Bombowa karykatura na arabską wiosnę

Fot: pixabay.com

Zanim doszło do kryzysu migracyjnego była Arabska Wiosna, a jeszcze wcześniej zamieszki wywołane przez ludność islamską w proteście przeciw publikacji rysunków Mahometa przez europejską prasę. Przypadek?  

Jerzy Mosoń – Te trzy wydarzenia łączy więcej niż można by się spodziewać, a odnalezienie wspólnego mianownika może rzucić zupełnie nowe światło na problem toczącej się wojny kulturowej między światem islamu a Zachodem.

Piwnica z błękitnookim muzułmaninem

Rok 2006. Kopenhaga. Dania. Dwóch mężczyzn wprowadziło mnie do ciemnego pomieszczenia. Brak okien i mała kubatura potęgowały odczucie niepokoju, które towarzyszyło mi od momentu, gdy dowiedziałem się, że jeden z najważniejszych imamów europejskiego islamu przyjął moją propozycję.

– Proszę się rozgościć. Herbaty? Może kawy – zaproponował około 50-letni mężczyzna, w niczym nieprzypominający Araba. Jego kolega, bez wątpienia Arab nie był już tak uprzejmy, ale szybko zajął się swoimi sprawami.

Może to Irańczyk – pomyślałem przypatrując się zaskakująco jasnym oczom Abdula, podkreślonych strużką światła dochodzącego z niedomkniętych drzwi kanciapy.

Oni – Persowie wyglądają czasem bardziej aryjsko od samych Nordyków – tłumaczyłem sobie niestereotypowy wygląd rozmówcy. Niby przygotowałem się do spotkania: wiedziałem, że ten muzułmański przywódca duchowy to konwertyta na islam, ma na nazwisko Pedersen, czyli prawdopodobnie jest rodowitym Duńczykiem. Ale i tak prędzej gotów byłem uwierzyć w to, że pochodzi z mieszanej rodziny aniżeli w fakt, że mógł porzucić wiarę w Chrystusa na rzecz islamu, tak tego samego islamu, który od pół roku prowadził swych wyznawców do wszczynania  rozruchów na świece z powodu kilku „niewinnych” rysunków przedstawiających proroka Mahometa. A jednak. Cóż, typowa arogancja mieszkańca Starego Kontynentu.

Wiedza za próbę nawrócenia

Umowa była prosta: przez tydzień imam powie mi to, co chcę wiedzieć/może ujawnić na temat islamu w Europie, prawdziwych pól konliktu tej religii z cywilizacją Zachodu ,etc. W zamian za to Abdul miał opowiedzieć mi o Mahomecie, Islamie, spróbuje nakłonić bym podążył drogą, którą on wybrał w 1982 roku, przechodząc na islam. Ryzyko? Być może. Szczególnie, że nastroje jakie panowały w tamtym czasie między wyznawcami Allaha a niemuzułmanami były gorące. Do protestów dochodziło już w niemal całym świecie Zachodu. Służby duńskie na początku nie radziły sobie z eskalacją zdarzeń. Nie lepiej było w Paryżu czy w Londynie. Pojawiały się okrzyki i transparenty z hasłami: „Europo, twój 11 września nadejdzie”, „Masakra dla tych, którzy znieważają islam”, „Bombą atomową w Danię”, „Europo, będziesz na kolanach, gdy przyjdą tu mudżahedini”. I jak wiadomo przyszli, choć nie od razu… Europa do 2007 roku zapanowała nad eskalacją zdarzeń. Być może dlatego, że wyznawców islamu na Starym Kontynencie nie było jeszcze wystarczająco wielu. Prasa europejska wykazała się solidarnością z duńską i niektóre periodyki, w imię wolności słowa, prasy, demokracji, etc., a wbrew wyznawcom Allaha przedrukowały zakazane przez islam rysunki. Podobnie uczynił mój ówczesny dziennik „Rzeczpospolita”, gdzie po powrocie z Danii miałem nadzieję opublikować reportaż ze spotkania z imamem.

