Fot: pixabay.com
Wybór oligarchy na prezydenta musiał się tak skończyć. Proces walki z korupcją, choć powolny i rodzący się w bólach, jakoś na Ukrainie postępował. Aż natknął się na barierę nie do przekroczenia. Próby zniszczenia niezależności instytucji antykorupcyjnych jednoczą Poroszenkę, Awakowa, Kołomojskiego, sieroty po Janukowyczu. Tak szerokiej i zdeterminowanej koalicji jeszcze w Kijowie nie było. I nie jest to dobra wiadomość, ani dla Ukrainy, ani jej zachodnich partnerów.
Konstanty Czerniewicz – Narodowe Biuro Antykorupcyjne Ukrainy (NABU) powstało pod koniec 2014 roku przy wydatnej pomocy USA i na wyraźne żądanie Zachodu, który pomoc finansową dla borykającej się z kryzysem ekonomicznym i walczącej w Donbasie z Rosją Ukrainy uzależniał od postępów w walce z wszechobecną korupcją. Fundamentem antykorupcyjnych działań miały być nowe – niezależne od polityków – organy państwowe. NABU jest służbą specjalną, której zadaniem jest ściganie korupcyjnej przestępczości w administracji państwowej. Biuro współdziała ściśle z powołaną także Specjalną Prokuraturą Antykorupcyjną (SAP). Problem w tym, że choć agenci NABU zdobywają dowody i wskazują podejrzanych, a SAP na podstawie tych materiałów sporządza akty oskarżenia – to i tak niewiele to daje. Z prostej przyczyny. Sprawy trafiają do sądów powszechnych, których po 2014 roku nie tknięto i które same są skorumpowane. Problem ten miało rozwiązać powołanie specjalnego Sądu Antykorupcyjnego – tyle że Petro Poroszenko i parlamentarna większość skutecznie od dawna blokują tę inicjatywę. W efekcie namacalne skutki działania NABU są bardzo wątłe – co zresztą jego wrogowie wykorzystują przeciwko Biuru.
Ręczne sterowanie
Drugim nowym organem do walki z korupcją – także powołanym jeszcze w 2014 roku – jest Narodowa Agencja ds. Zapobiegania Korupcji (NAZK). Tyle że ta instytucja podlega rządowi. NAZK ma za zadanie weryfikować wiarygodność majątkowych deklaracji składanych przez pracowników administracji państwowej i samorządu lokalnego. W tym wypadku efekty są jeszcze gorsze, niż w NABU – po prostu politycy, przede wszystkim administracja prezydencka, ingerują ciągle w prace komisji. To urzędnicy Poroszenki mają nieformalnie wpływać na to, które deklaracje sprawdzać, których urzędników zweryfikować pozytywnie, a których negatywnie. Od momentu powstania agencji z otrzymanego ponad miliona deklaracji majątkowych, pełne postępowanie sprawdzające przeprowadzono dotychczas jedynie w kilkunastu przypadkach. Sposób działania NAZK, którą niemalże ręcznie steruje ośrodek prezydencki, pokazuje dobitnie, jaki los czeka NABU, jeśli jego wrogom uda się przejąć nad nim kontrolę. A ostatnie miesiące pokazały, że Poroszenko i większość deputowanych są zdeterminowani, aby odebrać NABU niezależność. Biuro jest obecnie jednym realnym zagrożeniem dla rozmaitych szemranych interesów, powiązań polityczno-biznesowych i generalnie, dla oligarchicznego systemów rządów na Ukrainie.
NABU vs reszta
Na tym tle od kilkunastu miesięcy narastał konflikt między kontrolowaną przez prezydenta Prokuraturą Generalną i Służbą Bezpieczeństwa Ukrainy a NABU i SAP. Ostatnie operacje Biura uderzyły w najwyższych rangą przedstawicieli obozu rządzącego.
Pod koniec października zatrzymano 29-letniego syna wpływowego ministra spraw wewnętrznych Arsena Awakowa, Ołeksandra. Grozi mu 12 lat więzienia za „defraudacje, marnotrawienie lub zdobywanie majątku poprzez nadużycie władzy”. Do czasu procesu ma nosić elektroniczną bransoletkę i musiał zdać paszport. W tej sprawie zatrzymano też wiceministra spraw wewnętrznych Serhija Czebotarego. Niemal w tym samym czasie, 30 października, NABU wszczęło z kolei postępowanie ws. podejrzenia nielegalnego wzbogacenia się prokuratora generalnego Jurija Łucenki. Łucenko jest najważniejszym żołnierzem Poroszenki na wojnie z NABU i na reakcję nie trzeba było czekać długo. 17 listopada Prokuratura Generalna Ukrainy wszczęła postępowanie przeciwko szefowi NABU Artemowi Sytnykowi, zarzucając mu ujawnienie tajemnicy państwowej.
