Prawnicy kontra władza

undefinedFot: hammer/pixabay.com

Rząd Beaty Szydło posiada mandat społeczny by zreformować Wymiar Sprawiedliwości, nawet jeśli niektórzy argumentują przeciwnie, twierdząc że głosująca w Polsce część wyborców to tylko połowa uprawnionych do tego obywateli. Realną przeszkodą w realizacji tych planów jest to, że spora część prawników nie akceptuje zmian proponowanych przez ministra Zbigniewa Ziobrę.

Jerzy Mosoń – O co de facto chodzi w sporze między resortem sprawiedliwości a wpływowymi prawnikami pragnącymi zachować status quo i dlaczego zaogniający się konflikt może zagrozić bezpieczeństwu państwa?

Czy Kowalski skorzysta…?
Najpierw warto odsunąć na bok demagogię i uznać, że obie strony chcą dobrze, czyli pragną działać na rzecz dobra wspólnego tj. Polski i w interesie obywatela. Naiwne? Niekoniecznie. Nie ma się co jednak łudzić, a tym bardziej dziwić, że prawnicy przeciwni zmianom, oprócz troski o prawa obywatela bronią również swojej, kreowanej przez dziesiątki lat uprzywilejowanej pozycji. Mimo to czy, aby na pewno można podzielać w pełni pogląd, że zwiększenie wpływu władzy wykonawczej i ustawodawczej na funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości będzie korzystne dla przysłowiowego Kowalskiego, jak zdają się przekonywać reformatorzy? A co, jeśli do władzy dojdzie ktoś inny? Czy obecny rząd nie pożałuje wówczas wprowadzanych teraz zmian? Kto zapewni wtedy obywatelowi uczciwy proces w konfrontacji z państwem, jeśli recenzentem sędziego będzie urzędnik państwowy?

Prawniczy układ
Obecna władza nieustannie podkreśla, że jej działania nie są wymierzone w całe środowisko prawnicze. Więcej, wskazuje, że generalnie problem stanowi garstka prawników (tu najczęściej chodzi o sędziów), których ci dobrzy, czyli dobrzy koledzy po fachu nie usunęli ze swego grona, choć w wolnej Polsce żyjemy już ponad ćwierć wieku. Istotnie PRL-owscy sędziowie i prokuratorzy gnębili opozycjonistów, a mimo to większość z nich ma się dziś jak pączki w maśle. Dlaczego zatem tak wielu prawników powołujących się, choćby podczas majowego, pierwszego od kilkudziesięciu lat Kongresu Prawników Polskich, na dobro obywateli, Konstytucję i demokrację do dziś nie oczyściło swego środowiska? Skoro tych złych jest tak niewielu to, dlaczego wciąż są i epatują na resztę cnotliwego grona? Może dałoby się porozumieć z władzą, by ta zamiast być może wylewać dziecko z kąpielą w ramach kolejnej reformy pomogła wyłowić tę hańbiącą garstkę? Kogo i dlaczego chronią ci dobrzy? Jak oddzielić ziarna od plew? Wreszcie, co z tymi, którzy źli są tu i teraz: kradną pendrivy w marketach, powodują w stanie nietrzeźwym wypadki czy najważniejsze – wydają absurdalne wyroki, trudne do zrozumienia również przez samą prawniczą brać?

Profesjonalizacja i samorządność
Tajemnica tkwi w wieloletnim kształtowaniu się zawodów prawniczych, a co za tym idzie w budowaniu samorządności. Wreszcie w konstytucyjnej, a jakże(!), niezależności Wymiaru Sprawiedliwości – bo owa niezależność, jak kij, który ma dwa końce może być zarówno gwarantem prawa obywatela do uczciwego procesu, jak i bezkarności orzekającego arbitra – tej czarnej owcy, która przynależność do zawodu zaufania publicznego wykorzystuje do prywatnych celów. Dlaczego profesjonalizacja zawodów i ugruntowanie samorządności miałyby mieć tak wielki wpływ na hermetyczność i solidarność środowiska, które to współczesna władza określa mianem kastowości? Chodzi rzecz jasna o przywileje i poczucie faktycznej władzy, z których trudno zrezygnować nawet najbardziej kryształowym osobom. To te konfitury nie pozwalają prawnikom wolnym od przeszłości i grzechów teraźniejszości powiedzieć: porozmawiajmy, może się uda wypracować wspólną koncepcję pozwalającą zachować trójpodział władzy. Do nich prędzej dotrą dziś argumenty tych, którzy straszą utratą wpływów, a do ręki wkładają oręż w postaci pięknych haseł, które działają w kraju i za granicą. Żeby jednak zbadać skąd wzięło się to współdziałanie winnych i niewinnych oraz pragnienie przebudowania Wymiaru Sprawiedliwości przez obecną władzę trzeba sięgnąć głębiej do genezy co najmniej dwóch zawodów prawniczych.

