fot. freeimages.com
Obecna prezydent Warszawy, Hanna Gronkiewicz-Waltz, przeciwstawiła się organizacji referendum w sprawie jej odwołania, twierdząc, że wiązałoby się to z „dużą dezorganizacją pracy dla ratusza”. Wprawdzie można zastanawiać się nad innymi źródłami opinii włodarzowej stolicy, ale lepiej chyba pomyśleć o tym, dlaczego w ogóle myśl tego rodzaju została wypowiedziana. To zdaje się jest problem, więcej niż jednostkowy. Być może nawet to zagadnienie systemowe.
Nie ma wątpliwości: w każdym społeczeństwie jest więcej tych, którzy rozumieją mniej niż tych, którzy rozumieją więcej. Prezydent Warszawy właśnie to zdaje się wykorzystywać. Wydaje się zatem, że próbuje nam przekazać informację podprogową i coś wmówić? Komunikat taki brzmiałby następująco: organizacja samorządowa ratusza miasta stołecznego Warszawy, bez jej osoby nie jest w stanie właściwie funkcjonować.
Inercja funkcjonalna
Skoro jednak nie od dziś prezydent stolicy z sukcesami funkcjonuje w polskim systemie politycznym, należy przypuszczać, że pojęła już prawidłowość, według której 1) organizacje i instytucje publiczne raczej trwają lub ewoluuje, nie zaś „dezorganizują” albo anihilują się; 2) demokratycznie wybrani politycy raczej zmieniają się na stanowiskach, niż na nich zostają. Czy zatem jest w istocie tak, jak mówi Hanna Gronkiewicz-Waltz, i co ewentualnie z tego wynika? Logika funkcjonowania ratusza, jako organizacji samorządowej, wygląda mniej więcej tak: ratusz działa, ponieważ nadane jest prawo, zatrudnieni są w nim urzędnicy, ludzie mieszkają w mieście, a Warszawa została uznana w kraju za miasto szczególne (niekoniecznie wszystko w podanej kolejności). Jeżeli mówić o systemie, wynikałoby z tego, że „dezorganizacja” mogłaby mieć miejsce tylko wówczas, gdy przynajmniej jednego z przytoczonych elementów by zabrakło. Wśród wspomnianych czynników brak jest jednak osoby Hanny Gronkiewicz-Waltz. W ratuszu ważniejsza jest funkcja prezydenta niż pełniąca ją konkretna osoba. Organizacje publiczne, w tym samorządowe, charakteryzują się inercją, to znaczy wydłużonym działaniem w podobny sposób, bez względu na charakter wprowadzanych zmian. Na tym między innymi polega trudność w ich transformacji albo likwidacji. Wewnętrzne mechanizmy i kultura działania są w organizacjach publicznych, takich jak warszawski ratusz, są bardzo silne. W konsekwencji, system w postaci „ratusza” prawdopodobnie będzie trwał. Być może nieco się zmieni. Ale na pewno całkowicie się nie „zdezorganizuje”.
Pytanie o skalę
Co jednak, jeżeli jest w istocie tak, jak Hanna Gronkiewicz-Waltz mówi? Co jeśli rzeczywiście, ogłoszenie i organizacja referendum okazałyby się faktorem, który zdezorganizowałby pracę stołecznego ratusza? Być może pani prezydent nie chodziło o „dezorganizację sensu largo”, tylko o „dezorganizację sensu stricto”? Jeżeli w istocie szefowa warszawskiego magistratu myślała, że przeprowadzenie referendum lokalnego, wpisanego w obowiązek samorządu, będzie się wiązało z dużą dezorganizacją ratusza, to możliwe, że odnosiła się do sytuacji, w której organizacja referendum zakłócałaby jakąś część procesów przebiegających w ramach miasta. Wówczas należałoby się zastanowić i spytać: o jakie procesy w istocie chodzi, na ile ogłoszenie referendum dotyka albo zakłóca którykolwiek z nich, i jaki ma to wpływ na działanie w całości. Słowem, sformułowanie „duża dezorganizacja” musiałoby być doprecyzowane.
Dysfunkcjonalny dyskomfort
Z drugiej strony, możliwe, że prezydent odnosiła się do możliwości pogorszenia jej samopoczucia, które mógłby nastąpić w sytuacji ogłoszenia referendum. Mogłaby się wówczas okazać decydentem który w sposób błędny podejmuje decyzje, ze względu na związany z referendum silny ładunek emocjonalny. W takim przypadku, należałoby pomyśleć o tymczasowym zawieszeniu pełnienia jej obowiązków. Przy tym, jeżeli znacząca część działalności ratusza uzależniona byłaby od osobistej woli lub braku woli prezydent, to w sytuacji nadzwyczajnej, takiej jak obecnie, Warszawa jako wspólnota osób na określonym terytorium, może mieć kłopoty. Źle to też by świadczyło o sposobie działania samej Hanny Gronkiewicz-Waltz. Przejmowałaby bowiem rolę organizacji, którą przyszło jej kierować. Z pewnością, świadczyłoby to też o znacznej wrażliwości tego fragmentu administracji publicznej na nieprzewidziane kalendarzem zdarzenia. Nie ma w takiej sytuacji znaczenia, czy posiadają one charakter polityczny, czy czysto administracyjny. Ważne, że z powodu wątpliwości, co do możliwości pełnienia funkcji jednej osoby, nie można byłoby liczyć na właściwe działanie części administracji. Tym gorzej mogłoby to się skończyć dla Warszawy.
Krzysztof Kasianiuk