Płonący Jemen
Trwająca od marca 2015 roku interwencja Arabii Saudyjskiej i zmontowanej przez nią koalicji, pchnęła trwający od lat konflikt w Jemenie na tory krwawej „wojny okopowej”, której końca nie widać. Akcja zbrojna, która miała być błyskawicznym sukcesem oraz przejawem skuteczności nowej strategii bezpieczeństwa Rijadu, zamieniło się już dawno w krwawy konflikt, rujnujący szanse na pokojową przyszłość Jemenu i grożący dalszą eskalacją.
dr Łukasz Tolak –Pośrednie zaangażowanie Stanów Zjednoczonych (USA) i innych państw zachodnich przedłuża jedynie tragedię ludności cywilnej, a także pogłębia rany, które będą wpływać na sytuacje w regionie przez dekady. Najbardziej oczywistym tłumaczeniem interwencji podjętej przez Saudów i ich sojuszników jest próba ograniczenia wpływów Iranu na Półwyspie Arabskim oraz uniknięcie „okrążenia” przez Teheran. Motywacja ta jest jednak tylko częścią bardziej skomplikowanego zestawu przyczyn stojących za działaniami Rijadu, mających swe źródła w zmieniającej się szybko sytuacji międzynarodowej, jak i wewnętrznej.
Utrata zaufania
Motywacją kluczową jest poczucie zagrożenia i przemożna chęć utrzymania status quo na Półwyspie, która jest osią polityki bezpieczeństwa Królestwa od wielu dziesięcioleci. Temu właśnie służy trwający od 1945 roku sojusz z USA oraz polityka skierowana na utrzymywanie sunnickich reżimów w skali całego Bliskiego Wschodu. Jemen, kraj z dużą populacją wyznawców miejscowego szyizmu (mocno różniącego się od szyizmu irańskiego), pozostawał zawsze „miękkim podbrzuszem” Arabii Saudyjskiej, a kontrola nad nim jest jednym z priorytetów saudyjskiej polityki bezpieczeństwa. Dowodem na to było np. zwalczanie w latach 60. XX wieku, egipskiej interwencji wojskowej w Jemenie, czy też działania podejmowane w latach 70., zmierzające do zmniejszenia wpływów Sowietów w Południowym Jemenie. W obu przypadkach działania Kairu oraz Moskwy postrzegane były jako próba budowy wpływów na Półwyspie Arabskim, m.in. poprzez propagowanie niebezpiecznych dla dynastii idei. Charakterystyczne dla polityki zagranicznej Rijadu, było jednak pewnego rodzaju samoograniczenie, jak również preferowanie instrumentów finansowych oraz politycznych, przy jednoczesnym unikaniu bezpośredniego zaangażowania wojskowego.
Obserwowana obecnie zmiana sposobu prowadzenia polityki bezpieczeństwa Królestwa, ma swoje źródła w kilku przyczynach. Pierwszym, często niedocenianym, jest poważne obniżenie zaufania do amerykańskiego sojusznika i jego sposobu prowadzenie polityki zagranicznej na obszarze Bliskiego Wschodu. Ostatnim, w pełni udanym testem sojuszu, była reakcja amerykańska na inwazję Iraku na Kuwejt oraz pierwsza wojna w Zatoce Perskiej (1990-1991). Administracja Busha seniora bez problemu wywiązała się z sojuszniczych zobowiązań, chroniąc Królestwo przed groźbą inwazji armii irackiej. Poważnym problemem, w relacjach dwustronnych, stała się jednak amerykańska wojna z terroryzmem i inwazja USA na Irak w 2003 roku, której Rijad był przeciwny, lepiej niż Waszyngton zdając sobie sprawę z zagrożeń, jakie to może z sobą przynieść. Obalenie Saddama Husajna pociągnęło za sobą – w saudyjskich oczach – renesans szyitów w Iraku i zwiększyło poziom zagrożenia dla pustynnego Królestwa. Następnym wstrząsem były wydarzenia arabskiej wiosny, która przetoczyła się przez niemal cały świat arabski. Brak aktywnej polityki amerykańskiej, zmierzającej do utrzymania status quo, a przede wszystkim porozumienie jądrowe z Teheranem, zawarte przez administrację Obamy, mimo ostrego sprzeciwu Rijadu, było poważnym impulsem na drodze do korekty polityki saudyjskiej.
