Fot: pixabay.com
Niepodległość na wyciągnięcie ręki – tak mogło się jeszcze niedawno wydawać wielu irackim Kurdom. Reputacja pogromców Państwa Islamskiego, sojusz z Izraelem i USA, kontrola nad bogatymi w ropę złożami w Kirkuku i możliwość sprzedaży tej ropy poprzez Turcję; wszystko to skłoniło prezydenta autonomii kurdyjskiej w Iraku (KRG), Masuda Barzaniego, do zagrania va banque. 25 września zorganizował referendum niepodległościowe, mimo wrogości Iraku, Iranu i Turcji, mimo apeli USA, by tego nie robił.
Ksawery Czerniewicz – Zrobił to i przegrał. A wraz z nim przegrali wszyscy Kurdowie. Oddziały wierne Bagdadowi, przy wydatnej pomocy Iranu, zmiażdżyły opór peszmergów i błyskawicznie odebrały Kurdom wszystkie tzw. tereny sporne. Co więcej, wkroczyły nawet w granice KRG. Iracki Kurdystan, nie tylko przegrał na co najmniej pokolenie szansę na niepodległość, ale znalazł się w sytuacji najgorszej od czasu uzyskania autonomii (2005 rok).
Brak szans na niepodległość
Kurdowie są czwartą pod względem wielkości grupą etniczną na Bliskim Wschodzie (ok. 40 mln), jednak nigdy nie mieli własnego państwa, a obecnie są podzieleni między kilka państw regionu. Najwięcej, bo ok. 20 mln Kurdów, żyje w Turcji, w Iranie jest ich około 11 mln, w Iraku – 7 mln, w Syrii – 3 mln. W Iraku, według różnych szacunków, stanowią 15-20 proc. całej populacji kraju. Relacje irackich Kurdów różnie układały się z rządami partii Baas w Bagdadzie. Dochodziło nawet do taktycznych porozumień części z nich z Saddamem Husajnem. Ale po klęsce powstania w 1975 roku stało się jasne, że z Bagdadem porozumienia żadnego nie będzie i o autonomii nie ma co marzyć. Tym bardziej, że w latach 80. XX w. reżim Saddama dopuścił się zbrodni ludobójstwa na irackich Kurdach. W wyniku operacji Anfal, spustoszono cały region, a siły rządowe używały nawet broni chemicznej, przeciwko ludności cywilnej. W sumie około dwóch milionów Kurdów zginęło, zaginęło, zostało uwięzionych, lub musiało uciekać za granicę. Prześladowania trwały do 1991 roku – wtedy Amerykanie wykorzystali ziemie kurdyjskie, jako bazę wypadową do ofensywy na Saddama Husajna. Peszmergowie wyparli wojska irackie ze swych ziem i ogłosili Iracki Kurdystan. Kiedy w 2003 roku Amerykanie znów weszli do Iraku, Kurdowie skorzystali z okazji i poszerzyli kontrolowane terytoria.
Iraccy Kurdowie uzyskali autonomię de facto już w 1991 roku, gdy Saddam Husajn przegrał wojnę z międzynarodową koalicją. De iure, autonomia ta została jednak zagwarantowana dopiero po ostatecznym upadku dyktatora, w nowej konstytucji Iraku z 2005 roku. Zgodnie z nią autonomiczna administracja kurdyjska (Kurdish Regional Government – KRG), objęła trzy prowincje w północno-wschodnim Iraku: Dohuk, Sulejmanija, Irbil. Iracki Kurdystan ma własny parlament, siły zbrojne, służby pograniczne i celne, własne wizy, prawo, oraz służby specjalne. Eksport ropy idzie przez Turcję do portu Ceyhan nad Morzem Śródziemnym. W Irbilu działają duże zagraniczne misje dyplomatyczne (m.in. USA, Wielkiej Brytanii, Rosji, ale też choćby Finlandii) na poziomie konsulatów, w wielu z nich są wojskowi doradcy. Silny aparat bezpieczeństwa całkiem skutecznie radzi sobie z terrorystycznym zagrożeniem. Rządowe i wojskowe obiekty w Irbilu, jak też hotele, z których korzystają cudzoziemcy, są bardzo silnie chronione. W porównaniu z resztą Iraku, Kurdystan mógł się jawić jako oaza stabilności.
