Fot: pixabay.com
Dawno minęły czasy, gdy Gruzja była prymusem postsowieckiego obszaru. Do reform się przyzwyczajono, a marsz ku zachodnim strukturom przypomina dreptanie w miejscu. Koalicja, która w latach 2012-2013 odsunęła od władzy obóz Micheila Saakaszwilego, grzęźnie we własnych problemach, pęka i przejawia te same autorytarne zapędy, o które oskarżała poprzedników.
Ksawery Czerniewicz – Zrealizowany przez tajemniczego oligarchę Bidzinę Iwaniszwilego projekt koalicji Gruzińskie Marzenie wyczerpał się. Z perspektywy lat wygląda na to, że rację mieli ci, którzy twierdzili, że jego jedynym celem było pozbycie się radykalnie prozachodniej i reformatorskiej ekipy Saakaszwilego osłabionej porażką w wojnie z Rosją. Zresztą dążenie do zemsty na byłym prezydencie pozostaje dziś chyba jedyną rzeczą z całej listy obietnic, które dały zwycięstwo w wyborach pięć lat temu.
Era Saakaszwilego
Nie ma wątpliwości, że punktem zwrotnym w przełomowych dla Gruzji rządach Ruchu Zjednoczenia Narodowego (UNM) była wojna z Rosją w 2008 roku. Zakończyła się porażką, a od całkowitej katastrofy Saakaszwilego, uchroniły dyplomatyczne wysiłki Zachodu i gruzińskich sojuszników – ze słynną wyprawą kilku prezydentów, w tym śp. Lecha Kaczyńskiego na czele, do Tbilisi. Wojna Pięciodniowa utrwaliła secesję Abchazji i Osetii Południowej oraz przyspieszyła ich faktyczną integrację z Rosją. Pogorszyło się strategiczne położenie Gruzji wraz z nasyceniem separatystycznych regionów rosyjskim wojskiem. Zatrzymany został skutecznie marsz Gruzji do NATO, a na Zachodzie coraz mocniej Saakaszwilego odbierano jako awanturnika. W kraju zaś prysł mit skutecznego prezydenta Saakaszwilego, uwielbianego przez wielu rodaków Miszy. Po latach bardzo głębokich i skutecznych reform, obóz rządzący zaczął popełniać coraz więcej błędów, coraz więcej nadużyć, i przede wszystkim pogrążał się w aroganckim przeświadczeniu, że nie ma z kim przegrać. Kilka prób obalenia władzy przez „ulicę”, bez wątpienia sterowanych z Moskwy, nie udało się. Opozycja była w rozsypce, w dużej części skompromitowana współpracą z Rosją. Jednak ciągłe straszenie Moskwą i przyklejanie każdemu politycznemu przeciwnikowi łatki „ruskiego agenta”, przy nagłaśnianych przypadkach brutalnych nadużyć władzy, skończyły się wreszcie zaskakującą dla UNM porażką w wyborach w 2012 roku. Zwyciężył blok Gruzińskie Marzenie, konglomerat różnych partii i środowisk, cementowany wielkimi pieniędzmi oligarchy Iwaniszwilego (akcjonariusza Gazpromu zresztą) oraz pragnieniem odsunięcia od władzy Saakaszwilego. Nie pomogła kampania przedstawiania Iwaniszwilego jako wykonawcy planu Kremla (choć powiązaniom oligarchy z Rosją trudno zaprzeczyć). Rok później z urzędu odszedł Saakaszwili (nie mógł startować kolejny raz w wyborach) – tak skończyła się jego era w Gruzji, należy tu przypomnieć, okres, w którym ten kaukaski biedny kraj z postsowieckiego upadłego państwa, stał się dynamiczną republiką, stawianą za wzór nie tylko innym krajom postsowieckim.
