Fot: pixabay.com
Kilka lat temu poznałem człowieka stojącego nad grobem – nazywał się Szymon Szurmiej. Był wówczas dyrektorem Teatru Żydowskiego w Warszawie i w mojej ocenie dobrym ambasadorem kultury żydowskiej w Polsce. Ludzie, którym kończy się czas, tak jak wtedy jemu, chętnie dzielą się wiedzą, mają więcej odwagi. A on wiedział bardzo dużo.
Jerzy Mosoń – Pewnie teraz niektórym osobom ze szczytów polityki, biznesu czy kultury szybciej zabiło serce – nie dziwię się. Szurmiej był nielubiany, mocno atakowany, a takie osoby często lubią się mścić, szczególnie wtedy, gdy czują się niewinne. Trudno ocenić czy te ataki na Szurmieja miały podstawy czy nie. Jego grzechy mnie jednak nie interesowały. I może właśnie dlatego tak bardzo otworzył się przede mną, na „pięć minut” przed odejściem.
Out of record
Rozmawialiśmy kilka razy, sami, w towarzystwie innych, raz nawet w formie wywiadu prasowego przeprowadzonego wespół z koleżanką. Niestety tekst jaki do mnie wrócił, po autoryzacji nie był już tak interesujący jak rozmowa, a raczej jak parę rozmów przeprowadzonych w zaufaniu, w wierze, że nic poza zamknięte drzwi jego gabinetu przy ul. Senatorskiej 35 w Warszawie nie ujrzy światła dziennego. No chyba, że on będzie sobie tego wyraźnie życzył…. Przekonywałem, prosiłem, odwoływałem się do różnych instancji moralnych i logicznych – nic z tego. Podkreślał: „oni jeszcze żyją… Nie można! Nie przyniesie to nic dobrego.” Tak to zwykle bywa, że prawda uzgodniona jest mniej interesująca od prawdy objawionej. A skoro obiecałem, że wiedzę, jaką mi przekazał zachowam dla siebie, nie mogłem przecież postąpić inaczej. Po jakimś czasie te dziennikarskie rewelacje i tak okazały się niczym wobec wyższej wartości jaką przyniosły te spotkania.
Ambasadorowie Izraela
Minęło trochę czasu – Szymona Szurmieja już nie ma. Ja z kolei mniej niż trzy lata temu spotkałem się raz z inną ważną osobą dla środowisk żydowskich w Polsce, z Ambasador Izraela Anną Azari. Jakże inne były to spotkania, rozmowy – Jego ze mną i moja z Ambasador, i jak wiele jednocześnie je łączyło… Z przedstawicielką Izraela rozmawialiśmy o biznesie, jeszcze więcej o kulturze – tej żydowskiej i izraelskiej. Nie, kultura żydowska i izraelska to nie to samo, i w tym miejscu warto to bardzo mocno podkreślić, bo ma to kolosalne znaczenie dla tego, co uważam – z perspektywy czasu i spotkań z Szurmiejem – za wielki kapitał, dobro narodowe Polski, dobro, którego z każdym rokiem jest coraz mniej. Wtedy jeszcze, gdy dyskutowaliśmy z dyrektorem Teatru Żydowskiego nie zdawałem sobie z tego sprawy, z tego, że ten sędziwy żyd, aktor i reżyser, miał plan. Zapewne inny niż moja późniejsza rozmówczyni Anna Azari, ale wtedy jeszcze nie mogłem tego wiedzieć.
Filo i anty – semityzm
Nie wiem też do dziś, skąd wzięło się zaufanie Szymona Szurmieja do mnie. On polski żyd, ja polski katolik, on mający za sobą 50 lat doświadczenia, ja wówczas ledwo po trzydziestce… Szurmiej mówił dużo i chętnie, nawet niepytany. Ujawniał tajemnice wrogów i przyjaciół – ludzi, którzy nawet decydowali o losach świata. Na pewno nie powinien się czuć wobec mnie uprzedzony, bo z kontekstu rozmów wywnioskowałem, że zna moją dziennikarską twórczość: nie splamiłem się w niej antysemityzmem, ale też trudno byłoby uznać mnie za filosemitę. Zawsze uważałem bowiem, że antysemityzm i filosemityzm mają te same fałszywe podstawy związane z uogólnianiem cech jednostek do poziomu grupy. Oczywiście ludzie nie są do końca wolni od takiego upraszczania rzeczywistości, co pozwala nam lubić jedne narody bardziej, inne mniej. Dlatego najważniejsze jest to, żeby zdawać sobie sprawę z takiej funkcji mózgu, w innym wypadku człowiek staje się potencjalnie przedmiotem manipulacji tych, którzy mają interes w zarządzaniu emocjami.
