Fot: coins/pixabay.com
Wenezuela od 2016 roku tkwi w najdotkliwszym kryzysie gospodarczym w historii tego kraju. Obywatele regularnie cierpią z powodu braku żywności w sklepach, a niemalże puste supermarkety są celem ataków agresywnych oraz głodnych ludzi. Rząd ogłosił stan wyjątkowy, dostawy żywności odbywają się pod obstawą uzbrojonego wojska, a podstawowe produkty są odgórnie racjonowane ludziom.
Malwina Haggard – Gospodarka Wenezueli osiągnęła najgorszy wzrost gospodarczy na świecie (-8 proc.), najwyższą inflację (482 proc.), szacuje się, że bezrobocie w najbliższych latach sięgnie aż 30 proc.
Duch boliwarianizmu
W czasie prezydentury Hugo Chaveza w Wenezueli, na początku XXI wieku, gospodarka wenezuelska radziła sobie całkiem nieźle. Profity uzyskiwane z eksportu ropy naftowej, zapewniały stabilny wzrost gospodarczy, finansowanie darmowej opieki zdrowotnej i edukacji, oraz liczne programy pomocowe dla ubogich (m.in. darmowe operacje chirurgiczne, jak również opiekę zdrowotną na Kubie, w ramach wymiany personelu medycznego). Całość w duchu boliwarianizmu i socjalizmu. Tak było jeszcze w 2010 roku. W 2013 zmarł prezydent Chavez, a schedę po nim (w ramach demokratycznych wyborów) objął namaszczony następca – prezydent Nicolas Maduro. Dwa lata później świat obiegły zdjęcia protestujących Wenezuelczyków, którzy domagali się obniżek cen żywności oraz produktów higienicznych. W przeciągu roku sytuacja pogorszyła się do tego stopnia, iż w kraju zaczęło brakować żywności, produktów pierwszej potrzeby czy leków, a wskaźnik śmiertelności niemowląt, był wyższy niż w ogarniętej wojną Syrii. Co doprowadziło kraj do takiej zapaści?
Recesja i korupcja
Wenezuela ma największe na świecie złoża ropy naftowej. I właściwie nic poza tym. 95 proc. przychodu gospodarczego kraju, pochodzi z eksportu tego surowca. Gdy światowe ceny ropy zaczęły w 2014 roku spadać, konsekwentnie spadł również dochód wenezuelskiej gospodarki. Kontynuacja prowadzonej do tej pory polityki socjalnej, wydatki na opiekę zdrowotną i darmową edukację, przy jednoczesnym spadku eksportu ropy, doprowadziły kraj do recesji. Rządy zarówno Hugo Chaveza, jak i Nicolasa Maduro, nie dbały o zabezpieczenie przyszłości poprzez oszczędności czy próby inwestycji zarobionych pieniędzy, na wypadek światowego kryzysu cen ropy.
W 2014 roku baryłka ropy kosztowała 100 dolarów, obecnie jej cena stanowi tylko połowę tej kwoty. Natomiast dwa lata później sięgnęła rekordowo niski poziom 26 dolarów. W Wenezueli krajową ropą zarządza państwowa spółka PDVSA, która zatrudnia zagraniczne firmy do prowadzenia prac wydobywczych. W wyniku kryzysu, PDVSA nie była w stanie opłacić usług tych firm, więc te w konsekwencji zmniejszyły do minimum swoje działania w Wenezueli. To zaowocowało spadkiem produkcji ropy. Co więcej, w zeszłym roku, przeprowadzono audyt, który ujawnił, iż PDVSA nie jest w stanie wytłumaczyć co stało się z 11 miliardami dolarów, które wypłynęły ze spółki w latach 2004-2014. Oskarżenia o korupcje były od lat wysnuwane w kierunku PDVSA, jednak dopiero audyt wykazał nieprawidłowości w funkcjonowaniu spółki.