Od chwili odzyskania niepodległości Gruzja była państwem słabym, skorumpowanym, bezbronnym, i z gospodarką mającą niewiele wspólnego z wolnym rynkiem. Na dodatek z głębokimi ranami, jakimi była utrata kontroli – po krwawych walkach – nad Abchazją i Osetią Południową. Także Adżaria stała się niemal udzielnym księstwem Asłana Abaszydzego. Przełomem była tzw. rewolucja róż na jesieni 2003 r. Bardzo szybko ze stojącego na jej czele triumwiratu Micheil Saakaszwili – Zurab Żwanija – Nino Burdżanadze, na placu ostał się tylko ten pierwszy. Pod jego rządami w Gruzji zaszły najbardziej radykalne przemiany wśród postsowieckich krajów (nie licząc trzech republik bałtyckich, zawsze różniących się od reszty ZSRS).
Reformy…
Autor radykalnych reform ekonomicznych Kacha Bendukidze swoimi rozwiązaniami sprawił, że w rankingach wolności gospodarczej i łatwości prowadzenia biznesu Gruzja poszybowała ostro w górę, dystansując inne b. republiki sowieckie o kilka długości, wyprzedzając też chociażby Polskę, a nawet Niemcy. Liczbę podatków zmniejszono z 21 do czterech. Licencji i pozwoleń zamiast 600 zrobiło się 50. Na efekty wprowadzanych wolnorynkowych zmian gospodarczych nie trzeba było czekać długo. Najlepsze pod tym względem były lata 2005–2008, gdy wzrost gospodarczy wynosił ponad 8 proc. PKB rocznie. Nagle Gruzja stała się atrakcyjnym rynkiem dla zagranicznych inwestorów. O ile w 2003 r. bezpośrednie inwestycje zagraniczne wyniosły 340 mln USD, to cztery lata później było to już przeszło 2 mld USD (2007). Fakt, że potem nastąpiło lekkie załamanie (wojna z Rosją, początek kryzysu światowego) i w 2009 roku PKB spadł o 3,8 proc., ale już rok później był znów wzrost o 6,3 proc., a jeszcze lepiej w 2011 roku: 7 proc. W 2009 r. rynkowe zmiany utrwalono poprzez przyjęcie przez parlament listy ustaw konstytucyjnych nazwanych łącznie „Aktem Wolności Gospodarczej” (m.in. zwiększanie obciążeń podatkowych tylko przez referendum; zakaz tworzenia nowych państwowych regulatorów; zakaz państwowej regulacji cen towarów i usług; górny próg wydatków budżetowych 30 proc. PKB; maksymalny deficyt 3 proc. PKB; zadłużenie państwa maksymalnie 60 proc. PKB). Reformy miały swoją cenę, m.in. dwucyfrowe bezrobocie, maksymalnie sprywatyzowana ochrona zdrowia, słaba pozycja związków zawodowych.
Ale największy sukces osiągnięto w walce z korupcją. To był warunek konieczny, aby udało się zmienić kraj. Wspomniany Bendukidze mawiał, że wolność gospodarcza i ograniczenie korupcji to dwie strony tego samego procesu. Skończyły się haracze, jakie biznes płacił gangsterom, skorumpowanym urzędnikom i policjantom. Tylko w latach 2003-2010 zarzuty korupcji postawiono blisko tysiącowi funkcjonariuszy publicznych (m.in. 6 deputowanym, 12 wiceministrom, 50 sędziom). Radykalnym reformom gospodarczym towarzyszyły głębokie zmiany w administracji i wymiana kadr. Bez tego drugiego niemożliwe byłoby to pierwsze. Liczba pracowników sektora publicznego zmniejszyła się o połowę. Ale ci, co pozostali, zaczęli zarabiać kilkakrotnie więcej. W administracji było coraz więcej ludzi, dla których drugim językiem jest nie rosyjski, a angielski. Wielu z nich kształconych na Zachodzie. Ciekawą metodą walki z korupcją była planowa rotacja wysokich urzędników. Ale podstawa to reforma organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości. Władze nie bały się radykalnych rozwiązań w policji. Skorumpowana do cna drogówka została rozwiązana. Zastąpiła ją zbudowana od podstaw i zasilona nowym ludźmi Policja Patrolowa – oprócz kontroli drogowej zajmuje się też pilnowaniem porządku na ulicach.
