Żyjemy w zmakdonaldyzowanym społeczeństwie

Niewidzialny mundurek

Przez wiele lat szukałem sytuacji, która mogłaby stanowić najbardziej przenikliwy opis społecznego procesu zdiagnozowanego przez amerykańskiego socjologa, Georga Ritzera, pod nazwą makdonaldyzacji społeczeństwa. Przykład przyszedł z najbardziej nieoczekiwanej (a może właśnie oczekiwanej) strony Świąt Bożego Narodzenia.

 – To w jaki sposób składamy sobie świąteczne życzenia, a także jak podchodzimy do Świąt Bożego Narodzenia, jak je przeżywamy, w jakiej konwencji oraz częstotliwości dzielimy się opłatkiem, stanowi dojmujące poczucie makdonaldyzacji.

Święta Bożego Narodzenie ze swej istoty, definicji, tradycji, powinny być czymś głębokim, doświadczanym intensywnie, dotykającym wymiaru metafizycznego, tymczasem stały się zjawiskiem płytkim, powierzchownym, standardowym, rutynowym, uwikłanym w komercyjne reguły gry oraz konsumpcjonizm.

I takie jak Święta Bożego Narodzenia jest niestety całe nasze życie społeczne: zmakdonaldyzowane.

Stłumiona kreatywność

Makdonaldyzacja społeczeństwa jest jednym z najbardziej charakterystycznych procesów kształtujących współczesną rzeczywistość. Dotyka wielu krajów, choć najbardziej mocno uderzyła w państwa postkomunistyczne stanowiące region Europy Środkowo-Wschodniej, gdzie ludzie jeszcze nie do końca nauczyli się korzystać z wolności, stając się łatwym celem dla kultury konsumpcyjnej.

To również jeden z istotnych, o ile nie najistotniejszych symptomów makdonaldonyzacji, a mianowicie taki, iż ludzie wchodzą w życie społeczne nie jako obywatele lecz konsumenci. Nie stanowią zatem kreatywnego, modyfikującego wydarzenia społeczne podmiotu lecz bierny, działający mniej więcej zgodnie z zasadami behawioryzmu, przedmiot. Ludzie stali się reaktywni: reagują na bodźce, jak również impulsy emitowane kulturowo przez rozmaite ośrodki władzy politycznej bądź ekonomicznej.

Uprzedmiotowienie i instrumentalizacja stosunków społecznych, a także formalno-rzeczowa (i co za tym idzie) płytka treść relacji społecznych, stanowi kolejną ważną właściwość współczesnej, zmakdonaldyzowanej rzeczywistości społecznej.

Efekt masowy

Skąd wzięło się pojęcie makdonaldyzacji i gdzie znajdują się jej źródła? Proces ten jako pierwszy zauważył w 1959 roku, amerykański socjolog, George Ritzer, na podstawie obserwacji sieci restauracji szybkiej obsługi działających w Stanach Zjednoczonych, typu McDonald’s. Zdefiniował to zjawisko jako efekt kulturowy, uznając iż tłumaczy zachowania oraz zdarzenia mające miejsce w wielu dziedzinach życia społecznego.

Funkcjonowanie sieci McDonald’s znakomicie opisuje kondycję współczesnego społeczeństwa. Liczy się rezultat konsumpcyjny wyrażony w szybkości, powtarzalności, ilości oraz zysku, a nie w jakości, a więc nie w tym co najistotniejsze, i najcenniejsze.

Mówi się często, iż systemy totalitarne czy autorytarne wymuszają na ludziach noszenie mundurków (prekursorem tego rodzaju idei był nie kto inny tylko Roman Giertych), ale konsumpcjonizm oraz to co jest wielkim przejawem tego procesu kulturowego, czyli makdonaldyzacja, nakazuje noszenie takich właśnie (niewidzialnych) „mundurków”: wszystko ma być identyczne, co najmniej podobne, standardowe, rutynowe, zgodne z procedurami, takie samo, masowe, powszechne.

W makdonaldyzacji ilość stała się synonimem jakości. Cenne i wartościowe jest to czego dużo, i co udaj się szybko wyprodukować.

Odczłowieczenie

Obydwa dominujące w ostatnich stuleciach w świecie systemy materialistyczne: komunizm oraz konsumpcjonizm (nie mylić z autentycznym, dobrze pojętym liberalizmem, bo ten uwypukla wolność i kreatywność) tworzą urzeczowione, zreizowane stosunki społeczne. Już w tym punkcie następuje dehumanizacja człowieka, gdyż najważniejszym aspektem, jego egzystencji, odwołując się do filozofii francuskiego egzystencjalisty Gabriela Marcela, staje się wymiar mieć a nie być. 

Ritzer opisuje, w jaki sposób makdonaldyzacja za pomocą procesów globalizacji rozprzestrzeniła się na cały świat i doszukuje się fundamentów tego fenomenu w historii, m.in. w teoriach Maxa Webera dotyczących racjonalizacji i biurokratyzacji.

