Wielkim problemem demokracji jest zasada, iż głosy ludzi świadomych i nieświadomych liczone są tak samo, ważą tyle samo. Uciekając się do zwulgaryzowanego przykładu: głos faceta spod sklepu, trzymającego w ręku wino znaczy tyle samo, co głos adwokata lub pracownika naukowego.
Roman Mańka – Ostatnio po raz kolejny oddałem się lekturze „Państwa” Platona. Jaki sposób wskazuje elitom starożytny filozof na utrzymanie władzy w totalitarnej strukturze politycznej opartej na cenzurze, indoktrynacji, eugenice, selekcji, itp.? Pośród innych wymienia jedną kluczową rzecz: niewiedzę obywateli, nieświadomość mas społeczeństwa.
Wykształcona ma być klasa rządząca, w terminologii Platona, filozofowie-strażnicy, oni mają pobierać nauki z zakresu matematyki, astronomii, dialektyki, reszta powinna charakteryzować się niewiedzą i brakiem świadomości.
Ten sam problem, tylko jak gdyby z innej perspektywy, zauważyli amerykańscy socjologowie. Ich poglądy można najlepiej zilustrować pytaniem: czy należy się cieszyć, gdy mamy do czynienia z wysoką frekwencją podczas wyborów? Jak to często bywa odpowiedzi uważane za oczywiste, jednoznaczne, zawodzą. Powierzchowna analiza podpowiadałaby, że tak; jednak głębsza, bardziej rozwarstwiona – że nie.
Paradoks wysokiej frekwencji
W procesie wyborczym często zachodzą podobne procesy, jak w życiu społecznym. Francuski psycholog, Gustave La Bon, dla opisania niektórych zachowań ludzkich (co bardzo ważne zachowań a nie działań – wyjaśnię to za chwilę), stworzył teorię psychologii tłumu, odnoszącą się do wielkich zbiorowości społecznych, zgromadzonych na małej przestrzeni lub w innym obszarze dającym poczucie anonimowości oraz wytwarzającym, w sposób mechaniczny, świadomość ponadindywidualną, gdzie ludzie w dużo większym stopniu poddają się konformizmowi i reagują na bodźce, na dostarczane z zewnątrz impulsy.
Otóż, proces wyborczy w dużej mierze zawiera w sobie pewne elementy psychologii tłumu. Po pierwsze dlatego, że jest anonimowy; po drugie, w pewnym wymiarze – choć głosy oddajemy w sposób – zindywidualizowany, dotyczy również, zwłaszcza w aspekcie kształtowania się określonych trendów, zbiorowości.
Inaczej mówiąc, z perspektywy wytwarzania trendów czy tendencji w procesie głosowania łatwiej jest przekonać tłum niż pojedynczych ludzi, zwłaszcza, gdy wyborczą zbiorowość stanowią w dużej mierze jednostki nieświadome.
W procesie wyborczym działa znana z fizyki zasada wielkości odwrotnie proporcjonalnych: czym większa frekwencja, tym mniej świadomy wybór.
Zrozumiemy to, gdy przeanalizujemy strukturę społeczną (skład społeczny) z punktu widzenia partycypacji w życiu publicznym czy zaangażowania w politykę. Możemy wyróżnić trzy takie podstawowe grupy:
1) aktywnych-świadomych – są to ci którzy na co dzień interesują się polityką, dysponując wysokim poziomem socjalizacji politycznej; główny problem tej populacji polega na tym, że jest ich najmniej;
2) aktywni-nieświadomi – środowisko to stanowią ludzie, pozornie czasami dobrze wykształceni, aktywni zawodowo, którzy jednak cechują się powierzchowną świadomością polityczną, poziom ich socjalizacji politycznej jest niski, zaś zainteresowanie życiem publicznym intensyfikuje się incydencjonalnie, najczęściej przy okazji różnego rodzaju wyborów; tych jednak jest najwięcej i to dzięki ich poparciu wygrywa się wybory;
3) bierni, populację tę stanowią osoby, które nie interesują się życiem publicznym i z różnych powodów nie chodzą na wybory.
Okazuję się, iż największym zagrożeniem dla demokracji jest grupa nr 2, czyli aktywni-nieświadomi. Przedstawiciel tej grupy można bowiem najłatwiej zmanipulować, uwieść produktami marketingu politycznego, tworzonymi na potrzeby taktyk instrumentalnych.