Piąta kolumna
Obok czynników zewnętrznych, pamiętać trzeba o istotnych uwarunkowaniach wewnętrznych. Są nimi relacje z mniejszością szyicką na Półwyspie Arabskim. Od czasu rewolucji islamskiej w Iranie, dyskryminowana przez sunnickie władze mniejszość szyicka w Arabii Saudyjskiej, pozostaje źródłem potencjalnego zagrożenia, jak również realną opozycją polityczną. W oczach sunnickich władców jest to piąta kolumna wpływów Teheranu na Półwyspie. Dowodem na poważne traktowanie zagrożenia jest zdecydowana reakcja Saudów na sytuację w Bahrajnie i działania zmierzające do stłumienia protestów większości szyickiej, przeciw rządom sunnickiej dynastii. W tych okolicznościach przesilenie w konflikcie jemeńskim, w latach 2013-2014, które spowodowało uzyskanie przewagi przez szyickich Zajdytów, zmusiło Arabię Saudyjską do reakcji wpisującej się w długoletnią krucjatę wahabickiej monarchii, mającej na celu zwalczanie tego odłamu szyizmu, zarówno w Jemenie, jak i samej Arabii Saudyjskiej. Czynnikiem, który nie może być pominięty jest osoba nowego władcy Salmana ibn Abd al-Aziz Al Su’uda, który od stycznia 2015 roku jest nowym władcą monarchii. Wraz z intronizacją, zainicjował on proces poważnej reformy systemu dziedziczenia monarchii, odsuwając syna swojego brata, księcia Muhammada ibn Najifa i wyznaczając w czerwcu 2017 roku na następcę tronu (księcia koronnego), swego syna Muhammada ibn Salmana ibn Abd al-Aziza Al Su’uda. Odsunięcie Najifa, a także pozbawienie go teki ministra spraw wewnętrznych, było sporym zaskoczeniem. Przez lata zdobył on sobie uznanie znakomitą walką z Al-Kaidą i uchronieniem Królestwa przed terrorystyczną destabilizacją.
Młody, niespełna 38-letni książe, dzierżący tekę wicepremiera oraz ministra obrony, jest uważany za głównego architekta polityki bezpieczeństwa Królestwa i jednego z architektów interwencji w Jemenie. Obok stanowisk związanych z bezpieczeństwem, dzierży także kluczowe funkcje związane z gospodarką i jest odpowiedzialny za proces modernizacji monarchii.
Operacja w Jemenie w zamyśle Saudyjczyków, miała stanowić dowód siły i wpływów monarchii w sunnickim świecie muzułmańskim. Nie udało się jednak wciągnąć do bezpośrednich działań najważniejszych krajów muzułmańskich Pakistanu i Egiptu. Pakistan odmówił udziału w operacji, co stanowiło poważny policzek dla Rijadu. Zaangażowanie Egiptu ograniczyło się jedynie do wysłania niewielkiego kontyngentu wojskowego, jak również udziału okrętów egipskiej floty w blokadzie morskiej na Morzu Czerwonym.
Końca wojny nie widać
Zmontowana przez Rijad koalicja, wparła siły rządowe, rozpoczynając w marcu 2015 roku intensywną kampanię lotniczą oraz blokadę ekonomiczną, skierowaną przeciwko rebeliantom Huti. Bombardowaniami objęto głównie zachodnią i północno-zachodnią część kraju – w tym głównie opanowaną przez rebeliantów Sannę oraz matecznik Zyiadycki, znajdujący się na północ od niej. Aktywność koalicji ogranicza się dotychczas głównie do operacji lotniczych, działania sił specjalnych, a także blokady morskiej zachodniego wybrzeża, zajętego przez rebeliantów. Państwo zachodnie, głównie USA, ograniczają się do logistycznego i wywiadowczego wsparcia, bez którego siły koalicji nie mogłyby kontynuować swoich działań. Pomimo pewnych postępów poczynionych przez jemeńskie siły rządowe i oddziały nieregularne, działania wojenne w Jemenie, nie przyniosły rozstrzygnięcia, zaś interwencja saudyjskiej koalicji, zamienia się w kompromitację mogącą mieć katastrofalne skutki dla całego regionu.
Intensywne działania wojenne, spowodowały poważne problemy finansowe Arabii Saudyjskiej. Koszty poniesione przez Rijad na operację w Jemenie, oceniane są na ponad 100 miliardów dolarów. Wydatki wojskowe były przyczyną pierwszego w historii kilkunastoprocentowego deficytu budżetowego monarchii, który tylko w latach 2015 -2016 wyniósł odpowiedni 15 i 17 proc. Kondycja budżetu i stagnacja na jemeńskim froncie, przynosi poważne straty wizerunkowe, obecnej ekipie rządzącej.
