fot. pixabay.com
Komisja Europejska wytoczyła przeciwko polskiemu rządowi ciężkie działo: wszczęła postepowanie mające na celu stwierdzenie istnienia wyraźnego ryzyka naruszenia przez Polskę zasady państwa prawnego.
Łukasz Ziaja – W swoim zaleceniu Komisja Europejska wezwała rząd do rozwiązania problemów dot. naruszenia zasad praworządności, w terminie trzech miesięcy. Czy rząd się ugnie? Nic na to nie wskazuje.
Kilka słów o procedurze
Zgodnie z art. 7 ust. 1 traktatu o Unii Europejskiej: „na uzasadniony wniosek jednej trzeciej Państw Członkowskich, Parlamentu Europejskiego lub Komisji Europejskiej, Rada – stanowiąc większością czterech piątych swoich członków – po uzyskaniu zgody Parlamentu Europejskiego, może stwierdzić istnienie wyraźnego ryzyka poważnego naruszenia przez Państwo Członkowskie wartości: poszanowania godności osoby ludzkiej, wolności, demokracji, równości, państwa prawnego, jak również poszanowania praw człowieka, w tym osób należących do mniejszości). Przed dokonaniem takiego stwierdzenia Rada wysłuchuje dane Państwo członkowskie i, stanowiąc zgodnie z tą samą procedurą, może skierować do niego zalecenia”.
Sama procedura określona w ust. 1 nie oznacza żadnych negatywnych skutków dla Polski. Komisja ze względu na brak porozumienia z polskim rządem (do którego nie dojdzie, czego jestem pewien) skieruje stosowny wniosek do Rady, a ta – po uzyskaniu zgody Parlamentu Europejskiego (z czym też nie powinno być większego problemu) – stwierdzi, że istnieje wyraźne ryzyko, iż naruszyliśmy wartość państwa prawnego. To wszystko. Tak naprawdę więc niewiele się zmieni, bowiem takie poglądy już teraz są wyryżane przez niektórych liderów państw europejskich. Istotne jest jednak coś innego: stwierdzenie istnienia wyraźnego ryzyka, o którym mowa w art. 7 ust. 1 Traktatu, otwiera drogę do odebrania Polsce prawa głosowania w Radzie, a to już wiąże ze sobą negatywne skutki dla naszego kraju.
Zgodnie z art. 7 ust. 2 oraz 3 traktatu o Unii Europejskiej, Rada Europejska – głosując jednomyślnie na wniosek Komisji Europejskiej i po uprzednim uzyskaniu zgody Parlamentu Europejskiego – może stwierdzić poważne i stałe naruszenie przez Polskę wartości państwa prawnego, a po dokonaniu tego – stanowiąc większością kwalifikowaną – może zdecydować o zawieszeniu niektórych praw wynikających ze stosowania traktatów dla Polski, łącznie z prawem do głosowania przedstawiciela polskiego rządu w Radzie.
Jak wynika z art. 7 traktatu o Unii Europejskiej, aby możliwe było procedowanie w przedmiocie zawieszenia względem Polski niektórych praw wynikających ze stosowania traktatów, konieczne jest jednomyślne stanowisko Rady stwierdzające poważne i stałe naruszenie przez Polskę wartości państwa prawnego. Bez jednomyślnego stanowiska Rady nie jest to możliwe.
Test dla przyjaźni
„Polak Węgier dwa bratanki – i do szabli, i do szklanki” – to stare przysłowie zostało odświeżone przez polityków Zjednoczonej Prawicy w kontekście dotychczasowego stanowiska Węgier o obronie Polski na głosowaniu w przedmiocie istnienia ryzyka naruszenia przez nasz kraj wartości państwa prawnego. Czy jednak rzeczywiście rząd węgierski weźmie szable w dłoń i stanie w szranki z liderami państw Europy zachodniej? Mimo wyraźnych deklaracji członków gabinetu premiera Viktora Orbana, nie możemy zapominać, że jego Fidesz (partia polityczna) głosuje ramię w ramię z pozostałymi partiami zrzeszonych w ramach frakcji Europejskiej Partii Ludowej, w Parlamencie Europejskim.
Mogłoby się wydawać, że zarówno Węgry, jak i Czechy, Słowacja oraz Austria, ze względu na wspólne stanowisko sprzeciwiające się przymusowej relokacji imigrantów ekonomicznych, niesłusznie nazywanych uchodźcami – w celu wzmocnienia współpracy w tym zakresie – staną w obronie Polski i sprzeciwią się stwierdzeniu istnienia ryzyka naruszenia przez Polskę wartości państwa prawnego. Wyraz swojego sprzeciwu wobec decyzji Komisji Europejskiej powinna również wyrazić Rumunia, która w maju bieżącego roku oświadczyła, że jest przeciwna unijnym procedurą skierowanym przeciwko Polsce.
