Masa ciąży w dół

undefined

fot. Ekrem gokce, Freeimages.com

Amerykański socjolog, Georg Ritzer, pod koniec lat 50. XX w. zauważył zjawisko, które nazwał makdonaldyzacją, opisując je w książce wydanej 30 lat później – pt. Makdonaldyzacja społeczeństwa. Neologizm którym posługuje się autor może być (poznawczo) mylący, gdyż w rzeczywistości chodzi o diagnozę bardzo szerokiego społecznego procesu, który ujawnił się wraz z nadejściem społeczeństwa postindustrialnego oraz globalizacji.

Co to jest makdonaldyzacja społeczeństwa? Wbrew pozorom problem nie dotyczy wyłącznie (a na pewno nie w pierwszej kolejności) konkretnej działalności sieci Mc Donald’s. Sposób funkcjonowania potężnej amerykańskiej korporacji, stał się jedynie pewnym punktem odniesienia (punktem wyjścia), intelektualnym asumptem, epistemologiczną perspektywą do przeprowadzenia opisu mechanizmów rządzących współczesnym społeczeństwem. Kontekst podjętego zagadnienia jest dużo szerszy, i obejmuje wiele zróżnicowanych dziedzin aktywności ludzkiej. Zaś jego istotą są cechy systemu sprzedaży, jakie zaimplementowała firma Mc Donald’s Corporation.

Można długo wymieniać właściwości tego – dominującego dziś w świecie – modelu handlowego. Na pierwszy plan wysuwa się słowo ilość, które jednocześnie w wymiarze semantycznym staje się synonimem innego wyrażenia – jakości (ilość to zarazem jakość, ilość równa się jakości); nawiasem mówiąc, wychodzi na to, że obecne systemy konsumpcyjne oparte są na filozofii marksistowskiej; następnym przymiotem jest ujednolicenie, a zatem standaryzacja, czyli sprzedaż identycznego towaru, jak największej liczbie klientów; następną cechą jest rutynizacja, a nawet (powiedziałbym) rytualizacja zachowań pracowników sklepów szybkiej obsługi i ich klientów – ludzie mają wykonywać czynności automatycznie, odruchowo, powtarzalnie, w sposób z góry zaprogramowany, nie ma miejsca na kreatywność ani indywidualność, czy swobodne krytyczne myślenie; w tym przypadku można mówić o programowaniu pracowników oraz klientów; kolejną właściwością jest dostępność – rozumiana zarówno w aspekcie logistycznym, jak i merkantylnym (cenowym) – dystrybucja towarów ma być masowa, zaś ceny relatywnie niskie, tak aby możliwie jak największa grupa odbiorców mogła je nabyć.

Wydaje się jednak, że dla Ritzera, z punktu widzenia uformowania diagnozy makdonaldyzacji, kluczowe znaczenie posiada inne jeszcze i bardziej generalne pojęcie: konsumpcji, nasze życie odbywa się w ferworze agresywnych projektów konsumpcyjnych, makdonaldyzacja społeczeństwa to przede wszystkim nastawienie na jak największą konsumpcję.

Makdonaldyzacja kultury

Tak jak konsumpcjonizm na płaszczyźnie gospodarczej oznacza supremację ilości nad jakością, tak w wymiarze kultury wyraża się w dominacji masowości nad indywidualnością, powszechności nad osobliwością, globalności nad lokalnością. Wraz z gospodarką konsumpcyjną nadciągnęła masowa konsumpcyjna kultura, stanowiąc ideologiczne uzasadnienie dla konsumpcjonizmu, w dobie którego w kulturze uwięziony został człowiek. Francuski filozof kultury i socjolog, Jean Baudrillard, w książce pt. Społeczeństwo konsumpcyjne, jego mity i struktury, stwierdził, iż potrzeby konsumpcyjne zostały w dużej mierze skonstruowane społecznie, a więc na gruncie kultury; i że: nad potrzebami obiektywnymi, rzeczywistymi, użytecznymi, dominują te, których pierwszoplanowym zadaniem (a czasami niestety jedynym) jest uwodzenie klientów. Stąd w miejsce racjonalnej wymiany towarów związanej z realną wartością ekonomiczną, wchodzi wymiana znaczeniowa, zorientowana na zdobywanie statusów oraz budowanie prestiżu. Inny francuski filozof, Michel Foucault, w swych pracach Nadzorować i karać oraz Historia seksualności, odwraca twardy i silnie ugruntowany w filozofii pogląd Platona, iż ciało jest więzieniem duszy; Foucault uważa przeciwnie: dusza jest więzieniem ciała. Kultura wytwarza w człowieku duszę, aby go zniewolić, aby go ujarzmić, aby nim manipulować. Pragnienia, a także potrzeby produkowane są na gruncie kultury, po to, aby sprzedać towary i rzeczy na gruncie gospodarki. Konsumpcyjna kultura to zarządzanie pragnieniami. Jak pisał Baudrillard: rzeczy zawsze mówią coś o ich właścicielach. A zatem to przedmioty materialne konstytuują podmiotowość, narzucając kryteria sposobu postrzegania człowieka przez pryzmat rzeczy. Więc byty akcydentalne zyskują przewagę nad atrybutami. Makdonaldyzacja kultury polega właśnie na tym, iż wymiar materialny dominuje nad duchowym, sfera ilościowa nad jakościową, i wszystko odbywa się w globalnym trybie, na masową skalę. Idąc tropem dychotomii Gabriela Marcela: aspekt „mieć” staje się ważniejszy od „być”. Kultura konsumpcyjna za priorytetowy cel stawia sobie nakręcenie sprzedaży oraz akumulację zysków.

