4 kwietnia bieżącego roku, to bez wątpienia „czarny dzień” dla polskiego transportu. Wszystko za sprawą przyjętych przez Europarlament propozycji nowych przepisów dotyczących przewoźników drogowych. Regulacje wzbudzają wiele emocji zarówno w Polsce, jak i w innych krajach regionu, ponieważ dotyczą kontrowersyjnych regulacji, które są niekorzystne, nie tylko dla naszego państwa, ale zarówno innych krajów regionu.
Łukasz Ziaja – Parlament Europejski przyjął tzw. pakiet mobilności, czyli zbiór przepisów regulujących kwestię przewozu towarów w Europie. Sprawa dotyczy kontrowersyjnych regulacji, które zakładają m.in. objęcie przewoźników drogowych przepisami o delegowaniu pracowników.
Co się zmieni?
Główna zmiana, jak to została zatwierdzona podczas głosowania, dotyczy traktowania kierowcy jako pracownika delegowanego już od pierwszego dnia podróży. Oznacza to, że kierowcy na mocy nowych przepisów podlegać będą zasadom wynagradzania w kraju, po którego drogach będą aktualnie jeździć, a nie jak miało to miejsce dotychczas, w kraju siedziby firmy, w której są zatrudnieni. Regulację zakładają również, że owy pracownikbędzie musiał dostawać od swojego pracodawcy pensje wynoszącą co najmniej minimalną płacę w danym kraju, zaś pracodawca będzie zobowiązany do wyplenienia wszelkich formalności z tym związanych. Wyłączeni spod obowiązku delegowania zostaną jedynie kierowcy w operacjach bilateralnych oraz tranzytowych. Nowe przepisy zmieniają także zasadykabotażu, a więc operacji transportowych między krajami innymi niż kraj w którym mieści się siedziba firmy transportowej. Maksymalny okres kabotażu to 3 dni, po którym musi nastąpić przerwa wynosząca 60 godzin. Również zgodnie z nowymi regulacjami, zarówno kierowca jak i jego ciężarówka, będą musieli wracać do kraju siedziby swojej firmy, maksymalnie co cztery tygodnie na co najmniej jeden dzień. Wprowadzone przepisy regulują także kwestię warunków pracy kierowców i przewidują m.in.., że cotygodniowy obowiązkowy wypoczynek kierowcy nie może odbywać się w kabinie jego samochodu, tylko w hotelu.
Polska flota największa w Unii
Polskie firmy, w tzw. pracy przewozowej (jej miarą jest tonokilometr – przewiezienie 1 tony ładunku na odległość 1 kilometra), zajmują pierwsze miejsce na rynku unijnym od ponad dziesięciu lat. Są więc niekwestionowanym liderem. Według danych zaprezentowanych przez Eurostat, polskie ciężarówki w 2016 r. przetransportowały kilkakrotnie więcej tonokilometrów niż przewoźnicy w pozostałych krajach UE. Można zatem śmiało stwierdzić, że w kwestii towarowego transportu drogowego Polska w Europie nie ma sobie równych. Warto jednak zaznaczyć, że pomimo iż Polska plasuje się na pozycji lidera, to zgodnie z danym Komisji Europejskiej, liczba firm uprawnionych do międzynarodowych przewozów towarów wyższa jest w Niemczech, a samochodów ciężarowych z zezwoleniami na międzynarodowy transport jest więcej i w Niemczech, a także we Francji.
Właściciele firm transportowych alarmują
Nowe przepisy to cios dla przewoźników; nie tylko Polski. Przeciwne zmianom były także Węgry, Litwa, Łotwa, Malta, Bułgaria, Chorwacja, Irlandia, oraz Belgia. Nowe regulacje, zdaniem polskich przewoźników, mogą spowodować utratę nawet jednej trzeciej zleceń, realizowanych do tej pory na terenie Unii przez polskie firmy. Transportowcy obawiają się również, że wyższe koszty, z którymi przyjdzie się zmierzyć ich firmom, spowodują, że ceny przewożonych produktów poszybują w górę, a co za ty idzie wzrosną również ceny towarów, kupowanych przez konsumentów w sklepach. To firmy pochodzące z naszego kraju, zdaniem właścicieli firm transportowych, najdotkliwiej odczują nowe przepisy. Aktualnie co czwarta ciężarówka w międzynarodowym transporcie na terenie Unii posiada polską rejestracje. Transportowcy dodają, że nowe przepisy, to zła wiadomość także dla klimatu. Według nich, rozwiązanie przyjęte przez unijnych ministrów transportu oznaczają wzrost liczby pustych przebiegów, przez które wzrośnie emisja dwutlenku węgla, a to zaś zmultiplikuje jeszcze bardziej problemy ekologiczne.
Jednak nie tylko polscy przewoźnicy protestują przeciwko nowym zmianom. Również właściciele bułgarskich firm transportowych, przeciwni są nowym przepisom UE. Ich odpowiedzią dla Brukseli było spalenie w Płowdiwie ciężarówki. Zdaniem Bułgarów, jeżeli budzące kontrowersje regulacje zostaną definitywnie przyjęte i wejdą w życie, taki sam los czeka całą branżę transportową.
Wszystko w rękach Rumunii
Czwartkowe przegłosowanie regulacji o transporcie międzynarodowym nie kończy jednak prac legislacyjnych nad przepisami. Ostateczny ich kształt będzie zależał od wyniku negocjacji przedstawicieli Parlamentu Europejskiego z delegacjami krajów członkowskich. Polska strona już teraz zapowiada, że będzie protestować przeciwko zmianom uchwalonym w takim kształcie. Aktualnie wszystko spoczywa w rękach Rumunii, która jest odpowiedzialna za kierowanie pracami Unii Europejskiej, a przede wszystkim zorganizowanie tych rokowań.
Autor jest prawnikiem, pracuje w wydziale audytu i kontroli jednej z największych polskich spółek skarbu państwa, jest komentatorem polityczno-ekonomicznym grupy wydawniczej IDG Poland S.A. Specjalizuje się w publikacjach oraz doradztwie z zakresu prawa, w szczególności z zakresu prawa wykroczeń, w tym prawa ruchu drogowego oraz procedury administracyjnej w tym zakresie.