Patent na sukces

undefined

fot. geralt/pixabay.com

Złoto, ropa, woda, kapitał ludzki, a może jeszcze coś innego? W co nowoczesne państwo powinno dziś inwestować, aby za pół wieku zebrać kapitał? Sprawdźmy, na czym od lat zarabiają inni. Może, dzięki temu znajdziemy własną drogę.

W średniowieczu zapewne nikomu się nie śniło, że po kilkuset latach, wskutek rozwoju cywilizacyjnego ludzkości, nurtów ideologicznych i wojen, wpływy na Ziemi będą ulegać tak dynamicznym zmianom, że do utrzymania hegemonii nie wystarczy zgromadzony przez mocarstwa kapitał. Jedne państwa nieźle wykorzystały odkrycia, w konsekwencji czego ich supremacja utrzymała się bądź wzrosła – mowa o Niemczech czy Rosji. Inne, takie jak Hiszpania czy Portugalia, zaprzepaściły przewagę kolonialną, i tym samym ich pozycja uległa marginalizacji. Jeszcze inne, takie jak Francja czy państwa skandynawskie, podążają własną drogą.

Zarabianie na zmianach społecznych
Co by nie mówić o zdobyczach rewolucji francuskiej, to długodystansowo osłabiła ona tkankę społeczną tego kraju. Potem rozczarowanie Napoleonem, a następnie okupione ogromnym upustem krwi, zwycięstwo w pierwszej wojnie światowej, doprowadziły do detronizacji Paryża – z pozycji stolicy świata do statusu kraju o mocarstwowości co najwyżej lokalnej. Potwierdziły to wydarzenia drugiej wojny światowej. Dlaczego zatem Francja „jeszcze nie zginęła”, choć po II wojnie powinna mieć kondycję gorszą od Polski? Od lat Paryż wykorzystuje ten sam mechanizm. Oto przykłady: Francja najpierw przoduje w rolnictwie intensywnym, po to, by następnie leczyć powstałe wskutek jego działań rany rolnictwem ekologicznym. Zbiera ogromny kapitał dzięki – wykańczającym za granicą drobny handel – prekursorskim sieciom marketów, po czym nęci turystów paryskimi kafejkami i croissantami sprzedawanymi w małych piekarniach. Wreszcie, Francja infekuje Europę rewolucją antymonarchistyczną, po to by ją uzdrawiać legionami Bonapartego – jakby nie było – cesarskimi…
Czy można czegoś nauczyć się od Francuzów? Na pewno konsekwencji w szybkim reagowaniu na zmieniające się warunki, a raczej kreowanie ich – swoją drogą komunizm kojarzony przede wszystkim z sowiecką Rosją, to bardziej wymysł Francuzów niż samych Rosjan. Kto nie wierzy, niech przyjrzy się dorobkowi choćby Henriego de Saint-Simon’a.
Generalnie Francuzi od lat inwestują w możliwości zarabiania na zmianach społecznych i związanych z nimi trendami, wywołując je, a następnie walcząc z nimi albo zastępując je innymi.

Japończycy Europy
Jeśli o jakimkolwiek państwie można powiedzieć, że jest drugą Japonią Europy, to są to nasi zachodni sąsiedzi. Zarówno Berlin jak i Tokio od lat stawiają na kulturę (etos) pracy. Niemcy potrafią zrobić dobrze zarządzany biznes nawet ze sportu. Dlatego, gdy na MŚ w piłce nożnej we Francji w 1998 r. reprezentacja tego kraju odpadła już w ćwierćfinale, a dwa lata później na ME skompromitowała się, zajmując ostatnie miejsce w grupie, nasi sąsiedzi zapowiedzieli rewolucję w szkoleniu. W 2002 r. powstał System Kwalifikacji i Kształcenia Talentów Piłkarskich, oparty na 366 ośrodkach kształcenia i ponad 30 tysiącach trenerów z różnymi kwalifikacjami UEFA. W następstwie reformy na szczyty wróciła nie tylko reprezentacja Niemiec, ale też Bundesliga, która stała się jedną z najmocniejszych lig Europy, z dochodami przekraczającymi dwa miliardy euro rocznie. Opłacało się? Jak najbardziej. Przykład tej reformy można przełożyć na niemal wszystko, co dzieje się w tym kraju. Niemcy, po klęsce w II wojnie światowej prowadzą politykę zdobywania świata z wykorzystaniem gospodarki, jako najbardziej humanitarnego narzędzia ekspansji. Odkryli przy tym, że do zdobycia świata wystarczy im wysoka kultura pracy.

Anglosasi: przy muzyce o wojnie
Albo raczej kraje anglosaskie znalazły sposób na funkcjonowanie, z którego niewiele osób zdaje sobie sprawę, choć rzeczy nie da się ukryć. Ale od początku. Na skutek walk w czasie II wojny światowej zginęło „tylko” 460 tysięcy Brytyjczyków, jeszcze mniej, bo 300 tysięcy poświęcili Amerykanie. Jeśli chodzi o Jankesów, to przez pierwsze dwa lata (nawet całkiem nieźle) zarabiali na europejskiej zawierusze i wcale nie spieszyło im się do tego, by ratować kolebkę swej cywilizacji. Wyspiarze za to od samego początku oszczędnie rozporządzali kapitałem ludzkim w walkach, woląc, by za wolny Londyn ginęli w pierwszej kolejności sojusznicy. Jedni i drudzy za tę przelaną krew „odwdzięczyli się” w Jałcie. Czy można mieć o to do nich żal? Nie, decydowały interesy narodowe, podobnie jak teraz, gdy ich nowoczesna broń trafia tam, gdzie pojawiają się pieniądze. A jeśli o nich mowa, to warto przyjrzeć się rynkowi show-biznesu. Tak jak Niemcy odkryli, że piłka nożna to dobry biznes, tak Anglicy i Amerykanie od lat rozbijają muzyczny worek z monetami, radząc sobie nie gorzej także w przemyśle filmowym. Jeszcze nikt nie odkrył tajemnicy sukcesu ich supremacji – może więc warto szukać jej w ciężkiej pracy.

Można by jeszcze poświęcić sporo miejsca Skandynawom, z ich umiejętnym łączeniem wojny z pokojem, multikulturowości z nacjonalizmem czy niemiecką kulturą pracy. Ale czy warto, skoro ktoś już kiedyś wymyślił termin zrównoważonego rozwoju? Lepiej znaleźć własny sposób na budowanie pozycji.

Jerzy Mosoń

Dodaj komentarz