Zawody kształtujące się w PRL-u
Profesjonalizacja zawodów prawniczych nie zaczęła się w 1989 roku jak mogą myśleć bardzo młodzi ludzie. W przypadku adwokatów zawód ten zaczął kształtować się jeszcze przed wojną, co miało z kolei wpływ na strategię władzy ludowej względem środowiska prawniczego. Partia jeszcze długo po konferencji w Jałcie nie mogła bowiem mieć zaufania do prawników wywodzących się z tradycji niepodległościowej, żyjących wartościami patriotycznymi, żywymi w społeczeństwie jeszcze długie lata po wojnie. Trzeba było zatem ograniczyć ich wpływ, co było możliwe wskutek przygotowania gruntu dla powstania drugiej profesji – zawodu radcy prawnego i rozdział kompetencji na te dwie grupy.
Paradoksalnie, choć to pewne nadużycie i przerysowanie problemu, można nawet uznać, że zawód radcy prawnego istnieje w Polsce właśnie dzięki komunie, ponieważ powołała go do życia ówczesna opresyjna władza. Było to 13 grudnia 1961 r., z dniem przyjęcia przez Radę Ministrów uchwały dotyczącej obsługi prawnej przedsiębiorstw państwowych, zjednoczeń oraz banków państwowych. Nowe prawo nakazywało korzystanie tym podmiotom wyłącznie z pomocy prawnej świadczonej przez zatrudnianych radców prawnych. Komunistyczna władza poszła krok dalej dwie dekady później. Na mocy Ustawy z dnia 6 lipca 1982 r. o radcach prawnych określono zasady wykonywania obsługi prawnej przez radców prawnych, jej organizację oraz pozwolono działać samorządowi radców prawnych. Powstała w ten sposób nowa profesja.

Przygotowania do zmiany systemu
Do czego generałowi Wojciechowi Jaruzelskiemu i spółce była potrzebna w środku stanu wojennego profesjonalizacja względnie nowego zawodu, o charakterze na wskroś kapitalistycznym? Profesji, która najlepiej ze wszystkich zawodów prawniczych sprawdza się w dialogu z przedsiębiorcami? – Bo przez lata taki był właśnie charakter zawodu radcy prawnego i ta spuścizna istnieje do dziś.
Adwokatom w tym samym czasie również pozwolono na określenie własnej samorządności, ale pamiętajmy adwokaci mający swe korzenie w Polsce przedwojennej mieli być wówczas romantykami szukającymi sprawiedliwości, upominającymi się o prawa nawet najgorszych niegodziwców, podczas gdy radcom prawnym otworzono drzwi do firm państwowych. Wtedy była to jednak tylko zapowiedź lepszych czasów, które miały nadejść po nieuchronnych zmianach. Zapowiedź jednak bardzo obiecująca, ponieważ to radcowie w odróżnieniu od adwokatów otrzymali szansę wcześniejszego przygotowania się do relacji biznesowych w gospodarce wolnorynkowej. Nowy zawód prawniczy był zachętą nie tylko dla „swoich”, ale także dla zdolnych i myślących wolnorynkowo ludzi, osób myślących jednocześnie bardziej pragmatycznie od nastawionych ideowo adwokatów, czyli tych najbardziej niebezpiecznych dla każdej władzy. Jak można się zatem domyślać, władzy nie chodziło jedynie o poróżnienie środowiska prawniczego. Najpewniej miała na celu optymalne przygotowanie elit, własnych elit do nowego rozdania.