Nie rysować proroka

– Cukru? – zapytał Abdul, widząc, że niepewnie sięgam po espresso.

Nie jestem w stanie wypić gorzkiej kawy, ale obawa przed – na oko – podejrzanie zbyt  drobno zmielonym cukrem była chwilowo większa… W końcu jednak wygrał zdrowy rozsądek, bo przecież urazić Takiego gospodarza to też ryzyko. No i myślenie: skoro on zobaczy, że mu nie ufam, to uzna, że on też nie powinien ufać mi. Jeszcze chwila wahania i nie będzie żadnej rozmowy albo jeszcze gorzej: weźmie mnie za wroga, wezwie kolegę i… już nigdy nie opuszczę tej „przytulnej” piwniczki.

Kilka kolejnych minut rozmowy pokazało, że moje obawy były nieuzasadnione, wręcz krzywdzące wobec Abdula. Być może, gdyby na jego miejscu był inny duchowny muzułmański, również mieszkający wtedy w Kopenhadze Ahmed Abu Laban, to faktycznie byłoby się czego obawiać. To bowiem za sprawą tego drugiego imama, z pochodzenia Palestyńczyka doszło ponad dekadę temu do eskalacji konfliktu zapoczątkowanego rysunkami podobizn Mahometa w duńskiej prasie. Jak do tego doszło?  O sprawie rozpisywał się amerykański dziennik „USA Today”: Laban przygotował dossier z opublikowanymi karykaturami przez dziennik „Jyllands-Posten”, dodając do nich kilka innych rysunków, o mocniejszym charakterze. Na jednej z fałszywek, Mahomet zamiast nosa miał ryj świni. Na drugim został przedstawiony jako pedofil. Trzeci obrazował gwałt psa na modlącym się muzułmaninie. Następnie tak spreparowany zbiór pokazał w Mekce (Arabia Saudyjska) innym przywódcom islamskim… Organizacja Konferencji Islamskiej potępiła publikacje i awantura rozgorzała na dobre. Następnie Laban udał się w „objazdówkę” m.in. do Egiptu, Libanu, Syrii, Kataru, gdzie podsycał konflikt międzykulturowy. Skutecznie.

Arabowie (nie)uwierzyli w demokrację

Kilka lat po tych wydarzeniach miała miejsce Arabska Wiosna, której, co nawet zabawne, przyczyn upatrywano typowo zachodniocentrycznie jako bunt przeciw niesprawiedliwym rządom autokratycznym. Obszar rozruchów i wojen objął nie tylko Egipt, Liban i Syrię, które nieco wcześnie nawiedział imam Laban, ale też inne państwa w Afryce i na Bliskim Wschodzie. Ważne jednak, że wojenna pożoga ominęła Arabię Saudyjską i Katar – państwa zawdzięczające swe bogactwo ropie naftowej. Do dziś nie wiadomo, kto stał za rewolucjami w państwach arabskich, bo trudno uwierzyć w to, że były one ruchami oddolnymi. Wiadomo za to, że jednym ze skutków tych przewrotów było powstanie tzw. Państwa Islamskiego, które ostatecznie odsunęło w cień zanikającą już wcześniej sieć terrorystyczną Al-Kaidę, w myśl prawidłowości, którą z powodzeniem można rozciągać na inne aspekty życia: „gorszy pieniądz wypiera lepszy”. Skoro o pieniądzach mowa to Arabska Wiosna kosztowała około 55 mld USD – tyle przynajmniej wyliczyła grupa consultingowa Geopolicity. Przy czym Egipt, Syria i Libia miały ponieść największe koszty niepokojów. To oczywiście i tak nic w porównaniu ze stratami, które przyniosło pojawienie się w próżni dawnych watażków Państwa Islamskiego. Z tej perspektywy należy ocenić negatywnie wsparcie, jakiego udzielił wiosennym rewolucjonistom gabinet Baracka Obamy. Zresztą zza Oceanu popłynął już głos samokrytyki w tej sprawie. Na pytanie dziennika „Corriere della Sera”, czy poparcie protestów w krajach arabskich było błędem, były dyrektor CIA generał David Petraeus odpowiedział, cytując Winstona Churchilla: „Nieważne jest to, jak wspaniała może wydawać ci się strategia. Liczą się rezultaty”. – Te zaś mówią nam, że można o nich wszystko powiedzieć, ale nie to, że były wspaniałe – dodał. 