To ciekawe, gdyż oznacza, że procesy uważane w powszechnej percepcji za korzystne i pozytywne, jeżeli zostaną rozciągnięte zbyt daleko, mogą prowadzić do negatywnych konsekwencji.

Makdonaldyzacja pokazuje, iż przesadna racjonalizacja może być nieracjonalna. Kontrowersyjna teza Ritzera głosi nawet, iż mogła być jedną z głównych przyczyn holokaustu. W układzie biurokratycznym albo w racjonalnie zorganizowanej produkcji, człowiek ma postępować w zgodzie z normami, z procedurami, ma korzystać z rozwiązań już gotowych, a nie poszukiwać nowych. To z kolei wpędza ludzi w rutynę i pozbawia działań innowacyjnych, kreatywnych, a w konsekwencji dehumanizuje życie społeczne.

Resortowe dzieci

Pośród wielu cech procesu zdefiniowanego przez Georga Ritzera, takich jak ustandaryzowanie jakości, rutynizacja, kalkulacyjność, powtarzalność, dostępność, dodać należy jeszcze jedną: płytkość czy mówiąc inaczej, powierzchowność.

W diagnozie Ritzera znajduje odbicie to w co wierzył Karol Marks, czyli to, iż ilość przejdzie w jakość; niestety prawda okazuje się inna: ilość nie przejdzie w jakość, gdyż ją obniży. Jeżeli na starcie biegu na sto metrów dostawimy jeszcze dwóch dodatkowych sprinterów, to niestety, ale średni czas biegu pójdzie w dół.

Jednym z najbardziej symptomatycznych przypadków makdonaldyzacji okazał się los, który spotkał polskie szkolnictwo wyższe. Zwiększanie dostępności do uniwersytetów, akademii, oraz innych ośrodków edukacyjnych zaowocowało deprecjacją wartości wyższego wykształcenia, a w rezultacie degeneracją procesów nabywania wiedzy. Zaś inflacja ludzi z wyższym wykształceniem uruchomiła mechanizm sformułowany niegdyś przez Kopernika i Greshama, że „gorszy pieniądz wypiera lepszy”. To z kolei powoduje, iż różnego rodzaju instytucje zajmowane są przez ludzi z gorszym – nieautentycznym lecz często tylko formalnym – wyksztalceniem; legitymujących się dyplomem, lecz nie wiedzą i kompetencjami.

Ritzer uważa, iż taki sam problem dotyka amerykańskie uczelnie. Makdonaldyzacja szkolnictwa ma jednak dalej idące konsekwencje niż się komukolwiek wydaje, gdyż jeżeli ujednolici się wyższe wykształcenie, to tym samym zmienia się strukturę społeczeństwa, jednak wbrew pozorom nie w kierunku emancypacyjnym lecz degradującym, nie w stronę inkluzji ale wykluczenia oraz reprodukcji bezrobocia.

Dobre, renomowane, prestiżowe wyższe uczelnie ukończą jedynie ci, których na to stać (którzy wyjadą zagranicę), a więc tzw. „resortowe dzieci” czy dzieci z bogatych rodzin; w ten sposób petryfikowana będzie sukcesja klas dominujących.

Podobną diagnozę postawił francuski socjolog, Pierre Bourdieu, który uważał, iż system szkolnictwa wcale nie prowadzi do inkluzji oraz emancypacji, i nie otwiera nowych dróg awansu, lecz „betonuje” system społeczny i utrwala dominację elit.

W zdrowym państwie wykształcenie wyższe zawsze powinno być elitarne w sensie dostępności dla ludzi z odpowiednio wysokimi predyspozycjami, a także ambitnymi zainteresowaniami, zaś całość systemu szkolnictwa – egalitarna.

Ujednolicenie degraduje

Ale być może makdonaldyzacja jest procesem kulturowym, korzystnym dla konsumpcyjnych elit i w związku z tym też wykreowanym przez te elity. Identycznie jak na polu wyższego wykształcenia, tak w obszarze kultury ujednolicenie (np. mody) w gruncie rzeczy uwypukla przewagę i zwiększa dominację politycznego oraz kulturowego establishmentu.

Ciekawe są w tym zakresie poglądy na modę niemieckiego socjologa, Georga Simmela: na początku określone ośrodki artystyczne i kulturowe kreują modę, wtedy ona jest dostępna z uwagi na cenę oraz zakres obowiązywania, tylko dla elit. Kiedy jednak elity tę modę porzucają, obniża się cena konkretnych produktów, wówczas stają się one masowe, dużo mniej ekskluzywne, ale właśnie ten moment utrwala strukturę prestiżu oraz dystansów.

Gdy coś ulega makdonaldyzacji, a więc gdy staje się powszechne i zwiększa się jego dostępność, wtedy następuje utrwalenie struktury społecznej oraz utrzymanie dominacji establishmentu.

Pierre Bourdieu rysuje ten proces tak: elity kulturowe dostarczają establishmentowi politycznemu i biznesowemu kapitału kulturowego (m.in. mody), aby ten mogły dokonywać ekskluzji innych grup społecznych oraz narzucać społeczeństwu granice kulturowe i odgradzać się od mas.

