Niemcy mają ukraińską krew na rękawiczkach!


I Chińczycy też… Napisałem, że Niemcy oraz Chiny maja krew na rękawiczkach, a nie na rękach, bo wszystko miało być zrobione w białych rękawiczkach. Za brutalną militarną agresją kryje się geopolityczny plan i intryga. To jest to, co Immnuel Kant nazywał noumenem, czyli, mówiąc prościej, istotą rzeczy. Martin Heidegger pisał: sens jest tym, co się nie pojawia.

Roman Mańka: Naocznie widzimy bestialski, bezpardonowy atak Rosji na Ukrainę, ale sens się nie pojawia, sens został ukryty głębiej. A sensem jest geopolityczna strategia, zmierzająca do wyparcia Stanów Zjednoczonych z Euro-Azji, osłabienia Polski, państw bałtyckich, krajów skandynawskich oraz innych wspólnot politycznych Europy Środkowo-Wschodniej.

Tę grę toczyli Chińczycy, Niemcy oraz Rosjanie, którzy mieli odgrywać  (i odgrywają w niej) rolę: kilerów.

Wbrew oficjalnym sojuszom
Amerykanie mieli zostać wypchnięci z Euro-Azji i spaść w globalnej hierarchii na czwartą pozycję, czyli poza „pudło”. Miał zostać uformowany nowy dominujący geopolityczny układ: Chiny – Rosja – Unia Europejska (a więc w praktyce: Niemcy).
Chiny ustawiły się do rządzenia Azją i Pacyfikiem, zaś Niemcy z Rosją – Europą.

Tak miało wyglądać nowe rozdanie globalnych kart.

Na przestrzeni ostatnich 20 lat, Niemcy bardzo intensywnie współpracowały z Rosją. Można powiedzieć, że niesymetrycznie wobec układów geopolitycznych, w których partycypują, łamiąc lojalność wobec Unii Europejskiej oraz NATO. Dla Niemców Rosja stała się jednym z najważniejszych, o ile nie najważniejszym partnerem gospodarczym.
Polityka Niemiec systematycznie, krok po kroku, prowadziła do osłabienia Ukrainy, a także całego regionu Środkowo-Wschodniej Europy. Projekty „Nord Steam I” oraz „Nord Stefam II” uzależniały Europę od rosyjskiego gazu i uniezależniały Rosję od Ukrainy, ominęły Polskę, jak również inne kraje. Jednocześnie, chciano zniszczyć polski węgiel i kopalnie. Kupując od Rosji gaz oraz inne surowce, Niemcy dozbrajały rosyjską armię.

Wyrzucić Amerykanów z Europy
Cała agresja Rosji wobec Ukrainy miała odbyć się szybko, przy milczącym wsparciu Chin oraz Niemiec, które uczestniczyły w tym projekcie niemilitarnie, a politycznie, w białych rękawiczkach, które teraz zostały splamione ukraińską krwią.
Intrygę, wymierzoną w Stany Zjednoczone, Europę oraz NATO, w Świat Euro-Atlantycki zdemaskowało bohaterstwo i poświęcenie Narodu Ukraińskiego.

Heidegger miał rację: „sens to jest to, co się nie pojawia”.

Działania Putina militarnie wycelowane są w Ukrainę, lecz politycznie w Stany Zjednoczone i Zachód. Rosyjski dyktator uważał, że tym ruchem (agresja wobec Ukrainy) przywróci rzeczywistość sprzed 1989 roku i wyniesie Rosję do statusu jednego z dwóch supermocarstw. Taki był jego cel: w Azji miały dominować Chiny; w Europie Rosja, blisko współpracująca z Niemcami. Amerykanie mieli zostać zepchnięci do głębokiej defensywy.

