Fot: cross/pixabay.com
Kulturowe uwarunkowania definiują postrzeganie rzeczywistości i zachowanie. Przez dziesięciolecia promowano wśród europejskich elit przekonanie, nie tylko o zasadniczej równości (z czym nie mam problemu), ale identyczności wszystkich mieszkańców naszego globu. To było intelektualnie łatwe, bo pozwalało zamieść pod dywan oczywisty problem kulturowej kompatybilności, jednak zrodziło praktyczne problemy.
Krzysztof Dębnicki – Rok temu, w Sylwestra, w Kolonii, doszło do masowej napaści na młode kobiety, które, jak co roku, zebrały się, wraz z innymi mieszkańcami miasta, na centralnym placu, żeby wesoło świętować początek nowego roku. Napaści dokonały grupy imigrantów wyznania islamskiego. Kobiety były obmacywane, okradane, wyrywano im torebki, telefony komórkowe, lżono i poniżano. Doszło też, podobno, do przypadku zgwałcenia. Policja była sparaliżowana, nie interweniowała rzekomo dlatego, że stróżów porządku było zbyt mało. Władze niemieckie starały się zamieść całą sprawę pod dywan, twierdząc, że w istocie nie mają dowodów, że sprawcami byli muzułmanie, a jeśli nawet tak, to że niekoniecznie musieli to być nowo przybyli imigranci, którzy trafili do Niemiec „na zaproszenie pani Merkel” – jak wyraził się w telewizji jeden z nich.
Rasowe profilowanie
Początkowo starano się zbagatelizować masowość ora brutalność, z jaką napastowano kobiety, wychodząc zapewne z założenia obowiązującej w Niemczech poprawności politycznej, która przyjmuje, że nie-biali Europejczycy, i nie-chrześcijanie, powinni być szczególnie chronieni. Dotyczy to przede wszystkim najnowszych imigrantów, których masowy napływ do Niemiec, a także innych państw Unii Europejskiej budzi coraz powszechniejszy ruch protestu.
W Sylwestra 2016/17 roku niemiecka policja przeprowadziła w Kolonii akcję prewencyjne, sprawdzając na placu przed dworcem dokumenty przybywających grup młodych ludzi, wyraźnie bliskowschodniego pochodzenia. Niektórzy z nich wyrażali z tego powodu swoje oburzenie. Przedstawiciele organizacji broniących praw człowieka, nazwali to „rasowym profilowaniem”. Nikt się specjalnie nie przejmował ograniczeniem praw młodych Niemen, obmacywanych rok wcześniej przez muzułmanów, ani, rzecz jasna, nie pochwalił policji za to, że tym razem zrobiła to, co do niej należało.
Nikt też nie zastanowił się poważnie, dlaczego doszło do tej masowej seksualnej napaści. A szkoda, bo to zdarzenie, jak ostatnio żadne inne, nawet bardziej niż zamachy terrorystyczne, pokazuje stosunek bardzo wielu muzułmanów, a być może nawet większości, nie tylko do Europejek, ludzi Zachodu, chrześcijan i generalnie wszystkich nie-muzułmanów. Jest również wyrazem nieukrywanej pogardy wobec europejskich mężczyzn.
Kulturowe nieporozumienie
Żeby wyjaśnienie przyczyn miało jakiś sens trzeba wyraźnie przypomnieć kilka oczywistych prawd, często pomijanych, nawet przez osoby wykształcone. Po pierwsze, ludzie różnią się nie tylko zewnętrznie, ale przede wszystkim kulturowo. Kulturowe uwarunkowania definiują postrzeganie rzeczywistości i zachowanie. Przez dziesięciolecia promowano wśród europejskich elit przekonanie, nie tylko o zasadniczej równości (z czym nie mam problemu), ale identyczności wszystkich mieszkańców naszego globu. To było intelektualnie łatwe, bo pozwalało zamieść pod dywan oczywisty problem kulturowej kompatybilności, lecz zrodziło praktyczne problemy. Jeśli bowiem tak jest, to czemu by ze względów humanitarnych nie otworzyć granic przed milionami obcych. Nie ma ryzyka, przecież wszyscy jesteśmy tacy sami. Znalazłszy się w nowej sytuacji imigranci bardzo szybko przyjmą obowiązujące u nas standardy, bo przecież także dla nich są one naturalne, choć dotąd były tłumione – na przykład przez opresyjny system polityczny czy modną ostatnio koncepcję „kolonialnej zależności”. Wielokulturowość tak właśnie miała wyglądać. Imigranci mieli zachować zewnętrzne cechy własnej kultury, takie jak stroje, kuchnię, muzykę, czy wyznanie, ale w każdym innym aspekcie upodobnić się do Europejczyków. Żadnych, broń Boże, morderstw honorowych czy rytualnego obrzezania kobiet. I uprzejmie prosimy – bez dżihadu. Trochę to przypomina koncepcję ludowości zespołów pieśni i tańca „Śląsk” czy „Mazowsze” promowaną w Peerelu.
