Wojna o wiarę

undefinedFot: sword/pixabay.com

W lipcu br. indyjskie siły bezpieczeństwa zabiły Burhana Wani, charyzmatycznego przywódcę młodych, zrewoltowanych Kaszmirczyków, z indyjskiej części tego byłego księstwa. Spowodowało to wybuch niezadowolenia i demonstracje, brutalnie tłumione przez indyjskie siły bezpieczeństwa. Ponad siedemdziesiąt osób straciło życie.

Prof. Krzysztof Dębnicki – Najczęściej analizujemy sytuację w Kaszmirze, w kontekście aktualnych wydarzeń, takich jak to powyżej, lub podobnych. Niemniej, prawdziwe przyczyny konfliktu tkwią znacznie głębiej, w psychologii Indii i Pakistanu, w ich wzajemnych relacjach, które kształtowały się przez ostatnie kilkaset lat, nie zaś, jak się zazwyczaj sądzi, od czasu uzyskanie niepodległości w 1947 r.

Straty większe niż stawka
Kilka lat temu rozmawiałem na temat konfliktu kaszmirskiego z pakistańskim wiceministrem spraw wewnętrznych. Nie ukrywałem, że z mojej perspektywy uważam ten konflikt za kompletnie irracjonalny i pozbawiony sensu. Kluczowe słowo to „z mojej perspektywy”, bo perspektywy bywają różne. Konwersacja wyglądała mniej więcej tak:
– O co wam chodzi w Kaszmirze?
– O sprawiedliwość.
– Ale konkretnie, czego chcecie pod względem terytorialnym? Czy na przykład chcecie Dżammu, z całą jego hinduską większością?
– Absolutnie nie, nie potrzebujemy Dżammu.
– No to może zależy wam na Ladakhu, który jest w połowie buddyjski, a w połowie szyicki. Czy chcecie w Pakistanie wszystkich tych buddystów i szyitów?
– Absolutnie nie. Nie potrzebujemy Ladakhu.
– No to czego chcecie?
– Chcemy Doliny Kaszmiru.
To mnie zaskoczyło. Tylko Doliny? Przecież Dolina to zaledwie jakieś 10 tysięcy km kwadratowych, albo nawet mniej, zależy jak liczyć. Tylko o taki skrawek ziemi cały ten konflikt, nuklearne groźby, trwające latami starcia, pojedynki artyleryjskie, straty ludzkie oraz materialne? Wydatki idące już, nie w miliony, ale w miliardy dolarów? Ale to nie wszystko. Od ponad dwóch dekad obydwa kraje ścierają się na kaszmirskim lodowcu Siachen, na wysokości 7 tysięcy metrów nad poziomem morza. Dziś nie zostało tam już nic, poza brudnym lodem. Siachen nie ma także żadnego strategicznego znaczenia, wyłącznie prestiżowe, ponieważ leży u podnóża drugiej najwyższej góry świata. W połowie lat 90. XX w. mówiono mi w New Delhi, że dzienne wydatki związane z wojną na lodowcu wynosiły dwa miliony dolarów. Trudno oczekiwać, żeby Pakistan wydawał mniej.

Poczucie krzywdy i duma
Za całym tym, znowu, z naszego punktu widzenia, szaleństwem, musi kryć się coś innego. Tym czymś jest psychologia i powiązana z nią historia. Zacznijmy od historii. W początku XIII w. Indie zostały podbite przez muzułmanów. Starcia trwały jednak już od VIII w. Muzułmanie – Arabowie, Afgańczycy, Turcy, ludy Azji Centralnej – najeżdżali Indie, burzyli świątynie, rabowali, uprowadzali w niewolę setki tysięcy hindusów. Nienawiść jaką to wywoływało była wielka i przetrwała wieki. Oto jak Al-Beruni, islamski podróżnik i uczony, opisuje w XI w. stosunek hindusów do muzułmanów: „Wszystkie te wydarzenia zrodziły w sercach [Hindusów] uczucie głębokiej nienawiści”. Al-Beruni pisze dalej, że stało się tak dlatego, że islamscy najeźdźcy „całkowicie zrujnowali ten kraj i dokonywali wspaniałych czynów, dzięki którym hindusi stali się jak drobiny pyłu rozproszone wszędzie wokoło… Ich pozostałości zachowują oczywiście głęboką nienawiść, w stosunku do wszystkich muzułmanów”. Przez następne osiemset lat Indie były de facto, choć w różnym czasie w różnym stopniu, islamską kolonią. Muzułmanom nie udało się jednak, pomimo podejmowania licznych prób, zredefiniować kulturowej oraz religijnej tożsamości hindusów, i nigdy nie przekroczyli progu 25 proc. mieszkańców subkontynentu.
Pomimo setek lat kohabitacji i wiążącej się z tym konieczności współpracy, ta wzajemna niechęć wyznawców obydwu religii, nigdy nie zanikła. Z nową siłą objawiła się podczas krwawego podziału Indii Brytyjskich w 1947 r. Trwa do dzisiaj, podsycana przez historię trzech wojen indyjsko-pakistańskich: starcia w Kargilu i liczne „działania hybrydowe”, cały czas podejmowane w Indiach przez pakistańskie służby. Z jednej stromy, mamy więc hinduskie poczucie wielowiekowej krzywdy, a z drugiej, dumy z odrodzenia hinduskości po 1947 r., a co może najważniejsze, ponownego odzyskania władzy nad swoim krajem po wiekach kolonialnej dominacji muzułmanów, a później Brytyjczyków. Jakiekolwiek terytorialne ustępstwa w Kaszmirze, pod presją islamskiego Pakistanu, są w tej sytuacji zupełnie wykluczone.

