Tajemnica poliszynela
W ortodoksyjnym dyskursie publiczny forsuje się pogląd, iż samorządy stanowią najbardziej udaną w Polsce reformę i instytucję spośród wszystkich, których introdukcji dokonano po 1989 roku. Jednak ten pogląd artykułują ludzie, którzy najczęściej nie widzieli samorządów ani terytorium lokalnego na oczy. W rzeczywistości wiele wspólnot samorządowych jest opanowanych i zawłaszczonych, przez skorumpowanych urzędników oraz lokalne mafie.
Roman Mańka –Problem korupcji wyborczej oraz stosowany zwłaszcza w małych jednostkach samorządowych mechanizm kupowania głosów, najlepiej chyba opisać za pomocą kategorii poznawczej: tajemnicy poliszynela. A zatem jest to coś, co naprawdę istnieje, posiada silne odbicie w społecznej świadomości, która jak wiadomo jest refleksem rzeczywistości, wiele osób tego doświadczyło, jeszcze więcej o tym mówi, w środowisku funkcjonuje ugruntowane przekonanie, iż tego rodzaju zjawisko ma miejsce, ale nikt nie chcę przyznać tego w sensie oficjalnym, nie mówiąc już o potwierdzeniu sytuacji w wymiarze karno-procesowym.
Są takie sprawy, co do których prawdziwości jesteśmy przekonani, towarzyszy im wiedza potoczna czy używając jeszcze innego desygnatu znaczeniowego, wiedza oparta na doświadczeniu życiowym albo na racjonalnym rozumowaniu, wystarczy to aby uznać coś za prawdę – nieoficjalną, aczkolwiek pewną – jednak nie wystarczy, aby potwierdzić w rozumieniu procesowym, wg. rygorów oraz imperatywów postępowania karnego.
Takie sytuacje mają miejsce, gdy np. mąż bije żonę, wszyscy o tym wiedzą, współczują jej, po cichu wyrażają empatię, ale nikt oficjalnie nie chce o tym rozmawiać i narażać się na zarzut wtrącania w rodzinne sprawy; podobnie jest, gdy żona zdradza męża, mamy wówczas do czynienia z wiedzą o tak dużym prawdopodobieństwie, iż prawie pewną, powszechną, jednak oficjalnie również mało kto zdobędzie się na potwierdzenie takiego zarzutu, a o dowody procesowe byłoby też trudno.
Do zagadnienia korupcji wyborczej, ale również korupcji w ogóle, dobrze pasuje metafora onkologiczna, czyli obecności nowotworu w organizmie. Korupcja, analogicznie jak rak, daje objawy niespecyficzne i niebezpośrednie, utrudniające postawienie słusznej, trafnej diagnozy, ale podobnie jak choroby nowotworowe rujnują organizm, identycznie i ona wyniszcza system polityczny, wypaczając poszczególne rozstrzygnięcia wyborcze, a także demobilizując ludzi w stosunku do życia obywatelskiego i partycypacji politycznej, pozbawiając poczucia sprawczości – jednego z fundamentalnych parametrów decydujących o uczestnictwie lub nie uczestnictwie w życiu publicznym – a także zniechęcając do przyjęcia statusu obywatela.
Obywatele czy konsumenci?
Tak naprawdę korupcja wyborcza to głęboki proces, u jej podstaw leżą głębokie podstawy kulturowe. Wiąże się to z epoką postkomunizmu, która nastała w Polsce po 1989 roku. Głównym przejawem postkomunizmu był konsumpcjonizm, i towarzysząca mu korupcja. Dlaczego Polacy nie angażują się w życie obywatelskie? Jaka jest przyczyna tak ogromnej pasywności oraz absencji w życiu publicznym? Generalna odpowiedź na te pytania jest jedna: bo w Polakach ukształtowano postawę konsumentów, a nie obywateli, zaś konsument na wszystko patrzy w kategoriach użytecznościowych, rzeczowych, instrumentalnych.
Wystarczy porównać niedzielną frekwencję, z jednej strony w galeriach handlowych wielkich i średnich miast, a z drugiej – w lokalach wyborczych. Po godzinie 20.00 pierwsze z przywołanych miejsc są nadal pełne, klienci chcą oglądać towary nawet po zamknięciu sklepów, tymczasem drugie miejsca świecą o tej porze pustkami. Na osiem wyborów parlamentarnych, które miały miejsce w Polsce po 1989 roku, jedynie w trzech frekwencja nieznacznie przekroczyła 50 proc.: w 1993 wyniosła 52,13 proc.; w 2007 ukształtowała się na poziomie 53,88 pkt., a w 2015 osiągnęła 50,92 proc.
