Rosja pręży muskuły!
Według oficjalnych danych ministerstwa obrony rosyjskie, ćwiczenia Vostok-18, to największe tego rodzaju przedsięwzięcie od początku lat 80. XX wieku. Według różnych źródeł, w manewrach, które trwały do 17 września ur., miało uczestniczyć od 250 do niemal 300 tysięcy żołnierzy, 36 tysięcy czołgów i pojazdów mechanicznych, oraz około tysiąca samolotów i śmigłowców.
dr Łukasz Tolak –W manewrach uczestniczył także znaczący komponent sił zbrojnych Chin i Mongolii. Nawet jeżeli rosyjskie źródła przesadzają – ćwiczenia mają także wymiar sztabowy i część sił została w koszarach – to skala może robić wrażenie. Rosyjska generalicja ćwiczy m.in. przerzut i operacje wielkich związków taktycznych, z błyskawicznym przerzutem sił powietrznodesantowych; wspaniały efekt psychologiczny, szczególnie, jeżeli weźmiemy pod uwagę że siły zaangażowane w manewry, ponad dwukrotnie przewyższają wielkość sił zbrojnych np. Wielkiej Brytanii, o polskich nie wspominając.
Czy Rosja gotowa jest do wojny?
Obserwując przebieg zeszłorocznych manewrów można odnieść wrażenie, że nie ma znaczenia miejsce ćwiczeń – tysiące kilometrów od Środkowej Europy. Podobny teatr Rosja organizuje nie po raz pierwszy w ostatnich latach. Wystarczy wspomnieć manewry Zapad-17, tuż przy polskiej granicy, czy poprzednią edycję manewrów Vostok. Przekaz jest jasny: Rosja jest gotowa i Rosja może użyć siły. Komunikat ten, to jednak tylko część obrazu jaki się rysuje
Nie ulega wątpliwości, że rosyjskie siły zbrojne przeszły w ostatniej dekadzie ogromną transformację, kadrową oraz strukturalną. Wnioski z wojny w Gruzji zostały wyciągnięte, a proces reform przyniósł nie budzący wątpliwości wzrost skuteczności rosyjskiej armii. Dowodem na to były udane operacje na Krymie, a także działania w Syrii, gdzie rosyjskie zaangażowanie wojskowe odwróciło całkowicie losy konfliktu. W obu tych przypadkach, zaangażowanie rosyjskie było jednak relatywnie niewielkie i nie miało nic wspólnego z symulowaną obecnie wielką wojną. Syryjska interwencja opierała się na kampanii uderzeń powietrznych, a zaangażowanie sił lądowych, poza instruktorami i oddziałami specjalnymi, było właściwie marginalne. Proces modernizacji technicznej sił zbrojnych, tak często przywoływany przez Kreml w celach propagandowych, ciągle trwa i trapią go istotne opóźnienia. Co więcej zasadnicza modernizacja potencjału wojsk lądowych (wymiana najważniejszych systemów uzbrojenia na nowe) planowana jest w następnej dekadzie i wcale nie ma pewności czy uda się ją zrealizować. Cały proces modernizacji sił zbrojnych, w porównaniu do kreślonych na początku obecnej dekady planów, uznać należy co najwyżej za umiarkowany sukces. Rodzi to zatem pytania czy Rosja rzeczywiście prze do wielkiej wojny, i czemu służą tak wielkie manewry?
Gra na podział
Odpowiedź na pierwsze z nich wydaje się w miarę prosta. Inwazji na całą Europę, w stylu działań Układu Warszawskiego, Rosja nie planuje. Jest po prostu zbyt słaba i w żadnym wypadku nie może sobie na to pozwolić. Różnica potencjałów jest zdecydowanie zbyt wielka. Jeżeli chodzi o cele przyświecające manewrom Vostok-18, to komunikat Kremla jest bardziej złożony. Po pierwsze działania są obliczone na osiągnięcie efektu psychologicznego, rysującego obraz Rosji jako wielkiego globalnego gracza i mocarstwa, z którego potencjałem należy się liczyć. Komunikat ten skierowany jest zarówno do opinii publicznej oraz elit politycznych szeroko pojętego Zachodu, jak i na potrzeby wewnętrzne.
