Logika historii

Często słyszy się niesprawiedliwy oraz absurdalny pogląd, iż zajmowanie się filozofią w ogóle nie pomaga w analizie realnych sytuacji oraz że nie sprzyja zrozumieniu praktycznej sfery życia. Tymczasem jest dokładnie przeciwnie: filozofia pomaga dostrzec głębsze, a także bardziej uniwersalne wymiary rzeczywistości i pozwala zobaczyć to, czego nie widać gołym okiem, co się nie pojawia na powierzchni zdarzeń: a więc sens.

Roman Mańka: Weźmy choćby napad Rosji na Ukrainę oraz generalnie charakterystykę natury państw imperialnych. Niemiecki filozof, najczęściej zupełnie źle rozumiany, Friedrich Wilhelm Nietzsche, dla zdefiniowania bytu (a mówiąc ściślej: bycia) użył dwóch kategorii: pierwsza to wola-mocy, zaś druga to wieczny-powrót. Jest to, przy zastosowaniu pewnego uproszczenia, kontynuacja tego samego schematu, który kształtował całą historię filozofii, aż do czasów Heideggera: u Platona była to opozycja form (idei) do rzeczy, a właściwie ich cieni (mit Jaskini); u Arystotelesa: substancja i właściwości, lub materia i akt; u Kartezjusza podmiot i przedmiot, zaś u Nietzschego: wola mocy oraz wieczny powrót.

Jak zauważa Heidegger, metafizyka zawsze zawierała w sobie funkcję dualizmu, jak również redukcję wielości do tożsamości, osiąganej na bardziej ogólnym poziomie. Przenosiła zrozumienie w inny pozafizyczny wymiar, dlatego właśnie zawierała przedrostek meta.

Każdy byt pragnie być
Wszystkie wymienione wyżej kategorie: idee-rzeczy, substancja-właściwości, podmiot-przedmiot, to nic innego, jak zasady bytu (zniekształconego przez zapomnienie bycia). Tym samym są nitzscheańskie wola mocy i wieczny powrót. Z tym, że jak przyznaje Heidegger, u Nietzschego metafizyka osiągnęła swą najwyższą figurę: po pierwsze dlatego, że zrozumiałe oddaje przywilej poznania wrażliwemu, czyli logika, matematyka, nauka oddaje palmę pierwszeństwa sztuce oraz technice (nauka konserwuje, sztuka i technika rekonfiguruje/odzyskuje rzeczy); po drugie u Nietzschego, wbrew pozorom, nie ma dualizmu ani opozycji, a tak naprawdę jest ciągłość, jedność, tożsamość.
Pomiędzy wolą-mocy nie ma dualizmu ani opozycji; tak samo pomiędzy wiecznym-powrotem. Wola mocy łączy platońskie idee i rzeczy, arystotelesowką substancję i właściwości, kartezjański podmiot i przedmiot, freudowską jaźń i jej rozwarstwienie.
U Nietzschego wola mocy to jedno. Ona łączy w jednej figurze opozycję podmiotu i przedmiotu, substancji oraz właściwości, likwiduje dualizm, a zapewnia tożsamości, jedność. Jest uniwersalną zasadą bytu. Wola dąży do mocy, pragnie mocy. A więc podmiot pragnie niczego innego niż samego siebie, dąży do osiągnięcia samego siebie w optymalnej wersji, która zawsze ucieka, bo stwarza nowe skale rozwoju.
Każdy byt pragnie mocy, optymalizacji samego siebie, dąży do rozwoju, do doskonałości. Nie ma opozycji pomiędzy podmiotem a przedmiotem, pomiędzy wolą a mocą, gdyż podmiot chce być jednocześnie przedmiotem, zaś wola – mocą.

To ontologiczna reguła bytu, każdego bytu.

Teologiczną zasadą jest zaś wieczny powrót. Każdy byt oczekuje swego przetrwania. Jak wykazywali socjologowie, Gerhard Lenski czy Niklas Luhmann (ale także biolog Karol Darwin), działanie ludzi determinuje chęć przetrwania, która powoduje ewolucję.