Potężna inflacja
W 2016 roku, mimo spadku wartości boliwara i przychodów z eksportu ropy naftowej, rząd utrzymywał kontrole cen produktów na sklepowych półkach. Dotychczasowi zagraniczni producenci dóbr zbywalnych, aby nie sprzedawać swoich produktów po zaniżonych cenach, zdecydowali się ograniczyć import do Wenezueli, przez co jego wartość spadła o 50 proc. w porównaniu z rokiem poprzednim. Dopiero niedawno rząd zdecydował się uwolnić ceny i żywność częściowo powróciła do sklepów. Jednakże ceny podstawowych produktów są tak wysokie, że przeciętni Wenezuelczycy nie są w stanie sobie na nie pozwolić. Co więcej, kryzys praktycznie doprowadził do upadku służby zdrowia. Do tej pory darmowa i najbardziej zaawansowana w regionie, była znakiem firmowym polityki boliwarianizmu. Obecnie szpitale nie mają środków finansowych aby funkcjonować, brakuje leków, a przerwy w dostawach prądu uniemożliwiają pracę lekarzy.
Kończą się także rezerwy gotówki oraz złota w skarbcu państwowym. Wenezuela ma długi w wysokości ponad 15 miliardów dolarów, z terminami spłaty do 2017 roku. Inwestorzy i rządy (m.in. Chiny), które do tej pory wspomagały kraj pożyczkami oraz inwestycjami, albo przestali to robić, albo znacząco zmniejszyły zakres pomocy.
W grudniu prezydent Maduro postanowił wycofać z obiegu największy do tej pory banknot o nominale 100 boliwarów, który obecnie wart jest niecałe 2 centy amerykańskie. Rząd zdecydował o druku banknotów o wyższych nominałach, żeby kupujący nie musieli przynosić toreb pieniędzy w celu zrobienia podstawowych zakupów. Nie rozwiąże to jednak problemu głodu, a także biedy w kraju. Co ciekawe jedną z odpowiedzi na kryzys walutowy w Wenezueli, może być internetowa waluta bitcoin. Według brokerow bitcoin, ilość płacących w tej walucie w Wenezueli wzrosła z 450 w 2014 do 85 000 w 2016. Bitcoin umożliwia użytkownikom mającym dostęp do internetu zakup najpotrzebniejszych dóbr na portalu amazon.com. To nie pierwszy raz, gdy bitcoin jest wykorzystywany przez obywateli państw w kryzysie, wcześniej miało to miejsce m.in. na Islandii czy w Nigerii. W związku z tym, iż rządy czy bank centralny, nie mają kontroli nad bitcoinem i jego wartością, jest on uważany za walutę dość stabilną, która może mieć duży wpływ na wyjście państwa z kryzysu ekonomicznego.
Populizm lekarstwem
Wenezuela jest już w zapaści gospodarczej czwarty rok. Według szacunków Międzynarodowego Funduszu Walutowego, kraj pozostanie w recesji co najmniej do 2019 roku.
Ale Wenezuelę nęka kryzys nie tylko gospodarczy, ale też polityczny. Można śmiało powiedzieć, że demokracja wenezuelska zmierza w stronę dyktatury. W październiku 2016 miały miejsce liczne protesty przeciwko prezydentowi Maduro. Zgłoszono oficjalny wniosek o referendum mające na celu jego odwołanie, przed końcem kadencji. Wniosek został odrzucony przez parlament i prezydenta, który oskarżył opozycję o próbę puczu. Opozycja natomiast oskarża prezydenta o łamanie konstytucji oraz represje wobec politycznych oponentów. Ekonomiści prześcigają się w proponowaniu rozwiązań, najczęściej dość drastycznych, które miałyby pomóc krajowi wyjść z zapaści. Pewne jest jednak, że rozwiązania te nie uzyskają popularności u Wenezuelczyków. A to na popularności zależy najbardziej rządowi. Zdaje sobie bowiem sprawę, że tylko populistyczne hasła trzymają go jeszcze przy władzy.
Autorka jest ekspertem Fundacji FIBRE ds. analiz bezpieczeństwa i zagrożeń terrorystycznych. Specjalizuje się również w problematyce latynoamerykańskiej oraz subsaharyjskiej. Pracuje jako konsultant w międzynarodowej agencji badawczej.