Obserwowane w ostatnich tygodniach działania administracji prezydenta Donalda Trumpa, zmierzające do rozpoczęcia wojny handlowej (przez wprowadzanie taryf zaporowych na produkty z Chin i UE) może zaprowadzić światową ekonomię na granicę poważnego kryzysu, którego skutki będą miały globalny charakter.
dr Łukasz Tolak – Głównym adresatem działań Waszyngtonu są Chiny, choć Unia Europejska także oskarżana jest o nieuczciwą konkurencję, prowadzącą do pogłębiania deficytu w handlu zagranicznym USA. Tylko w 2017 roku, deficyt handlowy Ameryki w handlu z Państwem Środka, wyniósł 375,5 mld $! Sytuacja ta nie jest niczym nowym: Amerykanie kupują w Chinach więcej niż sprzedają, co najmniej od połowy lat 80. XX wieku, lecz skala i jego tendencja wzrostowa, jest niezwykle istotnym czynnikiem kształtującym stosunki bilateralne dwóch największych, światowych graczy.
Nowy konkurent
Działania Waszyngtonu, zdają się być próba odwrócenia/opóźnienia szerszego trendu, jakim jest postępująca zmiana na pozycji lidera w polityce światowej. Pytaniem otwartym pozostaje czy dotychczasowy hegemon, zwycięzca zimnej wojny, pogodzi się z nową sytuacją i uzna równorzędną pozycję, a w końcu także dominacje Chin na światowej scenie politycznej? Może jednak podejmie próbę powstrzymania obecnego trendu i walki o dotychczasową pozycję? Historia pokazuje, że hegemon zazwyczaj nie poddaje się bez walki.
Od końca XIX wieku USA pozostawały największą gospodarką świata. Po zakończeniu II wojny światowej ich dominacja gospodarcza w skali globu stała się niepodważalna, umożliwiając skuteczną walkę ze światowym komunizmem i doprowadzając ostatecznie do upadku imperium sowieckiego. Dekada lat 90. poprzedniego stulecia i początek XXI wieku, to okres dominacji Stanów Zjednoczonych w polityce światowej. Na horyzoncie, pojawił się jednak nowy konkurent, który coraz śmielej podważa, status quo. Z punktu widzenia Ameryki – szczególnie obecnej ekipy rządzącej – szybko rosnące Chiny stanowią istotne wyzwanie dla ustanowionego we Wschodniej Azji Pax Americana. Zarzuty nie kończą się jednak na kwestii Tajwanu czy problemach Morza Południowo-Chińskiego. W oczach amerykańskich elit Chiny zagrażają stabilności Azji, grają nie fair w gospodarce stanowiąc źródło ekonomicznych problemów Waszyngtonu. Co równie ważne chiński model ustrojowy jest zaprzeczeniem liberalnej demokracji, alternatywą dla ścieżki rozwoju opartej o system wartości zachodniej cywilizacji, której USA są największym orędownikiem. Wszystko to wzmacnia poczucie zagrożenia i frustracji.
Wielki projekt
Optyka Państwa Środka jest z oczywistych powodów odmienna. Chiny dumne z osiągnięć ostatnich czterech dekad, świadome są własnych interesów oraz rosnącego potencjału. Z chińskiej perspektywy USA, stanowią emanację i przedłużenie dominacji państw zachodnich, które w ostatnich dwustu latach doprowadziły do najgłębszego w historii Chin kryzysu. Działania Waszyngtonu traktowane są z nieufnością i postrzegane, jak próba podważenia chińskiej pozycji na arenie międzynarodowej. Dominacja USA, to przeszkoda na drodze do realizacji wielkiego chińskiego projektu. Zakłada, on że do 2049 roku Chiny staną się niekwestionowanym liderem globalnym, a co za tym idzie zajmą należne im (pierwsze) miejsce w światowej architekturze geopolitycznej.
Zmiana strategii
Rywalizacja między dotychczasowym hegemonem i pretendentem, uległa w ostatnich latach zaostrzeniu, ze względu na istotną zmianę w strategii chińskiej. Od początku lat 80. XX wieku, chińskie elity skrzętnie realizowały zalecenia Deng Xiaopinga, który przestrzegał przed konfrontacją. Zgodnie z myślą Denga, Chiny realizowały swoje interesy, nigdy nie walcząc o pozycję lidera. Zawsze ukrywały swoje cele, starając się nie antagonizować największych światowych graczy. Kopiowały rozwiązania zewnętrzne i otwierały się na inwestycje zagraniczne, mozolnie gromadząc potencjał i pozostając w cieniu. Realizowana przez trzydzieści lat strategia, przyniosła oczekiwane rezultaty. Dowodem na jej sukces, był światowy kryzys ekonomiczny lat 2008-2009, który obnażył słabość zachodu oraz zdefiniował realną pozycję Chin. W 2009 roku Chiny stały się największym światowym eksporterem, a 2010 roku drugą gospodarką świata (obecnie już pierwszą). Nowa ekipa chińska, pod wodzą Xi Jinpinga, realizuje własną strategię, znacząco różną od dotychczasowej. Chiny nie kryją się już ze swoim potencjałem, jasno komunikując swoje interesy na arenie międzynarodowej. Chiński kapitał jest obecnie, jednym z najistotniejszych instrumentów realizacji celów polityki zagranicznej w skali globalnej, a rozwijany konsekwentnie, od początku XXI wieku potencjał wojskowy, ma gwarantować zabezpieczenie żywotnych interesów i aspiracji Beijing we Wschodniej Azji.
