Interesujące zmiany w samorządach

fot. pixabay.com

Większość parlamentarna, ustawą o zmianie niektórych ustaw w celu zwiększenia udziału obywateli w procesie wybierania, funkcjonowania i kontrolowanie niektórych organów publicznych, chce zmienić ordynację wyborczą w wyborach samorządowych.

Łukasz Ziaja – Zdaniem polityków Zjednoczonej Prawicy, wprowadzenie zapisów ustawy w życie realnie przyczyni się do zapewnienia społeczności lokalnej większego udziału w funkcjonowaniu organów danej jednostki samorządu terytorialnego.
Ponadto, zdaniem projektodawców, zmiana zagwarantuje obywatelom właściwą kontrolę nad władzą samorządową, a tym samym przyczyni się do zwiększenia więzi oraz odpowiedzialności za wspólnotę samorządową. Partię opozycje uważają, że zmiana na celu wyłącznie zwiększenie szans kandydatów Zjednoczonej Prawicy w nadchodzących wyborach samorządowych.

Jak jest w rzeczywistości?
Władysław Bartoszewski, dla jednym skompromitowany polityk, dla innych bohater, miał w zwyczaju mawiać: „prawda nie leży pośrodku, prawda leży tam, gdzie leży”. Gdzie więc leży w tym przypadku? Moim zdaniem właśnie pośrodku, mimo iż wydawać by się mogło to niemożliwe. Z jednej strony bowiem prawdą jest, że ustawa zmieniająca Kodeks wyborczy oraz kilka innych ustaw zwiększy udział obywateli w procesie funkcjonowania oraz kontrolowania organów publicznych, a z drugiej strony trudno nie odnieść wrażenia, że jedną z intencji projektodawców było zwiększenie szans kandydatów Zjednoczonej Prawicy w wyborach samorządowych – świadczy o tym chociażby odejście od jednomandatowych okręgów wyborczych, które nie są dla nich korzystne oraz wprowadzenie kadencyjności w wyborach na wójta (burmistrza, prezydenta), jako narzędzia do zmniejszenia liczących się w wyborach kandydatów, bo nie powinno budzić niczyich wątpliwości, że urzędujący włodarz zawsze jest jednym z faworytów, a tych Zjednoczona Prawica zbyt wielu nie ma w swoich szeregach.

Najistotniejsze zmiany
Zjednoczona Prawica postanowiła przemodelować proces sprawowania władzy na szczeblu samorządowym. Z mojego punktu widzenia, jako osoby mającej doświadczenie samorządowe, sprawującej w poprzedniej kadencji funkcję doradcy prezydenta kilkudziesięciotysięcznego miasta, większość parlamentarna chce wprowadzić trzy istotne zmiany.
Pierwsza zmiana, uderzająca we włodarzy miast, została wprowadzona przed kilkoma miesiącami i dotyczyła likwidacji stanowisk asystenta oraz doradcy wójta, co było pokłosiem postulatów Kukiz’15. Paweł Kukiz, po przegłosowaniu tej zmiany, wychwalił większość parlamentarną, którą „w końcu” zdecydowała się na likwidację – jego zdaniem –„niepotrzebnych” gabinetów politycznych w organach władzy samorządowej. Decyzja ta niezwykle utrudnia sprawowanie funkcji przez wójtów i pokazuje, że projektodawca (oraz popierający projekt parlamentarzyści) nie rozumie konsekwencji tej zmiany.
Na poparcie tezy posłużę się przykładem samorządu, w którym sprawowałem funkcję doradcy. Oprócz mnie, zatrudniony był jeszcze doradca ds. rozwoju miasta: funkcję tę pełnił doktor habilitowany nauk ekonomicznych, będący jednocześnie doświadczonym menadżerem, zarządzającym dwoma dużymi podmiotami gospodarczymi, osiągającymi sukcesy na międzynarodowym rynku. Zgodził się przyjąć funkcję doradcy prezydenta miasta nie dla pieniędzy (jego wynagrodzenie z tytułu pełnienia funkcji Prezesa Zarządu dwóch spółek kilkukrotnie przekraczało wynagrodzenie, jakie otrzymywał z Urzędu Miejskiego), ale dlatego że widział sposobność na wykorzystanie swoich umiejętności, doświadczenia oraz kontaktów biznesowych w celu szybkiego i niezwykle potrzebnego rozwoju miasta, a przy tym nie musiał każdego dnia spędzać 8 godzin w urzędniczym gabinecie.
Po ustawowej likwidacji stanowiska doradcy w jednostkach samorządowych, zatrudnienie tego człowieka, który wkład w rozwój miasta był olbrzymi, nie byłoby możliwe: przede wszystkim dlatego, że osoba tego pokroju nie zgodziłaby się pracować w 8-godzinnym trybie urzędniczym, a także dlatego, że pracując na pełnym etacie urzędniczym, musiałaby zrezygnować z dochodowych zajęć w zamiast za niską pensję urzędnika.