Jest to nic innego, jak nitzscheańska wola mocy oraz wieczny powrót.

Rzeczy w myśli
Heidegger pisze, iż w odniesieniu do historii, w bardziej uprawniony sposób możemy właściwie mówić o metafizyce historii, bądź filozofii historii.
Jak popatrzymy na dzisiejsze działania Rosji, powrót imperialnych tendencji w tym kraju, to dostrzeżemy właśnie te zasady bytu: wolę mocy i wieczny powrót. Zresztą objawiają się one w historii od dawna, wystarczy popatrzeć na dzieje Cesarstwa Rzymskiego, państwa Franków, III Rzeszy, Stanów Zjednoczonych, czy Unii Europejskiej.
Wszystkie te formy państwa były napędzone przez dwie zasady bytu/bycia, zdefiniowane przez Nietzschego: wolę mocy oraz wieczny powrót.
Inną formułą filozoficzną, która pomaga zrozumieć nam rzeczywistość oraz historię, jest reguła dialektyczna przedstawiona przez Georga Wilhelma Friedricha Hegla w „Logice” oraz „Fenomenologii ducha”.
Mamy do czynienia z trzema fazami rozwoju (ludzkiego) ducha: 1) duch subiektywny, czyli czysta myśl, albo myśl sama w sobie, następnie, to również część ducha subiektywnego: połączenie myśli z rzeczą, podmiotu z przedmiotem (myśl wychodzi poza siebie) i powrót połączonej myśli (idei); 2) duch obiektywny, przejawiający się w postaci materialnych wytworów myśli człowieka: państwo, prawo; 3) duch absolutny, sztuka, kultura, religia, filozofia, w których myśl wytwarza bardziej wyrafinowaną i subtelną myśl.

Trój-rytm historii
Jednak do obecnej sytuacji bardziej adekwatne zastosowanie ma inna zasad dialektyczna Hegla, dotycząca koniecznego rozwoju historii. W opinii Hegla, rozwojem historycznym kierują konieczne siły i przebiega on w dialektycznym trój-rytmie: najpierw jest teza, następnie antyteza, a na końcu powstaje synteza, stanowiąca połączenie tezy oraz antytezy.
Hegel nie definiował tego dialektycznego mechanizmu tylko i wyłącznie w sposób racjonalny, pozbawiony odwołań empirycznych, co się często mu zarzuca. Choć jego filozofia ma charakter racjonalny, a mówiąc jeszcze bardziej ściśle idealistyczny, to jednak opierał się on na ogólnej obserwacji historii, wyciągał globalne, uniwersalne wnioski z obserwowanych, aktualnych jemu, wydarzeń i starał się nadać im porządek, uformować w przekonującą logikę.
Gdy w roku 1807 pisał „Fenomenologię ducha” w Europie, następowały, tak jak obecnie, bardzo silne napięcia oraz procesy. Geopolityka pędziła z prędkością światła. Hegel obserwował, jak szybko, historia przeszła od tezy, do antytezy, żeby następnie osiągnąć etap syntezy.
Tezą był absolutyzm, którego zaczątki zaczął budować Henryk IV, którego forma została później jeszcze bardziej wzmocniona przez premierów Francji, kardynałów Armanda Jeana Richelieu oraz Julesa Mazarina, a który ostatecznie doprowadził do skrajności, Ludwig XIV, „Król słońce”, wyrażając to emblematycznie w słynnym stwierdzeniu: „Państwo to ja”.
Antytezą absolutyzmu był żywioł Rewolucji Francuskiej, mającej miejsce w latach 1789-1795, która upomniała się o większą wolność, sprawiedliwość, równość, demokrację oraz prawa obywatelskie, i która zaowocowała bardziej zdywersyfikowanymi strukturami władzy.
Antytezą do absolutyzmu była również „Chwalebna Rewolucja” w Anglii (1689), „Dwa traktaty o rządzie” Johna Locke’a, działalność Monteskiusza, wyłożona w „O duchu praw” (1748).
Następnie nastąpiła synteza, a więc klęska Napoleona Bonaparte pod Waterloo (1815), wcześniej Kongres Wiedeński (1814) i wreszcie monarchia konstytucyjna, albo, co powstało jeszcze wcześniej, w Austrii, Prusach, i w jakiejś mierze również w Rosji, absolutyzm oświecony.
Ten trój-bieg czy trój-rytm w opinii Hegla może dotyczyć bardzo różnych okresów historycznych. W Anglii np. teza: Jakub I, Karol I, Karol II, Jakub II; antyteza: Oliwier Cromwell; synteza: Wilhelm III Orański.