Od początku XXI wieku chiński budżet obronny rośnie w tempie, od kilku do kilkunastu procent rocznie. W 2017 roku wielkość budżetu obronnego Chin była szacowana na ponad 150 mld $, co zostawia daleko w tyle takie potęgi wojskowe jak Rosja oraz kraje Europy Zachodniej. Daje to Państwu Środka drugie miejsce, pod względem wydatków wojskowych. Obecna dekada jest przejściem od ery wzrostu do mocarstwowości. Przykładem wzrostu asertywności chińskich elit, jest np. sformułowana po raz pierwszy w maju 2014 roku w Szanghaju, propozycja Xi Jinpinga budowy systemu zbiorowego bezpieczeństwa Azji bez udziału zachodu (USA). Chiny podejmują także wysiłki na rzecz pogłębienia integracji gospodarczej państwa azjatyckich, co ma przyciągnąć najważniejsze państwa regionu w orbitę chińskich wpływów i podważać pozycję USA w regionie.
Przypadek „Króla Słońce”
Na obecnym etapie, bardzo trudno jest wyrokować, jakie decyzje zostaną podjęte przez elity polityczne Waszyngtonu i Beijing. Warto jednak odwołać się do analogicznych przykładów z historii nowożytnej. Obecna sytuacja w Azji mocno przypomina Europę w erze Ludwika XIV. Francja wzmocniona reformami absolutystycznymi kardynała Richelieu i sprawnie zarządzana przez geniusza merkantylizmu Jean-Baptiste Colbert’a, stała się bezsprzecznie najsilniejszym krajem w Europie. „Król Słońce”, rozpoczął realizację kampanii wojennych zmierzających do zdominowania innych monarchii europejskich. Spowodowało to reakcję państw zagrożonych i wojnę tzw. Wielkiej Koalicji przeciw Francji. Ostatecznie wojny Ludwika XIV, nie przyniosły spodziewanych rezultatów. Wszystkie strony wyszły z tej konfrontacji mocno wyczerpane. Francja utrzymała pozycję lidera, ale nie była w stanie zdominować całej Europy. Popadła także w głęboki kryzys gospodarczy. Reakcją systemu międzynarodowego na próbę zachwiania równowagi, była budowa systemu sojuszy (czasem dość egzotycznych) których nadrzędnym celem stało się powstrzymanie ekspansjonistycznej polityki Ludwika.
Czy wyciągną lekcję z historii?
Innym, interesującym przykładem relacji hegemon – pretendent, był zwrot w brytyjskiej polityce zagranicznej w okresie poprzedzającym I wojnę światową. Od średniowiecza najważniejszym rywalem Londynu na kontynencie pozostawała Francja. Partnerów, w walce z Paryżem elity brytyjskie szukały m.in. na terenie rozbitych politycznie Niemiec. Sytuacja ta pozostawała niezmienną, także przez większą część XIX wieku. Zjednoczenie Niemiec, a także szybko rosnący militaryzm pruski, wymusił jednak zmianę paradygmatu. Przystąpienie Berlina do budowy imperium kolonialnego i wielki program rozbudowy floty (Hochseeflotte), został uznany nad Tamizą za krytyczne zagrożenie dla żywotnych interesów Imperium i próbę podważenia pozycji Brytanii. Spowodowało to zbliżenie z Francją i Rosją oraz wyścig zbrojeń morskich z Berlinem. Ukoronowaniem wspomnianego procesu był lipiec i początek sierpnia 1914 roku. Dyplomacja niemiecka, poparła bez zastrzeżeń działania Habsburgów wobec Serbii, prąc zdecydowanie do wojny. Jednym z elementów berlińskiej kalkulacji, było błędne założenie, że mimo systemu sojuszy Wielka Brytania nie zdecyduje się na konfrontację militarną i pozostanie neutralna. Miało to zapewnić przewagę Niemiec w nadchodzącym konflikcie. Wielka Brytania do wojny jednak przystąpiła… Cztery lata później nie było już II Rzeszy Niemieckiej. Z perspektywy czasu widać jednak, że Wielką Wojnę przegrała cała Stara Europa.
Podobno historia uczy nas tylko tego, że niczego nie uczy – pozostaje jednak mieć nadzieje, że elity USA oraz Chin pilnie uczyły się historii….
Autor jest przewodniczącym zarządu Fundacji FIBRE, politologiem i prawnikiem, specjalizuje się w geopolityce i problematyce międzynarodowej: zwłaszcza w sprawach związanych z funkcjonowaniem Unii Europejskiej, Stanów Zjednoczonych, oraz Bliskiego Wschodu, jak również Azji; znakomicie też orientuje się w sytuacji Francji i Wielkiej Brytanii. Posiada również rozległą wiedzę i specjalizuje się w zakresie tematów takich jak: terroryzm, energia atomowa, broń jądrowa, jak również polityka paliwowa oraz gazowa.
Jest wykładowcą renomowanej prywatnej uczelni Collegium Civitas w Warszawie. Posiada tytuł naukowy doktora nauk politycznych.