Problem w tym, że rządzące KRG elity z dwóch największych partii, kontrolowanej przez klan Barzanich: Demokratycznej Partii Kurdystanu (KDP); i związanej z Talabanimi – Patriotycznej Unii Kurdystanu (PUK), skompromitowały się. Przez kilkanaście lat autonomii nie zadbano o rozwój Kurdystanu, o poprawę sytuacji materialnej ludzi, o zróżnicowanie gospodarki. Elity żyły z eksportu ropy, a autonomia była na wskroś skorumpowana. Co gorsza, od 2014 roku, Kurdystan znajduje się w kryzysie gospodarczym wywołanym niskimi cenami ropy i ciągle narastającym zadłużeniem. Ponad połowa ludności pracuje w sektorze publicznym, ale ich płace zostały ostatnio obcięte, nawet o 50 proc. i są miesiącami niewypłacane.
Uzależnienie od ropy, brak reform i korupcja, głębokie podziały polityczne, brak jednej scentralizowanej siły militarnej oraz różni zewnętrzni sojusznicy. Te wszystkie słabości ujawniły się w Kurdystanie, w ciągu zaledwie kilku tygodni. Zaledwie kilkanaście godzin zdecydowało, że budowana od kilkunastu lat pozycja irackiego Kurdystanu runęła jak domek z kart. Zorganizowanie referendum było przekroczeniem czerwonej linii przez Kurdów. I nie chodzi nawet o oburzenie Bagdadu, naturalne, bo nikt nie będzie akceptował bezczynnie, że odpada mu duży kawał państwa, na dodatek bogaty w ropę. O klęsce KRG przesądziła postawa sąsiednich państw, przede wszystkim Iranu. Kurdowie boleśnie przekonali się, że – nawet teraz – gdy są najsilniejsi od stuleci, to wciąż za mało, by mieć niepodległe państwo, wbrew woli regionu. Nie tylko muszą zapomnieć o tym postulacie, ale też stracili zdobycze uzyskane w ostatnich latach – z Kirkukiem na czele.
Batalia o Kirkuk
Poza granicami powołanej formalnie do życia w 2005 roku KRG pozostało sporo Kurdów na tzw. terenach spornych: na Równinie Niniwy, w Sindżarze, Chanakin, a przede wszystkim Kirkuku, który Kurdowie uważają za swą historyczną, starożytną stolicę. Do tego wieloetnicznego, liczącego przeszło milion mieszkańców miasta pretensje zgłaszają też jednak inni. Na przykład Turkmeni (ich protektorem jest dziś Turcja), których państwo tureckie osiedlało tu już od XI wieku, a którzy w pewnym momencie stanowili nawet większą od Kurdów grupę etniczną w Kirkuku. Później jeszcze doszła prowadzona przez Bagdad polityka tzw. arabizacji, w wyniku czego w mieście znacznie wzrósł odsetek Arabów, osiedlanych tutaj w miejsce wypędzanych Kurdów.
Jednakże artykuł 140. Konstytucji z 2005 roku przewidywał powrót Kurdów wysiedlonych za czasów Saddama z Kirkuku i innych terenów (kampania arabizacji), a następnie, najdalej do końca 2007 roku, referendum ich mieszkańców ws. statusu: pozostać pod jurysdykcją federalną czy przyłączyć się do autonomii kurdyjskiej. Nigdy jednak nie zrealizowano tego postulatu, co miało zaciążyć na przyszłych relacjach Kurdów z Bagdadem. Ostatecznie zresztą Kurdowie zajęli Kirkuk i inne „tereny sporne”, kiedy w 2014 roku Państwo Islamskie zepchnęło irackie władze do głębokiej defensywy, a siły federalne bez walki pierzchały przed ofensywą dżihadystów. Kurdowie, którzy jako jedyni skutecznie przeciwstawili się ISIS, mogli mieć nadzieję, że Bagdad odwdzięczy się pozytywnym dla KRG zakończeniem rokowań ws. statusu Kirkuku. Jednak zorganizowanie referendum niepodległościowego także na „terenach spornych” dolało oliwy do ognia.