W toku działań wojennych udało się powstrzymać postępy rebeliantów i odnotowano ograniczone sukcesy na froncie lądowym. Blokada morska, doprowadziła także do poważnego ograniczenia pomocy irańskiej dla rebeliantów. Jednocześnie, brak jednak przełomu, a działania wojenne dotknęły także pogranicznych terenów Królestwa. Arabia Saudyjska stała się obiektem ataków rakiet balistycznych, przeprowadzanych przez siły powstańcze , przy wsparciu specjalistów irańskich. Od początku operacji odnotowano ponad 180 przypadków ich użycia, wymierzonych w infrastrukturę przemysłową Arabii Saudyjskiej, lotniska, i stolicę Rijad. Pociski nie spowodowały dotychczas istotnych zniszczeń, ale stanowią zagrożenie oraz są poważnym problemem PR-owym dla saudyjskich władców. Rebelianci, wykorzystując systemy rakietowe, dostarczone przez Iran, przeprowadzili także serię ataków na żeglugę na Morzu Czerwonym, posuwając się także do prób ataku na jednostki bojowe U.S. Navy. Osłabienie sił rządowych i skupienie na operacjach prowadzonych przeciw Szyitom w zachodnie części kraju, spowodowało wzrost aktywności terrorystycznej Al-Kaidy Półwyspu Arabskiego, jak również Państwa Islamskiego w Jemenie.
Degradacja ekonomiczna
Największym problemem jest jednak pogłębienie jemeńskiego konfliktu i dalsza dewastacja gospodarki kraju, która doprowadziła do największej w historii katastrofy humanitarnej. Lawinowo rośnie liczba ofiar działań wojennych wśród ludności cywilnej. Według danych ONZ od początku interwencji do marca 2018, liczba zabitych oraz rannych oceniana była na ponad 15 tysięcy. Są to dane w pełni zweryfikowane. Inne źródła donoszą o ponad 15 tysiącach zabitych i wielu tysiącach rannych. Ze względu na postępującą fragmentaryzację sceny politycznej i walki pomiędzy poszczególnymi stronami konfliktu, nastąpiło całkowite załamanie sektora publicznego. Ostrożne szacunki ONZ-tu wskazują, że wiosną 2018 roku pomocy humanitarnej wymagało ponad 22 miliony mieszkańców Jemenu, (stanowi to ponad 75 proc. populacji). Osiem milionów zagrożonych było klęską głodu. Ze względu na załamanie się służby zdrowia, jak również ograniczenie pomocy humanitarnej, wynikającej z blokady i działań wojennych, ponad milion Jemeńczyków padło ofiarą epidemii cholery. Wojna zmusiła do ucieczki z domów ponad 3 miliony cywilów. Według organizacji pozarządowych, wszystkie strony konfliktu dopuszczają się łamania praw człowieka, jak również norm międzynarodowego prawa humanitarnego. Dotyczy to także sił koalicji, której ataki lotnicze są często przyczyną ofiar wśród ludności cywilnej (w tym ostatnio również dzieci). Niezależne raporty wskazują, że skutki kampanii lotniczej Arabii Saudyjskiej i jej sojuszników, mogą zagrozić egzystencji biologicznej znacznej ilości cywilnej populacji, w północno-zachodniej części kraju. Przykładem takich działań, które mają z punktu widzenia koalicji doprowadzić do załamania przeciwnika, jest realizowana obecnie przez siły rządowe, przy wsparciu ZEA, próba zajęcia najważniejszego portu Jemenu nad Morzem Czerwonym – Al-Hudajdy. Jest on najważniejszym ośrodkiem przeładunkowym w kraju. Zdaniem przedstawicieli koalicji port stanowił jednak jeden z głównych szlaków przerzutowych pomocy irańskiej, mocno ograniczonej na skutek blokady morskiej Jemenu.
