Fot: pixabay.com
Do gwałtownego, niewidzianego od lat, wzrostu napięcia na Półwyspie Koreańskim przyczyniła się polityka Rosji. Moskwa od kilku lat wzmacnia swoje wpływy w Pjongjangu, starając się przekonać Kim Dzong Una, że w obliczu konfliktu z USA, jest bardziej przydatnym sojusznikiem niż Chiny. W strategii Kremla, Korea Północna stanowi jednego z najcenniejszych sojuszników, których można wykorzystać przeciwko USA.
Ksawery Czerniewicz – Dlatego Rosjanie blokują nałożenie ostrzejszych sankcji na KRLD i potajemnie wspomagają reżim ekonomicznie. Co jednak najważniejsze, to Moskwa zapewniła Pjongjangowi technologie, które stały się źródłem ostatnich postępów w północnokoreańskim programie rakietowym.
Radość Moskwy
Rosja nie chce, przynajmniej w obecnej sytuacji, wybuchu wojny na Dalekim Wschodzie. Zależy jej jednak na tym, by problem północnokoreański angażował jak najbardziej czas i środki Stanów Zjednoczonych. Kolejnych wrogich Ameryce posunięć Pjongjangu w Moskwie nie mogą odbierać inaczej, jak z ogromnym zadowoleniem.
W lipcu Korea Północna przeprowadziła dwie próby międzykontynentalnej rakiety balistycznej (ICBM). Adresatem tej demonstracji siły były oczywiście Stany Zjednoczone. Pierwszy udany test miał miejsce 4 lipca, w dniu święta narodowego USA, a po drugim, 28 lipca, Kim Dzong Un ogłosił, że w zasięgu jego rakiet jest całe terytorium Stanów Zjednoczonych. 5 sierpnia Rada Bezpieczeństwa ONZ przyjęła jednogłośnie rezolucję przewidującą nałożenie nowych sankcji na Koreę Północną. W założeniu ma to być potężny cios w gospodarkę państwa Kima, który ograniczy dochody Pjongjangu z eksportu o jedną trzecią, poprzez nałożenie embarga na węgiel, żelazo i rudę żelaza, ołów i rudę ołowiu oraz owoce morza.
Sankcje
Moskwa wyraźnie daje do zrozumienia, że jej zgoda na kolejne sankcje jest na wyczerpaniu. 28 sierpnia Donald Trump oświadczył, że w sprawie Korei Północnej „wszystkie opcje” są na stole. Nazajutrz wiceminister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Riabkow oznajmił, że „już dla wszystkich jest oczywiste, że zasoby sankcyjnego nacisku na KRLD są wyczerpane. Jest niemożliwe, by Rada Bezpieczeństwa ONZ przyjęła rezolucje, które nie zawierałyby wyrazistego wskazania, że nie można rozwiązać tego problemu militarnie, a można to zrobić tylko politycznie. I nie zawierałyby stanowiska, które wykluczałoby nałożenie dodatkowych jednostronnych sankcji oprócz tych, które są przyjmowane kolektywnie przez Radę Bezpieczeństwa ONZ”. Kilka dni później, 1 września, Kreml opublikował artykuł Władimira Putina, który można uznać za swego rodzaju manifest stanowiska Rosji wobec kryzysu koreańskiego. Prezydent skrytykował płynące z USA groźby użycia siły wojskowej i stwierdził, że zwiększanie presji na Pjongjang nie rozwiąże problemu. Podkreślając, że spór o atomowy i rakietowy programy Pjongjangu znalazł się „na krawędzi konfliktu na dużą skalę”, Putin twierdzi, że problem da się rozwiązać tylko poprzez „bezpośredni dialog między wszystkimi zainteresowanymi stronami, bez warunków wstępnych”. Co dokładnie odpowiada postulatom Kima. „Prowokacje, naciski, wojownicza i obraźliwa retoryka wobec Pjongjangu” nie przyniesie pozytywnych rezultatów, „to droga donikąd” – zaznaczył Putin.
