Dlaczego Platforma Obywatelska znów zmieniła polityczny kurs? Po wyraźnym dryfowaniu w lewą stronę sceny politycznej, jej lider, Grzegorz Schetyna, ogłosił „koniec lewicowego eksperymentu”, deklarując jednocześnie, iż partia powróci do dawnych konserwatywno-liberalnych korzeni, a jej przekaz będzie chadecki.
O co chodzi Schetynie? Jakie cele kryją się za zapowiedzianym zwrotem w prawo? Co rządząca do niedawna Polską formacja chciałaby osiągnąć poprzez korektę pozycji na scenie politycznej? Eksperci mają poważny problem ze interpretowaniem intencji przewodniczącego Platformy, a niektórzy twierdzą nawet, jakoby wyartykułowana charakterystyka orientacji politycznej była podyktowana przez panikę.
Kontekst PiS
Do tej pory Platforma Obywatelska odnosiła sukcesy polityczne, wygrywając wszystkie wybory w latach 2007-2014, dzięki dwóm sprzężonym ze sobą czynnikom: 1) kontekstowi poznawczemu PiS; oraz 2) ostrej polaryzacji kulturowej.
Syndrom roku 2007 polegał na tym, iż na PO zagłosowało wiele osób, które pod względem ideologicznym czy aksjologicznym, nie były jej naturalnymi wyborcami. Siła partii Tuska brała się stąd, iż dla wielu ludzi stała się ona podmiotem drugiego (rezerwowego) wyboru. W warunkach ostrej polaryzacji politycznej, przy podejmowaniu decyzji wyborczych, wzrasta znaczenie dwóch kryteriów: negatywnych emocji oraz bodźców, a także postaw pragmatycznych, odnoszących się do wyborczej kalkulacji, a zatem tych przesłanek, które niesie ze sobą teoria racjonalnego wyboru.
Pragmatyczne, racjonalne głosowanie może przebiegać w trybie pozytywnym, sprowadzając się do akceptacji i poparcia podzielonego przez wyborców programu; albo negatywnym, motywowanym chęcią zablokowania programu niechcianego.
Przy czym, w obydwu wariantach bardzo ważnym elementem jest domniemanie skuteczności – w wersji pozytywnej głosujący popierają to ugrupowanie, które posiada największe szanse na realizację aprobowanego przez nich programu, natomiast w aspekcie negatywnym – formację, która posiada największe szanse na zablokowanie programu niepożądanego.
Dlatego kontekst poznawczy PiS, przez wiele lat, w jakimś sensie dostarczał PO legitymizacji. Był potrzebny do mobilizowania – nienaturalnej, w odniesieniu do Platformy populacji wyborczej – która jednak paradoksalnie stała się najbardziej żelaznym i kluczowym elektoratem. Im bardziej w świadomości wyborców rosło domniemanie realności dojścia PiS do władzy, tym bardziej zwiększały się zasoby wyborcze PO. Po to potrzebny był kontekst PiS.
W ten sposób Platforma zarządzała strachem, pozyskując nienaturalny dla niej elektorat, który składał się z wystraszonych perspektywą zdobycia przez PiS władzy, wyborców lewicy.
Dla głębszego zdefiniowania sytuacji, PO silnie skontrastowała się z PiS, w przestrzeni kulturowej, tworząc ostrą polaryzację kulturową. Lewicowi wyborcy potrzebowali bowiem racjonalizacji swoich – specyficznych – zachowań wyborczych, wyrażających się w głosowaniu na Platformę. Obok emocji i impulsów negatywnych napędzających postawy pragmatyczne, trzeba było im dać również motywy pozytywne, odnoszące się do postulatów kulturowych (obyczajowych), a jednocześnie takich, które stanowiły zaprzeczenie propozycji PiS.
W obydwu przypadkach Platforma Obywatelska definiowała się w kontekście PiS.
Substytuty lewicy
Tak oto przez wiele lat, deklaratywnie centroprawicowa formacja, konsumowała lewicowy elektorat. Zresztą to samo można powiedzieć o drugiej najpopularniejszej partii (PiS), która zagospodarowała wyborców socjalnych. Paradoks sytuacji politycznej w Polsce polegał na tym, że dla obydwu rywalizujących ze sobą ugrupowań prawicowych, kluczowymi elektoratami byli wyborcy lewicowi, którzy z powodu kryzysu lewicy zmuszeni byli głosować na jej substytuty. Tak więc zarówno PO, jak i PiS, ścigając się w politycznej rywalizacji oraz poszukując nowych zasobów wyborczych, stały się substytutami lewicy.
