Europa w defensywie

Fot: pixabay.com

Zaczęło się od amerykanizacji Starego Kontynentu, który po II wojnie światowej szukał jakiegoś cywilizowanego odniesienia. Poturbowanym Europejczykom potrzeba było jednak nieco więcej, niż chłodnej coli. Integracja Zachodu Europy miała być rozwiązaniem trwalszym i bezpieczniejszym, a przede wszystkim zapewniającym własną tożsamość. Skutek jest jednak odwrotny. Czy nasz kontynent umiera? 

Jerzy Mosoń – Europa przegrywa walkę o przetrwanie na polu gospodarczym oraz kulturowym, pozbawia się atutów bezpieczeństwa i jedności, zaś jej liderzy, niczym ćmy, mkną w kierunku śmiercionośnych dla niej promieni, płynących ze Wschodu i Południa. Ojcowie założyciele Wspólnoty, Robert Schuman i Alcide de Gasperi, którzy pragnęli realizacji projektu chrześcijańsko-demokratycznego, zapewne przewracają się w grobach, gdy w Szwecji rozwija się muzułmańska poligamia, a do pływalni wchodzą kobiety w okryciach. W związku z coraz większymi wpływami Rosji w obszarze energetycznego bezpieczeństwa, o demokracji z prawdziwego zdarzenia także będzie można niebawem zapomnieć.

Islam zastępuje chrześcijaństwo

Największy problem w Europie stanowi obecnie jej rdzeń, państwa nadające jej ton, czyli Francja i Niemcy, które stopniowo ulegają islamizacji. Kultura judeochrześcijańska oraz spuścizna starożytna ustępują miejsca średniowiecznemu modelowi życia środowisk arabskich, tureckich, czy perskich. Umowy gazowe z autokratyczną Rosją, która wspiera Berlin, prowadzą do uzależnienia energetycznego wolnej Europy, a niskie wydatki wielu państw w obszarze obronności, sprawiają, że wciąż zamożne kraje Zachodu stają się łatwym kąskiem dla potencjalnego agresora. Jednocześnie budowa Europejskich Sił Zbrojnych postępuje wolno i w stylu, który nie daje nadziei na stworzenie skutecznych formacji zdolnych samodzielnie przeciwstawić się zagrożeniom.

Amerykanie przestaną ufać Europejczykom?

Niemniej przy jednoczesnej niechęci bogatych państw Europy Zachodniej, w kwestii przeznaczania 2 proc. PKB na obronność, co jest zobowiązaniem sojuszniczym w ramach NATO, tworzenie innego niż Sojusz porozumienia wojskowego, może budzić niepokój USA – jedynego obecnie silnego gwaranta bezpieczeństwa Starego Kontynentu. Jak informuje główna kwatera NATO, w tym roku prawdopodobnie tylko osiem państw osiągnie zalecany poziom wydatków na obronność. Za to w 2016, Moskwa przeznaczyła na zbrojenia aż 5.3 proc. swego PKB. Sztokholmski Międzynarodowy Instytut Badań nad Pokojem (SIPRI), podaje w swym raporcie na temat wydatków na obronność, że w 2016 roku, łącznie na cele wojskowe wydano na świecie 1,686 bln USD. To oznacza wzrost o 0,4 proc., w stosunku do 2015 r. Świat zbroi się, w tym w szczególności Azja, gdzie nawet Japonia zrezygnowała ostatnio ze strategii defensywno-pacyfistycznej, będącej spadkiem po hekatombie z 1945 roku.

Zyski bez względu na koszty

Do tego lewicowo-liberalna poprawność polityczna promuje konsumpcjonizm i nastawienie na karierę zawodową, kosztem postaw uznawanych przez stulecia za odpowiedzialne, z punktu widzenia trwania społeczeństwa, tj., rodzicielstwo czy zachowanie tradycyjnego modelu rodziny. I na koniec: pragnienie szybkich zysków, która to tendencja nasiliła się wraz z postępującą rewolucją informatyczną, doprowadziło do „sinizacji życia gospodarczego”. Przejawia się ono wprowadzeniem modelu biznesowego opartego na outsourcingu usług oraz produkcji, tam, gdzie tylko jest to możliwe, a co za tym idzie, wyprowadzeniu środków produkcji poza Europę. Inną cechą nowoczesnego biznesu w wykonaniu Europejczyków stała się daleko posunięta automatyzacja zadań, w dużej mierze powierzona nadal niedoskonałym systemom informatycznym, co więcej mającym w przyszłości zastąpić kapitał ludzki w jeszcze większej mierze.

Naczelne zasady upadają

W kwestii integracji europejskiej panuje największy w historii kryzys. Próba przeforsowania na siłę modelu Stanów Zjednoczonych Europy, z przewodnią rolą Niemiec, musiała spotkać się ripostą mniejszych państw Starego Kontynentu i odżyciu sentymentów narodowych. Jednocześnie coraz wyraźniej dostrzegalna jest deprecjacja zasad solidarności europejskiej i równości: jeśli uchodźcy, to tylko ci z Południa, bo ze Wschodu to emigranci, jeśli kryzys praworządności to Polska, ale już nie Francja, która od lat narusza dyscyplinę finansów publicznych. Wreszcie, solidarność po europejsku, to konieczność zamykania polskich kopalń węglowych, w celu promowania francuskiej energetyki jądrowej i jednocześnie umowy gazowe z Rosją – państwem agresorem, który może poszczycić się demokracją, co najwyżej fasadową. Na koniec: deprecjacja zasady pomocniczości, która w największym skrócie rzecz ujmując, miała zapewniać suwerenność państw narodowych, w obszarach nie zarezerwowanych w traktatach dla instytucji europejskich. Warto ją przypomnieć, tym bardziej, że jej istota została ujęta w preambule do Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej (TFUE): „Decyzje są podejmowane jak najbliżej obywateli, zgodnie z zasadą pomocniczości”. Z kolei Artykuł 5 TFUE w ustępie 2 mówi o tym, że: „Zgodnie z zasadą przyznania Unia działa wyłącznie w granicach kompetencji przyznanych jej przez Państwa Członkowskie w Traktatach do osiągnięcia określonych w nich celów. Wszelkie kompetencje nieprzyznane Unii w Traktatach należą do Państw Członkowskich”. A to tylko wierczchołek góry lodowej.

 

Autor jest ekspertem ds. polityki zagranicznej, dyplomacji, oraz geopolityki. Publikuje w Kwartalniku Geopolitycznym „Ambassador” oraz czasopismach prawniczych, m.in. w prestiżowym branżowym miesięczniku „Radca prawny”. W przeszłości pełnił funkcję redaktora naczelnego magazynu „Gentleman”, był stałym komentatorem „Gazety Finansowej” oraz magazynu „Home&Market, wcześniej pracował w „Rzeczypospolitej”. Jest także reżyserem i producentem filmów.

 

Dodaj komentarz