Władzy nigdy nie oddali
Niektórzy mogliby powiedzieć, że właściwą instrukcję w tej sprawie wydał jeszcze Władysław Gomułka, który podczas przemówienia 18 czerwca 1945 roku stwierdził: „Raz zdobytej władzy nigdy nie oddamy”. Aby dotrzymać danej obietnicy należało być przygotowanym do działań w nowych warunkach.
W 1982 roku Polska Zjednoczona Partia Robotnicza wespół z Armią Ludową była jeszcze w stanie obronić panujący system gwarantujący jej bardziej dostatnie życie względem reszty społeczeństwa. Ówczesne elity zdawały sobie jednak sprawę z tego, że radziecki protektor długo nie wytrzyma konkurencji Waszyngtonu i trzeba będzie przygotować się do zmiany systemu gospodarczego, akceptacji nowego wielkiego brata oraz nowych wartości. Dlatego już wtedy dzieci bogatych kacyków, mających dostęp do lepszej edukacji przygotowywano do objęcia prestiżowych i wysoko opłacanych funkcji w przyszłej Polsce. Wiadome było, że potrzeba będzie specjalistów i nowych elit. Padło na prestiżowe zawody, szczególnie te związane z władzą w wolnorynkowym społeczeństwie, na dziennikarzy, prawników, dyplomatów, politologów, marketingowców czy speców od zarządzania, nie wspominając o agenturze. Pewnie właśnie dlatego w 1995 r., w następstwie tej inwestycji Polacy wybrali sobie za prezydenta mającego komunistyczne korzenie Aleksandra Kwaśniewskiego, który choć bez ukończonych studiów to wizerunkowo, pod kątem wykształcenia prezentował się lepiej od głównych kandydatów. Ale wróćmy do prawników.

Bezpieczny zawód
Do tego, aby zostać lekarzem czy inżynierem nie każdy się nadaje. Jedna czy dwie spartolone operacje albo katastrofa budowlana i najlepsze „plecy” nie pomogą by pozostać w zawodzie. Ale ocena działalności prawniczej nie musi być już tak jednoznaczna. W dodatku, nawet jeśli liczne wpadki udaremnią w końcu możliwość prowadzenia spraw przed sądem to wykształcenie prawnicze daje tak szerokie możliwości, że dla odpowiedniej osoby z dobrymi papierami zawsze tu i ówdzie znajdzie się miejsce. Pamiętajmy także o najważniejszym: z każdym kolejnym rokiem, bez względu na system władzy, wyłączając okres liberalizacji dostępu do zawodów prawniczych za kadencji ministra Jarosława Gowina, postępowała profesjonalizacja zawodów, a co za tym idzie zakorzeniała się samorządność. Nadto od lat było wiadome, że Zachód przywiązuje dużą wagę do faktycznego trójpodziału władzy, co jednocześnie implikowało dbanie o niezależność sądów i niezawisłość sędziów, przeciwnie do na przykład modelu demokracji rosyjskiej czerpiącej wprost z modelu radzieckiego gwarantującego uprzywilejowaną pozycję państwa względem obywatela. Polacy kształtujący nowy system władzy, już w ramach nowych idei i nowych protektoratów z łatwością przekonali społeczeństwo do zapewnienia sędziom immunitetów, mających hipotetycznie umożliwić kontynuację niezależnego procesu, nawet, gdyby władzy zamarzyło się wpływać na jego finał. Szybko jednak w wolnej Polsce immunitety zaczęły być wykorzystywane jako legitymacje bezkarności na drodze czy w sklepie z pendrivami. Dlaczego? Za nowymi wartościami nie poszła przedwojenna etyka. Ktoś gdzieś popełnił błąd, a może zabrakło czasu na pełną edukację. Według innej teorii, nowe przywileje, immunitety i władzę dostały te same elity, które dysponowały nimi przed Okrągłym Stołem, pozbawione zasad, za to potrafiące znakomicie wtopić się zarówno w nowe środowisko jak i sytuację.

