Demonstracja siły

undefined

Mimo, że Rosja znajduje się w centrum zainteresowania świata m.in. ze względu na dużą (przynajmniej jak na europejskie standardy) represyjność organów ścigania i nadzorującej je administracji, otoczenie prezydenta Władimira Putina najwyraźniej nie było zadowolone z efektywności tajnych służb, ponieważ dąży do ich centralizacji.

„Czarny protest” przeciwników (a przede wszystkim przeciwniczek) zaostrzenia obowiązującej w Polsce ustawy o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży, był zdecydowanie jednym z najważniejszych wydarzeń życia społecznego w naszym kraju, w ostatnich tygodniach.
Wielu obserwatorów burzliwej dyskusji i demonstracji zadawało sobie pytanie: dlaczego, co kilka lat tak duża część społeczeństwa domaga się zmian w akcie prawnym wydającym się dobrze pomyślanym kompromisem, między skrajnymi ideologicznymi podejściami do tego drażliwego tematu?

Teoria przykrycia
Pojawiło się kilka tez doszukujących się w kolejnej aborcyjnej awanturze taktyki dezinformacyjnej, próbującej odwrócić uwagę opinii publicznej od innego istotnego z polskiego punktu widzenia wydarzenia. Najczęściej wskazywano na negocjacje w sprawie ratyfikacji kompleksowej umowy gospodarczo-handlowej (CETA) z Kanadą. Jej krytycy uważają, że przyjęcie reguł wypracowanych przez Unię Europejską, wpłynie negatywnie na rozwój polskiego rolnictwa i innych działów wytwórczości. Brak konsultacji budził skojarzenia ze sporem na temat Umowy handlowej o zwalczaniu obrotu towarami podrabianymi (ACTA), jaki rozgorzał w naszym kraju na początku 2012 r. Pojawiały się też głosy, że atmosferę wokół CETA podgrzewa rosyjski wywiad, któremu zależy na ekonomicznej izolacji Unii Europejskiej i prowokowaniu konfliktów z jej partnerami. Takie tezy bardzo trudno udowodnić, nie ma jednak wątpliwości, że naszym wschodnim sąsiadom może ostatnio zależeć na wprowadzeniu kilku złowrogich reform, przy jak najmniejszym zainteresowaniu zagranicznych obserwatorów.

Stalinowskie wzory
Pod koniec września dziennik „Kommiersant” informował o planach stworzenia Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego (MGB), które połączyłoby kompetencje Federalnej Służby Bezpieczeństwa (m.in. kontrolę granic Federacji), Federalnej Służby Ochrony (najwyższych dostojników), Służby Wywiadu Zagranicznego, oraz – częściowo – Ministerstwa ds. Sytuacji Nadzwyczajnych. Po likwidacji tego resortu, niektóre z podległych mu agend przejęłoby MSW. Nowe ministerstwo nadzorowałoby także śledztwa w „szczególnie ważnych” sprawach karnych, a także walkę z korupcją. Na razie nie wiadomo, kto ustalałby gradację „ważności”, dlatego można się spodziewać, że prokuratura byłaby jedynie narzędziem w rękach MGB, nawet jeżeli podlegałby jej Komitet Śledczy; od 2011 r. podporządkowany bezpośrednio prezydentowi.
Gdyby powstała superstruktura o takim kształcie, doszłoby de facto do odrodzenia – ustanowionego 14 kwietnia 1943 r. – Ludowego Komisariatu Bezpieczeństwa Państwowego, po dwóch latach przemianowanego na ministerstwo. Instytucja kierowana przez generałów, Wsiewołoda Mierkułowa i Wiktora Abakumowa, odegrała kluczową rolę w końcowych etapach zbrodni stalinowskich, takich jak prześladowania żołnierzy Armii Czerwonej wracających z frontu, mająca antysemickie podłoże „walka z kosmopolityzmem”, oraz spreparowanie tzw. spisku lekarzy. Funkcjonariusze MGB brali udział w fałszowaniu polskiego „referendum ludowego” w 1946 r., jak również wyborów do Sejmu Ustawodawczego rok później. Krótko po śmierci „Słońca Narodów”, wszechwładny marszałek Ławrientij Beria, przywrócił stan z czasów NKWD, czyli połączył MGB z MSW. W 1954 r., po jego egzekucji, doszło do kolejnej reorganizacji, w rezultacie której powstał KGB – Komitet Bezpieczeństwa Publicznego. W czasach pieriestrojki rosyjscy politycy starali się doprowadzić, do jak największego podziału służb specjalnych, aby już nigdy nie zdobyły absolutnego wpływu na losy państwa.