Konsumpcjonizm tłumaczy wiele rzeczy, które dzieją się w Polsce, zwłaszcza korupcję wyborczą: konsumenci są w pewnym stopniu niewolnikami podążającymi za skonstruowanymi, nieimmanentnymi pragnieniami, więc chętnie potraktują swój głos jak towar i zamienią go na pieniądze; gdybyśmy natomiast mieli w Polsce do czynienia ze świadomymi obywatelami, oni nie zrobiliby tego nigdy.
Paradoks wysokiej frekwencji
Zasadniczym problemem w Polsce jest nieświadomość obywateli. Poziom socjalizacji politycznej polskiego społeczeństwa kształtuje się na niebywale niskim poziomie. Populację społeczną można w uproszczeniu podzielić na trzy główne grupy: pierwszą stanowią ludzie aktywni-świadomi, są to osoby które polityką interesują się na co dzień, a nie tylko okazjonalnie, charakteryzują się zarówno wysokim poziomem socjalizacji politycznej, jak również partycypacji politycznej, w sposób permanentny śledzą programy informacyjne w mediach i angażują się w życie publiczne, regularnie biorą udział w wyborach; drugą grupę tworzą ludzie aktywni-nieświadomi, są to jednostki interesujące się polityką incydentalnie, epizodycznie, średnio raz na dwa lata przy okazji wyborów (prezydenckich, parlamentarnych, samorządowych, lub do Europarlamentu), zarówno poziom socjalizacji ale także partycypacji politycznej tej kategorii jest niski; trzecie środowisko stanowią osoby bierne, są to ludzie żyjący poza systemem politycznym albo, jak to kiedyś scharakteryzował prof. Andrzej Zybertowicz, socjolog wiedzy z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu i zarazem doradca prezydenta Andrzeja Dudy, egzystujący w szczelinach systemu politycznego, czyli w rodzinie, w środowiskach sąsiedzkich lub koleżeńskich, w grupach pracowniczych, jednak z dala od głównego nurtu życia publicznego.
Te trzy grupy można określić jeszcze inaczej, ponazywać je za pomocą jednego słowa: pierwsza to obywatele, druga – konsumenci, trzecia – kontestatorzy.
Nieświadomy wyborca jest bardziej niebezpieczny dla demokracji oraz jakości życia politycznego, od wyborcy biernego. Nieaktywność jest w głębszym sensie, jednak pewnym przejawem demonstracji czy deklaracji politycznej, może być też potraktowana jako szczere oraz autentyczne wyartykułowanie, tyle tylko że dokonane w negatywnym trybie, poglądów politycznych czy politycznych ocen i opinii, albo świadomej rezygnacji z wyrażania takowych, lub też przyjętej formy delegitymizacji elit; tymczasem nieświadomość wyborcza jest najczęściej instrumentalizowana przez inżynierię socjologiczną, czyli socjotechnikę i polityczny marketing, a więc w gruncie rzeczy populizm.
Paradoks polega na tym iż postawa biernego wyborcy jest czasami bardziej świadoma od aktywnego.
Obecnie w środowisku czołowych amerykańskich uniwersytetów zmienia się recepcja problemu frekwencji wyborczej, wielu socjologów, jak również politologów uważa, iż zagadnienia frekwencji nie można traktować jednoznacznie i w sposób oczywisty, a już na pewno nie dogmatyczny. Przy okazji rozmaitych wyborów może zachodzić znane z fizyki czy statystyki zjawisko stosunku odwrotnie proporcjonalnego: może się np. okazywać, iż wraz ze wzrostem frekwencji rośnie podatność wyborców na populizm. Szczególnie ważkie wydaje się pytanie, który wybór jest lepszy i bardziej wartościowy z punktu widzenia dobra wspólnego: głęboki czy płytki; a zatem czy lepiej kiedy wyboru dokonują nieliczni ale świadomi, dojrzali i dobrze wyedukowani politycznie wyborcy, czy też liczni ale nieświadomi, cechujący się niskim poziomem socjalizacji politycznej? Czyli czy lepiej kiedy wyboru dokona elita (w sensie kwalifikacji poznawczych, odpowiedzialności oraz świadomości obywatelskiej; nie mylić z establishmentem), czy też nieświadomy, zmanipulowany, i „zgoniony” do urn wyborczych albo dowieziony samochodami, motłoch konsumentów?
Są to istotne dylematy współczesnej demokracji.
