Fot: homeless/pixabay.com
Po raz kolejny polski rząd zdecydował się pójść pod prąd. W chwili gdy ponad połowa państw członkowskich Unii Europejskiej podnosi wiek emerytalny, my zdecydowaliśmy się go obniżyć. I tak już od czwartego kwartału przyszłego roku w Polsce będzie obowiązywał najniższy wiek emerytalny w całej Unii Europejskiej.
Inez Szuszwalak – Polki będą mogły odpocząć w wieku 60, a Polacy 65 lat. To dokładnie tak samo jak Chilijczycy. Tylko czy faktycznie to jest to czego chcemy? Jak zmieni się wypłata świadczenia, i czy da się za to jakoś przeżyć.
Czarna wizja
11 listopada Sejm przyjął ustawę obniżającą wiek emerytalny. Na podjęciu decyzji zaważyły głosy PiS – 262 za przyjęciem ustawy, 149 przeciw, wstrzymało się jedynie 19 posłów. Klamka zapadła, od nowego roku wracamy do emerytalnej rzeczywistości z czasów przed Platformą Obywatelską, anulując tym samym wizję pracy do 67 roku życia, niezależnie od płci. Różnicę na tle Europy widać gołym okiem: przykładowo wiek emerytalny Brytyjczyków wynosi odpowiednio 65 lat dla mężczyzn, i 62 dla kobiet (jednak rząd Wyspiarzy już przygotowuje reformę podnoszącą wiek do 68 roku życia). W Niemczech obecnie wiek to 65 lat dla obu płci, planowane jest podniesienie do 67.
W ocenie raportu Forum Obywatelskiego Rozwoju dotyczącego długofalowych skutków obniżenia wieku emerytalnego, krok ten będzie przyczyną prawdziwej katastrofy. Wzrost średniej długości życia, obciążenie młodych ludzi koniecznością utrzymywania rosnącej ilości emerytów, wolniejsze doganianie Europy Zachodniej, to tylko niektóre z fragmentów czarnej wizji. Do tego dochodzą jeszcze dalej sięgające wnioski – wzrost odsetka emigrujących młodych ludzi, którzy będą zmęczeni wysokimi podatkami oraz wizją własnych, głodowych emerytur. Trudno się z tym nie zgodzić.
Jak to właściwie działa? Od przeszło 17 lat (od roku 1999), system emerytalny w Polsce funkcjonuje na podstawie najprostszego, a jednoczenie najbardziej rozsądnego założenia. Na emeryturze otrzymasz dokładnie tyle pieniędzy z własnych składek, ile sam odłożyłeś. Generalnie na ubezpieczenie emerytalne odprowadzana jest składka w wysokości 19,52 proc. podstawy wymiaru obowiązkowej składki, czyli wynagrodzenia brutto. Ile miesięcznie odkłada osoba zarabiająca średnią pensję krajową? Zakład Ubezpieczeń Społecznych podaje przykład – osoba zarabiająca średnie wynagrodzenie, czyli 3 783 zł brutto, odkłada na ubezpieczenie emerytalne 369 zł. Do tego dochodzi taka sama kwota odkładana przez pracodawcę. Dodatkowo warto zwrócić uwagę na dysproporcje w wysokości emerytur, pomiędzy kobietami i mężczyznami. Dane GUS są bezlitosne dla kobiet: w marcu 2015 r. średnia emerytura kobiet wyniosła 1698 zł brutto; mężczyzn 2481,18 zł.
Spadek wiarygodności
Premier Beata Szydło zapowiada jednak, że to nie koniec zmian. Planowany jest całkowity przegląd systemu emerytalnego. Audyt się przyda, choćby dlatego, że obniżenie wieku emerytalnego, od przyszłego roku, pociągnie za sobą zmniejszenie liczby ludności w wieku produkcyjnym o blisko 800 tysięcy. To duży szok dla rynku pracy, który będzie musiał szybko dostosować się do zmieniających się warunków. Zmiana będzie kosztowna, nie tylko dla osób które zdecydują się na wcześniejsze przejście na emeryturę. Budżet państwa też zauważy różnicę – szacowany koszt przejścia na nowe zasady, to około 40 mld zł, w samych tylko latach 2016-2019. Do 2025 r. całkowity koszt działań prowadzonych w związku z tą zmianą ma wynieść 140 mld zł., a do 2035 r. aż 381 mld. W roku 2060 suma miałaby sięgnąć astronomicznej kwoty 1,4 biliona zł. – wszystkie wartości pochodzą z Biura Analiz Sejmowych, z grudnia 2015 r.
Decyzja polskiego rządu odbiła się też szerokim echem na arenie międzynarodowej. Agencja ratingowa Moody’s obniżyła rating Polski, czyli ocenę wiarygodności kredytowej, twierdząc, że wycofanie się ze stopniowego podnoszenia wieku emerytalnego ma negatywny wpływ na finanse publiczne, wzrost gospodarczy czy wiarygodność prowadzonej polityki. Agencja twierdzi, że zmiana wieku emerytalnego znacząco zwiększa ryzyko przekroczenia już w 2018 r., progu deficytu finansów publicznych na poziomie 3 procent PKB. Słowem – decyzji tej nikt nie pochwala. Ale przecież gdyby to miało oznaczać same problemy, nikt by się na to nie zdecydował…
Czas też pracuje…
Prawda jest jednak taka, że możliwość przejścia na wcześniejszą emeryturę została przyjęta przez znaczącą część społeczeństwa z wielkim entuzjazmem. Powrót do warunków emerytalnych sprzed 2012 r. był jedną z najważniejszych obietnic wyborczych Premier Szydło i reprezentowanego przez nią obozu politycznego. Możliwość decydowania za siebie przemówiła do ludzi, których perspektywa pracy zawodowej do 67 roku życia przerażała i wydawała się być zupełnie nierealną do osiągnięcia. Podstawowa zmiana dotyczy możliwość samodzielnej oceny swoich możliwości zawodowych, samopoczucia i stanu zdrowia, a także podjęcie decyzji o ewentualnym kontynuowaniu pracy, po osiągnięciu wieku 60/65 lat. Dodatkowym plusem ma być możliwość uzyskania informacji z Zakładu Ubezpieczeń Społecznych na każdym etapie pracy zawodowej, o prognozowanej stawce emerytury, która będzie się nam należeć.
Jednym z argumentów zwolenników dłuższego wieku emerytalnego jest stały wzrost udziału pracy intelektualnej w stosunku do pracy fizycznej. Miałoby to zwiększać możliwości dłuższej pracy w zawodach nie związanych z wysiłkiem fizycznym. Jednak każdy kto przepracował intelektualnie chociaż tydzień z pewnością stwierdzi, że mając 67 lat nie będzie już nawet w połowie tak efektywny, jak mając 30. Dodatkowo warto wspomnieć, że rynek pracy dla osób po 55 roku życia praktycznie nie istnieje. Z rynku wypierają ich młodzi, chcący się uczyć, nie mający konkurencyjnych wymagań finansowych wobec specjalistów z wieloletnim doświadczeniem.
Zmiany wchodzą w życie 1 października 2017 r. Do tej chwili czeka nas zapewne lista dodatkowych zmian, które reforma za sobą pociągnie. Do końca kadencji pozostały jeszcze trzy lata. To co będzie najlepszym sprawdzianem zasadności reformy to czas…