fot. Vangelis Thomaidis/freeimages.com
Ukraińcy dopięli swego. Po wielu latach pełnej zależności od dostaw gazu ze wschodu, w końcu widać światełko w tunelu. W komunikacie opublikowanym w lipcu, Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo ogłasiło, że rozpoczęło pierwsze w historii dostawy błękitnego paliwa na Ukrainę.
To krok ku pełniej niezależności i bolesna lekcja dla Rosjan. Jakie są kulisy tej transakcji, i kto w konsekwencji będzie musiał za to zapłacić..?
Tajemnica handlowa
Swoją przygodę z niezależnością gazową Ukraina rozpoczęła już w listopadzie 2012 r. To właśnie za pośrednictwem połączenia gazowego z Polską, cztery lata temu Ukraina otrzymała po raz pierwszy dostawy ze strony innej niż rosyjska. Co prawda, pochodzenie tego surowca się nie zmieniło, jednak droga którą przebył była nieco bardziej skomplikowana – był to gaz rosyjski, ale sprzedany przez Niemców – Ukraińców, za pośrednictwem spółki RWE transportowany polskim gazociągiem. Nawiązano też współpracę z Węgrami i Słowakami, których połączenia gazowe mają większą moc. Dość to skomplikowane. Teraz sytuacja ma być znacznie prostsza.
PGNiG nawiązał współpracę z prywatnym koncernem Energy Resources Ukraine Trading. Spółka jest największą prywatną instytucją, importującą surowiec na Ukrainie. Yaroslav Mudryy, dyrektor operacyjny i handlowy ERU Trading, w informacji prasowej zamieszczonej na oficjalnej stronie koncernu, podkreśla, że ‘współpraca ze stabilnym partnerem, jakim jest PGNiG, pozwoli na trwałe powiększanie portfela dostaw. Ma również ogromne znaczenie w kwestii integracji rynku ukraińskiego, z rynkiem europejskim. To wszystko prawda. Odpowiednik dyrektora Mudryygo po polskiej stronie, Bartłomiej Korzeniewski, również zaznacza, że nawiązanie takiego porozumienia, jest dla Polski ogromną szansą. Oznacza bowiem faktyczną konkurencyjność polskiej oferty za granicą, jak również zwiększa obecność polskiego kapitału, poza granicami naszego kraju. To również prawda. To, czego w oświadczeniach obu dyrektorów brakuje, to jedynie drobiazgi: taki jak wolumen sprzedanego surowca, okres trwania kontraktu i oczywiście – cena. Te jednak objęte są tajemnicą handlową.
Klan doniecki
Interesujący jest aspekt polityczny tej transakcji. Przyjrzyjmy się bliżej spółce ERU Trading. Oficjalna strona internetowa nie mówi nic o jej działalności. Wspomina natomiast o międzynarodowym, bogatym doświadczeniu trzyosobowego zarządu: Yaroslawa Mudryyego, Dayle’a Perrego oraz Andrew Favorowa. Zdobywali oni swoje umiejętności, współpracując ze spółkami amerykańskimi, rosyjskimi, indonezyjskimi, i wieloma innymi. Dużo ciężej jest poznać szczegóły dotyczące struktury własnościowej spółki. Przynależy ona do większej instytucji – D.TEK, największej, prywatnej firmy energetycznej na Ukrainie. Zajmuje się zarówno rynkiem energii elektrycznej, jak i węglowym. Stanowi energetyczny człon, jeszcze większej organizacji – System Capital Management (SCM) – wiodącej grupy finansowo-przemysłowej na Ukrainie. SCM należy w stu procentach do Rinata Achmetowa, najbogatszego człowieka na Ukrainie, deputowanego Rady Najwyższej. Achmetow jest zaangażowany politycznie, pozostaje liderem tak zwanego klanu donieckiego – grupy wpływowych osób zaangażowanych politycznie, mających realny wpływ na sytuację ekonomiczną w kraju.
Napięte stosunki
Pozwala to sądzić, że wpływy rosyjskie faktycznie maleją na Ukrainie, a dążenie do wolności i energetycznej niezależności, staje się faktem, w którego możliwość realizacji jeszcze kilka lat temu nikt nie wierzył. Problemem oczywiście pozostaje reakcja strony rosyjskiej, i tradycyjne naburmuszenie, kiedy tylko kontrola wymyka się Kremlowi z rąk. Na razie brak jakiejkolwiek oficjalnej reakcji, czy komentarzy ze strony Gazpromu, jednak ostatnio stosunki na linii PGNIG – Gazprom i tak są dość napięte. Przyczyniła się do tego między innymi wypowiedź ministra Naimskiego, o tym jakoby Polska miała nie odnawiać kontraktu gazowego z Rosją, po jego wygaśnięciu w 2022 r. Pozostaje również kwestia postępowania arbitrażowego w sprawie zawyżonych – zdaniem Polski – cen za gaz. Te czynniki, wraz z uruchomieniem terminala w Świnoujściu, oraz realnymi w realizacji projektami europejskimi, takimi jak korytarz Północ-Południe, są wyraźnym znakiem dla Rosjan. Projekty takie jak Turkish Stream, czy połączenie gazowe z Chinami, są niesamowicie kosztochłonne. Nie zawsze też mają uzasadnienie ekonomiczne. Hegemonia w Europie się kończy, i nie bardzo jest pomysł na to, co robić dalej…
Inez Szuszwalak-Rojczyk