Kluczowy moment
Niektórzy uważają, że antytezą feudalizmu była rewolucja przemysłowa, by następnie przejść w jeszcze bardziej ekstremalną antytezę: kapitalizm, by z kolei później rozwinąć kolejną antytezę antytezy: socjalizm/komunizm; aż w końcu doprowadzić do syntezy: kapitalizm z ludzką twarzą, albo społeczna gospodarka rynkowa, itd.,
W kontekście obecnej sytuacji i tego co obserwujemy, dzisiejsza Rosja jest również syntezą poprzedzających ją okresów historycznych. Tezą była Rosja carska, Piotra Wielkiego, Carycy Katarzyny, Mikołaja, itd.; antytezą: Związek Radziecki oraz komunizm.
Syntezą jest imperialna, ekspansywna Rosja Putina, który połączył system carski z modelem komunistycznym.
Co będzie później? Odpowiedź na to pytanie właśnie teraz się wykuwa. I jest to z pewnością moment dla historii ludzkości kluczowy.

 

Autor jest socjologiem i dziennikarzem, prowadzi własną audycję w „Halo Radio” oraz pełni funkcję redaktora naczelnego „Czasopisma Ekspertów” Fundacji FIBRE. Zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki, a także obserwacji uczestniczącej. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia oraz hermeneutyka. Jest autorem sześciu książek popularno-naukowych i w dziedzinie dziennikarstwa śledczego. Członek zarządu Fundacji FIBRE.

Stan poza historią

Przesłanką, która charakteryzuje rządy PiS-u jest sekwencja stanów wyjątkowych. Żeby było to dobrze zrozumiane, nie chodzi o stany wyjątkowe jako o konsekwencję konkretnych wydarzeń uzasadnionych historycznie, lecz jako formy czy figury (bardzo przydatne w rządzeniu) wyabstrahowane, wydedukowane z pojęcia konieczności, zaś nie z pojęcia historii.

Roman Mańka: Kluczowy problem to zrozumienie fundamentalnej różnicy pomiędzy koniecznością a historią. Byli w przeszłości filozofowie, którzy chcieli wprowadzić (i wprowadzali), Georg Wilhelm Friedrich Hegel, Karol Marks, pojęcie konieczności na teren historii. To aberracja i całkowite pomylenie wymiarów: konieczność jest typowa dla logiki, lecz nie dla historii; historią rządzi przypadkowość – można ją opowiadać, stosować różnego rodzaju narracje historyczne, ale nie dedukować.

Władza nadal potrzebuje Boga…
Konieczność w obszarze historii jest czymś podobnym do Boga, ma pokazać, że istnieje przyczyna sprawcza wydarzeń historycznych, która jest logiczna, nieodwracalna i niezależna od człowieka. U Hegla, w Fenomenologii ducha, duch rozwija się i przyjmuje różne postacie (duch subiektywny, duch obiektywny, duch absolutny ); u Marksa komunizm jest logiczną konsekwencją wydedukowaną ze wcześniejszych formacji społeczno-gospodarczych (gospodarki feudalnej i kapitalizmu); chodzi oczywiście o potoczne, stereotypowe rozumienie marksizmu, bo Louis Althusser, który kierował badaniami marksizmu, w ramach nowego odczytania Kapitału Marksa (Lire le Capital) przekonująco zaprzeczył, aby u Marksa historią rządziła konieczność.

