fot. Grzegorz Skibka/Pixabay
Wśród wielu ekspertów, naukowców, publicystów, komentatorów, dziennikarzy utarł się twardy pogląd, że polska wieś oraz małe miasteczka popierają PiS ze względu na konserwatyzm zamieszkujących tam społeczności. Nie zgadzam się z tym punktem widzenia. Osobiście uważam, że jest to teza zbyt powierzchowna, uproszczona, a nawet, że w praktyce sytuacja wygląda dokładnie na odwrótUstalamy kilka faktów. W roku 1993 wybory parlamentarne w Polsce wygrał SLD, przy przyzwoitych, żeby nie powiedzieć dobrych rezultatach uzyskanych na polskiej wsi i w małych miasteczkach. Dwa lata później w wyborach prezydenckich triumfował Aleksander Kwaśniewski, a terenami na których zwyciężył najbardziej przekonująco, gdzie z drugiej strony ubiegający się o reelekcję Lech Wałęsa poległ, była tak zwana Polska postPGRowska, a więc tereny wsi i małych miasteczek. Byłem wówczas w wojewódzkim sztabie wyborczym Lecha Wałęsy w Koninie, pamiętam moment kiedy zaczęły spływać wyniki z obwodowych komisji wyborczych, obwieszczenia były „czerwone”. W oficjalnym, ogólnopolskim pomiarze sondażowym prowadził jeszcze Wałęsa, ale ja znając realne rezultaty w małych ośrodkach, wiedziałem, że w wyborach wygrał Kwaśniewski. Chwilę później nastąpiła również korekta pomiaru krajowego, na niekorzyść urzędującego wówczas prezydenta, o czym jako pierwszy poinformował w telewizji nieżyjący już redaktor naczelny „Rzeczypospolitej”, Dariusz Fikus. W roku 2001, podczas wyborów parlamentarnych, byłem członkiem Obwodowej Komisji Wyborczej w Kościelcu. W mojej gminie Komitet SLD-UP dosłownie zmiażdżył konkurencję. Identycznie było w innych wiejskich gminach, a także w całym subregionie konińskim, który uchodzi za obszar wiejski. Oprócz tych przypadków znam wiele przykładów wyborów samorządowych, w których lokalnie zwyciężyli kandydaci lewicy.
Wątpliwy konserwatyzm
Gdyby teren interioru (a zatem wsi i małych miasteczek) był konserwatywny, nigdy wyborów w Polsce nie wygrałby, wcale wbrew pozorom nie popierany aż tak bardzo w wielkich aglomeracjach, SLD. Aleksander Kwaśniewski nie zostałby prezydentem w roku 1995, ani też nie wywalczyłby reelekcji – co warto dodać – już w pierwszej turze, pięć lat później. W tych drugich wyborach, co ciekawe w ośrodkach wiejskich, za plecami zwyciężającego bezapelacyjnie na wsiach Kwaśniewskiego, plasował się liberalny Andrzej Olechowski, a nie konserwatywny Marian Krzaklewski. Tak jak społeczności wsi oraz małych miasteczek nie głosowały na lewicą ze względu na jej program ideologiczno-kulturowy, na forsowane propozycje obyczajowe (którymi zresztą lewica szermowała bardzo ostrożnie), ale z uwagi na program socjalny oraz domniemanie zagwarantowania przez lewicowy rząd bezpieczeństwa socjalnego; tak również powodem olbrzymiego poparcia dla PiS, uzyskanego na wsi, zaś opisując sytuację szerzej – w tzw. Polsce powiatowej, nie był konserwatyzm. Partia Kaczyńskiego po prostu obiecała coś konkretnego, wymiernego, materialnego, co dla ludzi zamieszkujących (biedną prowincję) posiada ogromne znaczenie. A jeżeli już wchodzimy w kwestie kulturowo-obyczajowe, to np. stosunek mieszkańców wsi do aborcji nie jest oczywisty ani jednoznaczny; naturalnie to zależy od części Polski, w której rejestrujemy odnośne postawy – inaczej jest na wschodzie, inaczej na zachodzie, inaczej na północy, a jeszcze inaczej na południu, jednak generalny trend artykułowanych oczekiwań idzie raczej w kierunku liberalizacji niż zaostrzania prawa aborcyjnego. Również stosunek do związków pozamałżeńskich i do seksu pozamałżeńskiego nie jest prosty. Dynamicznie na wsi rośnie liczba rozwodów. Coraz mniej ludzi chodzi do kościołów na październikowe i majowe nabożeństwa, odprawiane codziennie przez cały miesiąc (kiedyś wiejskie świątynie pękały w szwach), a i w niedzielę jest problem z frekwencją. W roku 2011 przyzwoite poparcie na terenach wiejskich i w małych miasteczkach, uzyskiwał wyrażający daleko idący antyklerykalizm oraz libertyńskie, hedonistyczne poglądy Ruch Palikota. Ale również nie to było powodem jego wyborczego sukcesu, natomiast zasadniczo przyczyniła się do tego silnie artykułowana antyestablishmentowość. Jeżeli z dojściem do władzy poszczególnych podmiotów politycznych mieszkańcy wsi antycypują konkretne korzyści ekonomiczne, zwłaszcza w kontekście zaopatrzenia socjalnego, nie przeszkadzają im programy ani lewicowe ani konserwatywne, w sferze obyczajowości.