Ujawnienie intencji
W pewnym momencie dyskusji z Szurmiejem zorientowałem się, że tu nie tyle chodzi o jego zaufanie do mnie, a o świecką spowiedź, być może nawet o opowiedzenie się na ostatniej prostej życia po którejś ze stron. Wtedy z kolei to ja zaufałem jemu. Dopytywany co jakiś czas, czy nie chciałby zrobić ze swej wiedzy użytku, skoro uważa, że to czy tamto byłoby sprawiedliwe, zawsze potwarzał mniej więcej te same słowa: „Bez względu na grzechy pewnych osób, upublicznienie ich dzisiaj zniszczyłoby czyjeś życie, wprowadziłoby więcej nienawiści, nie naprawiając przy tym żadnych wyrządzonych krzywd. Nie mogę więc tego zrobić”. Teraz się z nim zgadzam, ale wtedy dopytywałem poirytowany, zatem po co to wszystko? To całe katharsis? W końcu Szurmiej odparł: „jedyne, co obecnie dobrego mogę uczynić to zadbać o pamięć kultury żydowskiej jako kapitału dwóch wielkich narodów polskiego i żydowskiego.” Następnie dodał: „o pamięć, bo zdaję sobie sprawę z tego, że walka o tę kulturę jest już przegrana”.
Kultura jako wartość
Z Szurmiejem spierałem się, wręcz kłóciłem o to czy to dobro, jak je wówczas określi: narodowe jest już stracone, czy nie. Nie powiem, że to rzecz nieistotna, ale mnej doniosła od zrozumienia tego, że wykreowana kultura jakiegoś narodu w innym państwie to prawdziwe bogactwo, w dodatku bogactwo policzalne. Żydzi przez lata bytności w Polsce ubogacali nasz kraj. Oczywiście nie w taki sposób jak „kulturowe ubagacanie” wyobrażają sobie obecnie niektórzy współcześni liberalni politycy. Żydzi stworzyli element kultury polskiej, autonomiczny, ale jednak polskiej. Migracje tamtych czasów miały bowiem inny charakter od współczesnych. Warto tu przypomnieć, że król Kazimierz Wielki sprowadził nękanych w Europie Żydów do Polski m.in. ze względu na ich znajomość higieny oraz wartości kupieckie. Był to lud nastawiony pokojowo, i aż do połowy XVII wieku, kiedy to na Rzeczpospolitą zaczęły spadać nieszczęścia obu narodom żyło się zgodnie.
Migracje dawne i obecne
Podobnie było z Holendrami, Szkotami, a nawet ludami krymskimi i Złotej Ordy, z których wywodziła się polska szlachta lipkowska. Była to jednak migracja dobrowolna i odbywająca się przy akceptacji ówczesnych mieszkańców Rzeczpospolitej. „Wciągaliśmy” przybyszów ze Wschodu i z Zachodu kulturowo, bo byliśmy wówczas atrakcyjnym państwem, na dzisiejsze standardy światowym mocarstwem, w szczytowym okresie kontrolującym terytorium liczące bez mała milion kilometrów.
Nieco inaczej wyglądało zasiedlenie Prus przez Zakon Krzyżacki, sprowadzony przez księcia Konrada Mazowieckiego – to była grupa rycerzy różnych narodowości, mających wypełnić zadanie i… No właśnie nie sprawiać problemów, a stało się jak się stało. Krzyżacy, wykorzystując Boga jako pretekst czynili dużo zła. Choć to porównanie nie może być uznane do końca za trafione, niemniej Krzyżacy mieli coś wspólnego ze współczesnymi dżihadystami Państwa Islamskiego. Dlatego z perspektywy czasu oceniamy dziś, że decyzja Kazimierza Wielkiego dotycząca sprowadzenia Żydów do Polski była lepsza od pomysłu Konrada Mazowieckiego. To, o ile lepsza zaczynamy albo zaczniemy rozumieć już niedługo. Wróćmy jednak do dyskusji z ambasadorami Izraela w Polsce.
„Gdybym był bogaty…”
Po stotkaniach z Szurmiejem i Azari zrozumiałem, że spuścizna żydowskiej kultury w Polsce może być dziś cenniejsza dla Polaków niż dla współczesnych Żydów. Że gra toczy się o coś dużego, o coś policzalnego i przeliczalnego. Nie tylko o „Skrzypka na dachu”, czy o twórczość Bruno Schulza albo Isaaca Singera, ale o wartości, o platformę tych cnót, które mogą teraz łączyć dość konserwatywnych Polaków i Żydów, katolików i wyznawców wiary mojżeszowej. Więcej, biorąc pod uwagę sentymentalizm niektórych środowisk, kultura żydowska, to coś, co mogłoby w obecnych warunkach napędzić rynek turystyczny czy nieruchomościowy w Polsce, przypomnieć o Polsce możnym tego świata. Coś co mogłoby zachęcać do zdrowej otwartości, niemającej jednak nic wspólnego z tzw. poprawnością polityczną. Dlaczego zatem sprawa miałaby być przegrana? – pytałem.