„Zabetonowanie” polityki
Na pokrewne zagadnienie zwraca uwagę Robert Putnam, amerykański politolog z Uniwersytetu Harvarda, uwypukla on kwestię asymetrii socjalizacji politycznej, wskazując na rozdźwięk wiedzy czy świadomości politycznej pomiędzy ludźmi na co dzień, a nierzadko także i profesjonalnie, zajmującymi się polityką albo dziedzinami które można luźno zaliczyć w skład tej sfery, a więc menedżerami, doradcami, spindoktorami, funkcjonariuszami partyjnymi, czy urzędnikami i pracownikami szeroko rozumianej administracji, a resztą społeczeństwa.
Dysproporcja świadomości oraz wiedzy politycznej, zaś przede wszystkim lepsza znajomość mechanizmów politycznych, jak również tak zwanej technologii politycznej, sposobów prowadzenia i organizowania wyborów, a także technik i metod instrumentalnego wpływania na procesy polityczne, jest jednym z najpoważniejszych, najbardziej znaczących, sposobów omijania procesu demokratycznego przez władze ulokowane na rożnym poziomie, znajdujące się zarówno w wymiarze makro jak i mikrostruktury.
Miękkimi narzędziami omijania (czy też wypaczania) procesu demokratycznego stały się czynniki takie jak marketing polityczny, socjotechnika, zabieganie o przychylność środków masowego przekazu i sympatię dziennikarzy; natomiast twardymi instrumentami są: metodologie instrumentalnego organizowania wyborów, projektowania określonych systemów wyborczych czy też kreowania korzystnych dla konkretnych stron geografii wyborczych (czyli arbitralnego kreślenia okręgów wyborczych), a w końcu najbardziej twardymi formami omijania procesu demokratycznego są wyborcze fałszerstwa oraz korupcja wyborcza.
Wszystkie te operacje mają na celu jedno podstawowe zadanie: zablokowanie bądź przynajmniej ograniczenie zdefiniowanego przez Vilfredo Pareto, mechanizmu krążenia elit.
Spośród miękkich sposobów wypaczania demokracji, najbardziej subtelnym zjawiskiem wydaje się fenomen który w politologii definiuje się mianem kratokracji. Jest to taki układ, w ramach którego z jednej strony władza koncentruje się jedynie na reprodukcji własnych struktur i skupia się nie na realizowaniu dobra wspólnego lecz zabieganiu o partykularne interesy czynników sprawujących rządy oraz powiązanych z nią klientelistycznych grup interesów; zaś z drugiej strony, nagromadzenie wchodzących w klientelistyczne relacje z władzą, struktur opiniotwórczych jest tak duże, a liczba wpływowych beneficjentów na tyle pokaźna, iż wymiana elit, pomimo obowiązywania systemu demokratycznego, stała się niemożliwa. W tego rodzaju sytuacji, jak mawiają kolokwialnie publicyści, polityka jest „zabetonowana”.
Z formalnego punktu widzenia wszystko wygląda w porządku, obowiązuje demokracja, działają demokratyczne procedury, ludzie mogą głosować, jednak ilość klientelistycznych przewag władzy jest tak ogromna, że wymiana rządzących stała się niemożliwa i władza ulega replikowaniu.
Zabierz babci dowód…
Charles Mills, amerykański socjolog i autor książki „Elita władzy”, wyraził pogląd, iż w rezultacie procesów racjonalizacji pracy, które objęły wszystkie państwa przemysłowe, władza dostała się w ręce stosunkowo wąskiej, nielicznej, zdemoralizowanej, oraz hermetycznej grupy, stanowiącej mieszankę czynników sensu stricte politycznych, biznesowych, i wojskowych, natomiast ludzie naprawdę władzę sprawujący nie pochodzą z demokratycznego wyboru i nie posiadają demokratycznej, lecz klientelistyczną, legitymizację.
W opinii Millsa, punkt w którym demokracja jest wypaczana to debata publiczna, która została zawłaszczona, zinstrumentalizowana, i przesunęła się na czysto formalny obszar.
Jeszcze inaczej na ten sam, wydaje się, problem spojrzał włoski politolog, Giovanni Sartori, pisząc o wyborze w trybie altymetrycznym, a zatem wyborze dokonywanym poprzez skrócenie rozmaitym czynnikom klientelistycznym, o wysokich zdolnościach opiniotwórczych oraz mobilizacyjnych, dystansu do przestrzeni władzy, czyli używając bardziej zwulgaryzowanej aczkolwiek niezwykle popularnej formuły semantycznej, zredukowania odległości do sfery tzw. „koryta”.
Kreacja nowej lub reprodukcja dotychczasowej władzy następuje na tej zasadzie, iż rządzący wchodzą w alians z klientelistycznymi strukturami interesów, sieciami korzyści o dużym potencjale opiniotwórczym, które mobilizują albo demobilizują wyborców (klasyczny przykład to akcja: „zabierz babci dowód”).