Zachowania a działania
Często zachowania i działania traktujemy jako definiensy tożsame. Tymczasem występuje między nimi zasadnicza różnica wynikająca ze stopnia abstrakcyjności. Zachowanie jest pojęciem bardziej ogólnym, składającym się z dwóch opozycyjnych kategorii: reakcji oraz działań. O reakcjach traktuje behawioryzm, definiując je jako automatyczną odpowiedź na określone bodźce; działania zaś, aby były autentycznymi działaniami muszą zawierać w sobie – tak jak opisywał to wybitny niemiecki socjolog, Max Weber, – sens. Z działaniami mamy do czynienia wówczas, kiedy ludzie przypisują do nich sens i rozumieją ten sens.
Podobnie amerykański psycholog społeczny, Wiliam Thomas, kładzie większy nacisk na działania niż zachowania, właśnie po to, aby przeciwstawić się koncepcją behawioralnym, uwypuklającym kategorię reakcji. Jego zdaniem, człowiek działa wtedy, kiedy w interakcyjnym obiegu tworzenia znaczeń symbolicznych, definiuje sytuację.
Możemy więc wyróżnić zachowania behawioralne (automatyczne) – reakcje; jak również, zachowania humanistyczne – działania, do których, tak jak Weber to ujmował, przypisany jest sens.
Obywatele a konsumenci
Czy osoba nieświadoma może być aktywna? To jest bardzo głębokie pytanie, a odpowiedź na nie zaskakująca. Otóż nie! Osoba nieaktywna jest w bardziej zakamuflowanym (a jednocześnie szkodliwym, destruktywnym) stanie bierności, w głębszym sensie jest bierna, gdyż nie działa świadome, a tylko reaguje; wpisuje się zatem w katalog zachowań behawioralnych, lecz nie humanistycznych. Żeby działać, tak jak to Weber i Thomas, aczkolwiek za pomocą używania różnych kategorii pojęciowych, to definiowali, trzeba po prostu rozumieć swoje działania, przypisywać do nich sens, definiować sytuację.
Zachowania typowe są dla wymiaru konsumentów; działania zaś do sfery obywateli. Konsumentom wydaje się, że są aktywni, ale tak naprawdę, w najgłębszej istocie są bierni, gdyż tylko reagują na określone strategie instrumentalne, wytwarzane na potrzeby biznesu (sprzedaży), a przeniesione następnie na grunt polityki.
Robiąc zakupy czy ganiając po sklepach, wbrew pozorom, nie jesteśmy aktywni. Ulegamy naciskom kulturowym, medialnym, choćby reklamie, i reagujemy, a więc jesteśmy bierni.
Najgłębsze pytanie
Problem polega na tym, że w Polsce (choć nie tylko w Polsce), po 1989 roku, przez prawie już 30 lat, robiono wszystko, aby również w wymiarze życia publicznego wytworzyć konsumentów. W polskim życiu publicznym ludzie bardziej reagują niż działają.
Za tym kryje się najistotniejsze pytanie sprowadzające się do kluczowej kwestii: czy jesteśmy wolni?; czy jesteśmy w stanie dokonywać świadomych wyborów? Czy jesteśmy obywatelami czy konsumentami?
„Ciało jest więzieniem duszy”, twierdził Platon, od którego rozpocząłem te rozważania. Jednak we współczesnych czasach bardziej chyba trafna jest myśl, którą sformułował francuski filozof, przedstawiciel szkoły krytycznej, Michel Foucault, głosząc – w opozycji do Platona – że to „dusza jest więzieniem ciała”.
W epoce postindustrialnej, kiedy w życiu społecznym ton ludzkim zachowaniom nadają różnego rodzaju strategie instrumentalne, projektowane na potrzeby sprzedaży, handlu, i biznesu, kiedy wytwarza się rozmaite (nieimmanentne dla natury ludzkiej) potrzeby oraz pragnienia, kiedy operuje się kategoriami fetyszu oraz towaru posiadającego wartość znaczeniową, człowieka można zniewolić za pomocą kultury.
Autor jest socjologiem i dziennikarzem. Specjalizuje się w filozofii polityki oraz socjologii polityki. Zajmuje się obserwacją uczestniczącą i w jej ramach prowadzi analizy. Pełni funkcję redaktora naczelnego Miesięcznika Eksperckiego Fundacji FIBRE oraz dyrektora zarządzającego Instytutu Administracji w Warszawie.