Walka z ubóstwem to jedno z największych światowych wyzwań od zarania ludzkości. W aspekcie państwowym nabiera szczególnego znaczenia, ponieważ społeczeństwo trwale ubogie nie może być gwarantem istnienia państwa. Aby radzić sobie z tym wyzwaniem, jedni wprowadzają reformy, inni starają się je maskować, czym przedłużają stan agonii państwa oraz anomii społeczeństwa. W skrajnych przypadkach, państwo ratuje społeczeństwo przed ubóstwem, kredytując swoje i jego funkcjonowanie. W jakim punkcie w zestawieniu ze światem jest obecnie Polska?
Jerzy Mosoń – Współzależność między widoczną biedą, a wysokością długu państwa, występuje bardzo rzadko. Często powtarzający się znaczny deficyt wydatków państwa względem jego dochodów, jest raczej zapowiedzią jego upadku bądź ubożenia społeczeństwa, a przynajmniej tak powinno być. Co się jednak odwlecze…
Krezusi na kredyt
Stany Zjednoczone od wielu lat są najbardziej zadłużonym państwem świata, ale ich upadku nie widać. Problem ubóstwa nie jest też widoczny na przykładzie większości jego obywateli, choć biorąc pod uwagę dane Banku Światowego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego, dług publiczny w przeliczeniu na jednego Amerykanina, wynosi aż 42,5 tys. USD. Z kolei Chiny, których aktywa stale rosną, wciąż nie uporały się z widoczną na ulicach biedą. W Europie ciekawym przypadkiem jest Francja, która rokrocznie przekracza deficyt budżetowy dopuszczany przez regulacje traktatowe Unii Europejskiej, co pozwala jej obywatelom czuć się zamożnymi, ale upadek w końcu przyjdzie i może być bolesny. Tym na razie nie muszą się przejmować Niemcy, którzy potrafią osiągnąć znaczną nadwyżkę budżetową. Jest ona wymiernym potwierdzeniem zamożności tamtejszego społeczeństwa, ale też sprzyja ryzykownym zachowaniom, takim jak droga polityka „wilkommen” zapoczątkowana przez kanclerz Angelę Merkel, wobec nadciągającej od kilku lat fali migrantów z Bliskiego Wschodu oraz Afryki.
Inna polityka, inny poziom zamożności
Niemieckie państwo osiąga PKB na poziomie 3 466 639 (liczone w mln USD). A PKB (parytet siły nabywczej) Niemca per capita, to ponad 48 tys. USD.
Tak dużo pieniędzy, które posiada przeciętny Niemiec, nie ma inny nasz sąsiad, Czech (ok. 33 tys. USD), ale potrafi wypracować relatywnie jeszcze wyższą nadwyżkę budżetową. W ciągu czterech kwartałów do czerwca 2017 roku, Czechy miały średnie saldo finansów publicznych na poziomie blisko 1,2 proc. PKB. Czesi skupiają się bardziej od Polaków na redukcji długu publicznego, co pozwala im zachować dość wysoki standard życia i patrzeć w przyszłość z optymizmem. Z kolei ogromne środki uratowane przez polski budżet wskutek skutecznej walki z wyłudzeniami VAT oraz mafiami paliwowymi, trafiły w znacznej mierze na realizację programu 500+; część budżetowych zysków zostanie przeznaczona na zakup broni z USA, a część tradycyjnie trafi prawdopodobnie na podwyżki dla tych, którzy bardziej będą naciskać na rząd, czyli mają silniejsze związki zawodowe.
Ani diaspora ani kredyt
Tymczasem dobra światowa koniunktura, a także uszczelnienie systemu podatkowego, powinny zaowocować możliwie wysoką redukcją długu publicznego oraz inwestycjami w nowe technologie, dające miejsca pracy w nowoczesnej gospodarce. Premier Mateusz Morawiecki zapewne doskonale zdaje sobie z tego sprawę, ale zaniedbane przez lata polskie społeczeństwo, będzie dalej uzależniać swoje sympatie wyborcze od finansowej „kroplówki”. Jeśli „elektrolity” w postaci programów socjalnych przestaną płynąć, dojdzie do kolejnej masowej wymiany tkanki społecznej, z jaką mieliśmy do czynienia w minionym czteroleciu: kolejna grupa Polaków ucieknie za granicę, a na jej miejsce pojawią się nowe setki tysięcy Ukraińców czy Białorusinów. Wygląda na to, że Polska nie jest już w stanie wchłonąć więcej sąsiadów ze Wschodu, a przynajmniej ktoś u władzy powinien się zorientować, że limit został osiągnięty. Po nim zaczynają się niesnaski na tle etnicznym, rośnie przestępczość, a lepiej uposażona grupa przybyszów zaczyna zajmować miejsce tubylców i stara się coraz głośniej krzyczeć, nie tylko o wyższe płace, ale też prawa. Niemcy, aby uniknąć tego problemu do dziś nie uznają milionowej polskiej diaspory za mniejszość narodową.