W ten sposób, o ile nie popełni się jakiegoś poważnego błędu, władzę można sprawować wiecznie.
Prosta matematyka
Przewaga w warstwie socjalizacji politycznej oraz biegłej znajomości technologii politycznej stała się jedną z kluczowych powodów degeneracji demokracji i w głębszym sensie, zamiany warunków które na pozór jawią się jako demokratyczne, w istocie w antydemokratyczne.
Na poziomie lokalnym, oprócz ludzi zaangażowanych w działalność samorządową, radnych, wójtów, burmistrzów, prezydentów, funkcjonariuszy administracji samorządowej, działaczy partyjnych, członków fundacji oraz stowarzyszeń, tę przewagę posiadają również osoby uwikłane w działalność zorganizowanych struktur przestępczych, a ich znajomość mechanizmów i technologii politycznych, a zwłaszcza cech środowiska lokalnego oraz rozeznanie w terenie, są nie do przecenienia. Któż inny niż funkcjonujące na obszarze tzw. Polski powiatowej gangi oraz mafie, może posiadać większą znajomość specyfiki politycznej, socjologicznej, demograficznej, ekonomicznej, czy kulturowej określonego terytorium?
Korupcja wyborcza, a mówiąc precyzyjniej proceder kupowania głosów, jest rezultatem wysokiej socjalizacji politycznej członków struktur przestępczych, a z drugiej strony osób i podmiotów zainteresowanych konsumpcją władzy, znajomością technik oraz procedur wyborczych, w szczególności zaś prostej kalkulacji, iż korupcja wyborcza jest tańsza od marketingu politycznego, tymczasem daje dużo większe (w niektórych sytuacjach wręcz stuprocentowe) gwarancje skuteczności. Kandydat na wójta albo burmistrza inwestując w kampanię wyborczą np. 40 tyś. zł., będzie mógł wykonać szereg działań o charakterze marketingowym: wydrukować tysiące plakatów wyborczych, rozdać dziesiątki ulotek, rozesłać listy do wyborców, wyemitować spoty wyborcze w lokalnych mediach (radiu i telewizji), zamieścić ogłoszenia w miejscowych gazetach, odbyć dziesiątki bezpośrednich spotkań z wyborcami. Jednak wszystkie te działania razem wzięte, mogą nie przełożyć się na realne poparcie wyborcze, stąd nie dają żadnej rękojmi zwycięstwa; tymczasem te same 40 tys. zainwestowane w korupcję wyborczą gwarantują wymierną liczbę 2 tys. głosów, licząc po 20 zł za jeden głos, a co się z tym wiąże, duże prawdopodobieństwo wyborczego sukcesu.
Za korupcją wyborczą przemawia więc pragmatyzm polityczny i zarazem rachunek ekonomiczny.
Ciąg technologiczny…
Jak w praktyce wygląda mechanizm kupowania głosów? Jest on precyzyjnie zaplanowaną oraz skrzętnie realizowaną operacją i składa się z kilku etapów, prowadzą go najczęściej działające na danym lokalnym terenie zorganizowane struktury przestępcze, zajmujące się na co dzień handlem podrabianym alkoholem, przemycaniem „lewych papierosów”, dystrybucją narkotyków, itp.
Etap pierwszy to fraternizacja, a wiec moment w którym dochodzi do nawiązania klientelistycznej, inkryminowanej relacji pomiędzy określoną władzą samorządową, najczęściej wójtem lub burmistrzem, w niektórych przypadkach również poszczególnymi radnymi, a przestępcami, członkami działających na dole Polski gangów. Lokalna władza uświadamia sobie znaczenie oraz walory pragmatyczne struktur przestępczych, które z punktu widzenia skuteczności wyborczej posiadają kilka ważnych atutów: 1) wysoką sprawność organizacyjną (w tym zakresie nie dorównuje im żadna partia polityczna ani organizacja pozarządowa); 2) wysoką zdolność do działań opiniotwórczych i wytwarzania w sposób oddolny narracji politycznych i kulturowych; 3) wysoki potencjał mobilizacyjny, czyli umiejętność mobilizowania oraz demobilizowania licznych zasobów wyborczych; 4) kapitał finansowy, a także zdolność do wywierania – najczęściej nie mieszczącej się w granicach prawa – presji społecznej.
Urna wyborcza może również zostać potraktowana jako „pralka” służąca do „prania brudnych pieniędzy”” pochodzących z działalności przestępczej, dlatego gangsterzy chętnie inwestują środki finansowe w swoich samorządowych faworytów, licząc na szybki oraz mocno spotęgowany zwrot zaangażowanych zasobów.