PiS przyjął rolę lewicy w wymiarze obrony, a także reprezentowana interesów socjalnych, natomiast PO w dwóch innych aspektach: 1) klientelistycznym, sprowadzającym się do utrzymania postkomunistucznego status quo , czyli realizacji funkcji „zapory”, czy swoistej „tamy” blokującej PiS w dojściu do władzy; jak również 2) kulturowym, ogniskującym się na artykułowaniu oraz uwypuklaniu oczekiwań środowisk lewicy kulturowej: feministek, mniejszości seksualnych, wyznawców ideologii gender, a także ludzi o libertyńskich poglądach obyczajowych. Polaryzacja polityczna PO-PiS mocno wpisała się w podział kulturowy, a zachowania wyborcze rytualizowały się – powtarzalność głosowania na PO w ramach kolejnych wyborów oraz sięganie przez nią coraz śmielej po postulaty lewicowe pod względem kulturowym, powodowało, że z czasem w coraz większym stopniu Platforma stawała się dla elektoratu lewicowego – partią nie tylko drugiego lecz pierwszego wyboru.
Ważnym elementem legitymizacji PO była funkcja klientelistyczna. Platforma przejęła od SLD rolę rzecznika obrony różnego rodzaju grup interesów oraz ośrodków wpływu o niejednokrotnie postkomunistycznej proweniencji, które realizowały w Polsce zakrojone na dużą skale rozmaite projekty biznesowe. To z kolei zapewniało PO wsparcie potężnej przestrzeni opiniotwórczej oraz sympatię biurokracji.
Innym istotnym elementem lewicowej identyfikacji PO była pozapolityczność czy, używając precyzyjniejszego sformułowania – niepolityczność, pozorowanie delikatnego pacyfizmu politycznego, swego rodzaju aideologiczności. Może nawet większą przewagę niż w wymiarze kulturowym, Platforma osiągała nad PiS w przestrzeni pozapolitycznej, adresując swój przekaz do osób słabo zdefiniowanych politycznie, niezaangażowanych w trwałą aktywność polityczną, interesujących się polityką tylko intencjonalnie, ale chodzących na wybory; oczekujących stabilizacji oportunistów, skoncentrowanych na małych, doraźnych sprawach i dążących do załatwienia własnych problemów.
Stąd dogmat „ciepłej wody w kranie”.
Utrata legitymizacji
To co przez długi okres było wielkim atutem PO, a więc słabe zdefiniowanie polityczne jej wyborców i płytka tożsamość polityczna, ostatecznie stało się jej przekleństwem oraz przyczyną klęski prezydenta Bronisława Komorowskiego, a następnie porażki całej Platformy w wyborach parlamentarnych.
Elektorat PiS budowany był w oparciu o głęboką identyfikację oraz konsolidowanie aksjologiczne – wokół wartości, emocji, symboli; tymczasem wyborcy PO organizowali się wokół strachu przed PiS, a także interesów powiązanych z przestrzenią władzy.
Platforma przegrała wielką batalię polityczną roku 2015, na którą złożyła się koniunkcja wyborów prezydenckich oraz parlamentarnych, z powodu trzech głównych faktorów: przytłumienia strachu przed PiS, wyjścia partia Jarosława Kaczyńskiego z tej przestrzeni, którą fachowcy od spraw marketingu politycznego nazywają strefą obciachu, a także dywersyfikacji obozu antyPiSu.
Wszystkie te czynniki złożyły się na obniżenie mobilizacji w szeregach frontu antypisowskiego i jego postępującą fragmentaryzację oraz rozproszenie. Tym razem duża cześć wyborców lewicowych nie zagłosował na PO w kontekście PiS, na zasadzie negatywnego doorientowania wyborczych postaw.
Platformie grozi anihilacja albo co najmniej marginalizacja. Skoro PiS już przejął władzę nie działa element negatywnych emocji, ustało lub przynajmniej zmieniło swoją postać zagrożenie związane z perspektywą przejęcia władzy przez PiS, gdyż ugrupowanie Kaczyńskiego już rządzi – a przecież inny rodzaj lęków wywołuje fakt dokonany niż jego zapowiedź; domniemanie zazwyczaj rodzi większe poczucie strachu od zdarzenia spełnionego.
Poza tym, PO nie jest już jedynym podmiotem, który może kanalizować negatywne emocje, jakie budzi PiS, formacji Grzegorza Schetyny wyrosła konkurencja, nie jest ona jedynym i oczywistym liderem obozu antyPiSu. To poważna jakościowa zmiana, która znacząco zmodyfikowała percepcję polskiej sceny politycznej, przyczyniając się do przegrupowania szeregów po lewicowo-liberalnej stronie.
Nie funkcjonuje napędzany negatywnymi emocjami oraz racjonalną analizą czynnik głosowania pragmatycznego na zasadzie mniejszego zła w kontekście PiS, a na pewno PO nie jest już wyłącznym beneficjentem tego mechanizmu.
Stało się coś bardzo głębokiego: Platforma utraciła legitymizację do dalszego politycznego bytu. Jej populacja wyborca zorganizowana była głównie wokół interesów, nakierowanych albo na zatrzymanie PiS w marszu po władzę (zarządzanie strachem), albo na korzyści klientelistyczne związane z przestrzenią władzy lub jej otoczeniem. Obydwa algorytmy już nie działają. Kiedy PO oddała władzę jej słabo zdefiniowany elektorat zaczął odpływać, z niemal taką samą prędkością jak w roku 2007 zgromadził się wokół tej partii.