Plus: odejście od JOW-ów
Drugą istotną zmianą jest likwidacja jednomandatowych okręgów wyborczych. Ustawa o zmianie niektórych ustaw w celu zwiększenia udziału obywateli w procesie wybierania, funkcjonowania i kontrolowanie niektórych organów publicznych likwiduje wybory jednomandatowe w wyborach do Rad w gminach powyżej 20.000 mieszkańców. Zmianę tę należy ocenić pozytywnie, a Paweł Kukiz, krytykujący decyzję projektodawców, po raz kolejny pokazuje, że za grosz nie rozumie polityki na najbliższym szczeblu, jakim jest samorząd.
Zmiana wprowadzająca ordynację proporcjonalną ograniczy, w dużym stopniu, obecny w samorządach proces kupczenia stanowiskami. Jakkolwiek niemoralnie to zabrzmi, sprawowanie funkcji wójta polega – w pewnych określonych sytuacjach – na kupowaniu radnych. Bez większości w Radzie, organ wykonawczy gminy nie jest w stanie prowadzić skutecznej polityki, z której mieszkańcy byliby zadowoleni. To radni bowiem ostatecznie decydują m.in. o kształcie budżetu, a także udzielają wójtowi absolutorium z wykonania budżetu. Jeżeli radni nie poprą w głosowaniu uchwały budżetowej, organ wykonawczy pracuje na prowizorium budżetowym, obejmującym wydatki stałe, bez inwestycji – efektem czego jest utrata poparcia mieszkańców.
Aby uniknąć takiej sytuacji, wójt niemający większości w Radzie, musi tę większość samodzielnie stworzyć. W jaki sposób? Wykorzystując dostępne narzędzia, do jakich należy m.in. decyzyjność w zatrudnianiu w gminnych spółkach oraz jednostkach organizacyjnych. Przy czym, co trzeba wyraźnie podkreślić, dużo łatwiejsze do osiągnięcia jest pozyskanie radnego niezrzeszonego w klubie radnych niż radnego klubowego. Jednomandatowe okręgi wyborcze umożliwiały objęcie mandatu kandydatowi, który startował z jednoosobowego komitetu wyborczego. Ordynacja proporcjonalna będzie takie sytuacje eliminowała, bowiem do osiągnięcia mandatu będzie konieczne przekroczenie przez komitet wyborczy progu wyborczego, co w zdecydowanej większości przypadków będzie oznaczało, że do rady wejdzie kilka osób z jednego komitetu wyborczego, które następnie stworzą klub radnych.

Minus: kadencyjność
Trzecią, istotną z mojego punktu widzenia, zmianą proponowaną przez większość parlamentarną jest wprowadzenie kadencyjności w wyborach na wójta. Po wejściu ustawy w życie, tylko przez dwie 5-letnie kadencje będzie można sprawować funkcję organu wykonawczego gminy. Zmianę tę oceniam negatywnie. Dlaczego?
Dobry włodarz to osoba, która ma wizję na rozwój miasta w perspektywie co najmniej kilkunastu lat. Jeżeli osoba sprawująca funkcję wójta ma taką wizję i potrafi wdrażać ją w życie, a jest ona spójna z oczekiwaniami wyborców, wygrywa kolejne wybory i utrzymuje się przy władzy przez długi okres czasu – przykładem mogą być dynamicznie rozwijające się Katowice, w których funkcję prezydenta przez lata pełnił Piotr Uszok, coraz piękniejszy Kraków z Jackiem Majchrowskim u sterów oraz nowoczesne Jaworzno, które dzięki Pawłowi Silbertowi jest najszybciej zmieniającym się (na plus) miastem w województwie śląskim; jeżeli natomiast prezydent miasta jest technokratą bez ciekawego pomysłu na rozwój miasta to przegrywa wybory zanim na dobre rozsiądzie się w prezydenckim fotelu, co dobitnie pokazuje przykład byłego prezydenta Zawiercia Mirosława Mazura.
Wprowadzenie kadencyjności, zamiast zwiększyć zmniejszy transparentność w samorządach. Osoba, która utraci, w wyniku dwukrotnego sprawowania funkcji organu wykonawczego gminy, bierne prawo wyborcze, namaści swojego następcę, który przy jej poparciu – jak miało to miejsce w Katowicach, gdzie ustępujący Piotr Uszok namaścił na swojego następcę Marcina Krupę – ma olbrzymie szanse na zwycięstwo. Czy jednak namaszczony prezydent będzie faktycznie sprawował swoją funkcję czy będzie jedynie firmował decyzje podejmowane przez swojego poprzednika? Na to pytanie nigdy nie będziemy znali odpowiedzi, a przecież mieszkańcy każdej gminy maja prawo wiedzieć, kto w rzeczywistości podejmuje decyzje dotyczące ich codziennego życia.

Zaufajmy wyborcom
Narzucanie lokalnej społeczności kto może startować w wyborach na wójta, a kto nie – mimo iż jest skutecznym i uczciwym samorządowcem – nie jest pomysłem ani dobrym, ani potrzebnym. Jeżeli bowiem organ wykonawczy nie potrafi przy współpracy z mieszkańcami wdrażać dobrej polityki rozwoju gminy, nie obroni się w wyborach. Zaufajmy mądrości wyborców i oddajmy im pełną swobodę w wyborze osobę, która ma zarządzać ich gminą. Wszak to oni najlepiej wiedzą, kto się sprawdzi(ł) na tym stanowisku i powinien dalej pełnić swoją funkcję, a nie kto. Na pewno wiedzą to lepiej od warszawskich polityków.

 

Autor jest prawnikiem, komentatorem polityczno-ekonomicznym grupy wydawniczej IDG Poland S.A. Specjalizuje się w publikacjach oraz doradztwie z zakresu prawa, w szczególności z zakresu prawa wykroczeń, w tym prawa ruchu drogowego oraz procedury administracyjnej w tym zakresie.

Dodaj komentarz