Nie wszyscy są Żydami
Dyrektor teatru sugerował, jakoby była to decyzja polityczna i biznesowa. Napotkał rzecz jasna z mojej strony na mur niezrozumienia… Potem pojąłem, że na tych najwyższych szczeblach władzy faktycznie toczy się dziś spór nie tyle o supremację państw czy narodów, ale o kształt obyczajowości naszego życia, o to czy wiara w Boga to ciemnogród czy prawdziwa wolność. Że ten nowy, współczesny Izrael na wskroś nowoczesny nie ma nic wspólnego z konserwatyzmem dawnych Żydów. Że ci, którzy nazywają się obecnie Żydami, niejednokrotnie wcale nimi nie są. Przyjechali do tego młodego państwa z dawnego Związku Radzieckiego, z Ameryki, z Europy. Weryfikacja ich tytułu z tzw. krwi do przyjęcia obywatelstwa Izraela mogłaby w niejednym przypadku napotkać na trudności, gdyby nie było woli politycznej zasiedlania terenów m.in. Gazy.
Ukryty plan
Defetyzm Szurmieja w kontekście przegrania przez Polaków i Żydów sprawy kultury żydowskiej zrozumiałem kilka lat później, podczas spotkania ze wspomnianą ambasador Izraela Anną Azari. Dyplomatka okazała się przedstawicielką nowego nurtu Izraelczyków – osobą nowoczesną, i dążącą do nowoczesności. Po naszej rozmowie, podczas której wyjaśniła mi czym jest współczesny, wielokulturowy Izrael, pojąłem wreszcie, że dla wielu Izraelczyków część ich spuścizny historycznej może być nie do przyjęcia. Wiąże się ona bowiem z konserwatyzmem i wartościami, które dzisiejszy świat, świat z dużym kapitałem i władzą odrzuca, uważając je za hamulec cywilizacyjny. Jestem jej za to niezmiernie wdzięczny, choć uświadomiła mnie być może bez wyraźnego zamiaru, starając się zwyczajnie, w jak najbardziej korzystnym świetle przedstawić to, co dzieje się obecnie w Izraelu.
Innowacje, a co dla Polaków?
I faktycznie, trudno dziś o drugie tak innowacyjne państwo stawiającego w równym stopniu na nowoczesną kulturę jak i technologie, również militarne. To przecież kraj otoczony zewsząd wrogami, który jest w stanie stworzyć przeciwrakietowy system obrony zdolny skutecznie ochronić swych obywateli, przynajmniej na razie. Tak, to jest to, czego brakuje nadal Polsce, wciąż przecież samodzielnie bezbronnej wobec ataku potężniejszego państwa. Choć nie tylko tego brakuje Polsce. Gdzie nie spojrzeć tam w biznesie współcześni Żydzi radzą sobie wyśmienicie, a ich kraj to nie tylko miejsce pielgrzymkowe, ale też centrum wypoczynku klasy premium. To zamiłowanie do innowacyjności, do parcia naprzód odbywa się jednak kosztem dawnej specyfiki kulturowej oraz negatywnego podejścia do tradycyjnych wartości. Ich strzępy ostały się w Polsce, która ma szansę stać się centrum odnowy kulturowej i duchowej. Kultura żydowska może być elementem bogatej oferty Polski dla świata, który w pogoni za nowym porządkiem zatrzyma się przed zderzeniem ze ścianą utopijnych pragnień. To część oferty dla tych, którzy widzą nieco inaczej przyszłość świata. Nie odrzucają tradycyjnych wartości, Boga i różnorodności narodowej, w zamian za permisywizm i poczucie hegemonii nad słabszymi materialnie.
Rozmowy z Izraelem
Sądzę, że ówczesny dyrektor Teatru Żydowskiego prezentując swój pesymizm w kwestii ratowania kultury żydowskiej chciał mnie jedynie sprowokować do działania. Ale po co? Zlepiając do kupy nasze różne rozmowy muszę przyznać, że wybijała się w nim postawa wielkiego polskiego patrioty, który jednocześnie nie mniejszym uczuciem kochał Żydów, i martwił się o ich duchową przyszłość. Jakkolwiek absurdalnie by to nie zabrzmiało. On jednak wiedział o współczesnym Izraelu to, z czego ja dopiero teraz zdaję sobie sprawę.
Może właśnie to jest ten moment by Polacy zaczęli rozmawiać z Izraelczykami. By zaoferować im duchową spuściznę wypracowaną wspólnie przez Żydów i Polaków w czasie setek lat wspólnego istnienia. Właśnie teraz, póki wciąż jeszcze żyją osoby pamiętające wspólną historię bądź ich dzieci wychowane w dawnej tradycji. Polska ma w tym interes. Potrzebujemy ich systemów odstraszania wojennego, potrzebujemy nowych technologii, potrzebujemy ruchu w turystyce. Być może, jeśli przypomnimy im o istnieniu kultury żydowskiej, to u niektórych współczesnych obywateli Izraela obudzi chęć ratowania tego dorobku.
Autor jest ekspertem ds. polityki zagranicznej, dyplomacji, oraz geopolityki. Publikuje w Kwartalniku Geopolitycznym „Ambassador” oraz czasopismach prawniczych, m.in. w prestiżowym branżowym miesięczniku „Radca prawny”. W przeszłości pełnił funkcję redaktora naczelnego magazynu „Gentleman”, był stałym komentatorem „Gazety Finansowej” oraz magazynu „Home&Market, wcześniej pracował w „Rzeczypospolitej”. Jest także reżyserem i producentem filmów.