Fot: epidaurus/pixabay.com
Wydaje się, że kryzys parlamentarny przełomu roku 2016 i 2017 już się zakończył. Czy polski system parlamentarny czegoś się nauczył?
dr Krzysztof Kasianiuk – Zacząć należy od stanu dotychczasowej wiedzy na temat działalności posłów w parlamencie. Następnie mowa będzie o działaniu systemu.
Posłowie w teorii polityki
Co zatem robią posłowie w parlamencie? Standardowa, oczekiwana przez znaczną część teoretyków polityki, odpowiedź brzmi: grupa osób próbuje podejmować decyzje w kluczowych dla życia społeczeństwa obszarach. Przyjęło się uznawać, że we współczesnej, dość rozpowszechnionej wersji liberalno-demokratycznej, posłowie-reprezentanci, w grupach realizują własne i wspólne cele. Celami są: zdobycie i utrzymanie władzy oraz realizacja m.in. interesów, które wydają się im istotne z punktu widzenia części lub całości społeczeństwa. Jednak społeczeństwo jest wewnętrznie zróżnicowane, a każde społeczeństwo działa w obecności i pod wpływem innych społeczeństw. Jak więc przekładać jego interesy, na cele i decyzje dotyczące całości?
Wymyślono na to wiele sposobów, które nazwano ustrojami (patrz system prezydencki w USA, vs. system parlamentarny w Zjednoczonym Królestwie). Wypracowano mniej lub bardziej wysublimowane mechanizmy radzenia sobie z praktycznym problemem złożoności. Paramentowi przyporządkowano przede wszystkim funkcję reprezentacji (np. interesów grup, woli społeczeństwa) oraz kontroli działań rządu. Kluczowa w tym zakresie jest zapisana większości znanych systemów zdolność do akceptacji lub modyfikacji budżetu państwa.
Jednak istnieje również i inna wersja odpowiedzi na pytanie o to, co robią posłowie w parlamencie. Brzmi następująco: uczestnicy procesu podejmowania decyzji próbują wykorzystywać wszystkie nadarzające się szanse oddziaływania na przeciwników politycznych i eksploatować przestrzeń konfliktu. Następuje gra polityczna.
Obie formy poselskiej aktywności znalazły swój kryzysowy wyraz w polskim Sejmie, na przełomie 2016 i 2017 roku.
Wyjaśnienie sytuacji
Teraz poziom systemowy: jeżeli system to zbiór elementów i zachodzących między nimi relacji, to każdy system stanowi konkretną konfigurację elementów. W przypadku polskiego systemu parlamentarnego, każdy wspólnie wybierany Sejm i Senat po 1989 roku, stanowi szczególną konfigurację osób, w określonym czasie, działających w ramach konkretnej procedury podejmowania decyzji.
Przy tym, każdy współczesny parlament, a więc system, w którym mają być podejmowane decyzje na gruncie mechanizmów, na które przystają jednostki go współtworzące, musi opierać się na właściwej sobie relacji formalnych procedur oraz obyczaju. W każdą procedurę wpisane jest przekonanie, że w określonej sytuacji, osoby wykorzystujące tą procedurę zachowają się z nią zgodnie (na przykład, że kiedy marszałek wyklucza posła, poseł wychodzi z sali). W przewidywalnych przypadkach dopisuje się dodatkowe elementy procedury, które zapewnią właściwe działanie instytucji (np. wyprowadzenie przez straż marszałkowską).
Jednak żadna procedura, ani żadne prawo (w tym, jak chciałby tego lider obozu rządzącego Jarosław Kaczyński, prawo karne) nie zapewnią stanu, w którym ludzie będą zachowywać się dokładnie w taki sposób jak przewiduje procedura. Wszystkich sytuacji nie da się przewidzieć, a nawet jeśli byłoby to możliwe, procedura byłaby niezwykle złożona, co narażałoby ją na dalsze częste nadużycia.