Gorzka prawda
Bez wątpienia beneficjenci poprzedniego systemu nie pomylili się inwestując w swą młodzież, która podobnie jak do biznesu czy mediów ugruntowała się w zawodach prawniczych. Właśnie dlatego od początku lat 90. do dziś potomkowie PRL-owskich elit dysponują merytorycznie lepiej przygotowanymi dyplomatami czy bardziej elokwentnymi politykami. Oczywiście nikt nie zmierzył tej „substancji” w środowiskach prawniczych, ale, gdyby przeprowadzić odpowiednie badania wyniki mogłyby okazać się szokujące. Wystarczy jednak, że sondażownie co jakiś czas publikują analizy, z których upraszczając wynika, że: na partie o charakterze liberalno-lewicowym głosują raczej osoby posiadające dyplomy, a prawicę popiera „cała reszta niedouczonych frustratów” i jakieś „uczelniane niedobitki mające archaiczne poglądy”. Komunie trzeba jednak oddać jedno: gdyby w latach 80. nie postawiła na prawników to Polska nie miałaby szansy na tak szybki rozwój jaki zanotowała w ostatnim ćwierćwieczu. Przypomnijmy sobie lata 90., a nawet początek nowego millennium, gdy tak wiele tytułów prasowych krzyczało o zbyt małej liczbie prawników. Że trzeba dostosowywć prawo do nowej gospodarki, że ktoś musi poprowadzić przedsiębiorców, wreszcie, że ktoś musi dostosować polskie prawo do europejskiego, i tak dalej i tak dalej. Można nawet wysnuć odważną tezę, że gdyby nie prawnicy to utknęlibyśmy na drodze do Unii Europejskiej i zamiast znaleźć się tam w gronie pierwszych państw dołączylibyśmy do Wspólnoty razem z Rumunią i Bułgarią.

Co teraz?
Pewne jest jedno: środowiska prawnicze, skłócone od czasów PRL-u zjednoczyły się w walce o zachowanie statusu quo. Prawnicy wobec zagrożenia politycznego coraz rzadziej widzą problemy we własnym gronie, choć one bez wątpienia występują i przeszkadzają tym radcom, adwokatom, sędziom czy prokuratorom, którym zależy na normalnych relacjach wewnątrz grona jak i poza nim. Obecna władza, zamiast skupić się na ich wyszukaniu i próbie wsparcia uczciwych prawników w rozwiązaniu problemów Wymiaru Sprawiedliwości postanowiła zmienić system. Zastosowany rodzaj leczenia można jednak dziś porównać do zbytecznej chemioterapii, której skutkiem ubocznym może być nie tylko utrata owłosienia przez pacjenta, ale też jego śmierć wskutek zbytniego napromieniowania. Kongres Prawników Polskich, który zgromadził około 1 500 uczestników różnych prawniczych profesji pokazał, że ktoś w obecnej ekipie rządzącej coś przegapił. To nic, że tych prawników, którzy nie przyjechali na katowicki zjazd jest znacznie więcej. Że wielu z nich pragnie zmian. Ważne, że ta grupa nie ma zdolności do wspólnego działania, bo te struktury integracyjne mają nie tylko samorządy, a tu decyzja już zapadła. Jest na tyle jednoznaczna, że wsparcia udziela jej znaczna część mediów, biznesu i zagranica. Co to oznacza? Choćby pomoc ekspercką – prawną w ograniczeniu dystrybucji funduszy strukturalnych dla Polski, w wewnątrz kraju nawet paraliż Wymiaru Sprawiedliwości w następstwie zaprzestania orzekania przez sędziów czy prowadzenia postępowań prokuratorskich. Jeden i drugi ruch byłby atakiem nie tylko wymierzonym w obecną władzę, ale we własny kraj i osłabieniem jego pozycji na arenie międzynarodowej. Być może tylko dlatego niechętni reformom wciąż jeszcze wstrzymują się z podjęciem takich działań, a być może decyzje zostały już podjęte i czekają tylko na realizację. Czas pokaże, ale działa on dziś przede wszystkim na niekorzyść Polski.

Autor jest ekspertem ds. polityki zagranicznej, dyplomacji, oraz geopolityki. Publikuje w Kwartalniku Geopolitycznym „Ambassador” oraz czasopismach prawniczych, m.in. w prestiżowym branżowym miesięczniku „Radca prawny”. W przeszłości pełnił funkcję redaktora naczelnego magazynu „Gentleman”, był stałym komentatorem „Gazety Finansowej” oraz magazynu „Home&Market, wcześniej pracował w „Rzeczypospolitej”. Jest także reżyserem i producentem filmów.

Dodaj komentarz