Dla władzy samorządowej lokalne struktury gangsterskie jawią się więc jako atrakcyjna, posiadająca wiele atutów i instrumentów wyborczych grupa interesów, z drugiej zaś strony także czynniki sprawujące rządy w określonym samorządzie stanowią dla gangsterów interesującego sojusznika, mogącego przyznawać określone koncesje, np. udzielać wielomilionowych zamówień publicznych powiązanych z gangami firmom, jak również kształtować całą lokalną politykę, w tym również wpływać na działania i decyzje lokalnych organów ścigania.
Druga faza operacji kupowania głosów to logistyka i werbunek. Struktury przestępcze dysponują znakomitym rozeznaniem w terenie, posiadają rozległą wiedzę na temat sytuacji społeczno-ekonomicznej danego obszaru oraz znają cechy socjologiczne, demograficzne, i ekonomiczne konkretnych środowisk społecznych; mówiąc kolokwialnie, wiedzą, kto z kim śpi, kto ma jakie poglądy polityczne, przekonania religijne, i kto chodzi a nie chodzi na wybory.
To bardzo istotna wiedza, gdyż przestępcy „uderzą” w pierwszej kolejności w stronę grup (rodzin) łączących w sobie dwie cechy: 1) bierność wyborczą – struktury gangsterskie na samym początku będą się starały zmobilizować do wyborów osoby oraz środowiska, które najczęściej (w dotychczasowych przypadkach) nie uczestniczyły w procesie wyborczym, były nieaktywne; 2) trudne położenie społeczno-ekonomiczne.
Ludzie, którzy i tak mieli nie iść do wyborów, zakładali nieaktywność wyborczą, nie posiadający skrystalizowanych poglądów politycznych, zaś dodatkowo przytłoczeni przez dramatyczne położenie materialne, najchętniej ulegną pokusie sprzedania swoich głosów.
Jak widać u podłoża korupcji wyborczej leży także, a może przede wszystkim, społeczna bieda. W tym kontekście, na marginesie należy zauważyć, iż program rodzina 500+ pełni również i tę funkcję, iż poprzez poprawianie sytuacji społeczno-ekonomicznej wielu grup społecznych oraz inkluzyjne i angażujące wprowadzanie ich w przestrzeń życia obywatelskiego, niweluje również korupcję wyborczą.
Werbunek określonych środowisk społecznych mobilizowanych do procederu kupowania głosów rozpoczyna się najczęściej na kilka dni, a czasami nawet tygodni przed terminem wyborów. Gangsterzy po prostu trafiają pod konkretne adresy, do konkretnych domów i werbują wyborców, umawiając się na konkretną godzinę w dniu wyborów. Wszystko zostaje precyzyjnie zaplanowane.
Trzeci etap to transport. Zazwyczaj mechanizm kupowania głosów prowadzony jest przy użyciu kilkudziesięciu samochodów, bywają niestety również sytuacje tak bezczelne i zuchwałe, iż wyborcy są dowożeni do lokali wyborczych autobusami, ale to raczej rzadkość. Natomiast wystawienie 20 czy 30 aut, to dla sprawnie działającej, cechującej się wysoką mobilnością struktury przestępczej, żaden problem.
Głosowanie trwa obecnie 14 godzin (dawniej trwało 16). Nawet gdyby przyjąć minimalny przelicznik, że jeden samochód przywiezie przez godzinę tylko czterech wyborców, to przez cały okres, w którym otwarte są lokale wyborcze, jest w stanie zmobilizować 56 wyborców; to odpowiednio użycie 10 pojazdów daje liczbę 560 głosów, a 20 – 1120, itp.
Czwarta faza: wyniesienie karty do głosowania, czyli skonstruowanie pierwszego ogniwa korupcyjnego „łańcucha”. Celem kupujących głosy zorganizowanych grup przestępczych jest uformowanie „łańcucha” osób sprzedających głosy, stworzenie swoistego taśmociągu, który będzie dostarczał głosów niczym taśmowy mechanizm w fabryce.
Dlatego tak ważne jest wyniesienie pierwszej karty do głosowania. Procederowi temu sprzyja okoliczność, iż jednego dnia odbywają się w ramach jednych i tych samych wyborów, cztery głosowania do rożnych szczebli samorządu terytorialnego. Nagromadzenie dużej ilości kart wyborczych, wielość list do zakreślania, stanowi – wbrew intencjom systemowym – immanentną osłonę realizowanego fałszerstwa. Gangsterom chodzi zazwyczaj o kartę do głosowania w wyborach na wójta/burmistrza tudzież rady gminy/miasta, pozostałe karty pełnią funkcję swego rodzaju „zasłony dymnej” kamuflującej inkryminowaną czynność wynoszenia na zewnątrz karty do głosowania.