Księga islamskiej chwały
Psychologiczna sytuacja Pakistanu jest bardziej skomplikowana. Po 1947 r. znalazł się w sytuacji, którą Milton Friedman zdefiniował niegdyś odpowiedzią na pytanie: „kto bardziej potrzebuje, ten kto ma, czy ten kto nie ma” (?); wyjaśniając następnie: „ten kto miał, a nie ma”. Islamscy władcy, których dziedzicem jest dziś Pakistan, rządzili niegdyś całymi Indiami, a później stracili je, zachowując po 1947 r. jedynie niewielką część. Następnie dwadzieścia procent tej części i 60 procent ludności utracili w wojnie z Indiami, w 1971 r. Islam, jak pisał znany indyjski psychiatra Sudhir Kakar, jak żadna inna religia przywiązuje szczególne znaczenie do historii jako desygnatora tożsamości. Świadomość dawnej wielkości, władzy rozciągającej się prawie nad całym subkontynentem, nigdy nie uległa zatarciu w Pakistanie. Prawie wszyscy przywódcy tego państwa mieli ambicję, jeśli już nie odtworzenia swojej dominacji nad całymi Indiami, to przynajmniej wpisania się do księgi islamskiej chwały, w konflikcie z hinduskimi kafirami. Jak inaczej wytłumaczyć kolejne wojny, które Pakistan inicjował i przegrywał, niczego nie ucząc się na własnych błędach?
Muhammad Ali Jinnah, twórca Pakistanu, w 1947 r. zorganizował nieudaną „hybrydową inwazję” pasztuńskich plemion na księstwo Kaszmiru, którym rządził wtedy hinduski radża. Prezydent, gen. Ayub Khan, usiłował w 1965 r. siłą odebrać Kaszmir, i niewiele brakowało aby skończyło się to utratą Lahore, największego pakistańskiego miasta, kiedy Indie uderzyły w Pendżabie, zamiast tylko bronić się w Kaszmirze, jak tego oczekiwali pakistańscy stratedzy. W 1971 r., za kadencji kolejnego generała-prezydenta, Yahya Khana, pakistańskie samoloty zaatakowały z zaskoczenia indyjskie lotniska, zapoczątkowując wojnę, w wyniku której Pakistan Wschodni przekształcił się w suwerenny Bangladesz. Gen. Pervez Musharraf, szef sztabu wojsk lądowych za premierostwa Nawaza Sharifa, zorganizował w 1999 r., podobno bez wiedzy premiera, zajęcie opuszczonych na zimę indyjskich pozycji w Kargilu, co doprowadziło do krwawego konfliktu granicznego między już wtedy, nuklearnymi sąsiadami. Jednocześnie Nawaz Sharif wystąpił do parlamentu z wnioskiem o przyznanie mu tytułu Amir-e-Mumineen, czyli Przywódca Wiernych, a więc wszystkich, nie tylko pakistańskich, muzułmanów. Każdy z nich, za wyjątkiem premier Benazir Bhutto, czuł się w obowiązku podtrzymania konfliktu z Indiami, bez względu na koszty oraz kolejne przegrane starcia, aby zostać ghazim – wojownikiem o wiarę, który, jak pierwsi afgańscy najeźdźcy, ostatecznie pokona znienawidzone, niewierne Indie. Pani Bhutto, jako kobieta, była z tego obowiązku zwolniona, natomiast długoletni prezydent, gen. Ziaul Haq, był zajęty walką o wiarę w Afganistanie, przeciwko ateistycznym Sowietom. Mamy więc w Pakistanie, trwający już dziesięciolecia dramatyczny konflikt, między oczekiwaniem związanym z wiarą w to czym jesteśmy i brakiem realnych możliwości urzeczywistnienia swoich dążeń.

Obowiązek zemsty
Zarówno Indie jak Pakistan, choć Pakistan w stopniu wyraźnie większym, to społeczności plemienne. Jedną z cech plemienności jest akceptacja koncepcji zemsty w życiu jednostek, grup społecznych, oraz w relacjach międzypaństwowych. Prawie cała armia pakistańska składa się z Pendżabczyków, którzy na zemstę mówią badla, i Pasztunów nazywających ją badal. Po drugiej stronie granicy koncepcja zemsty jest dobrze znana oraz praktykowania, zarówno wśród pendżabskich Sikhów, jak i pendżabskich hindusów. W pakistańskiej akademii wojskowej w Kakul, którą kończy każdy przyszły oficer, dzień zaczyna się od powtórzenia zobowiązania o wzięciu odwetu na Indiach, za klęskę w wojnie w 1971 r. I tak, już od ponad czterdziestu lat, obowiązek zemsty przechodzi na kolejny rocznik pakistańskiego korpusu oficerskiego, który w istocie rządzi tym krajem. Konflikt wyniszcza obydwa państwa politycznie, a także ekonomicznie, zatruwa życie samych Kaszmirczyków. Ale nie to jest najważniejsze. Interes ekonomiczny, polityczny, zachowania, które w naszym świecie uważamy za „racjonalne”, wszystko to ustępuje przed decyzjami „oczywistymi”, zdefiniowanymi kulturowo. Nie należy liczyć na szybkie rozwiązanie problemu kaszmirskiego. Żadna strona nie ustąpi, jeśli nie zostanie do tego zmuszona przez wyraźną klęskę w bezpośrednim starciu. Ale obydwie skonfliktowane strony dysponują bronią jądrową i takiego ostatecznego rozstrzygnięcia nikt nie chce.

Dodaj komentarz