Konserwatyzm na pokaz…
Wieś polska nie jest konserwatywna, a jeżeli już to się zdarza, to jest to konserwatyzm płytki, powierzchowny, czysto deklaratywny, werbalny. W roku 1986 na konserwatywnej wsi – w miejscowości Grzegorzew – grający na weselu perkusista uprawiał w toalecie seks z panną młodą. Ktoś powie taki incydent zawsze może się zdarzyć. Jednak szkopuł w tym, że tego rodzaju seksualnych incydentów w środowisku wiejskim jest bardzo wiele. Wystarczy się pofatygować i przejechać na lokalną imprezę plenerową organizowaną przez miejscowy samorząd albo na dyskoteki odbywające się w wiejskich remizach. Żeby nie wchodzić w wrażliwe szczegóły, rozluźnienie obyczajowe jest tam ewidentnie (aż zanadto) widoczne. Mówienie więc, że polska wieś jest konserwatywna stanowi oderwane od rzeczywistości – intelektualne nieporozumienie – autorstwa różnej maści pseudoekspertów, którzy polskiej wsi nigdy na oczy nie widzieli. Polska wieś jest pragmatyczna, w tym kontekście może nawet bardziej lewicowa niż prawicowa, jest przede wszystkim niespójna, jeżeli idzie o postawy deklarowane a realnie podejmowane, a w ogóle to aideologiczna, indyferentna politycznie, słabo zaangażowana w sprawy obywatelskie, cechująca się bardzo niskim poziomem partycypacji politycznej, i słabym uczestnictwem w organizacjach pozarządowych; z wyjątkiem jednej organizacji, jaką są Ochotnicze Straże Pożarne, aczkolwiek i ten podmiot przeżywa obecnie pewien kryzys, związany choćby z procesami demograficznymi oraz migracją młodzieży do wielkich miast. To zaś co bardzo mocno na wsi się wyczuwa, to bardzo silne parcie na dobra i wartości materialne.
Porządki równoległe
Odwołując się do podziału stworzonego przez amerykańskiego socjologa, Ronalda Ingleharta – na wartości materialne, charakterystyczne dla biednych społeczeństw, w których niedostatek poczucia bezpieczeństwa ekonomicznego przypadł na okres nastoletniości pokoleń, będących nosicielami tych wartości, a także wartości postmaterialne, cechujące bogate wspólnoty społeczne egzystujące w wysokorozwiniętych gospodarkach, można powiedzieć (i taką właśnie stawiam diagnozę), że w Polsce obydwa porządki istnieją równolegle, przy okazji napędzając polaryzację socjo-polityczną. Zasadniczy podział jaki ma miejsce w Polsce, odnosi się do opozycji Polski powiatowej i Polski metropolitarnej, stąd czerpie swoje ontologiczne źródła i na tej podstawie jest budowany. Dopiero na ten rudyment nakłada się warstwa kulturowa (ideologiczna oraz obyczajowa), i symboliczna. Populacje wielkich miast, które można opisać, podchwytując slogan propagandowy strategów marketingowych PO, za pomocą formuły „zielonej wyspy”, orientują się w większym stopniu na emancypację kulturową, przejawiającą się w silnym artykułowaniu praw oraz wolności obywatelskich, oczekiwaniach liberalizacji obowiązujących reguł jurydycznych, jak również praktyk obyczajowych, dążeniach do redefinicji roli rodziny, sekularyzacji państwa i kościoła, a także nawoływaniach do wychowawczego permisywizmu i większego wyzwolenia seksualnego. Społeczności wielkich aglomeracji, gdzie potrzeby w zakresie bezpieczeństwa socjalnego i ekonomicznego są dużo lepiej obsługiwane, prą w kierunku samorealizacji indywidualnej, nastawiając się na cele intelektualne, moralne, estetyczne, kulturowe. Odmiennie społeczności polskich wsi i małych miasteczek, które z kolei idąc śladem strategów marketingowych PiS, można zdefiniować za pomocą kategorii „Polski w ruinie” albo jak ja to określam – „pustyni” (dynamicznie wyludniającej się), z powodu braku poczucia bezpieczeństwa ekonomicznego oraz niedostatku wartości materialnych i ich braku przynajmniej w pierwszych fazach transformacji, artykułują silną presję na wartości materialne, związane z warunkami bytowymi, egzystencjalnymi i sytuacją gospodarczą.