Wyborca wrzuca karty do urny, tylko że nie cztery a np. trzy, ewentualnie – dwie. Nawet jeżeli w lokalach ustawi się przezroczystą urnę i zainstaluje dziesiątki kamer, nikt dokładnie nie jest w stanie zauważyć ile kart do urny wrzuca dany wyborca.
W praktyce, krok po kroku, wygląda to tak: 1) podwieziony samochodem przez przestępców wyborca wchodzi do lokalu wyborczego; 2) mówi członkom obwodowej komisji wyborczej „dzień dobry” albo dobry wieczór, w zależności od pory dnia, podpisuję listę zawierającą wykaz wyborców, pobiera (cztery) karty do głosowania; następnie: 3) wchodzi do kabiny do glosowania, chowa kartę do głosowania, na której zależy gangsterom do kieszeni; 4) wychodzi z kabiny i wrzuca pozostałe karty do urny wyborczej; na końcu: 5) opuszcza lokal i w samochodzie przekazuje przestępcom kartę do głosowania, najczęściej dotyczącą wyborów wójta/burmistrza.
W tym momencie jest już po wyborach. Następnie: 6) gangsterzy sami zakreślają wyborczą kartę i jadą po kolejnego wyborcę.
W ten sposób tworzony jest korupcyjny „łańcuch”, wybory fałszowane są w trybie łańcuchowym, taśmowym.
Ostatni, piąty etap, to podmiana kart wyborczych. Przestępcy podwożą pod lokal wyborczy kolejnego wyborcę i przekazują mu wyniesioną przez poprzedniego wyborcę, a zakreśloną przez przestępców, kartę do głosowania. W gruncie rzeczy wyborca ten powtarza czynności poprzedniego, z tą tylko różnicą, iż w kabinie wyborczej dokonuje podmiany kart do głosowania – w miejsce czystej karty wprowadza do obiegu zakreśloną, którą otrzymał od przestępców, zaś pustą im wynosi, którą z kolei oni zakreślają i przekazują następnemu wyborcy.
W każdym z tych przypadków wyniesienie czystej karty staje się podstawą do zapłaty pieniędzy za sprzedany głos, sprzedane prawo obywatelskie, w wysokości 20-25, góra 30 zł. W ten sposób jeden przestępca, prowadzący akcję jednym samochodem kupuje co najmniej 56 głosów. W rzeczywistości jednak akcja prowadzona jest w formie o wiele bardziej złożonej oraz kombinacyjnej, i masowo, przy użyciu wielu pojazdów, a także łączeniu kupowania głosów najczęściej w wyborach do dwóch poziomów samorządów: wójt/burmistrz – rada gminy/miasta; wójt/burmistrz – rada powiatu.
Wywrócony system etyczny
Dlaczego proceder prowadzony na tak dużą skalę prawie w ogóle jest nie zauważany przez organy ścigania karnego? Z jakiego powodu, ludzie którym proponuje się sprzedaż głosów, otaczają całe przedsięwzięcie tabu i milczą niczym kamienie?
Przyczyn takiego stanu rzeczy jest przynajmniej kilka.
Generalnie wszelkie transakcje korupcyjne determinują solidarność stron procesu korupcyjnego, stąd niezwykle trudno jest diagnozować, wykrywać, i demaskować tego rodzaju działania. W przypadku kupowania głosów dochodzi świadomość surowszej sankcji karnej, gdyż w grę wchodzi kumulatywne złamanie prawa: kradzież karty wyborczej, udział w fałszerstwie wyborczym, przestępstwo przeciwko wyborom, itp.
Ponadto najważniejszy jest chyba inny motyw: sprzedającymi głosy są osoby bierne wyborczo i obywatelsko, które i tak miały nie iść do wyborów, nie posiadające nie tylko ugruntowanych, ale właściwie żadnych poglądów politycznych, nawet tych najbardziej płytkich, pozostawające w niezwykle trudnym położeniu materialnym, nierzadko w ubóstwie, w nędzy, żyjące w rodzinach patologicznych, w małżeństwach wielodzietnych, itd.
Świadomość społeczna i aksjologiczna tych osób jest przewartościowana, jak gdyby wywrócona do góry nogami. W ich percepcji kupujący gangsterzy jawią się jako coś dobrego, pozytywnego, korzystnego, gdyż pozwalają zarobić pieniądze, których inaczej nie dałoby się zdobyć; dlatego nie tylko, że następuje wymuszona zmowa milczenia, ale również dobrowolna determinacja zachowania całej sprawy w tajemnicy oraz autentyczna lojalność w stosunku do konieczności wypełnienia zamysłu przestępców, czyli wyniesienia czystej i wrzucenia zakreślonej karty do urny wyborczej.