Tak więc konieczność na terenie historii ma zastąpić pojęcie Boga, czyli transcendentnej, wykraczającej poza jurysdykcję ludzką siły sprawczej. W gruncie rzeczy charakter niektórych religii oraz teorii naukowych, mieniących się być nowoczesnymi i absolutyzujących pojęcie racjonalności, jest antyhumanistyczny. Gdy wprowadzamy do historii pojęcie Boga lub konieczności (czyli kategorii wydedukowanych, ale nie historycznych), to tak naprawdę, w gruncie rzeczy ograniczamy wolność ludzi, immanentną sprawczość człowieka zastępujemy transcendentną sprawczością jakiejś konieczności.

W sumie obydwie koncepcje są metafizyczne, bo wykraczają nie tylko poza historię, ale też poza fizykę.

Wyjście poza historię
Jednym z filozofów, który wcześniej, zanim pojawili się Hegel i Marks, stosował zasadę konieczności, uzyskiwaną poprzez realizację metody hipotetyczno-dedukcyjnej, był Thomas Hobbes. Jest on postrzegany jako jeden z najbardziej znaczących teoretyków państwa (obok Platona, Arystotelesa, Machiavelliego), apologetów silnej, nieograniczonej, absolutystycznej władzy (Lewiatan) oraz teoretyków umowy społecznej.

U Hobbesa umowa społeczna, a więc w istocie powołanie państwa, nie jest wydarzeniem ani historycznym, ani konkretnym. Działalność naukową Hobbesa, podobnie jak później w przypadku Karola Darwina, motywują przesłanki historyczne i polityczne – konieczność uzasadnienia polityki Karola I (w przypadku Darwina konieczność uzasadnienia polityki kolonialnej poprzez forsowanie wzoru człowieka zachodu jako lepszego od dzikich; i w opozycji do dzikich, których na siłę należy cywilizować, czyli w praktyce eksterminować).

Jednak koncepcję, do których dochodzi Thomas Hobbes, mimo historycznych przesłanek oraz politycznych motywów, nie są historyczne. Umowa społeczna, a więc akt powołania państwa, nigdy w historii nie została zawarta. Jest ona stanem – do którego Hobbes dochodzi nie poprzez historię, lecz poprzez racjonalność, w sposób wydedukowany, abstrakcyjny i ahistoryczny. Umowa społeczna staje się konsekwencją naturalnego stanu człowieka, w którym wszyscy prowadzą wojnę przeciwko wszystkim; w opozycji do stanu cywilizowanego, w którym jednostki ograniczają swoją wolność, cedując wolność oraz prawa, za pomocą umowy społecznej, na rzecz Lewiatana, który ma zapewnić porządek, ład, a także sprawiedliwość.

Hobbes formułuje negatywną koncepcję wolności na podstawie pesymistycznej wizji człowieka, w myśl diagnozy: „homo homini lupus”, która została zaczerpnięta z dzieła Owidiusza „Przemiany” (choć dosłownie te słowa tam nie padły), a któremu renesansowy, hiszpański prawnik, Francisco de Vitoria, odpowiedział: „Enim homini homo lupus est, ut ait Ovidius, sed homo” (a zatem: człowiek człowiekowi nie jest wilkiem, jak twierdził Owidiusz, lecz człowiekiem).

Uniwersalizacja historii i determinizm
Na czym polega błąd Thomasa Hobbesa? Specyficzną sytuację historyczną rozciąga on na całą historię, zmieniając ją w zasadę historii, generalizuje, uniwersalizuje konkretne wydarzenia i wprowadza do historii (podobnie jak później Hegel) konieczność.

Pozornie okoliczności społeczno-polityczne dzisiejszej Wielkiej Brytanii, a więc Anglii, Szkocji, Irlandii z XVII wieku, wołały o silnego przywódcę oraz rządy twardej ręki, ale nie jest to uniwersalna sytuacja historyczna i nie wynika z konieczności. Zresztą ostateczne rozstrzygnięcia, które później, po okresie niepokojów oraz wojen domowych, historycznie miały miejsce w Anglii i następnie Wielkiej Brytanii (Chwalebna Rewolucja, monarchia konstytucyjna), pokazały, że bieg historii zakwestionował konieczność Hobbesa, prowadząc – przynajmniej w zakresie absolutystycznej władzy – do zgoła innych rezultatów niż chciał sam Hobbes.