Historia współpracy Polski z zadeklarowanymi sojusznikami pokazuje, że deklaracje deklaracjami, a rzeczywistość rzeczywistością. Co za tym idzie, powinniśmy na poważnie potraktować wszczętą przez Komisję Europejską procedurę ochrony praworządności. Nie jest bowiem wykluczone, że w głosowaniu – po raz kolejny – wszyscy opowiedzą się przeciwko Polsce (vide: 27 do 1). Wtedy też wydawałoby się, że kraje „sojusznicze” w walce z przymusową relokację wesprą Jacka Saryusza-Wolskiego, jako kandydata na przewodniczącego Rady Europejskiej. Nic takiego się jednak nie wydarzyło.
„Po czynach ich poznacie”
Polityka jest brutalna – ten pusty slogan jest niezwykle prawdziwy. Wiedzą o tym samorządowcy – włodarze miast, którzy po latach sprawowania władzy, w efekcie wyborczego wyniku, trafili do opozycji: stracili kontakty, dostęp do publicznych pieniędzy, możliwość wpływania na zatrudnienie i w ten sposób wielu współpracowników, którzy przenieśli swoje poparcie dla ich następców. Oferta samorządowca, który przegrywa wyboru, nie jest atrakcyjna – nie ma nic do zaoferowania.
Ten przykład niezwykle pasuje do sytuacji, w jakiej postawiła nas Komisja Europejska. Polska jest w tym przykładowym „przegranym samorządowcem”, który nie ma nic do zaoferowania swoim „sojusznikom”; „rozegranie” jest po stronie Komisji Europejskiej, która ma instrumenty, aby „szachować” Węgry, Czechy, Słowację i inne państwa europejskie, aby w głosowaniu opowiedziały się po właściwej stronie.
Premier Orban jest wytrwanym graczem, a więc i z tej sytuacji (w przypadku odstąpienia od wyrażenia sprzeciwu podczas głosowania) będzie potrafił wyjść z przysłowiową „twarzą”. Ułatwi mu to konstrukcja przepis art. 7 traktatu o Unii Europejskiej. Może bowiem zagłosować „za” stwierdzeniem poważnego i stałego naruszenia przez Polskę wartości państwa prawnego, a w następnym głosowaniu – w przedmiocie nałożenia sankcji – zagłosować „przeciwko” sankcjom. W ten sposób sankcje zostaną nałożone: w pierwszym głosowaniu bowiem potrzebna jest jednomyślność, aby możliwe było przejście do drugiego głosowania, a w tym drugim wystarczy już większość kwalifikowalna „za”, aby nałożyć sankcje na państwo członkowskie. Przy realizacji takiego scenariusza, premier Orban wychodzi z sytuacji – medialnie – obronną ręką. Zgodnie bowiem z deklaracjami, sprzeciwi się nałożeniu sankcji na nasz kraj, ale zostanie przegłosowany.
Niespełniona obietnica
Mimo iż Zjednoczona Prawica, w ostatniej kampanii wyborczej, obiecała wzmocnić polską pozycję w Unii Europejskiej, efekt jej polityki jest drastycznie odwrotny. Polską pozycję w Unii Europejskiej bardzo dobrze pokazuje spór rządu z Komisją Europejską, przy czym nie jest tu istotny sam spór, ale arytmetyka, która obrazuje poparcie, na jakie możemy liczyć podczas ewentualnego głosowania. Rozważamy czy wesprą nas Czechy, Słowacja, Austria, Rumunia oraz Węgry. W rzeczywistości liczymy jedynie na sprzeciw Węgier – 10 milionowego państewka, którego wpływ na rozwój Europy oraz nasze bezpieczeństwo militarno-gospodarcze jest niewielki, aby nie powiedzieć „żaden”. Efekty prowadzonej przez rząd polityki zagranicznej są fatalne. Czas na refleksje.
Autor jest prawnikiem, komentatorem polityczno-ekonomicznym grupy wydawniczej IDG Poland S.A. Specjalizuje się w publikacjach oraz doradztwie z zakresu prawa, w szczególności z zakresu prawa wykroczeń, w tym prawa ruchu drogowego oraz procedury administracyjnej w tym zakresie.