, gdy ich delegaci w nawiązaniu do początków procesu emancypacyjnego są identyfikowani jedynie poprzez nazwę stolicy. Podczas tegorocznej paryskiej konferencji na temat perspektyw wejścia „zachodniobałkańskiej szóstki” do Unii Europejskiej, przedstawiciel Kosowa nie został zaproszony, na niewątpliwie istotne dla niego spotkanie premierów Serbii i Albanii. Szef Departamentu Stosunków Regionalnych Ministerstwa Spraw Zagranicznych, Fitim Gllareva, wierzy, że dzięki zakulisowym naciskom haniebny przypis z czasem wyjdzie z użycia. Na razie cieszy się, że przynajmniej sąsiedzi z północy przestali bojkotować ich obecność na szerszym forum…
Rezerwuar terrorystów
Na niekorzyść władz w Prisztinie działa radykalizacja miejscowego islamu, której źródła można upatrywać w działalności kleryków sponsorowanych przez Arabię Saudyjską, a także inne monarchie regionu Zatoki Perskiej. Według oficjalnych statystyk, w ciągu ostatnich dwóch lat 314 mieszkańców Kosowa, w tym 44 kobiety i 28 dzieci dołączyło do dżihadystów w Iraku i Syrii. Dwóch z nich skończyło jako zamachowcy-samobójcy. Miejscowa policja nie jest bezczynna. Aresztowała 67 osób, w tym 14 imamów oraz doprowadziła do zamknięcia 19 organizacji, pod zarzutem wzywania do nienawiści rasowej oraz rekrutowania terrorystów, tudzież innych pogwałceń konstytucji. Indoktrynowani przez wahabitów tubylcy, przestają dostrzegać w Amerykanach wyzwolicieli, a zaczynają – okupantów. Od czasu zakończenia wojny w Kosowie wybudowano 240 meczetów – to około 1/3 ze wszystkich tam istniejących.
Można powiedzieć, że jeden rodzaj nietolerancji wypiera inny – radykałowie grożą mordami świeckim naukowcom, dziennikarzom i dygnitarzom. Nie jest to na szczęście wciąż dominujący sentyment w tym kraju. Jego mieszkańcy boją się ISIS tak samo, jak mieszkańcy innych części Europy. 2 sierpnia podczas festiwalu piwa w Prisztinie doszło do ataku paniki z powodu nieudanego żartu, związanego z terrorystami. Czterdzieści osób zostało rannych, w tym dwie poważnie, o co nie było trudno w kraju, w którym około dwudziestu procent obywateli ma dostęp do broni palnej. Kosowarzy, w mediach społecznościowych, żalą się, że publicznym zgromadzeniom coraz częściej towarzyszy obawa przed wybuchem bomby. Dalsza międzynarodowa izolacja na pewno nie poprawi tej sytuacji.
Kordian Kuczma