Wielu historyków filozofii uważa, że Thomas Hobbes stworzył doktrynę państwa totalitarnego, jako naturalną konsekwencję stanu natury, w którym pozostaje człowiek. Władza absolutna w państwie (Lewiatan) jest niepodzielna, nieograniczona i znajduje się poza wszelką kontrolą. W tym miejscu należy wskazać na jedną kluczową rzecz, której dokonał Hobbes: (mianowicie) zmienił on źródło legitymizacji władzy, które nie jest już teologiczne, jak w Średniowieczu, w którym władza pochodziła od Boga, lecz deterministyczne: władza bierze się z historycznej konieczności, z logiki historii (w sumie to obydwa źródła legitymizacji były deterministyczne).

To jest fundamentalna kwestia. Tu leży gówna przesłanka, punkt ciężkości, najważniejszy czynnik, który odróżnia modele totalitarne od systemów demokratycznych, że te pierwsze w dużo większym stopniu, powołują się na konieczność, w sposób racjonalny (żeby to słowo nikogo nie zmyliło, bo akurat w tym przypadku powołane zostało w sensie pejoratywnym). Dyktatorzy, aby uzasadnić swoją władzę potrzebują powołania się na historyczną konieczność i dedukowania, w oparciu o logikę (a nie historię) systemów totalitarnych.

Konieczność jest cechą konstytutywną systemów totalitarnych, dlatego są one, w odróżnieniu od demokracji, ahistoryczne i przede wszystkim, antyhumanistyczne. Dyktatorów prowadzą do władzy struktury, konieczność, zaś prawdziwą demokrację przynoszą ludzie, w ramach wolnego, oddolnego działania.

Granice państwa?
Jak wiadomo z historii, ideę Hobbesa, który tak naprawdę postulował potrzebę niekończącego się stanu wyjątkowego, jako nieuniknionego rezultatu stanu natury, wykorzystywał filozof Realpolitik, Carl Schmitt, do uzasadnienia teorii totalitaryzmu w nazistowskiej III Rzeszy.

Legitymizacja władzy, uznanie jej przez społeczeństwo, staje się najbardziej skuteczna i przekonująca, kiedy stan sztuczny udaje się przedstawić jako rzeczywistość naturalną. Jest to element przemocy symbolicznej, z którego korzysta władza, co opisał francuski antropolog symboliczny oraz socjolog, Pierre Bordieu, na przykładzie choćby przedrewolucyjnej Francji w XVIII wieku: gigantyczną przewagę liczebną posiadali chłopi, a rządzili monarcha absolutny, a następnie arystokracja.

Schmitt, opierając się na Hobbesie, uzasadnia konieczność istnienia totalitarnej władzy (podobnej do monarchii absolutnej) i jest postulatorem stanów wyjątkowych, jako koniecznego (a więc również naturalnego) antidotum na rzeczywistość naturalną. Hobbes nie uważa wojny oraz konfliktów za sytuacje specyficzne czy przejściowe, lecz opisuje je w kategoriach nieodzownego stanu natury, stąd wywodzi, wydedukowuje konieczność powołania autorytarnego państwa, rządzonego przez absolutystyczną władzę. Schmitt podejmuje ten trop i rozwija doktrynę, dochodząc do wniosku, że w ramach każdego państwa toczy się nieustanny konflikt stanowiący dla niego zagrożenie. Teoria państwa Carla Schmitta opisuje państwo jako eliminujące wszelkie różnice oraz neutralizuje (używając eufemizmu) wewnętrzne siły rozsadzające państwo od środka.

