Czy populizm latynoamerykański przechodzi kryzys?

undefinedFot: pixabay.com

W ciągu ostatniego roku dość często pojawiało się w prasie hasło, iż w Ameryce Łacińskiej kończy się era populizmu. Jeśli weźmie się pod uwagę, iż latynoamerykański populizm był do tej pory głównie utożsamiany z lewicowymi rządami, to bardzo trudno się z takim hasłem nie zgodzić. Jednocześnie gdy przyjrzymy się prawicowym rządom, m.in. w Brazylii czy w Argentynie, zobaczymy, iż tam także władza chwieje się w posadach.

Malwina Haggard – Obecni lewicowi prezydenci Wenezueli, Boliwii, czy Ekwadoru borykają się z kryzysem gospodarczym w swoim kraju, a ich poparcie z roku na rok słabnie. Po śmierci Chaveza, państwo które w trakcie jego prezydentury prosperowało dzięki pieniądzom ze sprzedaży ropy naftowej, bankrutuje. W krajach sąsiadujących wcale nie jest lepiej. Reżimy „boliwariańskie” w Wenezueli, Boliwii czy Hondurasie, do tej pory używały demokratycznych technik, takich jak referendum czy plebiscyty, by zmieniać prawo w zależności od swoich potrzeb. Ale miały za sobą poparcie większości społeczeństwa. Obecnie, gdy do władzy doszli reprezentanci prawej strony sceny politycznej, ci dotychczasowi lewicowi prezydenci zostali usunięci (czasem siłą, jak w przypadku prezydenta Hondurasu Manuela Zelaya) ze swoich stanowisk na mocy ustanowionych poprawek konstytucyjnych. Czytaj dalej „Czy populizm latynoamerykański przechodzi kryzys?”

Polska drugą Szwajcarią

undefinedFot: pixabay.com

Nic tak nie wzmacnia bezpieczeństwa państwa jak stabilna i silna gospodarka oraz bogata infrastruktura. Gdyby prześledzić losy świata, to państwa, które najmniej ucierpiały wskutek działań wojennych to te, w których występowała koniunkcja rozsądnej polityki z dbałością o biznes. Czy jednak Polska ma szanse zostać drugą Szwajcarią? Co należy zrobić by zbliżyć się do modelu funkcjonowania Helwetów?

Jerzy Mosoń – Nasz kraj miał być już drugą Japonią, potem drugą Irlandią. Jak dotychczas nic z tego nie wyszło. Choć europejskich Wyspiarzy w pewnych obszarach przebiliśmy, to jednak pod względem stopy życiowej i przyjazności dla firm technologicznych wciąż pozostajemy daleko w tyle. Japonia jeszcze długo będzie poza naszym zasięgiem, i nie ma co się oszukiwać Szwajcaria tym bardziej. Nie zmienia to faktu, że sytuacja międzynarodowa sprzyja temu by nieco zbliżyć się do wymarzonego modelu – połączenia zamożności z bezpieczeństwem. O co chodzi? Czytaj dalej „Polska drugą Szwajcarią”

Rosyjska karta, mołdawski teatrzyk

undefined
Fot: pixabay.com

Po zdobyciu pełni realnej władzy mołdawski oligarcha Vladimir Plahotniuc dąży do zbudowania w kraju dwubiegunowego układu politycznego: prozachodni rząd i większość parlamentarna kontra prorosyjski prezydent i popierająca go najpopularniejsza partia socjalistów. Realna opozycja ma być zepchnięta na trwałe na margines, a główną osią pozornego sporu politycznego będą w najbliższych miesiącach stosunki Mołdawii z Rosją.

Ksawery Czerniewicz – Plahotniuc doprowadził do sytuacji, w której Zachód nie ma wyjścia i musi go popierać – mimo oczywistych nadużyć i wątpliwej trwałości proeuropejskich poglądów politycznego obozu oligarchy. Kluczowe były wybory prezydenckie w listopadzie ub.r. Plahotniuc od dłuższego czasu ma pełną kontrolę nad rządem, parlamentem, sądami i większością mediów. Mógł więc sobie pozwolić na objęcie stanowiska prezydenta przez ideologicznego przeciwnika. Dzięki dyskretnemu wsparciu aktywów Plahotniuca, idący do wyborów z prorosyjskim lewicowym programem Igor Dodon pokonał prozachodnią, związaną z centroprawicową opozycją Maię Sandu. Antyzachodnie i prorosyjskie pierwsze kroki nowego prezydenta umożliwiły władzy ustawienie się na przeciwstawnej pozycji. Przy czym w tym pozornym sporze większość kart ma w ręku Plahotniuc. Prezydencka władza w Mołdawii ma znaczenie raczej symboliczne. Konstytucja nie daje głowie państwa większych uprawnień. To, co wzmacnia pozycję Dodona, to wysokie notowania socjalistów (na tle niskiej popularności partii Plahotniuca) oraz fakt, że może się określać jako depozytariusz mandatu społeczeństwa (i odwoływać się bezpośrednio do wyborców, np. drogą referendów) – bo jako pierwszy od 1997 r. prezydent Mołdawii został wybrany w głosowaniu powszechnym i bezpośrednim. Bardzo ważne było też uzyskanie przez Dodona, podczas pierwszej wizyty w Moskwie, otwartego poparcia Władimira Putina. Czytaj dalej „Rosyjska karta, mołdawski teatrzyk”