Cień wojny
Według „Kommiersanta”, MGB powinno w pełni powrócić przed 2018 r., czyli zanim odbędą się kolejne wybory prezydenckie. Rząd na razie nie potwierdza rewelacji prasy. Zdaniem analityków sytuacji międzynarodowej, są one prawdopodobne, ponieważ Putin mógł stracić cierpliwość do prestiżowych utarczek między wywiadem a FSB. Jedną z bolączek przywódcy jest konieczność dopięcia pierwszego w historii kraju – budżetu – podsumowującego dochody i wydatki państwa, w ciągu 12 miesięcy (poprzednie przygotowywano z trzyletnią perspektywą). W związku z wahaniami cen surowców oraz niekorzystnymi prognozami rozwoju społeczno-gospodarczego, ekonomiści nie są już w stanie sporządzać długofalowych planów Deficyt na poziomie ok. 3 proc. PKB udało się ustabilizować jedynie dzięki przekazaniu budżetowi 300 mld rubli, czyli 90 proc. dochodów Banku Rosji za 2015 r.
Od dawna spodziewano się obcięcia wydatków socjalnych Federacji. Tak też się stało – odpowiednia rubryka budżetu uszczupliła się o 375 mld rubli (6 mld USD). Nie wszyscy jednak spodziewali się, że równocześnie o 679 mld rubli (10 mld USD), wzrosną wydatki na wojskowość. Emerytury nie będą indeksowane do poziomu inflacji, lecz wypłacone jednorazowo w wysokości 5 tys. rubli. Ogółem budżet stanie się wyższy niż przed rokiem o 304 mld rubli (4,8 mld USD). Według powołującej się na źródła rządowe gazeta.ru, ma mieć to związek ze spłatą gwarantowanych przez rząd kredytów na kontrakty obronne. Taki rozwój wydarzeń może dziwić, wziąwszy pod uwagę okoliczność, że pod koniec czerwca Ministerstwo Finansów FR opublikowało komunikat zapowiadający zmniejszenie wydatków na zbrojeniówkę o 15 proc., oraz ponad dwukrotne zmniejszenie dofinansowania Krymu, przekładające się m.in. na obcięcie pensji tamtejszej budżetówki. Cięcia miały dotknąć także Daleki Wschód i rejon Bajkału.

Klauzula tajności
Zmiana planów ma na pewno być sygnałem dla Zachodu, że mimo gróźb kolejnych sankcji, Rosja nie zrezygnuje z zaangażowania militarnego na rzecz rządzącej ekipy w Syrii. Moskiewski Instytut Gajdara zwraca uwagę, że 22,3 proc. wydatków budżetowych ich państwa, jest objęte klauzulą tajności. To o ponad 10 proc. więcej niż siedem lat temu. Portal RBK ocenia roczne koszty operacji na Bliskim Wschodzie na około miliard USD, do czego należy doliczyć np. wydatki związane z tworzeniem Gwardii Narodowej – nowej formacji mającej zajmować się m.in. prowadzeniem wojny informacyjnej. Gotowość do ochrony swoich interesów wszystkimi możliwymi środkami, ma także symbolizować rozmieszczenie systemów rakiet balistycznych Iskander w obwodzie kaliningradzkim. Dysponują one zasięgiem do ok. 700 km, co oznacza pogwałcenie traktatu o likwidacji pocisków średniego zasięgu (INF) z 1987 r., tudzież zagrożenie atakiem – nie tylko Polski i Litwy – ale także (być może) Niemiec.

Presja
Oczywiście, mobilność instalacji sugeruje jedynie tymczasowe wykorzystanie Iskanderów, jako straszaków, jednak trzeba ją traktować jako element presji na kraje wschodniej flanki w NATO, w okresie zmian w programie modernizacji naszej floty powietrznej oraz w związku z doniesieniami o niesprawności blisko połowy maszyn jej niemieckiego odpowiednika, z powodu obluzowania się śrub mocujących w kabinach załóg. Ostatni miesiąc pokazuje więc ponadczasową prawdziwość sławnej maksymy Adama Mickiewicza: „Trudniej dzień dobrze przeżyć, niż napisać księgę”…o rosyjskiej pomysłowości we wprowadzaniu nowych sposobów na prowadzenie dyplomacji z pozycji siły.

Kordian Kuczma

Dodaj komentarz