W nocy z 15 na 16 października rządowa armia i wspierające ją szyickie milicje zaatakowały pozycje Kurdów. Początkowo wydawało się, że celem irackich sił jest jedynie opanowanie terenów na zachód od Kirkuku, tam, gdzie leżą największe złoża ropy, lotnisko i baza wojskowa K-1. Ale sytuacja zmieniła się, gdy wraz ze wschodem słońca, peszmergowie PUK wycofali się z miasta. W ich ślady poszli też bojownicy z KDP. W efekcie, późnym popołudniem 16 października nad całym Kirkukiem załopotały flagi Iraku. Siły wierne Bagdadowi zajęły też niemal bez wystrzału pozostałe „tereny sporne”, a nawet wkroczyły w granice autonomii w celu przejęcia kontroli nad przejściami granicznymi dotychczas kontrolowanymi wyłącznie przez Kurdów.
17 października wystąpił publicznie prezydent Masud Barzani. Wezwał Kurdów, by nie tracili wiary w niepodległy Kurdystan. Pośrednio też oskarżył PUK o utratę Kirkuku (konkurencyjna partia miała zawrzeć rzekomo tajny układ z Bagdadem i Irańczykami). Jednak kolejne dni przyniosły kolejne terytorialne straty, a rząd w Bagdadzie postawił takie zaporowe warunki, że nie było innego wyjścia, jak ogłosić rezygnację ze stanowiska co Barzani uczynił 29 października. I do historii przejdzie zapewne jako grabarz Kurdystanu. Już sama utrata Kirkuku oznacza kres marzeń o samodzielności – bez miejscowych złóż ropy Kurdowie nie mają na co liczyć. Utrata Kirkuku oznacza, że rząd KRG traci blisko 70 proc. dotychczasowych wpływów z ropy.
Od początku głównymi punktami sporu między Irbil a Bagdadem były trzy kwestie: udział KRG w budżecie federalnym, produkcja i sprzedaż węglowodorów, status terenów spornych (określonych w art. 140 Konstytucji: ziem poddanych intensywnej arabizacji za rządów partii Baas, w 2014 r. zajętych przez peszmergów). Zgodnie z konstytucją, rząd centralny administruje sprzedażą irackiej ropy, dokonując następnie redystrybucji wpływów do prowincji, w tym 17% do Kurdystanu. Tymczasem Kurdystan plus Kirkuk to ok. 40% zasobów irackiej ropy – Kurdowie sprzedawali ją poprzez Turcję niezależnie od Bagdadu. Co najmniej od 2012 roku KRG prowadziła niezależną politykę energetyczną. W tej sytuacji Bagdad zaprzestał dostarczania środków uzyskanych ze sprzedaży ropy do Kurdystanu. Po zajęciu Kirkuku i wcześniejszym oczyszczeniu pobliskich ziem z dżihadystów, rząd iracki chce ponownie uruchomić ropociąg Kirkuk-Ceyhan omijający KRG. Ta linia przestała działać latem 2014 roku, gdy te tereny zajęło Państwo Islamskie. Wtedy Kurdowie zbudowali własny rurociąg do Turcji.
Triumf szyitów
Dla irackich Kurdów utrata Kirkuku i szeregu innych tzw. spornych terytoriów nie oznacza powrotu do sytuacji sprzed lata 2014 roku. Dziś mamy do czynienia z sytuacją dla Kurdów nieporównanie gorszą. Porównywalną do katastrofy z 1975 roku. Wtedy upadło powstanie Mustafy Barzaniego (ojca Masuda), po tym, jak Iran wycofał poparcie dla Kurdów po zawarciu przez szacha Mohammada Rezę Pahlaviego z Saddamem Husajnem tzw. ugody algierskiej.