Ucieczka do bogactwa
Od ubóstwa nie można skutecznie uciec, ani w kredytowanie dotychczasowego życia, ani w migrację społeczną. Agresorzy, tacy jak niemiecka III Rzesza, po Wielkim Kryzysie, który na Starym Kontynencie najbardziej dotknął właśnie naszych zachodnich sąsiadów, uciekli w wojnę. Być może ten sam scenariusz wybiorą ubożejący Rosjanie, czego słusznie obawiają się badacze stosunków międzynarodowych, i być może dlatego część europejskich elit pozwala na nikczemne kontrakty energetyczne, takie jak np. Nord Stream II, choć logika podpowiada, że podstawową motywacją może być raczej zwykłe pragnienie zysku (merkantylizm). Polska nie może, i nie powinna, stosować żadnej z metod lukrowania rzeczywistości. Jeszcze kilka lat temu rozwiązaniem polskich problemów miały być bogate złoża gazu łupkowego, które zniknęły tak szybko, jak szybko okazało się, że ani Zachodowi ani Wschodowi nie opłaca się „PetroPolska”. Warto przypomnieć, że miały one sfinansować między innymi upadający polski system emerytalny. Swoją szansę kilkadziesiąt lat temu wykorzystali Duńczycy oraz Norwegowie. Na bogactwach naturalnych skorzystali też Szwedzi. Wszyscy oni inwestowali „spadające z nieba” środki w system bankowy, jak również nowoczesne technologie. Skandynawowie stworzyli też własne najskuteczniejsze systemy biznesowe. Polsce, wobec braku „manny z nieba” pozostaje nieco inna droga. Należy wybrać systematyczne bogacenie się oraz inwestycje w naukę, jak od lat czynią Niemcy oraz Brytyjczycy. Do tego potrzebny jest jednak pokój.
Bez wyjścia
Ksiądz Jacek Stryczek w książce „Pieniądze” napisał, że w całej karierze zawodowej wystarczą dwie rzeczy – dobrej jakości praca i dobrej jakości relacje z ludźmi. Na tych dwóch elementach można zbudować całą, nawet wielką karierę”. O ile można polemizować z tym, czy realizacja tej tezy, w odniesieniu do jednostki, nie jest karkołomna, bo przecież tę dobrą pracę najpierw trzeba dostać, to gdyby zastosować ją do drogi jaką powinno obrać państwo, nabiera sensu. Państwo jest w stanie postawić na dobrej jakości pracę, jeśli w spółkach Skarbu Państwa będą zasiadać dobrzy menedżerowie. Państwo jest w stanie stworzyć sprawiedliwe prawo, które umożliwi rozwój, czyli sensowną pracę. Wreszcie państwo nie tylko może, ale musi zadbać o relacje międzynarodowe, które zagwarantują mu lata pokoju potrzebne do zbudowania bogactwa. Nieprzypadkowo bowiem państwa, które najmniej ucierpiały w następstwie wybuchu II wojny światowej, dziś cieszą się wysokim stopniem rozwoju, jak na przykład Dania. I to, czyli systematyczna praca, plus dobre relacje międzynarodowe umożliwiające utrzymanie pokoju, wydają się być najlepszą drogą dla Polski.
Autor jest ekspertem ds. polityki zagranicznej, dyplomacji, oraz geopolityki. Publikuje w Kwartalniku Geopolitycznym „Ambassador” oraz czasopismach prawniczych, m.in. w prestiżowym branżowym miesięczniku „Radca prawny”. W przeszłości pełnił funkcję redaktora naczelnego magazynu „Gentleman”, był stałym komentatorem „Gazety Finansowej” oraz magazynu „Home&Market, wcześniej pracował w „Rzeczypospolitej”. Jest także reżyserem i producentem filmów.