W zamyśle koalicji i strony rządowej, jego zajęcie ma stanowić poważny cios dla możliwości bojowych sił szyickich. Jednocześnie, nawet czasowe wyłączenie tego ważnego ośrodka przeładunkowego, może doprowadzić do katastrofalnych skutków humanitarnych i dalszej degradacji ekonomicznej najbiedniejszego kraju Półwyspu Arabskiego. Organizacje humanitarne wskazują na niebezpieczną tendencje zmiany priorytetów sił koalicji, które coraz bardziej skupiają się na podcięciu podstaw ekonomicznych funkcjonowania sił rebeliantów. Oznacza to jednak faktycznie uderzenie w podstawy ekonomiczne ludności cywilnej, co jest sprzeczne z konwencjami międzynarodowymi, prawem humanitarnym i prawem wojny. Zarzuty te pośrednio stawiane są także mocarstwom zachodnim, które wspierają koalicję logistycznie, dostarczają informacji wywiadowczych, a przede wszystkim sprzedają ogromne ilości broni. Arabia Saudyjska i Zjednoczone Emiraty Arabskiej należą do najlepszych klientów europejskich i amerykańskich koncernów zbrojeniowych. W ostatniej dekadzie oba kraje zawarły z zachodem kontrakty znacznie przekraczające 100 mld dolarów! Bez ciągłego wsparcia technicznego ze strony koncernów zbrojeniowych, siły zbrojne państw arabskich nie są w stanie prowadzić długotrwałej i dość intensywnej kampanii powietrznej. W tym kontekście dalsze pogłębianie się kryzysu humanitarnego w Jemenie stanowić będzie coraz poważniejszy problem wizerunkowy dla rządów zachodnich demokracji.
Ryzyko eskalacji
Z perspektywy Rijadu, prowadzona od ponad trzech lat kampania, wydaje się coraz poważniejszym błędem politycznym. Operacja obliczona na osiągnięcie szybkiego sukcesu, okazała się niezwykle kosztowna finansowo i politycznie. Nie osiągnięto dotychczas założonych celów, a pomimo prób negocjacji oraz mediacji międzynarodowej, nie widać obecnie perspektyw szybkiego zakończenia konfliktu. Próba pacyfikacji szyitów okazała się mało skuteczna, a postępujący obecnie rozkład gospodarczy Jemenu, będzie wpływał na stabilność tego strategicznego regionu, jeszcze długo po zakończeniu konfliktu. Obecnie Jemen zmierza prosta drogą w kierunku państwa upadłego, a jego dalsza destabilizacja oznacza ryzyko klęski humanitarnej, w pełni porównywalnej z sytuacją w Syrii czy wcześniej Somali. Działania Arabii Saudyjskiej i koalicji doprowadziły do znacznego wzmocnienia aktywności sunnickich organizacji terrorystycznych Al-Kaidy Półwyspu Arabskiego i Państwa Islamskiego. Jednocześnie nie udało się powstrzymać wpływów Iranu, choć realna pomoc Teheranu została ograniczona. Dalsze prowadzenie operacji pociąga za sobą poważne ryzyka eskalacji i potencjalne negatywne skutki, zarówno w skali regionalnej jak i globalnej. Odwetowa kampania rakietowa, jaką prowadzą Szyici, może w przypadku powodzenia (np. spektakularne sukces w atakach na saudyjskie instalacje bądź stolicę Królestwa), doprowadzić do dalszej eskalacji konfliktu, wymuszając na Saudach działania odwetowe. Potencjalne zakłócenia żeglugi w basenie Morza Czerwonego (ataki rakietowe na statki handlowe i tankowce) oznacza ryzyko głębokiej destabilizacji na rynkach surowców energetycznych, co będzie miało globalne konsekwencje dla światowej ekonomii.
Wydaje się że Rijad zaangażował się w konflikt, którego nie potrafi wygrać. Jeżeli szybko nie zostanie znalezione rozwiązanie polityczne, wojna w Jemenie może mieć poważne konsekwencje dla stabilności królestwa, stanowiąc przysłowiowy drugi Afganistan dla obecnej ekipy rządzącej pustynną monarchią.
Autor jest przewodniczącym zarządu Fundacji FIBRE, politologiem i prawnikiem, specjalizuje się w geopolityce i problematyce międzynarodowej: zwłaszcza w sprawach związanych z funkcjonowaniem Unii Europejskiej, Stanów Zjednoczonych, oraz Bliskiego Wschodu, jak również Azji; znakomicie też orientuje się w sytuacji Francji i Wielkiej Brytanii. Posiada również rozległą wiedzę i specjalizuje się w zakresie tematów takich jak: terroryzm, energia atomowa, broń jądrowa, jak również polityka paliwowa oraz gazowa.
Jest wykładowcą renomowanej prywatnej uczelni Collegium Civitas w Warszawie. Posiada tytuł naukowy doktora nauk politycznych.