Trzy dni wcześniej, 14 listopada NABU poinformowało, że szefowa Narodowej Agencji ds. Zapobiegania Korupcji (NAZK) miała fałszować wyniki audytu deklaracji majątkowych polityków – w porozumieniu z administracją prezydenta. NAZK jest krytykowana za to, że bardzo ślamazarnie sprawdza elektroniczne oświadczenia majątkowe urzędników. NABU wszczęło dochodzenie w związku z podejrzeniem przyjmowania przez pracowników Agencji łapówek za przymykanie oczu na nadużycia w oświadczeniach. Tego samego dnia w Radzie Najwyższej, głosami koalicyjnych frakcji Bloku Petra Poroszenki i Frontu Ludowego (Awakow), zablokowano powołanie Sądu Antykorupcyjnego.
Do eskalacji konfliktu doszło jednak 29 listopada, gdy SBU i prokuratura zerwały prowadzoną przez NABU akcję rozpracowywania schematów korupcyjnych w Służbie Migracyjnej Ukrainy, aresztując agenta pod przykryciem. Chodzi o dziesiątki tysięcy dolarów, które kierownictwo Służby miało zarabiać na legalizacji pobytu na Ukrainie m.in. obywateli Iranu i Wietnamu. Operacja NABU rozpoczęła się jeszcze w kwietniu 2017. Agent przeniknął do grupy złożonej z byłych i obecnych pracowników Służby Migracyjnej Ukrainy. Skorumpowani urzędnicy brali łapówki nie tylko za przyznanie paszportu czy zezwolenie na pobyt obcokrajowcom. Zarabiali też nielegalnie na paszportach biometrycznych dla obywateli Ukrainy – brali w łapę za przyspieszenie procedury. Wspomniany agent NABU podając się za przedstawiciela zagranicznej spółki zainteresowanej zatrudnieniem obcokrajowców na Ukrainie, nawiązał kontakt z wiceszefową służby migracyjnej Diną Pimachową. 29 listopada, podczas przekazywania jej 30 000 dolarów łapówki agenta zatrzymała SBU. Łucenko ostro zaatakował NABU: „Mamy nielegalnych agentów, którzy wykorzystują nielegalne metody prowokacji i żaden z nich nie ma dostępu do tajemnicy państwowej. Mimo to mają oni dostęp do materiałów SBU, co jest przestępstwem, a na dodatek wykorzystują niezarejestrowany na Ukrainie sprzęt do podsłuchiwania, który został tu przemycony”. Co gorsza, nie przypadkiem, do mediów wyciekły nazwiska i wizerunek agentów NABU zatrzymanych przez SBU.
Dyrektor Biura zarzucił z kolei SBU, że jej agenci podczas rewizji prowadzonych w dwóch zakonspirowanych lokalach NABU, a także w mieszkaniach pracowników Biura i ich krewnych, dopuścili się kradzieży. NABU opublikowało też nagranie wideo z operacji w służbie migracyjnej, którą zerwały Prokuratura Generalna i SBU. Tymczasem 5 grudnia zastępca prokuratora generalnego Jurij Stoliarczuk poinformował o zarzutach wobec kolejnych dwóch pracowników NABU.
Parlamentarna pałka
Po zerwaniu operacji NABU w Służbie Migracyjnej w parlamencie zaczęto pracować nad projektem ustawy pozwalającej deputowanym usuwać ze stanowisk szefów NABU i SAP. W środę wieczorem 6 grudnia Blok Petra Poroszenki i Front Ludowy złożyły projekt ustawy nr 7362 znacząco rozszerzający pełnomocnictwa komisji kontroli zewnętrznej NABU. Chodzi m.in. o uzyskanie przez członków komisji dostępu do tajemnicy państwowej i prawa sprawdzania nie tylko zakończonych i przekazanych do sądu spraw, ale też tych toczących się. Ustawa pozwala też parlamentowi zwalniać szefów antykorupcyjnych organów bez konieczności przeprowadzenia uprzednio audytu. Obecne prawo przewiduje, że koniecznym warunkiem dymisji muszą być negatywne wnioski z audytu instytucji (a i tak obowiązuje instancyjność i możliwość odwołania się od decyzji). Ustawa daje prawo Radzie Najwyższej wyrażać wotum nieufności szefom NABU, SAP, NAZK i GBR (Państwowe Biuro Śledcze) na wniosek prezydenta, rządu lub 150 deputowanych. Przyjęcie wotum nieufności jest równoznaczne z dymisją.
