Jesień demokracji…

Przyjrzyjmy się wypowiedziom, zwłaszcza dziennikarzy ale nie tylko, po zakończeniu konwencji nowo-powstałej partii Roberta Biedronia o nazwie „Wiosna”: świetne wydarzenie, wspaniały start, profesjonalne przedsięwzięcie, szerokie zasięgi w mediach społecznościowych. Największym problemem polskiej, ale chyba nie tylko polskiej, bo również globalnej polityki, jest odwrotność tego co powiedzieli cytowani powyżej komentatorzy: powierzchowność oraz jałowość polityki. To jest sprawa fundamentalna, a także kluczowa.

Roman Mańka – Kiedy zaczął się kryzys polskiej polityki? Pośród wielu różnych wydarzeń można wskazać jeden najistotniejszy moment: wprowadzenie finansowania partii politycznych, połączone z dezynwolturą nieobwarowania tej reguły ograniczeniami, co do celu, przeznaczenia, formy, itp.

Przesunięciu akcentów

Jakiś czas temu znany komentator oraz publicysta, Bartłomiej Radziejewski z Nowej Konfederacji, gdy ustosunkowywał się do emocji oraz polaryzacji, jakie towarzyszą polskiej debacie publicznej, powiedział coś mniej więcej takiego,, porównując dwie różniące się rzeczywistości: (…) „polityka lat 90. była uroczo nieprofesjonalna, a teraz zajmują się nią specjaliści od zarządzania emocjami”.

Przy okazji ciekawe przesunięcie nastąpiło w warstwie dyskursu politycznego: jakby mniej dyskutuje się już o jakości rządzenia, wartości (zwłaszcza merytorycznej) przedstawianych programów czy nawet wizji, ale o efektywności, atrakcyjności, i skuteczności prowadzonych kampanii. O tym czy podczas danego wydarzenia politycznego rozstawiono wystarczająco dużo telebimów, czy zapalono odpowiednią ilość kolorowych świateł, czy zrzucono konfetti czy też nie. To tak samo jakby jakość telewizyjnej reklamy była ważniejsza od jakości towaru.

Tak naprawdę konwencja inaugurująca partii „Wiosna” była beznadziejna. Głos zabrał tylko jeden pozbawiony charyzmy mówca, żaden inny polityk czy działacz do dyskusji się nie zgłosił; w trakcie prezentacji programu nie przedstawiono żadnej głębszej myśli na temat Polski, jej reform czy przebudowy, zaś to co zaproponowano okazało się pozbawione ekonomicznej realności. Jednak czołowych polskich dziennikarzy zachwycił medialny show. A był to przecież typowy przerost formy nad treścią.

Destruktywna stabilizacja

Akurat partia „Wiosna”, Roberta Biedronia jest w tym przypadku paradoksem. Rzecz jasna dotacji finansowej z budżetu państwa nie otrzymuje, gdyż jeszcze nie zdążyła wystartować w wyborach, jednak zbierała pieniądze poprzez internet, na zasadzie crowdfudingu, a także pozyskiwała środki ze sprzedaży różnego rodzaju gadżetów (np. koszulek z wizerunkiem Roberta Biedronia). Pomińmy okoliczność, iż prawdopodobnie robiła to w sposób niezgodny z obowiązującym prawem; istotne jest co innego, to, że prawie wszystko co zebrała przeznaczyła nie na utrzymanie zespołów eksperckich, pisanie programu, analizowanie kondycji państwa, diagnozowanie rozmaitych problemów i bolączek, tylko na marketing polityczny.

W tym punkcie ujawnia się negatywny, destruktywny wpływ obecnego kształtu finansowania partii politycznych na politykę w Polsce. Z jednej strony wpycha w marketing polityczny dominujące ugrupowania, które pobierają pieniądze z budżetu, dając im ogromny handicap, przewagę, i petryfikując w ten sposób polską scenę polityczną; z drugiej strony, nie daje szans nowym prądom, nurtom, inicjatywą, na skuteczne wejście do gry; nie stwarza możliwości powiewu świeżości.

Populizm naukowy

Gdyby chodziło jedynie o petryfikację (czy jak mówią czasami publicyści: „zabetonowanie”) sceny politycznej, z Bogiem sprawa, stabilizacja polityczna, co pokazuje przykład Stanów Zjednoczonych, wcale nie mus być taka zła. Jednak rzecz w tym, że chodzi o coś znacznie głębszego i niebezpiecznego.

Z marketingiem często wiąże się demoskopia, czyli badania poglądów, postaw, oczekiwań i preferencji społecznych. To z kolei niesie dla polityki dwie szalenie destruktywne cechy: po pierwsze, nastawia polityków na populizm; po drugie, osłabia czy wręcz oszukuje kluczowy dla demokracji mechanizm kontroli społecznej.

Ideałem demokracji jest zasada, w ramach której społeczeństwo, obywatele kontrolują polityków; tymczasem dziś występuje sytuacja zupełnie odwrotna: to politycy kontrolują obywateli.

Na gruncie politologicznym problem ten świetnie zdefiniował Robert Putnam, amerykański politolog. Dostrzegł on, iż wzrost socjalizacji politycznej, paradoksalnie, stał się mechanizmem dzięki któremu władza (rozumiana szerzej niż rząd) omija proces demokratyczny, gdyż decyzje zostały rozłożone na doradców oraz specjalistów z obszaru poszczególnych dziedzin, i tym samym partycypują oni w podejmowaniu decyzji. Ujmując problem jeszcze radykalniej, co stwierdził kiedyś inny amerykański naukowiec, socjolog Charles Mills, mówiąc, że władza oddzieliła się od demokratycznego wyboru, czyli że władza nie należy już do wybieranych w demokratycznych wyborach przedstawicieli, a już na pewno nie troszczą się oni o dobro wspólne.