U Schmitta stan wyjątkowy przedstawiany jest jako sytuacja szczególna, wyjątkowa, wynikająca z konieczności (niekoniecznie z historii). Czynnikiem zaś który w sposób arbitralny decyduje o wprowadzeniu stanu wojennego, w oparciu o jednostronną ocenę cech sytuacji, do której jednak tylko sam jest uprawniony, jest władca. To on, w opinii Schmitta, wyznacza granicę państwa.

Z rzekomą przejściowością stanu wyjątkowego wiąże się jednak jeden poważny problem: są one bowiem sytuacją specyficzną oraz tymczasową tylko pozornie, a w rzeczywistości stają się rzeczywistością permanentnie konieczną, czymś w rodzaju sekwencji niekończących się stanów nadzwyczajnych.

Adolf Hitler, gdy został führerem, wprowadził w roku 1933 stan wyjątkowy. Dzięki temu pozbył się opozycji oraz uciszył ludzi głoszących wolnościowe poglądy, zdławił swoich przeciwników. Ten stan wyjątkowy, wprowadzony w nazistowskich Niemczech, został odwołany dopiero w 1945 roku, i można zaryzykować tezę, że trwałby aż do dziś, gdyby Hitler nie popełnił samobójstwa, zaś III Rzesza nie przegrała wojny.

Wielka manipulacja
Problem stanów wyjątkowych polega na tym, że mimo iż przedstawiane są one jako stany – par excellence – wyjątkowe, przejściowe, tymczasowe, specyficzne, to w zakamuflowanym sensie teorii totalitarnych, stają się regułą, przedstawianą społeczeństwom jako naturalna konsekwencja stanu naturalnego, który jest zły; konieczność historii lub bezalternatywną opozycję wydedukowaną wg modelu dialektycznego z sytuacji.

W swojej ósmej tezie, zawartej w „O pojęciu historii”, Walter Benjamin, z całą pewnością pośrednia ofiara nazistowskiego systemu, filozof o proweniencji marksistowskiej oraz romantycznej, blisko związany ze szkołą frankfurcką, zamieszcza następujący fragment: „Tradycja uciskanych poucza nas o tym, że stan wyjątkowy, w którym żyjemy jest regułą. Musimy dorobić się takiego pojęcia historii, które temu odpowiada. Wtedy naszym zadaniem będzie wprowadzenie rzeczywistego stanu wyjątkowego; to zaś polepszy naszą pozycję w walce przeciwko faszyzmowi” – konstatuje Beniamin.

Benjamin dotyka clou problemu. Na tym polega wielka manipulacja teoretyków i zwolenników systemów totalitarnych: na przedstawianiu konieczności zamiast historii; oraz stanu wyjątkowego jako właśnie werbalnie wyjątkowego, podczas gdy w rzeczywistości jest on permanentny.

W opozycji do Schmitta, Walter Benjamin definiuje władcę jako czynnik władzy odpowiedzialny za unikanie stanu wyjątkowego, ograniczenie go jedynie do uzasadnionych okoliczności historycznych, a przede wszystkim powstrzymanie się tak dalece jak jest to tylko możliwe, od przemocy i represji.

Beniamin obnaża doktryny totalitarne poprzez ukazanie ich antyhumanizmu (lekceważenie czynnika ludzkiego) oraz ahistoryczności i opieranie się na rozumowaniu dedukcyjnym, koniecznym, abstrahującym od faktów historycznych. Wprowadzając historię do teorii Carla Schmitt, i pośrednio, Thomasa Hobbesa, Benjamin demaskuje stany wyjątkowe jako część historii (ale nie koniczności) i dzieło przypadku, konkretnych uwarunkowań historycznych, zaprzeczając jednocześnie ich uniwersalizacji w odniesieniu do całej historii, które z zasady powinno mieć charakter przejściowy.

Co symptomatyczne dla systemów totalitarnych, Schmitt uważał władcę, a nie prawdę, za fundament prawa i źródło prawodastwa (skąd my to znamy…?).

