fot. Andrew C./Freeimages.com
System emerytalny w Polsce, przed styczniem 1999 r., okazał się całkowicie niewydolnym. Model ten był oparty na mechanizmie zdefiniowanego świadczenia, co oznaczało, że każdy emeryt mógł liczyć na emeryturę o określonej wysokości, która była niezależna od wysokości uiszczonych składek. Dodatkowo, przewidywał liczne przywileje i zawierał mechanizmy, które zachęcały ludzi do wcześniejszego odchodzenia na emeryturę. System piękny, ale nie do zrealizowania w panujących wówczas warunkach gospodarczych. Reforma z 1999 r. wprowadziła wielkie zmiany. Do najważniejszych należało oparcie systemu na mechanizmie zdefiniowanej składki, a nie świadczenia. Odtąd wysokość emerytury została powiązana z indywidualnymi wpłatami każdego z nas. Ponadto, wprowadzono tzw. system trzech filarów.
Kategoryzacja
I filar, obowiązkowy, prowadzony przez ZUS, który zajmował się redystrybucją środków (wpłacone przeze mnie składki miały być wypłacane aktualnym emerytom pobierającym świadczenia). Filar ten opierał się więc na idei solidarności międzypokoleniowej, i zakładał stały rozwój gospodarczy, który miałby powodować wzrost wartości kolejnych składek. Problemem tego modelu jest oczywiście niekorzystna demografia (mniej ludzi płacących składki, a więcej pobierających świadczenia).
II filar, obowiązkowy, prowadzony przez OFE, tzw. kapitałowy. Filar ten miał na celu odpowiednią alokację części wpłacanych składek emerytalnych i ich inwestowanie w różnego rodzaju aktywa (jak np. akcje, czy obligacje skarbu państwa). Filar ten opierał się na założeniu, że prywatne przedsiębiorstwa będą w stanie na tyle pomnożyć składki obywateli, aby w przyszłości wypłacać im godziwe świadczenie emerytalne.
III filar, dobrowolny, najmniej istotny. Zgodnie z pierwotnym brzmieniem reformy, wpłacane do ZUS składki były dzielone pomiędzy ZUS, który zatrzymywał 12,22 proc. na wypłaty emerytom oraz OFE, które otrzymywały 7,3 proc. Tak otrzymane środki były następnie inwestowane przez zarządzające OFE podmioty – PTE zarabiały na opłatach od otrzymanych składek (dlatego w interesie OFE było pozyskanie jak największej liczby „klientów”), i opłatach od zarządzania (później uzależnionych w części od zyskowności OFE). Dopiero w późniejszych latach wprowadzono tzw. konto premiowe, nagradzające PTE z najlepszymi wynikami inwestycyjnymi.
Drenaż finansów państwa
Jednakże, system okazał się niewydajny. W skrócie, wpłacanych do ZUS składek nie starczało na wypłatę emerytur. Państwo musiało więc dotować ZUS, zaciągając kolejne długi (np. poprzez emisję obligacji Skarbu Państwa). Wielu komentatorów wskazywało, że problem byłby mniejszy, gdyby ZUS nie musiał części otrzymywanych składek przekazywać OFE.
Każda kolejna reforma mająca na celu uzdrowienie systemu emerytur, coraz bardziej ograniczała rolę OFE. W wyniku kolejnych zmian obniżona została faktyczna składka przekazywana do OFE (z 7,3 proc. do 2,92 proc.). Wprowadzono również opłaty maksymalne, zakazano akwizycji; wreszcie ustalono, że w określonych w ustawie warunkach, jeżeli dana osoba nie wskaże, do którego OFE powinny być odprowadzane jej składki, całość jej środków będzie automatycznie przekazana do ZUS (to rozwiązanie de facto oznaczało odpływ nowych „klientów” OFE do ZUS, a w konsekwencji spadek dochodów z opłat od składek i mniejsze środki na inwestycje). Co więcej, wprowadzono również istotne ograniczenia inwestycyjne: OFE nie mogą obecnie inwestować m.in. w obligacje Skarbu Państwa.
Generalnie rzecz ujmując, potencjalne straty w latach 1999-2016 mogą być olbrzymie.
Kamil Moskwik