W efekcie, każda procedura jest niepełna, dziurawa, i podatna na oddziaływanie osób mających w tym swój cel. Trzeba tylko znaleźć cel oraz odpowiednią dziurę. W czasie transformacji nie nastąpiły radykalne zmiany proceduralne, natomiast następowały zmiany w składzie. (Na marginesie warto zauważyć, że ciągłość trwania grup politycznych w parlamencie nie znajduje potwierdzenia w faktach przestrzeni lat – jak dotąd, z kadencji na kadencję, około połowa parlamentarzystów się wymieniała.) Wraz ze zmianą składu, stopniowo zmieniały się obyczaje; nie ma znaczenia czy były one motywowane np. „lepszym” czy „gorszym” światopoglądem, lojalnością wobec jednego albo drugiego lidera. Grunt, że ewolucja doprowadziła do punktu, w którym należałoby dokonać zmiany.
Historia
Kiedy analizowaliśmy ze studentami przyczynę kryzysu parlamentarnego, okazało się, że nie udało się znaleźć innej przyczyny niż tylko wola podtrzymania spolaryzowanego układu PO-PiS. Te dwie partie, skłócone osobowo, ideowo i programowo, łączy jedno – silne dążenie do władzy. Wydawało się, że wolność mediów, która stała się wyjściowym, bo nie ostatecznym hasłem opozycji, była dobrym punktem wyjścia, nie tyle do rozpoczęcia sporu ideowego o tzw. pryncypia (co miało jeszcze szanse przy okazji konfliktu wokół Trybunału Konstytucyjnego), co orężem sprzyjającym utrzymaniu spójności opozycji i części mediów.
Przypomnieć należy, że źródeł polaryzacji PO-PiS można szukać głęboko, znacznie głębiej niż rok 2005. Można ich szukać jeszcze począwszy od animozji na starcie transformacji systemowej („nocna zmiana” z udziałem Donalda Tuska, w kontekście odwołania rządu Jana Olszewskiego popieranego przez Jarosława i Lecha Kaczyńskich). Dopiero po więcej niż dekadzie nałożył się na to zbliżony potencjał poparcia społecznego, ujawniony w wyborach 2005 roku dla obu partii. Wreszcie, podwójna wygrana PO w 2007 i 2011 roku, a w 2015 roku mocne zwycięstwo PiS, nawet w kontekście innych komitetów wyborczych, pomogły w wykształceniu trwałej przestrzeń konfliktu. Wahania poparcia ujawniły wyborczą funkcjonalność układu bipolarnego. W interesie obu partii leży zatem podtrzymanie tego układu.
Nauka
W Polsce stworzono system parlamentarny, który od wielu lat wydawał się dość sprawny. Okazuje się on jednak wrażliwy na proste oddziaływanie w sytuacji, kiedy jedna z grup parlamentarnych (niegdyś Samoobrona, potem PiS, a teraz PO) zdecyduje się zanegować modus operandi. Wystarczyło zablokowanie mównicy, by sytuacja wymknęła się spod kontroli.
Nadzieją PiS jest zmiana procedury. PO odrzuca na ten temat rozmowy. Nowoczesna sama szuka „innych form protestu”. Kukiz 15 – trudno powiedzieć.
Wydaje się jednak, że zmiany nie powinny dotyczyć jedynie procedury. Zmiany powinny dotyczyć przede wszystkim mechanizmów współżycia, tj. obyczaju politycznego. Co będzie zatem dalej? Obozy będą dalej się zamykać na dyskusje. Awantury o różnych wymiarach podejmowanych decyzji będą pozbawione sensu, bo wyzbyte będą ze wspólnej przestrzeni komunikacji. Prawdopodobnie też nastąpi dalsze osłabianie zdolności państwa do działania, w drodze delegitymizacji systemu politycznego.
Jednak wbrew temu, co część z obserwatorów sceny politycznej mówi, każdy poseł może zrobić co chce. Należąc do obozu politycznego – rządzącego lub opozycyjnego – jest wolną i przez to odpowiedzialną za bieg spraw jednostką. Kwestią otwartą pozostanie tylko jakość i zakres konsekwencji jego zachowania. Może zatem wykształci się formacja posłów, którzy negując głęboki podział, nie uciekną jednocześnie od odpowiedzialności?
Autor jest politologiem, ekspertem w dziedzinie politologii, specjalizuje się w zakresie metodologii nauk o polityce oraz analizie systemowej, w swych zainteresowaniach wykorzystuje zamiłowania i pasje cybernetyczne. Pełni funkcję adiunkta w Instytucie Polityk Publicznych Collegium Civitas.