Prawda między wierszami
Wielu obserwatorów, a także komentatorów polskiego życia politycznego, często zarzuca przywódcy Zjednoczonej Prawicy, Jarosławowi Kaczyńskiemu, że z teoretyków polityki (państwa czy władzy) czyta jedynie Niccolo Machiavelliego; patrząc jednak i oceniając jego politykę myślę, że stosowne jest się zastanowić, czy nie czyta również dzieł, które wyszły spod pióra innych filozofów polityki, jak choćby Thomasa Hobbesa czy Carla Schmitta, czy jego poczynania nie są tymi treściami inspirowane.

Gdy bowiem popatrzy się na rządy PiS czy mówiąc w szerszym horyzoncie ZP, trudno oprzeć się wrażeniu, iż stanowią one niekończący się (przynajmniej w znaczeniu realnym, niekoniecznie formalnym) stan wyjątkowy, przedstawiany jako nieunikniona, naturalna konsekwencja historycznych wydarzeń, w rozumieniu konieczności, oraz rzeczywistość obiektywną.

Rzekomo rządy PiS miały być dialektycznym rezultatem rzeczywistości historycznej , spisku zrealizowanego przy Okrągłym Stole – „Polski w ruinie” – w opozycji do której, w trybie wręcz natychmiastowym, w momencie przejęcia władzy, w 2015 roku, PiS stworzył diagnozę „Polskę miodem i mlekiem płynącą”, synonim dobrobytu, żeby później ostatecznie w drugiej kadencji swoich rządów doprowadzić znowu do Polski w ruinie.

Reformy systemu wymiaru sprawiedliwości, w praktyce likwidacja wywodzącego się od Monteskiusza trójpodziału władzy i stworzenie ośrodków władzy pozostających właściwie poza prawną czy społeczną kontrolą, arbitralny sposób obsady Trybunału Konstytucyjnego, zostały przedstawione opinii publicznej jako konieczny element walki z szkodzącą obywatelom „sędziowską kastą” i korupcją.

Zaostrzenie kontroli na granicach stanowiło konieczny rezultatu przeciwdziałania terroryzmowi oraz proliferacji różnego rodzaju chorób („pierwotniaków”), które mieli roznosić przenikający do Polski uchodźcy. Zakup operacyjnych systemów szpiegowskich – np. typu Pegasus – jest efektem konieczności walki z terroryzmem oraz zorganizowaną przestępczością; podczas, gdy jak się okazało, w praktyce posłużył represjom wobec opozycji i nieprzychylnym rządom PiS konkretnym obywatelom.

Obfite obdzielanie swoich działaczy różnymi dotacjami, jak również intratnymi wynagrodzeniami w spółkach skarbu państwa jest nieodzowną, integralną częścią koniecznego programu walki z biedą i ubóstwem oraz otwieraniem nowych dróg awansu (dla ludzi o wątpliwych kompetencjach).

Wreszcie, legalny, konstytucyjny stan wyjątkowy przy granicy z Białorusią, choć wprowadzony trochę na wyrost wobec rzeczywistej sytuacji, przedstawiany jest jako konieczna, naturalna obrona niepodległości Polski, walki o jej suwerenność, efekt naturalnego zagrożenia ze strony domniemanych agresorów – Białorusi oraz Rosji – podczas, gdy w rzeczywistości służy ograniczeniu praw obywatelskich, represjom wobec dziennikarzy i okrucieństwa w stosunku do migrantów czy uchodźców.

Cały okres rządów PiS to sekwencja niekończących się stanów wyjątkowych, zazwyczaj realnych, lecz niekoniecznie formalnych, wynikających z jakiejś wyimaginowanej lub przedefiniowanej (wobec konkretnych okoliczności historycznych), naciąganej konieczności.

 

Autor jest socjologiem i dziennikarzem, prowadzi własną audycję w „Halo Radio” oraz pełni funkcję redaktora naczelnego „Czasopisma Ekspertów” Fundacji FIBRE. Zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki, a także obserwacji uczestniczącej. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia oraz hermeneutyka. Jest autorem sześciu książek popularno-naukowych i w dziedzinie dziennikarstwa śledczego. Członek zarządu Fundacji FIBRE.