W przypadku NATO, USA, a także Unii Europejskiej, presja wojskowa, wsparta całym wachlarzem działań propagandowych i dezinformacyjnych, służy pogłębianiu podziałów i wzmacnianiu opinii, że silnego rosyjskiego „niedźwiedzia” drażnić nie należy. Działanie takie, co obserwujemy od lat, jest częściowo skuteczne. Szczególnie w przypadku pacyfistycznie nastawionych społeczeństw Zachodniej Europy, gdzie opinia ta znajduje dość szeroki oddźwięk, zarówno części establishmentu politycznego, jak również opinii publicznej. Gra na podział i demobilizacje przeciwnika jest kontynuowana przez Kreml od czasu upadku ZSRR. Obserwowany obecnie kryzys w stosunkach między USA i europejskimi członkami NATO, jest zatem w interesie Kremla.
Mocarstwowy resentyment
Na polu wewnętrznym, wielkie manewry są komunikatem, który ma przynieść wzrost poparcia opinii publicznej. Rosyjskie społeczeństwo od wielu pokoleń posiada słabość do siły i imperialne ambicje. Nostalgia za utraconym imperium i duma z siły Rosji na arenie międzynarodowej, zawsze była wśród Rosjan istotne. Wielkie manewry są zatem elementem „igrzysk dla ludu” i mają przyczynić się do poprawy słabnących ostatnio notowań Putina.
Władimir Putin oraz jego ekipa, zdają sobie sprawę z realnej słabości Rosji, w relacjach z najważniejszymi graczami sceny międzynarodowej. Ponieważ projekt Wielkiej Rosji, nie może być zrealizowany na polu dominacji ekonomicznej – Rosja jest ekonomicznym karłem – potencjał wojskowy i atomowy stanowi bardzo istotny instrument, wykorzystywany przez Kreml w geopolitycznej rozgrywce. Stawka jest niezwykle wysoka: obliczona na definitywne obalenie dominacji USA na świecie. Obecność oddziałów chińskich jest w tym przypadku symptomatyczna. Po pierwsze, daje Moskwie możliwość wyjścia z izolacji i pokazania alternatywy dla stosunków z Zachodem. Po drugie, podkreślane głośno zbliżenie z Chinami ma sprawiać wrażenie budowania sojuszu, a także przeciwwagi dla dotychczasowego hegemona. Chiny do pewnego stopnia wpisują się w tę retorykę. Pamiętać jednak trzeba, że jest to tylko iluzja, ponieważ strategiczne interesy obu partnerów są skrajnie odmienne. Chiny bez skrupułów, w sposób instrumentalny, chciałyby wykorzystać Rosję do osłabienia Zachodu, zwłaszcza Stanów Zjednoczonych, a każda eskalacja napięcia między Kremlem a Waszyngtonem jest w interesie Państwa Środka. Putin ma świadomość, że sojusz z Chinami ma charakter czysto taktyczny, a ewentualne pogłębianie tej relacji, oznacza nieuchronne uzależnienie Rosji od południowego sąsiada, i jej marginalizację polityczną na scenie międzynarodowej.
Kurs na Zachód
Z punktu widzenia Polski i wschodniej flanki NATO, jedno jest jednak pewne. Racją stanu Warszawy pozostaje uważne obserwowanie polityki rosyjskiej i działanie na rzecz wzmacniania jedności Zachodu. Wielkie manewry rosyjskie nie powinny powodować paniki, ale unaoczniać realność zagrożenia, jakie może nieść z sobą izolacja, jak również brak wiarygodnego wsparcia NATO oraz Unii Europejskiej. W świecie zmierzającym do wielobiegunowej równowagi, nasza pozycja jest uzależniona od trwałości i wiarygodności obu instytucji.
Autor jest przewodniczącym zarządu Fundacji FIBRE, politologiem i prawnikiem, specjalizuje się w geopolityce i problematyce międzynarodowej: zwłaszcza w sprawach związanych z funkcjonowaniem Unii Europejskiej, Stanów Zjednoczonych, oraz Bliskiego Wschodu, jak również Azji; znakomicie też orientuje się w sytuacji Francji i Wielkiej Brytanii. Posiada również rozległą wiedzę i specjalizuje się w zakresie tematów takich jak: terroryzm, energia atomowa, broń jądrowa, jak również polityka paliwowa oraz gazowa.
Jest wykładowcą renomowanej prywatnej uczelni Collegium Civitas w Warszawie. Posiada tytuł naukowy doktora nauk politycznych.