Polska dwóch prędkości
Dlaczego tak się dzieje? Tempo przemian nie toczyło się w Polsce symetrycznie – wielkie ośrodki rozwijały się o wiele szybciej aniżeli małe. Sprzyjała tej dychotomii, przyjęta oficjalnie w rok 2009 przez rząd PO, ale realizowana właściwie przez cały okres reform strategia polaryzacyjno-dyfuzyjna, promująca dynamiczny rozwój metropolii, kosztem (przynajmniej na początku procesu transformacji, gdyż później powinna nadejść konwergencja, nierówności winny się wyrównywać) terenów interioru. Na ten porządek nadbudowywała się struktura wartości poszczególnych społeczności – mieszczańskiej oraz wiejskiej. Powstałą w ten sposób opozycję można wyjaśnić za pomocą teorii niedostatku oraz opóźnienia, wspomnianego już powyżej socjologa, Ronalda Ingleharta.
Niedostatek. Hierarchia aksjologiczna ludzi kształtuje się w okresie nastoletniości, dorastania, dojrzewania. Największe pożądanie wywołują te wartości, które są w deficycie. Stąd głodny będzie myślał o chlebie, bezdomny o mieszkaniu, niezmotoryzowany o samochodzie, zaś osoby żyjące w niebezpiecznym środowisku – o porządku oraz dyscyplinie. Progresja sytuacji gospodarczej nie wpływa znacząco na ewolucję podzielanych przez ludzi systemów aksjologicznych, gdyż podstawowe wartości zostają ukształtowane, a następnie spetryfikowane w okresie adolescencji. Wartości są statyczne, konstruowane przez stan zastanych warunków bytowych, i nie podlegają ich dynamice.
Opóźnienie. W opinii Ingleharta, przemiana aksjologiczna nie jest związana z wchodzeniem w dalsze etapy życia, ani też z obiektywną poprawą sytuacji gospodarczej, mającej miejsce w odniesieniu do tych samych pokoleń, lecz ze zmianami pokoleniowymi, zachodzącymi w układzie długookresowym: dziadkowie – rodzice – dzieci. O wykreowaniu hierarchii aksjologicznej decydują warunki zastane. Jednak opierając się na piramidzie potrzeb Abrahama Maslowa, Inglehart formułuje diagnozę, że poprawa tychże warunków zastanych w przebiegu pokoleniowym, a zatem zaspokojenie potrzeb ekonomiczno-bytowych, socjalnych, czy związanych z ogólnie pojętym bezpieczeństwem, uaktywniać będzie pogoń za wartościami wyższego rzędu, nastawionymi na emancypację kulturową, ekspresję intelektualną, jak również samorealizację indywidualną. Syty zacznie myśleć o wykształceniu, posiadający mieszkanie, ale samotny – o towarzystwie, zmotoryzowany o doświadczeniach estetycznych: teatrze, kinie, imprezach rozrywkowych, itp. Wraz z akumulacją dóbr oraz wartości materialnych, rosła będzie presja na wartości kulturowe. Ostry podział socjo-polityczny w Polsce, który jest w istocie wtórny wobec konfliktu aksjologicznego i przede wszystkim w jego następstwie determinowany, bierze się stąd, że pokolenia urodzone po momencie rozpoczęcia transformacji, czyli po roku 1989, obecnie wchodzą – jako dorośli ludzie – w przestrzeń życia publicznego i obywatelskiego, przynosząc ze sobą ukształtowane hierarchie wartości. Ważną cenzurą jest rok 2007 – od tego czasu w dojrzałe życie obywatelskie weszło dziewięć nowych roczników. Natomiast bazą podziału kulturowego (opozycji wartości) jest porządek społeczno-ekonomiczny, przejawiający się w układzie jaskrawych dysproporcji