W ten sposób były miedzy innymi kupowane głosy w Wałbrzychu, w 2010 roku, przez działaczy Platformy Obywatelskiej; w mieście Kole w województwie wielkopolskim w 2002 roku; w Skierniewicach w 2010; w Sanoku, i w wielu innych miejscach.
Objawy pośrednie
Korupcję wyborczą bardzo trudno udowodnić w rozumieniu karno-procesowym, na zasadach jakie określa Kodeks postepowania karnego, trzeba by do tego pokusić się o zdobycie dowodów materialnych lub co najmniej zeznań świadków, zaś to jest niezwykle trudne.
Jednak można pokusić się o dowody logiczne, racjonalne, a zwłaszcza socjologiczne i statystyczne, które są przekonujące.
Korupcja wyborcza stanowi zjawisko, które wyczerpuje formułę tajemnicy poliszynela, natężenie tego zjawiska w świadomości społecznej rożnego rodzaju lokalnych środowisk, a także obecność w potocznej opinii publicznej, przybiera tak duże rozmiary, że trudno uznać, aby mogła stanowić zmyślony, wytworzony przez wyobraźnię konstrukt i musi mieć jakieś realne podłoże.
Zwykle również i korupcję w ogóle (nie tylko wyborczą) mierzy się przez natężenie tego zjawiska w świadomości społecznej. W ten sposób działa m.in. międzynarodowa organizacja Transparency Internacjonal, prowadząca renomowane działanie pod nazwą „Indeks percepcji korupcji”. Przyświeca temu założenie, że świadomość i rzeczywistość są w jakiejś mierze bytami paralelnymi, adekwatnymi, emanacyjnymi, i jeżeli coś istnieje w świadomości, to w mniejszym lub większym stopniu jest odbiciem świata realnego.
Jednakowoż korupcja wyborcza wywołuje jeszcze inne, dużo bardziej wymierne i przede wszystkim mające potwierdzenie w statystyce, symptomy.
Po pierwsze, ponadstandardowy wzrost frekwencji. Jeżeli frekwencja wyborcza kształtuje się w rozmiarach daleko wykraczających poza dotychczasowe doświadczenia wyborcze, to może oznaczać, iż struktury gangsterskie uruchomiły mechanizm kupowania głosów.
Po drugie, wzmożona, ponadnormatywna mobilność w populacji nieaktywnej wyborczo, zwłaszcza w grupach społecznych, które wykazywały się permanentną biernością, jak również w środowiskach znajdujących się w trudnej sytuacji społeczno-ekonomicznej oraz w rodzinach patologicznych. Struktury przestępcze kupując głosy aktywizują przede wszystkim ludzi pasywnych pod względem wyborczym, społecznym, obywatelskim, i kulturowym, jak również zdeterminowanych niekorzystną sytuacją materialną.
Po trzecie, podwyższona, nierutynowa mobilność w niespecyficznych, z punktu widzenia procesu wyborczego, porach dnia: zwłaszcza rano i wieczorem. Gangi starają się przywieść do lokali wyborczych jak największą liczbę wyborców, dlatego pracują równomiernie, w miarę proporcjonalnie przez cały dzień, realizując swoją własną listę zawierającą wykaz wyborców.
Po czwarte, powtarzająca się ruchliwość oraz obecność przed lokalami wyborczymi tych samych samochodów, co może zarejestrować monitoring wizyjny – gminny lub miejski.
Po piąte, powtarzający się charakter pisma, a także kolor długopisu w treści skreśleń dokonywanych na kartach wyborczych. Skreśleń dokonują te same osoby, którym wyborcy wynoszą czyste karty.
Po szóste, niesymetryczność frekwencji w wyborach do różnych szczebli samorządu i poważny rozdźwięk społecznego uczestnictwa pomiędzy poszczególnymi głosowaniami, a także daleko idąca nieadekwatność rzeczywistych wyników wyborczych, w stosunku do prognoz exit poll sporządzanych w trakcie wyborów oraz badań demoskopijnych prowadzonych na chwilę przed rozpoczęciem ciszy wyborczej.
Fenoemn roku 2014
W tym kontekście, jednym z wytłumaczeń zjawiska z 2014 roku, kiedy w wyborach do sejmików wojewódzkich Polskie Stronnictwo Ludowe uzyskało ponadstandardowy, w odniesieniu do prognozy exit poll, a także wcześniejszych sondaży, rezultat, może być okoliczność (taką można założyć hipotezę), iż w gminach, w których strukturalnie i klientelistycznie dominuje PSL, realizowano proceder kupowania głosów w wyborach na wójtów/burmistrzów, co doprowadziło do skojarzenia preferencji politycznej w wyborach do sejmików wojewódzkich, jak również konwersji preferencji: z osobowej w wyborach na wójtów/burmistrzów, na polityczną w wyborach do samorządu wojewódzkiego.