…i upadek
Bardzo wysokim podwyżkom płac z grup podwyższonego ryzyka jeśli chodzi o korupcję towarzyszyło drakońskie zaostrzenie kar. Oczyszczenie środowiska sędziowskiego skutkowało zaś drastycznym zwiększeniem liczby wyroków skazujących, na dodatek surowszych niż kiedyś. Efekt? Gruzja znalazła się w światowej czołówce, jeśli chodzi o stosunek liczby więźniów do populacji kraju. Na dodatek w więzieniach panowały bardzo surowe warunki (w 2011 roku były 144 zgony, czyli średnio jeden więzień umierał co trzy dni), a i służba więzienna zaczęła popełniać coraz więcej nadużyć i wręcz przestępstw kryminalnych. Zresztą jedną z bezpośrednich przyczyn wyborczej porażki UNM był skandal w stołecznym więzieniu nr 8, gdzie nagrano drastyczne sceny bicia i gwałtu na więźniu. Rządzący przez blisko dekadę obóz Saakaszwilego zgubiły arogancja i zachowania autorytarne. Prezydent mylił się, sądząc, że porażka z Rosją w 2008 roku scementuje Gruzinów wokół jego osoby i jego ludzi w rządzie. To nie klęski, lecz zwycięstwa jednoczą społeczeństwo wokół władzy.
Po odejściu z urzędu Saakaszwili wyjechał z Gruzji. Jak się okazało na stałe – polowanie rozpoczęte przez nową ekipę na jego ludzi nie czyniło żadnych wyjątków. Za kraty zaczęli trafiać politycy i urzędnicy z najwyższych szczebli. Było jasne, że postawienie zarzutów i być może zatrzymanie byłego prezydenta to tylko kwestia czasu. Saakaszwili wyjechał do USA, a potem politycznie odnalazł się na Ukrainie. Po niego i po grupę jego byłych współpracowników sięgnął Petro Poroszenko. Opromienieni sukcesami reform u siebie, Gruzini mieli przyspieszyć ten proces także na Ukrainie. Pokazowym poligonem miał być obwód odeski – na stanowisko jego gubernatora trafił Saakaszwili. Jednak romans z ekipą Poroszenki nie trwał długi. Gruzin zaczął narzekać na to, że ukraiński rząd i oligarchowie rzucają mu kłody pod nogi, że paraliżują jego działania. Skończyło się zerwaniem z prezydentem, a zaraz potem wejściem Saakaszwilego w otwarty konflikt z Poroszenką. Nie mogło się to skończyć dobrze dla Gruzina. Poroszenko postanowił pozbyć się niewygodnego krytyka (mogącego stać się w przyszłości groźnym rywalem) i do tego celu wykorzystał zarzuty postawione Saakaszwilemu w Gruzji. Formalnym powodem odebrania paszportu ukraińskiego był brak formalnego poinformowania o tych zarzutach podczas wypełniania przez Saakaszwilego wniosku o obywatelstwo. Były prezydent Gruzji nie poddaje się, zapowiada, że będzie próbował mimo wszystko wrócić na Ukrainę. Kijów odpowiada: wówczas wydamy Saakaszwilego Gruzji, skąd 18 sierpnia przysłano kolejny wniosek o ekstradycję. W Tbilisi mogą obawiać się byłego prezydenta – nie wiadomo bowiem, w jakim kierunku potoczą się wydarzenia.
Majstrują przy konstytucji
Obecnie scena polityczna Gruzji jest dużo bardziej zróżnicowana, aniżeli kilka lat temu, gdy Saakaszwili odchodził z urzędu. Podzieliły się wewnętrznie oba główne rywalizujące ze sobą wtedy i jeszcze jakiś czas potem obozy. Nie ma jedności zarówno w koalicji Gruzińskie Marzenie, jak i w opozycji. Obecnie główna oś sporu przebiega w kwestii proponowanych poprawek do konstytucji. Najbardziej kontrowersyjna może doprowadzić do zmiany sposobu wyboru prezydenta z bezpośredniego na pośredni. Kontrowersja numer 2: długość okresu przejścia z obecnego mieszanego systemu większościowo-proporcjonalnego w wyborach parlamentarnych do systemu w pełni proporcjonalnego. Wreszcie spór trzeci: o sposób rozdziału mandatów między partie wchodzące do parlamentu. Rozwiązania radykalnie zmieniające system władzy chce przeforsować rządząca koalicja. Rok temu Gruzińskie Marzenie odniosła miażdżące zwycięstwo wyborcze i ma dziś niemal absolutną władzę. Z powodu podziałów w opozycji rządząca koalicja zdobyła aż 115 ze 150 mandatów. Trzeci raz już od odzyskania niepodległości Gruzja stała się de facto państwem jednopartyjnym. W 1999 r. absolutną większość miała partia Eduarda Szewardnadzego. Potem partia Saakaszwilego (2004-2012). W obu wypadkach zakończyło się to ciężką klęską. Podobnie może stać się z obecną ekipą – stąd inicjatywy mające temu zapobiec.