Bagdad od lat chciał przywrócić kontrolę nad terenami spornymi, przejściami granicznymi, lotniskami, szybami naftowymi i ropociągami. Referendum dało idealny pretekst do działania. Premier Iraku zażądał już, aby wszystkie dochody ze sprzedaży ropy w Regionie Kurdystanu przeszły pod kontrolę rządu federalnego Iraku. Bagdad i szyici świętują, bo to druga wiktoria rządu Hajdara al-Abadiego w tym roku. Najpierw, w czerwcu odbicie Mosulu z rąk Państwa Islamskiego po dziewięciomiesięcznej batalii. Teraz nadzwyczaj łatwe upokorzenie Kurdów. A przecież to peszmergowie uchodzili do niedawna za tych bitniejszych wojowników, tych , którzy jako jedyni skutecznie stawili czoła ISIS w 2014 roku, w przeciwieństwie do pierzchających oddziałów irackich. Apetyt rośnie w miarę jedzenia i Bagdad może teraz pójść za ciosem i zwiększyć presję na trzy prowincje tworzące autonomię kurdyjską.
Geopolitycznym zwycięzcą okazał się Iran, który oddając naftowy Kirkuk szyickiemu rządowi w Bagdadzie wzmocnił Irak, który coraz mocniej przypomina nie sojusznika, a wasala Persów. Dopóki tak silne są wpływy irański w Iraku, dopóty nie ma mowy o żadnym podziale kraju i powstaniu niezależnego Kurdystanu. Operacja w Kirkuku była zaplanowana przez Bagdad przy kluczowym udziale irańskiego Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej (IRGC). To irańscy generałowie dzień przed rozpoczęciem akcji ostrzegli komendantów peszmergów w Kirkuku, co się szykuje i zasugerowali opuszczenie miasta. Ci odmówili, ale gdy iracka armia rozpoczęła ofensywę, tylko nieliczni stawili opór. Zginęło kilkudziesięciu peszmergów, ale zdecydowana większość po prostu wycofała się bez walki.
O klęsce KRG przesądziły dwie rzeczy. Brak międzynarodowego wsparcia i podziały we własnych szeregach. Barzani za upadek Kirkuku obwinia Talabanich, którzy mieli rzekomo zawrzeć tajne porozumienie z szyicką milicją Al-Haszd asz-Szabi. Ustalenia części PUK z Bagdadem i Teheranem ujawniają media związane z Barzanimi. Twierdzą, że PUK obiecała nie stawiać oporu i opuścić sporne terytoria oraz przywrócić kontrolę Bagdadu nad wszystkimi strategicznymi obiektami. W zamian iracki rząd obiecał otworzyć lotnisko w Sulejmaniji dla lotów międzynarodowych, wypłacić pensje urzędnikom w Sulejmaniji i Kirkuku, a także peszmergom z PUK. Pada też propozycja powstania nowej administracji dla prowincji Halabdża, Sulejmanija i Kirkuk oraz połączenie ich w jeden oddzielny region wspólnie administrowany przez PUK i Bagdad – co by de facto oznaczało podział Kurdystanu. Nie wiadomo, czy to autentyczny dokument. Wątpliwości budzi już sam fakt, że rząd w Bagdadzie reprezentują tu szyiccy bojownicy z Al-Haszd asz-Szabi. Natomiast niewątpliwie wiele z tych zapisów jest zbieżnych z tym, co mówił już wcześniej Bafel Talabani, syn Dżalala, który miał rzekomo zawrzeć układ z Hadim al-Amerim z Al-Haszd asz-Szabi. Nie wiadomo, w jakim kierunku pójdzie konflikt na linii Barzani i KDP kontra klan Talabanich i część PUK. Kurdystan w Iraku może – w najgorszym wypadku – stanąć w obliczu wojny domowej, jak w latach 1994-1997. W najlepszym pogłębi się podział.
Autor jest dziennikarzem i publicystą, byłym funkcjonariuszem wywiadu, ekspertem ds. Wschodu, byłych państw Związku Radzieckiego oraz Azji i Pacyfiku.