Amerykanie lubią interweniować. W różnych okolicznościach, we wszystkich strefach czasowych i szerokościach geograficznych. Mają wyjątkowe poczucie misji. Wtrącanie się w nieswojo (z pozoru) sprawy, zazwyczaj motywują potrzebą stabilizacji regionu, interwencją humanitarną, czy szerzeniem idei demokracji.
Tym razem jest jednak inaczej: jedną decyzją, drobnym zapisem Departament Stanu USA może zablokować flagowy projekt Gazpromu – forsowany z uporem godnym lepszej sprawy – gazociąg Nord Stream II. Ale zacznijmy od początku.
Bolesny cios
W marcu 2014 r. nastąpiła aneksja Krymu, która stanowiła początek konfliktu trwającego na Ukrainie. Od tamtego momentu Stany Zjednoczone zaczęły nakładać na Rosję szereg sankcji: zakaz wjazdu na teren USA, dla niektórych rosyjskich oficjeli, zamrożenie rosyjskich aktywów, kontrolę kapitału kończąc na bogatej liście sankcji gospodarczych. Naciski dały się we znaki politykom, bankowcom, inwestorom, oraz przedsiębiorcom. Stany Zjednoczone za warunek rozluźnienia restrykcji uznały podpisanie Porozumień z Mińska – dokumentu mającego zakończyć konflikt na Ukrainie. Do zgody jednak nie doszło, a lista sankcji właśnie wzbogaciła się o kolejny zapis: ograniczenia eksportowe dla 81 rosyjskich przedsiębiorstw. Na tej liście 51. pozycji okupują spółki należące do Gazpromu i oddziału bankowego koncernu – Gazprombanku. 7 września, Biuro ds. Przemysłu i Bezpieczeństwa Departamentu Handlu USA, opublikowało decyzję o rozszerzeniu pakietu sankcji na możliwości eksportowe ponad 80. spółek rosyjskich, zarejestrowanych na terenie Federacji Rosyjskiej, Ukrainy, Hongkongu, a także Indii. Najboleśniej odczują to podmioty należące do gazowego giganta – dostało się zarówno oddziałom wydobywczym, eksploatacji, przemysłu, jak i inwestycji. Najpoważniejsze konsekwencje mają ograniczenia nałożone na spółkę Achim Development. Akcje tego przedsiębiorstwa miały być bowiem miłym prezentem dla austriackiego koncernu OMV, jednego z udziałowców Nord Stream II. Teraz sytuacja się poważnie skomplikowała – objęcie Achim Development i jego złóż na Syberii ograniczeniami, może uniemożliwić transakcję, która miała stanowić gwarancję udziału Austriaków w projekcie.
Odkrywcze wnioski…
Umowę o wymianie aktywów pomiędzy Rosją i Austrią, oba kraje podpisały w ubiegłym roku. Według zawartych w niej zapisów, 25 proc. syberyjskich akcji, Achim Development, miało przejść pod kontrolę OMV. To nie pierwszy taki przypadek nagradzania partnerów prezentami z opasłej „kiedy” Gazpromu. Beneficjentami podobnej hojności, wcześniej stały się już miedzy innymi takie koncerny, jak BASF i E.ON – niemieckie spółki biorące udział w budowie pierwszej nitki Nord Streamu. Plany rozbudowy magistrali dodatkowo komplikuje okoliczność sformułowania w sierpniu przez polski Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów opinii, że spółka mająca zająć się budową NS II nie wspiera konkurencyjności, a wręcz przeciwnie – wzmacnia dominację Gazpromu w Polsce. Rzeczywiście odkrywcze… Podobnie jak fakt, że po wydaniu negatywnej opinii przez UOKIK, to dyrektor departamentu współpracy europejskiej w rosyjskim MSZ, Andriej Kielan, zarzucał upolitycznienie decyzji. Wypowiedź jest interesująca, zwłaszcza w kontekście nieustannego poparcia polityków niemieckich i rosyjskich w kwestii kontynuowania projektu.
Mur ekonomiczny
Do protestu przeciwko rozbudowie gazociągu przyłączyło się dziewięć europejskich stolic, z Warszawą na czele. Efektem buntu jest list pro, adresowany do Komisji Europejskiej. Wtóruje mu Amos Hochstein, przedstawiciel wspomnianego już Departamentu Stanu USA, który twierdzi, że jeśli gazociąg powstanie, powieli to podział Europy linią zimnowojenną. Tym razem granica będzie przebiegać, nie według podziału militarnego, a ekonomicznego. Ma to sens – jeśli budowa zostanie ukończona i wykorzystana będzie cała możliwość przepustowa gazociągu, to całkowity wolumen przesyłanego gazu z Rosji do Niemiec – droga podwodną – wyniesie 110 mld m3 surowca rocznie. A to stanowi około 80 proc. całkowitego eksportu Gazpromu do Europy. O ile pierwszą nitkę gazociągu udało się ułożyć przy umiarkowanym sprzeciwie krajów europejskich, o tyle, pięć lat później, przy reedycji projektu, przeciwnicy zyskali silnego sojusznika. Trudno dziwić się amerykanom tak gorącej walki o pokrzyżowanie rosyjskich planów. Odkąd rozpoczęli wydobywać na masową skalę gaz, na własnym terenie, dramatycznie obniżając jego cenę poniżej progu opłacalności, mieli nadzieję na upchnięcie nadwyżek w Europie.
Partnerstwo Euro-atlantyckie
Amerykanie pogrozili Rosjanom już nieco wcześniej – podczas szczytu NATO w Warszawie dużo czasu poświęcono kwestiom bezpieczeństwa energetycznego, ze szczególnym uwzględnieniem kwestii gazowych. Jak czytamy w oficjalnym komunikacie szefów rządów Paktu Północnoatlantyckiego: rozwój interkonetorów i dywersyfikacja źródeł dostaw, pozwoli zmniejszyć zagrożenie naciskami politycznymi. Wygląda zatem na to, że Europa faktycznie się podzieli. W połowie lipca br. dotarł do Europy drugi ładunek z amerykańskim LNG – zacumował w hiszpańskim porcie Murgados. Natomiast w kwietniu miała miejsce pierwsza dostawa, tym razem na rynek portugalski. Szansą dla USA jest rozbudowana infrastruktura LNG, na północy Starego Kontynentu. Ładunki dostarczane do Europy, nie są na razie ogromne, ale amerykanie za ich pomocą pokazują, że można. A jak można (?), to należy szansę wykorzystać. Jedna z największych spółek gazowych, Cheniere Energa, prognozuje, że już do końca 2020 r., rynek europejski będzie najważniejszym partnerem handlowym dla amerykańskiego LNG. Nie jest to najlepsza perspektywa dla Aleksieja Millera i jego kremlowskich przyjaciół.
Inez Szuszwalak