Zabójcza mieszanka
Gotowość do tolerowania zachowań uważanych w naszej kulturze za bardzo niewłaściwe, wynika też z kompleksu winy w stosunku do zewnętrznego świata. Do zakorzenionej głęboko koncepcji grzechu pierworodnego, którą każdy chrześcijanin (nawet ateista i marksista) nosi w sobie, często tego nawet nie dostrzegając, doszło przekonanie o wyjątkowej karygodności zachowania państw Zachodu na arenie międzynarodowej, od czasów nieomalże najdawniejszych. Jest to ciekawe, bowiem wskazuje na przekonanie o własnej wyjątkowości ludzi Zachodu, co jednocześnie uznają oni za wadę wymagającą ekspiacji. Dość to pokręcona teoria, dodatkowo nie poparta solidną wiedzą historyczną. Europejskie elity, kierując się ideologią oraz ignorancją, co samo w sobie jest mieszanką najczęściej zabójczą, zdołały przez dziesięciolecia przekonać wielu trzeźwych skądinąd ludzi, że ich przodkowie, a często oni sami, są sprawcami szczególnych zbrodni skierowanych przeciwko muzułmanom, chociażby w kontekście systemu kolonialnego. Systemy kolonialne bywały różne, jedne bardziej nieludzkie inne mniej, ale żadna cywilizacja nie była od nich wolna, stanowiły, po prostu, część naturalnego rozwoju historycznego ludzkości. Dzisiejsze konfliktowe relacje Zachodu ze światem islamu rozpoczęły się, nie w Palestynie podczas wypraw krzyżowych czy po traktacie Sykes-Picot, tylko znacznie wcześniej na Półwyspie Iberyjskim, i znalazły swoje zwieńczenie pod Poitiers w 732 roku. No właśnie, gdyby nie Karol Młot a później Jan III Sobieski, nie mielibyśmy dziś w Europie problemu islamskiego. Wszyscy modlilibyśmy się pięć razy dziennie w meczetach. Ale kto by o tym chciał pamiętać w tej zachodniej ekstazie samobiczowania? Ktoś, już wiele lat temu napisał, że „Zachód kieruje się poczuciem winy a Wschód – poczuciem honoru”, i nawet jeśli jest w tym trochę przesady, to niewiele.
Kulturowe niezrozumienie
Sprawcy zajść w Kolonii w noc sylwestrową z 2015/16 roku byli muzułmanami i pochodzili ze słabo wykształconych, tradycjonalnych grup społecznych, bo tylko tacy zdecydowali się na ucieczkę przez morze czy męczącą wędrówkę przez Bałkany. Bogaci i dobrze wykształceni, dawno już legalnie wyjechali z Syrii do Ameryki oraz Europy. Większość z nich nie miała wcześniej żadnej styczności z kulturą Zachodu i nic prawie o nim nie wiedziała, poza tym co w piątkowych kazaniach przekazywali im lokalni mułłowie (a często także mułłowie reprezentujący państwo, jak np. w Arabii Saudyjskiej), a mianowicie, że Zachód jest zgniły i rozwiązły, zaś Żydzi za przodków mają świnie. Opinię mułłów ugruntowują dostępne w tych krajach kanały telewizji kablowej, na których można oglądać takie seriale, jak np. „Baywatch”, pełne roznegliżowanych niezwykle ponętnych panienek, i co ważniejsze – chętnych. Media społecznościowe, filmy dostępne na YouTube, dopełniają tego procesu kulturowej dezinformacji. Innym jej źródłem jest szerzące się przekonanie, podsycane przez niektóre rządy zainteresowane emigracją swoich obywateli oraz mafie szmuglujące ludzi, że ulice Berlina, Paryża, czy Mediolanu (na szczęście jeszcze nie Warszawy), są wybrukowane złotymi dukatami, po które wystarczy się tylko schylić. Zresztą, władze europejskie zapraszają ustami kanclerz Merkel, więc czemu nie? Europejczycy, nieprzestrzegający własnego prawa pokazują przy tym swoją wewnętrzną słabość, więc tylko frajer nie skorzystałby z sytuacji.