Przyjęcie tej ustawy oznaczałoby podporządkowanie Narodowego Komitetu Antykorupcyjnego Ukrainy parlamentowi. To deputowani decydowaliby de facto o obsadzie szefostwa antykorupcyjnych organów, których głównym zadaniem jest ściganie korupcji właśnie wśród m.in. parlamentarzystów. „Jesteśmy przekonani, że kroki te są częścią większego planu, którego celem jest zniszczenie NABU i SAP, zablokowanie śledztw przeciw najwyższym urzędnikom państwowym i uwolnienie od odpowiedzialności najbardziej skorumpowanych osób” – odpowiedziało na to NABU. Kilka godzin po wniesieniu projektu kierownictwo Frontu Ludowego spotkało się z ambasador USA w Kijowie. Nazajutrz rano projekt wycofano spod głosowania, acz nie wycofano z parlamentu – pozostaje w „zamrażarce”. Za to obóz wrogów NABU uderzył w inny punkt.
Wspomnianego projektu ustawy nr 7362 nie poparła parlamentarna komisja kontroli zewnętrznej NABU (tzw. komisja antykorupcyjna), na czele której stał od początku deputowany opozycyjnej Samopomocy Jehor Sobolew. Kilka godzin po zdjęciu z porządku obrad głosowania nad ustawą nr 7362 wprowadzono inny punkt: w sprawie odwołania przewodniczącego komisji antykorupcyjnej. Od grudnia 2014 r. był nim 40-letni Sobolew, były dziennikarz, jeden z symboli walki z korupcją. To z jego inicjatywy pod koniec 2014 roku przeprowadzono konkurs na stanowisko dyrektora NABU. Pomysłem Sobolewa było umieszczenie w komisji konkursowej Giovanniego Kesslera, szefa komórki KE zajmującej się zwalczaniem procederu prania pieniędzy. W 2015 roku Sobolew zainicjował zbieranie podpisów pod wnioskiem o dymisję blokującego działania antykorupcyjne prokuratora generalnego Witalija Jaremy – zakończyło się to sukcesem. Potem Sobolew był współzałożycielem Społecznego Komitetu Lustracyjnego, w ramach którego uruchomiono internetowy rejestr osób podlegających lustracji. Celem założenie rejestru było niedopuszczenie tych osób od powrotu na państwowe stanowiska w ciągu najbliższych 10 lat. Obecnie jest na tej liście około tysiąca nazwisk. Jak mówi sam Sobolew, pod jego kierownictwem Komisja Antykorupcyjna zablokowała przyjęcie przez parlament 383 projektów ustaw, gdzie wykryto ryzyko korupcyjne.
Za akcją odwołania Sobolewa osobiście stał Poroszenko. Poszło o to, że Sobolew nie zgodził się, żeby przeprowadzić przez parlament nominację lojalnego wobec prezydenta audytora NABU. Najpierw więc, 6 grudnia, za odwołaniem swego przewodniczącego opowiedziała się większość członków komisji należących do koalicji. Ale w tym wypadku ostateczna decyzja należy do całego parlamentu. 7 grudnia wprowadzono pod obrady odpowiedni punkt. Podczas debaty powtórzono stare zarzuty, z głównym na czele, że Sobolew uniemożliwia kontrolowanie działań NABU. Uderzenie w szefa komisji wywołało zaniepokojenie zachodnich partnerów Ukrainy. Ambasador UE Hugues Mingarelli wskazał, że kierowana przez Sobolewa komisja wykonała ogromną pracę na rzecz utworzenia na Ukrainie organów antykorupcyjnych: „Jesteśmy zatroskani tym, że większość członków komisji zaleciła Radzie Najwyższej usunięcie jej szefa, pana Sobolewa. Chciałbym zaapelować do Rady o poważne zastanowienie się nad tym krokiem, biorąc pod uwagę międzynarodowe zaniepokojenie ostatnimi wydarzeniami w dziedzinie walki z korupcją”.
Na niewiele się to zdało. Za dymisją Sobolewa głosowało 256 z 378 deputowanych: członkowie frakcji Bloku Petra Poroszenki i Frontu Ludowego przy wsparciu Opozycyjnego Bloku (dawna Partia Regionów zbiegłego do Rosji Wiktora Janukowycza), Radykalnej Partii deputowanego Ołeha Liaszki i grupy Odrodzenie. Po odwołaniu Sobolewa droga do usunięcia szefa NABU Artema Sytnyka i szefa SAP Nazara Chołodnickiego stoi otworem.
Poroszenko przelicytował?
