Kryzys dyplomatyczny na linii Polska-Izrael wydaje się zawieszony. Niemniej, jakkolwiek nie oceniać tej awantury, w dalszej perspektywie powinna ona przynieść ogromne zyski Polsce i zbliżyć oba kraje, nawet, jeśli obecnie Tel Awiw nie ma na to najmniejszej ochoty. Dlaczego? W grach panuje dobrze znana zasada, że nawet przy bardzo silnych kartach, lepiej nie pokazywać, że ma się pokera. Tymczasem Izraelczycy to zrobili.
Jerzy Mosoń – Czy Polacy wykorzystają swoją szansę ułożenia na nowo stosunków z Izraelem, a co ważniejsze: czy dyplomaci z nad Wisły wyciągną odpowiednie wnioski z karcianego „sprawdzam”, i będą bardziej uważni?
Niby ustawa
Nowelizacja ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej, od początku była pewnego rodzaju mirażem. Teoretycznie sprawiedliwa, potrzebna, ale jednocześnie niemożliwa do zrealizowania w podanym kształcie. Otóż, jedną z głównych i uniwersalnych zasad prawa, jest zasada terytorialności jego obowiązywania. Oznacza to, że cokolwiek uchwalił w tej kwestii polski parlament, a potem podpisał prezydent, to jest to tylko polska sprawa, ale w takim znaczeniu, że moc nowych przepisów ogranicza się do polskiego podwórka. Wziąwszy jednak pod uwagę doświadczenia izraelskie, choćby te związane z Mosadem, który po całym świecie ścigał nazistowskich zbrodniarzy, Żydzi słusznie mogli się obawiać tego, że jeśli ktoś w opinii polskiego sądu skłamie w sprawie udziału Polaków w holokauście, to będzie miał na głowie polskie służby specjalne.
Wykorzystanie okazji
Oczywiście jest jeszcze drugi aspekt sprawy: niektóre środowiska żydowskie sprytnie wykorzystały nieuważność polskiej strony i przekierowały światową opinię publiczną na negatywny kontekst historyczny Ustawy o IPN. Co bardziej aktywni obserwatorzy podgrzali atmosferę i zrobił się kipisz, który nie miałby szansy zaistnieć, gdyby te same środowiska kontestowały w podobny sposób Ustawę Reprywatyzacyjną, która z kolei w Tel Awiwie, i na Manhattanie, wywołuje większe obawy aniżeli próby zmiany polityki historycznej polskich władz. Polska zapędzona do narożnika otrzymywała przez kilka tygodni mocne ciosy od dwóch silniejszych, zbratanych rywali – jednego w oficjalnym trykocie z gwiazdą Davida, drugiego w plastronie sędziego, sympatyzującego z nim. Co ciekawsze, od czasu do czasu ktoś z publiczności światowej opinii publicznej wbiegał na ring i dokładał Ojczyźnie Szpilmana i Mickiewicza, przy brawach opozycji w Polsce, która również poczuła swą szansę.
Sojusznik drugiej kategorii
Przy okazji całego zamieszania udało się zobaczyć, jak wiele żalu, pretensji, i roszczeń mają niektórzy Żydzi wobec Polski. I chociaż środowiska żydowskie, na czele z Jej Eminencją, Ambasador Anną Azari, wskazywały na wybuch „skrywanego” antysemityzmu w Polsce, na skutek rozgorzałej dyskusji, to de facto można było w świecie zaobserwować raczej falę antypolonizmu. Ci zatem, którzy zbytnio zaufali polsko-amerykańskiemu sojuszowi, przekonali się, że Stany Zjednoczone najbardziej związane są z Izraelem. W grupie przyjaciół są też Brytyjczycy oraz Japończycy. Sojusznikiem wiernym, oddanym, ale niestety drugiej kategorii jest Polska – kraj ważny, ale dla Amerykanów nie tak bardzo jak Izrael. I o tym trzeba pamiętać negocjując kontrakty zbrojeniowe, obecność amerykańskich wojsk w Polsce, jak również systemy obrony przeciwrakietowej. O tym trzeba pamiętać także w dyskusji z Izraelczykami, którzy pokazali podczas konfliktu mnóstwo emocji. Pokazali też, że im na Polsce zależy. Mniejsze i większe szantaże w rodzaju: wycieczki z Izraela przestaną odwiedzać Polskę albo: „wycofamy kapitał z waszego kraju i zobaczycie, co będzie” – to strachy na lachy, bo Polska jest Izraelowi potrzebna. Żydzi doskonale zdają sobie sprawę z faktu, że w Warszawie, Krakowie, czy Gdańsku, zawsze będą się czuć milej widziani, niż w wielu krajach Europy Zachodniej, szczególnie po tym, jak uległa ona w znacznym stopniu islamizacji.
Wyzwania sojusznicze
Polscy politycy mają dziś obowiązek naprawić relacje z Żydami, ponieważ ceną, jaką trzeba by zapłacić za ich popsucie, byłby dramatyczny spadek bezpieczeństwa kraju. Wyzwaniem strategicznym jest też przekonanie Waszyngtonu, że Warszawa na dobre zajęła miejsce Berlina w obszarze relacji transoceanicznych. Ten cel jest bliższy niż może się komuś wydawać, a jego realizacja sprawi, że bez względu na wielkość „awantury w rodzinie”, nikt z tego klubu nie zostanie wyrzucony. Jednocześnie warto wierzyć, że faktycznie gros inwestycji zagranicznych w Polsce, to inwestycje z kapitałem żydowskim. Raczej jednak, w sytuacji publicznego wezwania do ich wycofania ów apel nie miałby szans na realizację. Wystawiona na sprzedaż sieć kin wpadłaby w ręce bratniej konkurencji, technologiczne zapotrzebowanie szybko zostałoby zaspokojone, a broń tu i ówdzie dostarczałyby inne spółki. Rzecz jednak w tym, by nie robić niepotrzebnego zamieszania, bo ono generalnie nie służy inwestycjom oraz pokojowi.
Autor jest ekspertem ds. polityki zagranicznej, dyplomacji, oraz geopolityki. Publikuje w Kwartalniku Geopolitycznym „Ambassador” oraz czasopismach prawniczych, m.in. w prestiżowym branżowym miesięczniku „Radca prawny”. W przeszłości pełnił funkcję redaktora naczelnego magazynu „Gentleman”, był stałym komentatorem „Gazety Finansowej” oraz magazynu „Home&Market, wcześniej pracował w „Rzeczypospolitej”. Jest także reżyserem i producentem filmów.