Brak pola manewru
W tej sytuacji Platforma znalazła się w położeniu bez wyjścia. Limit politycznych konwersji został w przeszłości wyczerpany. Najpierw PO była ugrupowaniem konserwatywno-liberalnym, później już tylko liberalnym, następnie liberalno-lewicowym, robiąc wyraźne umizgi wobec elektoratu lewicowego pod względem kulturowym.
Wydaje się, że kierunek lewicowy byłby dla PO najbardziej efektywny. W Polsce obecnie po lewej stronie sceny politycznej występuje poważny kryzys, nie ma silnej, prężnie działającej, posiadającej atrakcyjną ofertę programową partii lewicowej, a elektorat lewicowy – wbrew pozorom – jest dość liczny. Tyle tylko, iż Platformie brakuje dwóch fundamentalnych walorów, aby móc na nowo przyciągnąć wyborców o poglądach lewicowych kulturowo, nawiązać z nimi polityczną więź: wiarygodności oraz świeżości. A bez tych dwóch – kluczowych w polityce przymiotów – trudno jest osiągać wielkie polityczne sukcesy i pozyskiwać szerokie kręgi środowisk społecznych.
Wyborcy lewicowi mogliby powrócić do PO tylko w jednym momencie: pod warunkiem, że stałaby się ona jedyną alternatywą wobec PiS-u; ale obraz takiej sytuacji musiałby być jednoznaczny. Tymczasem to się raczej nie stanie, gdyż istnieje duża konkurencja w walce o lewicowy elektorat, w postaci innych centrowych projektów, takich jak choćby KOD, czy Nowoczesna, które obecnie posiadają chyba więcej atutów.
Również zwrot w prawo wydaje się kompletnie niewykonalny. Przesadzają o tym te same okoliczności przez które Platforma nie może utrzymać kursu na lewo: dla wyborców prawicowych jest totalnie niewiarygodna i stanowi bardzo nieświeżą ofertę. Elektorat prawicowy przerabiał już konserwatywny incydent Platformy i mógłby Grzegorzowi Schetynie zadedykować znaną piosenkę Maryli Rodowicz, pod jakże znamiennym tytułem: „Ale to już było”… „I nie wróci więcej”!
Poza tym jest jeszcze inna rzecz: ograniczenie przestrzenne, zagęszczone terytorium. O ile po lewej stronie sceny politycznej istnieje miejsce, aby tam wejść, gdyż bardzo duża część lewicowo-liberalnych wyborców nie posiada silnie określonych sympatii, wobec któregoś z podmiotów występujących w polskiej przestrzeni publicznej – wszelako PO wydaje się do tego najmniej predystynowana; o tyle po prawej stronie nie ma wolnej przestrzeni. Pomiędzy PiS, Ruch Kukiza oraz partię KORWIN, nikt inny się nie wciśnie. Platformie nie uda się być dla elektoratu konserwatywnego lepszym PiS-em, gdyż nie ma na to przekonujących „papierów”, zaś dotychczasowe doświadczenia przemawiają wyraźnie przeciwko niej.
Problem roku 2017
O co zatem chodzi Grzegorzowi Schetynie? Jak odczytywać jego zapowiedź: „utrzymania przez PO konserwatywnej kotwicy” oraz „powrotu do źródeł Platformy, czyli jej liberalno-konserwatywnego charakteru”. Lider PO wyraził intencję kształtowania chadeckiego przekazu oraz – ku zdumieniu wielu obserwatorów – ogłosił koniec lewicowego eksperymentu.
Trzeba poszukać odpowiedniego klucza, który nada słowom Schetyny sens. Język zawsze należy interpretować w kontekście definicji sytuacji, tym bardziej gdy używają go politycy. W Platformie Obywatelskiej trwa poważny konflikt, spór o jej kształt, miejsce na scenie, politycznej, program, ale także przywództwo. O jej przyszłość. Deklaracja Schetyny została sformułowana na użytek wewnętrzny, aby zdezawuować komunikaty wewnątrzpartyjnych oponentów, zmarginalizować ich polityczną rolę, sprawić, iż w konserwatywnej oraz chadeckiej Platformie poczują się dziwnie oraz niekomfortowo.
Być może w ten sposób Schetyna chce wyeliminować lewe skrzydło PO na czele z Ewą Kopacz, Małgorzatą Kidawą-Błońską, czy Adamem Szejnfeldem. Dlatego jego słowa nie mają raczej konotacji ideologicznej czy aksjologicznej (chociaż w głębszym sensie również i taką), ale posiadają zabarwienie taktyczne oraz pragmatyczne.
Schetyna obawia się jednego wydarzenia, które może mieć miejsce w przyszłości: problemu roku 2017, a więc ewentualnego powrotu Donalda Tuska, który mógłby upomnieć się o przywództwo w PO. Stąd obecny lider Platformy chcę ją zmienić na tyle istotnie, aby Tusk przecierał oczy ze zdumienia i nie chciał do niej powracać.
Roman Mańka