Pod koniec czerwca parlamentarna frakcja Gruzińskiego Marzenia, przy bojkocie ze strony trzech frakcji opozycyjnych, przyjęła w pierwszym i drugim czytaniach projekt zmiany ordynacji, który przesuwa przejście do systemu w pełni proporcjonalnego dopiero w wyborach w 2024 r. Projekt wcześniej zaaprobowany przez Komisję Wenecją, przewidywał przejście cztery lat wcześniej. Deputowani GM zmienili to jednak. Jednocześnie obniżono próg wyborczy z obecnych 5 do 3 proc. i określono limit maksymalnej liczby dodatkowych mandatów, które weźmie zwycięska partia z puli partii, które nie przekroczą progu. Ruch GM wywołał protesty opozycji. 16 partii opozycyjnych, w tym były rządzący Ruch Zjednoczenia Narodowego (UNM) oraz Europejska Gruzja, czyli rozłamowcy z UNM, apelują do wszelkich możliwych międzynarodowych instytucji.
Temperatura rośnie
Sprawa zmian w systemie wyborczym wywołała też poważny konflikt wewnątrz obozu rządzącego. Od samego początku bojkotuje te prace, przeciwny zniesieniu bezpośrednich wyborów prezydenckich prezydent Giorgi Margwelaszwili (był kandydatem GM). W tym samym kierunku, de facto upartyjnienia wyborów, idzie propozycja zmian w prawie o samorządach. Opozycja twierdzi, że da to już na starcie przewagę Gruzińskiemu Marzeniu przed październikowymi wyborami lokalnymi. Margwelaszwili zawetował wszystkie propozycje koalicji, ale ta, mając bardzo dużą przewagę w parlamencie, weta odrzuciła. Prezydent zdawał sobie z tego sprawę, ogłosił weto, by podnieść swe notowania w społeczeństwie. W 2018 roku mają się odbyć wybory prezydenckie, a Margwelaszwili chce walczyć o reelekcję. Pod presją Margwelaszwilego GM zgodziło się odsunąć zmiany w wyborach prezydenckich z 2018 roku na 2023 r. Nowa w pełni proporcjonalna ordynacja miałaby wejść w życie w 2024 r. Trzecie, ostatnie czytanie ma się odbyć w październiku.
Wybory parlamentarne mają się odbyć w 2020 r. Sondaże wskazują wciąż na znaczną przewagę Gruzińskiego Marzenia. W najbliższych wyborach lokalnych chce na koalicję głosować 22 proc. Gruzinów, na UNM 7 proc., a na Europejską Gruzję 3 proc. Założyciel i wciąż faktyczny szef Gruzińskiego Marzenia Bidzina Iwaniszwili był premierem zaraz po przejęciu władzy z rąk UNM (jesień 2012). Zrezygnował po roku. Nadal zza kulis kieruje koalicją, co jednak nie podoba się większości Gruzinów. Pojawiły się spekulacje, że oligarcha szykuje nowy projekt polityczny na wybory w 2020 r. Ale to by oznaczało rozłam w GM – bo część koalicji zaangażowałaby się w nową siłę sponsorowaną przez Iwaniszwilego. Dalszy rozwój wydarzeń zależy w dużym stopniu od tego, co przyniesie październik: wynik wyborów lokalnych oraz rodzaj reakcji koalicji na presję opozycji, prezydenta i instytucji zagranicznych.
Autor jest dziennikarzem i publicystą, byłym funkcjonariuszem wywiadu, ekspertem ds. Wschodu, byłych państw Związku Radzieckiego oraz Azji i Pacyfiku.