Śmierć człowieka

Paradoksalność współczesnej sytuacji polega na tym, iż to co powinno być wielkim dziejowym dobrodziejstwem, niosącym powody do optymizmu i entuzjazmu: czyli wzrost wiedzy politologicznej, psychologi ocznej, socjologicznej, obraca się nie tylko przeciwko demokracji, ale również, a może przede wszystkim przeciwko ludziom. W aktualnych warunkach technicznych, społecznych, opisując zagadnienie szerzej – kulturowych, dotychczasowa formuła demokracji przestała należycie funkcjonować. Zapoznał ją techniczny rozwój oraz wzrost wiedzy.

Gdyby żył wybitny francuski filozof, Michel Foucault, doskonały znawca Kanta i Nietzschego, mógłby powiedzieć: „a nie mówiłem!”.

W jednej ze swoich najbardziej znanych prac, „Słowa i rzeczy”, Foucault przewidywał „śmierć człowieka”. Jego teza brzmiała mniej więcej tak: rozwój nauk humanistycznych doprowadzi do zredukowania ich głównego obiektu, czyli człowieka. Oczywiście dzieje się tak, gdy za zwiększaniem dorobku nauk humanistycznych nie idzie konsekwentna nauka etyki, i gdy wiedza z ich obszaru jest wykorzystywana niezgodnie ze swym przeznaczeniem oraz przeciwko człowiekowi. Gdy próbuje zarządzać się człowiekiem poprzez oddziaływania na emocje i podświadomość. A tak dzisiaj niestety w polityce jest. 

Społeczeństwo dyscyplinarne

Być może to co wydaje nam się być społeczeństwem obywatelskim, jest w rzeczywistości społeczeństwem dyscyplinarnym, zarządzanym przesz speców od inżynierii społecznej, marketingu, oraz konsumpcji, zaś to co wydaje nam się być demokracją liberalną, okazuje się totalitaryzmem, kiedy politycy zbierają na nasz temat informacje, inwigilują nas, a także kontrolują; konstruując różnego rodzaju nienaturalne, wyimaginowane pragnienia.

Gdyby trochę naciągnąć diagnozę, Pierre Bourdieu, francuskiego antropologa symbolicznego, to można by powiedzieć, że przemoc fizyczna stosowana jako instrument sprawowania władzy w epoce średniowiecza, w dobie nowożytnej zastąpiona została przez przemoc symboliczną, opartą na oddziaływaniu systemów edukacji, jak również kultury, i wchodzących w jej skład mediów. Jeżeli dana władza, korzystając choćby z przywilejów związanych z rządzeniem oraz zasobów finansowych nagromadzi składników kapitału kulturowego, to może rządzić bardzo długo, stosując, nieuświadamianą przez obywateli, przemoc symboliczną, i opisując swoją dominację jako naturalny, autentyczny, uprawomocniony, pożądany stan.

Przewaga współczesnej władzy, a jednocześnie niebezpieczeństwo demokracji polega na asymetrii widzenia. To właśnie przyrost wiedzy humanistycznej i jej niewłaściwe wykorzystywanie, zaowocował tym, iż władza może zarządzać społeczeństwami, dyscyplinować i kontrolować ludzi. Władza widzi więcej od obywateli, zaś owo widzenie, wiedza stanowi podstawę do ich dyscyplinowania.

Mikrofizyka władzy

W „Nadzorować i karać. Historii więziennictwa”, wspomniany powyżej Foucault, zauważył iunctim, swego rodzaju ciągłość pomiędzy torturami z epoki średniowiecza a osadzaniem więźniów w zakładach penitencjarnych, co stało się cechą epoki klasycznej; u podstaw tego leży wiedza z zakresu nauk humanistycznych oraz anatomia człowieka: kiedyś karano ludzkie ciało, a teraz karze (dyscyplinuje) się ludzką duszę. Pomiędzy torturami a więzieniem, poza stopniem i intensywnością kary, jej charakterem, nie ma żadnej innej istotnej różnicy kategorialnej.

Foucault rozciąga tę analizę poza warunki więzienne, na całą rzeczywistość społeczną, na praktyki polityczne i społeczne. I zdaje się, że zmierza do tej samej diagnozy, do której dotarł kiedyś Pierre Bourdieu, że współcześnie można zniewolić ludzi poprzez kulturę. W społeczeństwach pseudo-obywatelskich (konsumpcyjnych) ludzi dyscyplinuje się za pośrednictwem duszy. Upolityczniając anatomię ciała doprowadzono do czegoś w rodzaju „mikrofizyki władzy”, jak zresztą często była określana koncepcja Foucaulta: fizyki, ponieważ dotyczy procesów i sił politycznych; oraz mikro, gdyż dowartościowuje i uwypukla znaczenie wielość rozproszonych instytucjonalnych ognisk władzy, na niekorzyść generalizacji, jak również ujednoliceń związanych z funkcjonowaniem państwa.

Autor jest socjologiem, zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki oraz obserwacją uczestniczącą. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia, a także hermeneutyka. Jest redaktorem naczelnym Czasopisma Eksperckiego Fundacji FIBRE oraz członkiem zarządu tej organizacji. Pełni również funkcję dyrektora zarządzającego Instytutu Administracja. 

Dodaj komentarz