Papierowe demokracje za watażków

W ten oto sposób warto przejść to trzeciego wydarzenia, a właściwie do procesu wielkiej migracji ludności z Bliskiego Wschodu i Afryki do Europy w następstwie wojennej pożogi jaką temu regionowi zgotował IS. Można z dużą odpowiedzialnością stwierdzić, że ten exodus, podobnie jak wcześniej Arabska Wiosna czy awantura o karykatury Mahometa to nie jest proces oddolny, a przynajmniej nie tylko oddolny…. W takich sytuacjach zawsze powstaje pytanie, kto jest najbardziej zainteresowany destabilizacją Starego Kontynentu? A taką bez wątpienia przyniosła migracja, której nie są w stanie udźwignąć poszczególne państwa narodowe. Rozwikłanie tego zagadnienia powinno należeć do zespołów kontrwywiadowczych państw, które najbardziej cierpią na islamskim terroryźmie, nieograniczonej migracji, czy też straciły w relacjach handlowych wskutek zastąpienia niegdysiejszych dyktatorów z Afryki Północnej nowymi tworami. Przy czym nie należy wykluczać, że winowajca nie jest jeden, wszak beneficjentów tego, co dzieje się od kilkunastu lat jest wielu. Kończąc warto poddać analizie jeszcze jedno wydarzenie – z połowy 2017 roku, kiedy to koalicja państw na czele z Arabią Saudyjską okrzyknęła Katar państwem wspierającym terroryzm i doprowadziła do skutecznej izolacji ekonomicznej swego rywala na polu handlu ropą. Czyżby wojna w rodzinie? A może coś więcej? W podobnym czasie USA zakontraktowały z Arabią Saudyjską lukratywną dla swego przemysłu dostawę uzbrojenia. Jedni powiedzą, że to sygnał pewnej zmiany kierunków w geopolityce i szansa na więcej spokoju, inni, że przeciwnie, a zbrojenie monarchii to ogromne ryzyko dla świata Zachodu. Czas pokaże.

* Jestem też winien wyjaśnienie, jak skończyła się kawka u Abdula Pedersena. Ostatecznie posłodziłem solidnie, a następnie spotkaliśmy się jeszcze kilka razy. Nie zostałem nawrócony na islam, ale zgodziliśmy się co do tego, że katolicy i umiarkowani muzułmanie są w stanie żyć w zgodzie. Tekst w „Rzepie” się nie ukazał, za to Abdul wyjaśnił mi jeden z powodów wojny kulturowej, który zapamiętam do końca życia. Islamiści nie rozpoczęli walki z chrześcijanami, a ludźmi, którzy porzucili „Nauki Księgi”, i jakkolwiek ich ataki są godne potępienia to dalsze zatracanie wartości przez mieszkańców Starego Kontynentu może skutkować eskalacją konfliktu.

 

Autor jest ekspertem ds. polityki zagranicznej, dyplomacji, oraz geopolityki. Publikuje w Kwartalniku Geopolitycznym „Ambassador” oraz czasopismach prawniczych, m.in. w prestiżowym branżowym miesięczniku „Radca prawny”. W przeszłości pełnił funkcję redaktora naczelnego magazynu „Gentleman”, był stałym komentatorem „Gazety Finansowej” oraz magazynu „Home&Market, wcześniej pracował w „Rzeczypospolitej”. Jest także reżyserem i producentem

Dodaj komentarz