Jednak możliwe jest również założenie, iż wynik PSL w głosowaniu do sejmików wojewódzkich, był naturalnie ciągnięty w zakresie nieadekwatnym do siły marki partyjnej oraz czynnika tożsamościowego, przez kandydatów PSL do wszystkich pozostałych szczebli (zwłaszcza pretendentów na wójtów i radnych gmin) na zasadzie tej samej, wspomnianej powyżej konwersji preferencji personalnej na polityczną i działaniu zasady wzajemnej rekomendacji.
Wybory dl sejmików wojewódzkich charakteryzują się niebywale niskim poziomem przejrzystości i są dla wyborców bardzo obojętne, czynniki te zapewne mogły sprzyjać skojarzeniu oraz przekonwertowaniu preferencji wyborczych.
Transparentność poprzez podział na cztery
W trwającej w Polsce od wielu lat debacie publicznej proponuje się wiele rozwiązań, których intencją jest ograniczenie czy nawet całkowite zniwelowanie faktów fałszowania głosów oraz korupcji wyborczej.
Przeforsowano m.in. obowiązek wprowadzenia przezroczystych urn, implementowania monitoringu wizyjnego w lokalach wyborczych oraz przed budynkami, które pełnią taką funkcję, rozdzielono zadania wyborcze związane z realizowaniem wyborów i liczeniem głosów na dwie komisje, zapewniono transmisję głosowania w Internecie.
Wszystkie te innowacje są ważne, z pewnością przyczynią się do ograniczenia wypaczeń oraz nieprawidłowości wyborczych, ale ich nie zlikwidują, a na pewno nie powstrzymają korupcji wyborczej.
Jednomandatowe okręgi wyborcze „zawieszone” zbyt nisko, obejmujące małe obszary wyborcze będą sprzyjać mechanizmowi kupowania głosów, gdyż ustanawiają czytelne przełożenie wpływu na wyborczy wynik, a także przejrzystość przeliczania głosów na mandaty – wygrywa ten, kto otrzymuje najwięcej głosów.
Jednak również system proporcjonalny, osadzony na niewielkich okręgach, choć komplikuje sytuację i nie ustanawia tak prostego przełożenia liczny głosów na mandaty, co utrudnia prognozowanie rezultatu wyborczego, w rozumieniu personalnym, w odniesieniu do konkretnych osób, to jednak nie eliminuje korupcji, jak również nie zapobiega procederowi kupowania głosów
Korupcję wyborczą eliminują modele złożone, skomplikowane, o niskiej przejrzystości, które nie wprowadzają prostej zależności liczby głosów, w stosunku do otrzymanego mandatu.
Fundamentalnym uwarunkowaniem sprzyjającym korupcji wyborczej jest fakt, iż jednego dnia odbywają się wybory do czterech różnych szczebli samorządu, czyli równolegle prowadzone są cztery głosowania, co ułatwia możliwość wynoszenia kart wyborczych.
Gdyby rozdzielić te wybory, w taki sposób, iż wybory nadal odbywałyby się jednego dnia, jednak głosy wrzucane byłyby do czterech różnych urn (każde wybory miałyby swoją urnę), wówczas dużo łatwiej byłoby wychwycić osoby, które wynoszą karty do głosowania.
Ponadto dochodzi jeszcze jeden ważny i niebywale funkcjonalny argument: automatyczna, jednoczesna selekcja kart do głosowania. Najwięcej fałszerstw wyborczych powodowanych przez pracowników komisji wyborczej dokonywanych jest wtedy, kiedy uwaga pozostałych członków komisji oraz mężów zaufania, skoncentrowana jest na segregowaniu wysypanych z urny głosów.
Cztery urny spowodowałyby, iż głosy odpowiadające różnym wyborom, zostałyby z góry, automatycznie posegregowane, co poza wszystkimi walorami związanymi z uczciwością wyborów, jak również ich transparentnością, wydatnie ułatwiłoby komisjom wyborczym pracę.
Autor jest socjologiem i dziennikarzem. Specjalizuje się w filozofii polityki oraz socjologii polityki. Zajmuje się obserwacją uczestniczącą i w jej ramach prowadzi analizy. Pełni funkcję redaktora naczelnego Miesięcznika Eksperckiego Fundacji FIBRE, a także dyrektorem zarządzającym Instytutu Administracji w Warszawie.