Parafrazując Simmela: to co powszechne „uszyte” jest dla najbardziej prymitywnego członka wspólnoty społecznej. Tak oto realizowana jest przemoc symboliczna.

Między innymi dlatego w Polsce została upowszechniona muzyka disco-polo, gdyż w ten sposób uwypukla się domniemany lepszy gust establishmentu oraz jego rzekoma kulturowa wyższość nad resztą społeczeństwa. Czyniąc dany produkt masowym elity oddzielają się od reszty społeczeństwa.

Jednak, jak pokazują badania demoskopijne i autopsja, znaczna część elit również słucha disco-polo (zna nawet na pamięć słowa konkretnych piosnek), ale się do tego nie przyznaje. 

Donaldyzacja polityki

W wymiarze życia politycznego płytkość najlepiej pokazuje sformułowany przez Donalda Tuska dogmat „ciepłej wody w kranie”, czyli tego dobra, które ma być dostępne dla wszystkich i odciągać społeczeństwo od porządku ideowo-aksjologicznego.

Mało kto zdobył się na analizę semantyczną i zauważył głębsze znaczenie tych słów, aczkolwiek tak naprawdę formułują one płytkie, powierzchowne postulaty: oznaczają rezygnację z wizji, z idei, z polityki ambitnej, a społeczeństwo pozbawiają wyższych aspiracji.

W piramidzie potrzeb Abrahama Maslowa ciepła woda w kranie znajduje się w najniższym koszyku potrzeb (tzw. potrzeb niższego rzędu), konkretnie rzecz ujmując – fizjologicznych.

Jak to jest, że PO mieniąca się być partią bardziej ambitnych ludzi, lepiej wykształconych, z dużych miast, reprezentujących klasę wyższą i średnią, zaoferowała im tak mało?

Amerykański politolog Ronald Inglehart, odwołując się do piramidy potrzeb Maslowa, na podstawie rozległych badań socjologicznych prowadzonych na całym świecie, sformułował dychotomię wartości materialnych i postmaterialnych. Pierwsze koncentrują się na dobrach bytowych, związanych z bezpieczeństwem społeczno-ekonomicznym oraz potrzebami socjalnymi i egzystencjalnymi; drugie na dobrach kulturowych: lepszym wykształceniu, samorealizacji, wrażliwości estetycznej, prawach człowieka oraz wolnościach obywatelskich.

Jak to jest, że PO chciała pozbawić społeczeństwo tego drugiego wymiaru, a zatem pogoni za potrzebami postmaterialnymi?

Czyżby to też była gra na ekskluzję, albowiem makdonaldyzacja aspiracji, prowadząca w istocie do rezygnacji z wyższych ambicji, buduje kolejny dystans: bo oznacza, iż potrzebę wyższych motywacji oraz wyzwań będą miały jedynie klasy wyższe?

Być może jednak formułując postulat „ciepłej wody w kranie”, Platforma kierowała się dalekosiężnymi, strategicznymi przesłankami. Z koncepcji Maslowa oraz Ingleharta wynika, iż po zaspokojeniu potrzeb podstawowych (niższego rzędu) aktywizuje się świadomość potrzeb wyższych i zabiegania o dobra postmaterialne; tak oto po zapewnieniu ciepłej wody w kranie mogłaby się pojawić potrzeba pójścia do teatru.

Ale na to trzeba by czekać przynajmniej jedno pokolenie.

Chyba jednak lepiej to rozwiązuje program zaproponowany przez PiS: „rodzina 500+”, gdyż prowadzi on nie tylko do jednoczesnej redystrybucji dóbr materialnych, ale również prestiżu. Dlatego należy go postrzegać nie tylko w sferze socjalnej czy społeczno-ekonomicznej, czy też demograficznej, ale również w aspekcie społeczno-kulturowym, godnościowym, tożsamościowym, obywatelskim.

Ten projekt daje nie tylko dobra finansowe, ale również prestiż.

Makdonaldyzacja polityki, zwłaszcza ta zaproponowana w wersji „ciepłej wody w kranie”, sprowadza życie publiczne jedynie do wymiaru poppolitycznego, do tego co popularne i wizerunkowe, co szybkie, płytkie, powierzchowne, łatwe do osiągnięcia, czyli w zasadzie cała rzecz sprowadza się do populizmu.

Tymczasem warto uprawiać politykę niezmakdonaldyzowaną, ambitną, głęboką. Wybitna brytyjska premier, Margaret Thatcher, miała dwa znakomite powiedzenia: „Nie idź za tłumem, bo nigdzie nie dojdziesz”; i „Polityk nie jest od podobania się”. 

Autor jest socjologiem. Specjalizuje się w filozofii polityki oraz socjologii polityki. Zajmuje się obserwacją uczestniczącą i w jej ramach prowadzi analizy. Pełni funkcję redaktora naczelnego Miesięcznika Eksperckiego Fundacji FIBRE.

Dodaj komentarz