Dwa dni później na terytorium Korei Północnej odnotowano silne wstrząsy sejsmiczne, podobne do tych, które towarzyszyły poprzednim próbom jądrowym w tym kraju. Po kilku godzinach media reżimu północnokoreańskiego podały, że „całkowitym powodzeniem” zakończyła się próba z użyciem bomby wodorowej przeznaczonej do montażu na międzykontynentalnych pociskach balistycznych (ICBM). To była już szósta próba atomowa Korei Północnej. I znów Rosja wcieliła się w rolę adwokata diabła, prezentując stanowisko, które z pewnością trudno uznać za wyraz chęci powstrzymania coraz bardziej awanturniczej polityki Kima. Rosyjskie MSZ (3 września) oczywiście wyraziło głębokie zaniepokojenie próbą atomową KRLD, ale oceniło od razu, że niezbędne jest „zachowanie zimnej krwi”, powstrzymanie się od wszelkich działań prowadzących do dalszej eskalacji napięcia oraz powrót do negocjacji. Apel do „wszystkich zainteresowanych stron o bezzwłoczny powrót do dialogu i negocjacji” jest też klasycznym zabiegiem propagandowym Kremla polegającym na stawianiu znaku równości między stronami konfliktu, co oznacza także równy podział odpowiedzialności i winy z obecną sytuację. Moskwa przede wszystkim podjęła odpowiednie działania na forum ONZ. Co prawda zagłosowała za rezolucją Rady Bezpieczeństwa nakładającą dodatkowe sankcje na Pjongjang, ale wcześniej – wspólnie z Chinami – wymusiła złagodzenie projektu autorstwa USA. Dodatkowe sankcje dotyczą przede wszystkim sektora paliwowego: wprowadzają limit na dostawy ropy naftowej i nakładają całkowite embargo na dostawy gazu ziemnego do KRLD. Aby uzyskać poparcie Rosji Amerykanie musieli zrezygnować z całkowitego embarga na dostawy paliw i zamrożenia aktywów Kim Dzong Una i jego najbliższych towarzyszy.
Stany Zjednoczone próbują więc wywrzeć nacisk ekonomiczny na reżim poza ONZ, drogą rezygnacji przez poszczególne kraje z relacji dwustronnych z KRLD. Dla Rosji jest to jednak nie do przyjęcia, ponieważ musiałaby wstrzymać dostawy paliw do Korei Północnej oraz zrezygnować z taniej siły roboczej z KRLD. Dostawy paliw to jedno z narzędzi zbliżających Rosję i Koreę Północną. Moskwa korzysta z niego wyłamując się z sankcyjnej polityki ONZ – co ujawnił kilka miesięcy temu pewien uciekinier z Pjongjangu. Ri Dzong Ho był wysokim urzędnikiem Biura 39 – specjalnej struktury rządowej założonej jeszcze przez Kim Dzong Ila w celu pozyskiwania funduszy i surowców z zagranicy. Biuro 39 od lat obchodzi międzynarodowe sankcje, prowadząc swoją działalność pod nazwiskami obywateli Rosji i Chin pomagających reżimowi. Wiadomo, że Korea Północna kupuje 500 tys. ton ropy rocznie od Chin. Dodatkowo sprowadza 50-100 tys. ton benzyny produkowanej przez zagraniczne firmy w Chinach. A Rosja? Według najnowszych dostępnych danych ONZ wyeksportowała do Korei Płn. około 36 tys. ton produktów naftowych w 2015 roku. Obecnie zaś – jak zapewnił 5 września rosyjski minister energetyki Aleksandr Nowak – dostawy rosyjskiej ropy naftowej dla Korei Północnej są bliskie zera, więc Moskwa nie omawiała z partnerami międzynarodowymi możliwości ograniczenia dostaw energii dla Pjongjangu. Także Putin oświadczył na konferencji prasowej, że rosyjskie dostawy ropy naftowej dla Korei Północnej są nieznaczne. Tymczasem wspomniany były pracownik Biura 39 twierdzi, że co roku do KRLD trafia nawet 300 tys. ton ropy naftowej z Rosji. Obsługą transakcji zajmują się dilerzy z Singapuru, którzy księgują transporty ropy z Władywostoku i Nachodki jako towary wysyłane do Chin, a w rzeczywistości tankowce płyną do północnokoreańskich portów.