Makdonaldyzacja nauki

Konsumpcyjna kultura narzuca masowość i powszechność. Ale czy wykształcenie wyższe może mieć w swej istocie masowy charakter? Czy za procesami upowszechniania wyższego szkolnictwa nie stoi jakieś totalne intelektualne nieporozumienie?

– „Jako wykładowca akademicki jestem szczególnie przerażony tempem makdonaldyzacji szkolnictwa wyższego. I tutaj już nawet nie można powiedzieć, że makdonaldyzacja uniwersytetów otwiera jakieś nowe możliwości dla mniej zarabiających. Przeciwnie, jest tak, że tylko najbogatszych Amerykanów stać na studia w nielicznych niezmakdonaldyzowanych ośrodkach jak Harvard, przez co klasowa przepaść ulega poszerzeniu i skostnieniu” – powiedział twórca pojęcia makdonaldyzacji, Georg Ritzer, w wywiadzie dla Gazety Wyborczej z 16 listopada 2004 r.

Makdonaldyzacja szkolnictwa wyższego przejawia się tym, że poprzez rozszerzenie dostępu do wyższego wykształcenia dramatycznie obniżono jego poziom (np. w Polsce wg. szacunków 40 proc. absolwentów średnich szkół podejmuje wyższe studia), w efekcie dochodzi do dewaluacji wykształcenia, które uzyskuje czysto formalny wymiar, jednak nie stoi za tym realna wiedza ani rzeczywiste kompetencje.

Aby wykształcenie wyższe było autentycznie wyższe, musi być elitarne (nie zaś egalitarne, w sensie równania do najgorszych). Przemawia za tym nawet analiza semantyczna: synonimem wyższości jest raczej rzadkość a nie masowość. Jak mawia prof. Bogusław Wolniewicz, polski filozof, przedstawiciel naturalizmu realistycznego, cytując znane w fizyce prawo: „masa ciąży w dół”.

Makdonaldyzacja szkolnictwa wyższego prowadzi do dwóch pokrewnych oraz wtórnych negatywnych procesów.

Petryfikacja nierówności społecznych. Naczelnym zadaniem edukacji jest zwiększanie inkluzyjności poszczególnych grup, wspieranie tendencji emancypacji społecznej, wyrównywanie poziomów życia, zmniejszanie obszarów bezrobocia i biedy. Tymczasem już francuski socjolog, Pierre Bourdieu zauważył, iż systemy edukacyjne zazwyczaj nie realizują tego postulatu, zamiast prowadzić do egalitaryzmu społecznego utrwalają nierówności pomiędzy warstwami. Ilościowe upowszechnienie wyższego wykształcenia prowadzi do radykalnej redukcji jego jakości. W konsekwencji liczba ludzi dobrze wykształconych – pomijając aspekt kwalifikacji uzyskiwanych na zasadzie doświadczenia życiowego i ogólnie rozumianego postępu społecznego, czyli poprzez swego rodzaju autopsję – zmniejsza się a nie zwiększa. W rezultacie makdonaldyzacji wyższe wykształcenie przestaje być dobrem rzadkim, o charakterze elitarnym. Stąd dzieci bogatych rodziców wyjeżdżają na zagraniczne niezmakdonaldyzowane uczelnie, aby zdobyć autentyczne i realne wyższe wykształcenie. Jednak w ten sposób nierówności społeczne są utrwalane, a nie likwidowane. – „Polski system szkolnictwa reprodukuje bezrobocie” – powiedział prof. Paweł Śpiewak w telewizji TVN24, w programie Fakty po faktach (rok 2013).

Negatywna selekcja. Drugą rzeczą, do której prowadzi makdonaldyzacja szkolnictwa wyższego jest wypaczenie procedur kreowania oraz weryfikacji elit. Nabór na rozmaite stanowiska determinowany jest przede wszystkim przez kryteria formalne, co niejednokrotnie zafałszowuje obraz realnych kwalifikacji, i jest wykorzystywane jako pretekst do tzw. ustawiania konkursów, poprzez tworzenie klientelistycznych kryteriów wyboru kandydatów na ważne stanowiska. Jak słusznie skonstatował kiedyś cytowany już powyżej prof. Wolniewicz: nie odnajdziemy (prawdziwego) Janko Muzykanta, gdy rozpuścimy go w setkach tysięcy (fałszywych) Janko Muzykantów.