Poroszenko podejmuje duże ryzyko, dążąc do zniszczenia niezależności organów antykorupcyjnych – bo to wywołuje ogromne niezadowolenie Zachodu. Jednak prezydent chce zgromadzić w swym ręku jak najwięcej władzy przed wyborami prezydenckimi w maju 2019. Stąd walka z wszelkimi przejawami ujawniania korupcji w obozie władzy. Normą stały się napaści na dziennikarzy, naciski na antykorupcyjnych aktywistów, sprawy sądowe przeciwko internautom tropiącym korupcję. Dwa podstawowe narzędzia Poroszenki to Prokuratura Generalna i SBU. Przy ich pomocy próbuje zniszczyć instytucje, które jego zdaniem mu zagrażają, z NABU na czele. Uruchomiono w mediach i w sieciach społecznościowych kampanię propagandy wymierzoną w NABU. Podnosi się zarzuty korupcji. Łucenko publicznie oskarżył Biuro o nielegalną współpracę z FBI. Co jest absurdem, ponieważ działa oficjalna umowa i współpracy tych instytucji sprzed 1,5 roku.
Prawdopodobnie Poroszenko uznał, że Zachód nie będzie kruszył kopii o sprawę korupcji w sytuacji, gdy Ukraina jest polem konfliktu z Rosją, Krym jest okupowany, podobnie jak część Donbasu, a na Rosji ciążą zachodnie sankcje. Tyle, jeśli chodzi o politykę. A pieniądze? Zdaniem Andersa Aslunda, eksperta Atlantic Council, Poroszenko uznał, że Ukraina nie potrzebuje już zachodniej pomocy finansowej. Rezerwy walutowe wynoszą 9 mld dolarów, co w obecnej sytuacji zapewnia finansowanie importu na okres czterech miesięcy. I choć tempo wzrostu gospodarczego wynosi ledwie 2%, to prezydent uznał że czas na umocnieniu własnej władzy. Likwidując stopniowo niezależność organów antykorupcyjnych, Poroszenko próbuje grać na czas i zwodzi zachodnich partnerów. Tak należy traktować obietnicę złożoną w rozmowie telefonicznej z Christine Lagarde 8 grudnia szybkiego powołania Sądu Antykorupcyjnego. Taka instytucja będzie miała iluzoryczne znaczenie, jeśli jednocześnie podporządkowano władzy parlamentarną komisję antykorupcyjną, a do NABU lada moment wejdzie audytor z już przygotowaną tezą: o nieprawidłowościach w działaniu Biura.
Tymczasem Międzynarodowy Fundusz Walutowy, Bank Światowy, UE i USA wyrażają głębokie zaniepokojenie w związku z ostatnimi wydarzeniami wokół instytucji antykorupcyjnych na Ukrainie, mówi się wręcz o sabotażu walki z korupcją. „Jesteśmy poważnie zaniepokojeni wydarzeniami na Ukrainie, które mogą powstrzymać postęp w tworzeniu niezależnych instytucji do walki z korupcją na wysokim szczeblu, w tym NABU i SAP” – oświadczyła dyrektor wykonawcza MFW Christine Lagarde. W ocenie Banku Światowego ataki na NABU i SAP stanowią zagrożenie dla walki z korupcją i odzyskania przez budżet państwa skradzionych aktywów. Oba sygnały wyszły 7 grudnia. Obie instytucje dołączyły w ten sposób do UE (5 grudnia) i USA (4 grudnia), które jednoznacznie opowiadają się po stronie NABU. Departament Stanu USA ostrzegł, że może to mieć negatywne następstwa dla międzynarodowego poparcia dla Ukrainy. Amerykanom naraził się mocno Łucenko, mówiąc, że NABU nielegalnie współpracuje z „zagranicznymi agentami”. Zareagowało na to FBI, informując Łucenkę, że pracownicy Biura pracują z NABU w ramach określonych memorandum z czerwca 2016. Agenci FBI pracują w NABU na zasadzie okresowej, rotacyjnej i nie są agentami operacyjnymi. „Wszelkie inne oświadczenia, że jest inaczej – są kłamliwe” – zauważa FBI.
Biorąc pod uwagę rozwój wydarzeń w Kijowie, nie można wykluczać nie tylko wstrzymania pomocy finansowe dla Ukrainy. Zachód może sięgnąć po „broń atomową”, która dla Poroszenki oznaczać może prawdziwą katastrofę. Oto zachodni rozmówcy polityków ukraińskich grożą już nieoficjalnie cofnięciem zgody UE na reżim bezwizowy z Ukrainą. Wizy zniesiono dopiero po tym, jak Kijów spełnił warunki Brukseli. Jednym z nich było powstanie systemu niezależnych instytucji antykorupcyjnych… Być może taki argument skłoni Poroszenkę do wstrzymania ofensywy przeciwko NABU.
Autor jest dziennikarzem i publicystą, byłym funkcjonariuszem wywiadu, ekspertem ds. Wschodu, byłych państw Związku Radzieckiego oraz Azji i Pacyfiku.