Moskwa nadal będzie prowadziła podwójną grę. Z jednej strony oficjalnie potępia próby rakietowe i atomowe KRLD, nie uznaje statusu nuklearnego tego państwa, mówi, że program jądrowy Kima to zagrożenie dla regionu i w związku z tym popiera kolejne rezolucje ONZ. Z drugiej jednak, rozwija współpracę gospodarczą, poprawia relacje polityczne i utrzymuje – najbardziej tajemniczą – współpracę w zakresie bezpieczeństwa. 6 września szef MSZ Siergiej Ławrow oświadczył, że Rosja nie zgodzi się na wpisanie do jakiejkolwiek kolejnej rezolucji ONZ kwestii militarnego rozwiązania problemu. Tego samego dnia, podczas rozmów z prezydentem Korei Południowej Mun Dze Inem, Putin zapewnił go, że Rosja jest przeciwna rozwojowi programu atomowego KRLD, ale przy tym znów powtórzył, że rozwiązanie problemu na Półwyspie Koreańskim „nie jest możliwe tylko poprzez sankcje i naciski”. To, co rosyjski przywódca mówił następnego dnia podczas dyskusji na sesji plenarnej 3. Forum Ekonomicznego we Władywostoku, potwierdza, że Moskwa chce zapobiec upadkowi reżimu Kima, bo wykorzystuje go jako narzędzie przeciwko USA i ich sojusznikom. Pomysły deeskalacji kryzysu poprzez jakieś wspólne regionalne projekty ekonomiczne odpowiadają celom Kim Dzong Una, który w obliczu coraz głębszych problemów gospodarczych staje przed alternatywą: albo przesilenie w postaci wojny, albo rezygnacja z wojowniczej retoryki w zamian za dyplomatyczne uznanie jego władzy przez Amerykę i ekonomiczną odwilż. Coś takiego proponuje właśnie Rosja (Putin: „Należy mówić, że idziemy drogą współpracy, jesteśmy gotowi zapewnić im bezpieczeństwo; nastraszenie ich jest niemożliwe. Co my im proponujemy – że nie będziemy stosować sankcji, tj. będziecie lepiej żyć”). Putin 7 września usprawiedliwiał Pjongjang, mówiąc, że zdaniem samej Korei Północnej posiadanie broni jądrowej to jedyny sposób jej obrony oraz wyrażając wątpliwość, czy Pjongjang zrezygnuje z tej broni. Co jest receptą zdaniem Putina? Stopniowe włączanie KRLD we wspólne projekty regionalne, „ponieważ jeśli przestanie się pracować na płaszczyźnie ekonomicznej, to sytuacja nie polepszy się, a tylko pogorszy”.
Rakiety
Na łamach „The New York Times” w dniu 14 sierpnia pojawił się artykuł na temat rzekomych źródeł sukcesów rakietowego programu Korei Północnej. Opierał się na analizie eksperta rakietowego Michaela Ellemana opublikowanej przez think tank International Institute for Strategic Studies oraz anonimowych źródłach w wywiadzie USA. Z tekstu wynika, że dwie dokonane w lipcu udane próby pocisków balistycznych były możliwe dzięki pozyskaniu silników rakietowych i technologii pochodzących najprawdopodobniej z fabryki zlokalizowanej na Ukrainie. Władze w Kijowie odrzuciły kategorycznie podejrzenia zawarte w „NYT”. 22 sierpnia Rada Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony opublikowała wyniki przeprowadzonego dochodzenia w sprawie rzekomej sprzedaży technologii rakietowej przez państwowe zakłady Piwdenmasz reżimowi północnokoreańskiemu. Raport twierdzi, że Ukraina nie dostarczyła KRLD żadnych technologii rakietowych i w żaden sposób nie była zaangażowana w rozwój rakietowego programu Pjongjangu. Kluczowe miało być pozyskanie przez KRLD silników RD-250. Autorzy raportu podkreślają więc, że Ukraina zaprzestała produkcji tego typu silników jeszcze w pierwszej połowie lat 90. XX w. Ostatnia partia RD-250 została zaś wyeksportowana do Rosji przed 2008 r. Tekst w „NYT” mógł być inspirowany przez rosyjskie służby specjalne w dwóch celach. Po pierwsze, miało to zniechęcić Amerykanów do dostarczenia Ukrainie pomocy militarnej. Po drugie, odwracało uwagę od Rosji jako potencjalnego źródła technologii rakietowych dla KRLD.
Coraz częściej bowiem niezależni eksperci wskazują, że to dzięki pomocy z Rosji północnokoreański reżim przyspieszył ze swym programem rakietowym do tego stopnia, że zagraża już terytorium USA. Moskwa ma w tym oczywiste polityczne cele – bardzo znaczące jest chociażby zestawienie przygotowane przez rosyjskiego niezależnego eksperta Aleksandra Niemca. Porównuje on daty wydarzeń w relacjach Rosji z USA z datami kolejnych działań KRLD. Wynika z tego, że Kreml używa Pjongjangu w globalnej grze przeciwko Amerykanom. Udana próba rakiety Hwasong-12, mogącej sięgnąć wyspy Guam i Alaski nastąpiła w maju 2017 roku, po tym jak Moskwa uświadomiła sobie, że nie będzie resetu z USA pod rządami Donalda Trumpa. I nagle, po wielu nieudanych testach rakietowych nagle Koreańczykom zaczyna wszystko się udawać. Dwie udane próby Hwasong-14 w lipcu mają miejsce po tym, jak w czerwcu Kongres przyjmuje niezwykle dotkliwy dla Rosji pakiet sankcji. Relacje amerykańsko-rosyjskie sięgają dna w sierpniu, gdy Trump podpisuje sankcje, gdy mówi o eksporcie amerykańskiego LNG do Europy jako środku zmniejszenia zależności wielu krajów europejskich od Gazpromu, gdy coraz więcej mówi się, że USA dostarczą w końcu Ukrainie broń śmiercionośną. Reakcja? 3 września Korea Północna przeprowadza próbę broni masowego rażenia i to o mocy dziesięć razy większej, niż przy poprzednich próbach. Eskalacja napięcia na Półwyspie Koreańskim jest wprost proporcjonalna do eskalacji napięcia na linii Moskwa-Waszyngton.