Makdonaldyzacja polityki

Wybitna brytyjska premier oraz mąż stanu, a właściwie żona stanu, Margaret Thatcher, mówiła zawsze: „Nie idź za tłumem, bo nigdzie nie dojdziesz”. Miała też drugie ulubione powiedzenie: „Podobanie się nie jest najlepszym zadaniem dla polityków”. Niestety dzisiejsi politycy idą za tłumem i za wszelką cenę chcą się podobać.

O ile zjawisko makdonaldyzacji gospodarki można zdefiniować poprzez spekulacje polegające na przewadze celów ilościowych nad jakościowymi, a także przerostów przestrzeni spekulacyjnych (wirtualnych) nad realnymi; zaś zmakdonaldyzowaną kulturę można określać przez jej masowość, wyższe wykształcenie przez powszechność; o tyle współczesną politykę da się opisać za pomocą łatwości i prostoty.

Wszystkie dziedziny makdonaldyzacji prą w kierunku jak największej konsumpcji dóbr materialnych bądź rzeczy nadających znaczenia i prestiże, polityka natomiast nastawiona jest na szczególny rodzaj konsumpcji: popularności. Dlatego nawet w rozwiniętych społeczeństwach zachodnich, demokracja degeneruje się, a życie polityczne ulega głębokiemu załamaniu, przesuwając debatę publiczną na czysto formalistyczny poziom. Przejawy tego procesu obserwujemy obecnie prawie na całym świecie: w Stanach Zjednoczonych, we Francji, w Niemczech.

W Polsce w 2002 r. wprowadzono zasadę bezpośrednich wyborów wójtów, burmistrzów, i prezydentów na poziomie lokalnych wspólnot, jednak korzyści płynące z tego zabiegu nie są wcale oczywiste. W polskich samorządach znany jest proceder kumulowania nadwyżek budżetowych i „przemycania” ich z roku na rok, z budżetu na budżet, aby ofensywę inwestycyjną zaplanować na okres wyborczy, realizując w ten sposób szybkie i słabo przygotowane projekty albo determinowane geografią wyborczą.

Dlatego rację ma Iwan Krystew, bułgarski socjolog polityki, kiedy pisze w książce Demokracja nieufnych, że zwiększanie transparentności w polityce przyniesie skutek odwrotny od zamierzonego, albowiem politycy będą się orientowali jedynie na wymiar wizerunkowy – przekazy dnia oraz serwisy informacyjne.

Współczesna polityka jest dedykowana zadaniom łatwym, prostym, i szybkim do zrealizowania, przez co prawie całkowicie ignoruje aspekt metapolityczny i aksjologiczny, stając się bezradną wobec wyzwań.

Opisując społeczną makdonaldyzację, Ritzer, nawiązuje do koncepcji racjonalności i biurokracji autorstwa niemieckiego socjologa Maxa Webera, który twierdził, iż nadmierna racjonalizacja procesów zarządzania oraz sformalizowanych procedur biurokratycznych, może być działaniem zgoła nieracjonalnym. Zamawianie przez rządy badań opinii publicznych (sondaży) każdorazowo przed najbardziej banalną decyzją, w błahych sprawach, w głębszym rozumieniu, wziąwszy pod uwagę dobrze pojęty pragmatyzm rządzenia, nie jest postepowaniem racjonalnym.

Częścią makdonalduyzacji polityki, a także jej czysto konsumpcyjnego charakteru są dwa inne niebezpieczne zjawiska: 1) alienacja obywatelska oraz niski stopień partycypacji politycznej, co przejawia się w postawach klientelistycznych – obywatele wchodzą do polityki nie podmiotowo jako obywatele lecz jako konsumenci lub klienci; 2) kratokracja, wyrażająca się w spetryfikowanej sytuacji społeczno-politycznej, iż w wielu miejscach systemu (zwłaszcza samorządowego) zmiana układu władzy stała się niemożliwa, gdyż replikuje się on poprzez wybór w trybie altymetrycznym, w ramach którego liczba (opiniotwórczych) beneficjentów penetrujących przestrzeń władzy jest tak duża, iż zapewnia rządzącym popularność oraz odtwarzalność kolejnych kadencji, niezależnie od jakości rządzenia.

System został zabetonowany. Jest to sytuacja, w której w gruncie rzeczy oczekiwania obywateli nie są zrealizowane albo zostały spełnione powierzchownie, jednak układ klientelistycznych beneficjentów jest tak silny, iż wytwarzając w sposób zorganizowany opiniotwórcze wibracje, narzuca obywatelskiemu ogółowi własną percepcję politycznego procesu, zaklinając rzeczywistość. Makdonaldyzacja przestrzeni publicznej, identycznie jak w przypadku pozostałych dziedzin życia społecznego, prowadzi do defraudacji.

Roman Mańka

Dodaj komentarz