ekonomicznych: wielkie miasta – wieś i małe miasteczka; metropolie – prowincja; Polska metropolitarna – Polska powiatowa. Dopiero na ten poziom nakładają się kolejne warstwy polaryzacyjne: socjo-kulturowa i socjo-polityczna. Jak wiadomo, wymiar wielkich miast szybciej okrzepł w warunkach transformacji, zasmakowując owoców poprawy sytuacji ekonomicznej, dlatego wychowywane w tej przestrzeni nowe pokolenia silniej upomniały się o wartości kulturowe (w języku Ingleharta – postmaterialne). Mieszkańcy wsi nadal podążają za wartościami materialnymi, gdyż wchodzące w dorosłe życie pokolenia w okresie nastoletniości odczuwały ich niedostatek, a obecnie – nawet jeżeli warunki społeczno-ekonomiczne pozytywnie ewoluują – to i tak ludzie ci pozostają w stanie świadomościowej inercji.
Polska dwóch frustracji
Francuski filozof polityki i socjolog, Alexis de Tocqueville, w dziele „Dawny ustrój i rewolucja” zawarł myśl, że rewolucje nie wybuchają w czasie największego kryzysu, lecz kiedy sytuacja poprawia się wolniej niż oczekuje społeczeństwo. Ta teza ma zastosowanie również w polskiej rzeczywistości społeczno-politycznej. Po pierwszej turze wyborów prezydenckich, w której niespodziewanie zwyciężył kandydat PiS, Andrzej Duda, wygrywając dwa tygodnie później w całych wyborach i zostając prezydentem, znany polski socjolog PAN, Andrzej Rychard, sformułował następującą diagnozę: „te wybory połączyły dwie grupy sfrustrowanych: starych sfrustrowanych, którzy uważają, że przemiany wprowadzane są zbyt szybko, że transformacja ich niejako naruszyła; oraz nowych sfrustrowanych, którzy uważają, że zmiany realizowane są za wolno”. Obydwa typy frustracji, o których wspomniał prof. Richard, mają zakorzenienie w podziale społeczno-ekonomicznym i wertykalnym: wielkie miasta – wieś (małe miasteczka). Pierwsze środowisko można opisać (spersonifikować) za pomocą nieżyjącego już lidera „Samoobrony”, Andrzeja Leppera – są to ludzie wrażliwi na wartości materialne, którzy uważają, że transformacja ich skrzywdziła albo nie są jej beneficjentami; drugą populację można zdefiniować za pomocą nazwiska, pierwszego po roku 1989 ministra finansów oraz autora polskich reform społeczno-gospodarczych, Leszka Balcerowicza – osoby zaliczające się do tej grupy orientują się już na wartości postmaterialne, kulturowe, na osiągnięcia intelektualno-estetyczne, na samorealizację indywidualną, i uważają że transformacja przebiega zbyt opieszale, że zmiany wprowadzane są za wolno; odczuwają niedostatek dóbr kulturowych, a także ograniczenia realizacji celów związanych z emancypacją kulturową. Paradoksalnie poprawa warunków życia na wsi i w małych miasteczkach może nie być w długofalowym interesie PiS, gdyż wówczas, (zgodnie z teorią Ingleharta) po zaspokojeniu postulatów bytowych, podwyższeniu poziomu egzystencji materialnej, mieszkańcy tej przestrzeni zaczną orientować się na wartości kulturowe związane z rozwojem indywidualnym, przynależnością do społeczeństwa, oraz samorealizacją. W układzie długookresowym może nastąpić paradoks, czyli efekt odwrotny od tego którego się wszyscy spodziewają – a mianowicie prowincja może się stać jeszcze mniej konserwatywna niż jest obecnie.
Roman Mańka