Jest to jednak możliwe tylko dzięki temu, że Rosja zaczęła pomagać KRLD w obszarze zbrojeniowym już dawno temu, na długo przed konfliktem z Zachodem. Współpraca ta uległa przyspieszeniu pod rządami Putina, a Rosjanie cały czas oszukiwali Amerykanów. Wiadomo już, że obecne rakiety Hwasong-12 i Hwasong-14 powstały na bazie doświadczeń z prac nad Hwasong-10. Ten projekt nie wypalił, ale mógł być w ogóle uruchomiony tylko dzięki Rosjanom – na podstawie technologii i komponentów starej sowieckiej rakiety R-27 wykorzystywanej na okrętach podwodnych. Zaczęło się jeszcze w 1992 roku wraz z podpisaniem przez rosyjskie Państwowe Centrum Rakietowe im. Makiejewa kontraktu z północnokoreańską spółką Yonwang. Ale prace z większym tempem ruszyły dopiero po przejęciu władzy przez Putina. W 2001 roku Rosja i Korea Północna podpisały umowy o współpracy w obszarze kompleksu obronno-przemysłowego, a także umowy o relacjach wojskowych. Wtedy też najprawdopodobniej uruchomiono projekt budowy Hwasong-10. Nieoficjalnym doniesieniom wywiadów USA i ich azjatyckich sojuszników o istnieniu takiej rakiety Rosjanie zaprzeczali bardzo długo – aż taką broń zademonstrowano na defiladzie wojskowej w Pjongjangu 10 października 2010. Międzynarodowi eksperci nie mieli wątpliwości: po silniku rakietowym i konstrukcji wyraźnie było widać, że Hwasong-10 to zmodyfikowana sowiecka R-27. Był to przełom w programie rakietowym KRLD choćby ze względu na wykorzystanie nowej mieszanki paliwa – dotychczas wszystkie północnokoreańskie rakiety (Scud i Nodong o zasięgu od 300-1200 km) wykorzystywały prymitywne paliwo oparte na ropie naftowej.
Współpraca rosyjsko-północnokoreańska rozkwitła w pełni po 2014 roku, gdy Rosja znalazła się w głębokim konflikcie z Zachodem. Wiosną 2015 roku minister obrony Siergiej Szojgu, spotykając się z kolegą z KRLD, powiedział że „oba kraje mają duże plany dotyczące rozszerzenia dwustronnych relacji w różnych obszarach…”. Pół roku później wizytę w Pjongjangu złożyła duża wojskowa delegacja z Rosji, z 1. zastępcą szefa Sztabu Generalnego generałem Nikołajem Bogdanowskim na czele. W lutym 2016 roku szef wywiadu Korei Południowej Lee Byung-ho poinformował, że kluczowe komponenty Hwasong-10 dostarczano z Rosji. Seria testów tej rakiety w 2016 roku okazała się mało udana i Pjongjang zarzucił dalsze prace nad nią. Co nie znaczy, że nie wykorzystał tych doświadczeń przy kolejnych projektach. Na przykład silnik jednostopniowej Hwasong-10 jest wykorzystywany jako napęd drugiego stopnia rakiety Hwasong-12, która ma większy zasięg i przeszła w maju 2017 roku pierwszy udany test. Mająca zasięg ponad 4000 km i zdolna uderzyć w wyspę Guam i w Alaskę rakieta jest dużo doskonalsza od Hwasong-10, chociaż bazuje zasadniczo na tych samych technologiach.
Autor jest dziennikarzem i publicystą, byłym funkcjonariuszem wywiadu, ekspertem ds. Wschodu, byłych państw Związku Radzieckiego oraz Azji i Pacyfiku.