W Europie spotykają świat kompletnie niepasujący do ich dotychczasowych doświadczeń oraz sprzeczny z tym wszystkim, czego ich o Zachodzie uczono. Tych nowych realiów nie rozumieją, przykładając doń znane wzorce przyniesione ze swojego świata. Młode kobiety stają się obiektem napaści, bo ubierają się (minispódniczki, obcisłe legginsy, brak biustonoszy, itp.), jak prostytutki w świecie z którego przybyli. Zachowują się podobnie – publicznie się śmieją, patrzą facetom prosto w oczy, zamiast skromnie na płyty chodnika, malują się, palą, noszą biżuterię w różnych dziwnych częściach ciała i nawet bezwstydnie przytulają się do mężczyzn oraz publicznie całują. Biegają, jeżdżą na rowerze i okrakiem (o zgrozo!) na motocyklu, zamiast skromnie, bokiem na tylnym siodełku. Czyż takie kobiety warte są szacunku? Oczywiście, że nie, więc można je śmiało obmacywać, okradać, a nawet gwałcić. Świeżo przybyli muzułmanie nie rozumieją, że w naszym świecie kobiety mogą chodzić w minispódniczkach, palić papierosy na ulicy, ale nie znaczy to, że chcą być publicznie obmacywane przez obcych.
Pogarda i zuchwałość
A co mają do tego europejscy mężczyźni? Wszystko, rzecz jasna, bo mężczyzna w świecie z którego spłynęli do nas młodzi, głodni seksu muzułmanie, jest panem kobiet, te zaś są strażniczkami jego honoru. Są jak szafa pancerna, w którym ten arabski, perski, afgański, czy pakistański honor został zamknięty, a kluczem do niego jest ich postępowanie oraz cnota. Jeśli rodzina chce uniknąć utraty honoru, kobieta niecnotliwa (co rozumiane jest bardzo szeroko), musi zostać ukarana. Stąd morderstwa honorowe, które w naszym świecie traktujemy jak zwykłe przestępstwo; w świecie islamu, plemiennym, rodowym, niezmiennym, od setek lat pomimo samolotów, samochodów, lodówek, antybiotyków, schodów ruchomych, suwaków w kurtkach, nawet coca-coli, a także setek innych, równie okropnych rzeczy zachodniej proweniencji, są uznane za całkowicie uzasadnione. Europejscy mężczyźnie pozwalający swoim kobietom na tak nieprzystojne zachowanie, nie dbają o swój honor, co znaczy, że są słabi, rozlaźli, skrywają się jak tchórze za tarczą prawa, praw człowieka, nadstawianiem drugiego policzka, kulturowym liberalizmem, więc nie należy się z ich zdaniem liczyć. Tak bardzo boją się zarzutu braku poprawności politycznej, oni i ich demokratycznie wybrani przedstawiciele, że nie decydują się głośno i wyraźnie powiedzieć prawdy – nie tylko o zajściach w Kolonii, ale o samym sensie multikulturowości, przypominającym próbę kwadratury koła. Co widać najlepiej kiedy struś chowa głowę w piasek? Są zatem, to oczywiste, pozbawieni honoru, a zatem godni pogardy. Tak wygląda to z perspektywy południowego wybrzeża Morza Śródziemnego.
Po braku reakcji na zajścia w Kolonii, nie powinien dziwić zamach w Berlinie, w grudniu 2016 roku i kolejne, które jeszcze przyjdą. Jak powiedział kiedyś kanclerz Otto von Bismarck, o którym sami Niemcy już chyba zapomnieli, “żyjemy w dziwnych czasach, kiedy silny jest słabym ze względu na swoje skrupuły, a słaby staje się silnym z powodu swej zuchwałości.”
Autor jest prof. dr hab., historykiem, orientalistą, afrykanistą, indologiem. Specjalizuje się w dziedzinie współczesnej historii, a także problematyki politycznej oraz społecznej Azji Południowej i Środkowej. Od 1977 r. pracownik naukowy Instytutu Orientalistycznego Uniwersytetu Warszawskiego. Jest również dyplomatą – członkiem Rady Programowej Akademii Służby Zagranicznej i Dyplomacji Collegium Civitas w Warszawie; członkiem Komitetu Konsultacyjnego ds. Azji i Pacyfiku Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Posiada bogate doświadczenia dyplomatyczne: w przeszłości pełnił funkcje ambasadora RP w Mongolii (2001-2005), ambasadora RP w Pakistanie (2007-2010), oraz radcy ds. politycznych Ambasady RP w Indiach (1995-1999). Znakomicie orientuje się w procesach geopolitycznych. Jest człowiekiem o interdyscyplinarnym wykształceniu.