Biden ma jaja
Putin przeliczył się w trzech miejscach, a dwa pierwsze są ze sobą ściśle powiązane. Przede wszystkim nie docenił siły oporu Ukraińców, poświęcenia w walce o niepodległość własnej Ojczyzny, ich heroizmu oraz determinacji. Z tego wziął się drugi czynnik: działania Rosji nie okazały się operacją, łatwo i szybko przeprowadzoną, którą można było przedstawić Europie i Światu jako interwencję w obronie rzekomo prześladowanej rosyjskiej ludności. Ta okoliczność stworzyła problem dla Niemiec, które zostały zawstydzone i musiały dokonać ewolucji własnej postawy, zająć kategoryczne stanowisko.
W tym punkcie Putin pomylił się najbardziej. Spodziewał się, iż przedstawi Niemcom taki obraz wojny (w jego retoryce: operacji ratunkowej), który pozwoli im z zimną twarzą spacyfikować reakcję Unii Europejskiej i zneutralizować działania Stanów Zjednoczonych. Jednak w pewnym momencie, krytyczna czerwona linia została przekroczona, widok okrucieństwa oraz bestialstwa Rosjan na froncie spowodował, iż nawet Niemcy nie mogli wobec tej sytuacji przejść do porządku dziennego.
Trzecią rzeczą, która zaskoczyła Rosjan, a której Putin nie przewidział, była twarda polityka Ameryki. Putin błędnie ocenił obecnego prezydenta USA, tak jak w roku 1962, podczas kryzysu kubańskiego, Chruszczow – Kennye’go. Putinowi się wydawało, że Biden, to „dziaders”, ślamazarny staruszek, nieposiadający zdolności do zdecydowanej polityki. Pewnie na taką percepcję sytuacji złożyły się jesienne wydarzenia w Afganistanie, które były jeszcze pozostałością Donalda Trumpa, chociaż jego następca również nie ustrzegł się błędów i przegapił kluczowy moment.
To utwierdziło Putina w diagnozie, że Ameryka jest słaba, a Biden bezradny. I tu się właśnie Putin bardzo pomylił, bo Biden okazał się twardym graczem, facetem który mimo zaawansowanego wieku ma ciągle duże jaja.

Geopolityczna gra
Tak naprawdę, w głębszym ujęciu, bardziej strategicznym, w warstwie metapolitycznej, wojna w Ukrainie jest wojną Rosji i Chin ze Stanami Zjednoczonymi i Zachodem. W tym sensie, mentalnie jest to już III wojna światowa. Tyle tylko, że wobec Ameryki nie wszyscy sprzymierzeńcy są szczerze lojalni. Na pewno wiarygodna nie jest postawa Niemców. Ich zachowanie jest determinowane sytuacją, moralnie wymuszone, lecz nie wynika z ich geopolitycznych kalkulacji, ani sympatii. Cud dworu brandenburskiego już się kiedyś zdarzył.
Amerykanie w tej sytuacji nie mogli ustąpić. Gdyby to zrobili, utraciliby status globalnego supermocarstwa. Spadliby na pozycję numer trzy, a w dłuższym horyzoncie czasowym, może nawet cztery, zostając za Chinami, Rosją, a niewykluczone, że i za Niemcami. Tym bardziej, że domniemane, niedopowiedziane oczekiwania Putina były bardzo wysokie: wynosić się z wojskami NATO za Odrę, a w dalszej perspektywie za Ocean. W przeciągu kilku najbliższych lat, Pakt Północno-Atlantycki miał stać się bezużyteczny, stracić swoją funkcjonalność.

Lecz Putin i Niemcy przeliczyli się. I to bohaterstwo Narodu Ukraińskiego pokrzyżowało im szyki.

Szanse i zagrożenia
Z tego wszystkiego dwa efekty wynikają dla Polski. Jeden jest bardzo korzystny (o ile w sytuacji, kiedy giną ludzie, w ogóle można mówić o jakichś korzyściach); drugi zaś jest bardzo niekorzystny.
Po pierwsze, rozwój zdarzeń związanych z wojną w Ukrainie, spowodował, że – przynajmniej na jakiś czas – rozpadł się sojusz rosyjsko-niemiecki. Niemcy przyłączyli się do ostrych sankcji wobec Rosji. „Nord Stream II” nie ruszył. Być może gaz z Rosji do Niemiec w ogóle nie popłynie. Podczas walk w Ukrainie, rosyjscy żołnierze zabijani są niemiecką bronią, ich pancerfausty niszczą rosyjskie czołgi.

To musi pozostawić głęboką rysę na stosunkach rosyjsko-niemieckich.

Po drugie, i to jest właśnie dla Polski bardzo niebezpieczne, Niemcy wykorzystali obecną sytuację do radykalnego zwiększenia wydatków na rozbudowę oraz modernizację własnej armii. W ferworze agresji Rosji na Ukrainę, kanclerz federalny, Olaf Scholz zapowiedział, iż Niemcy będą przeznaczać 2 proc. własnego wzrostu gospodarczego (PKB) na rozwój Bundeswehry. Wzrost wojskowych oraz militarnych zdolności Niemiec, nie jest dla nas Polaków dobrą informacją. Kiedyś może dojść do sytuacji, w której, gdy w Stanach Zjednoczonych zdarzy się prezydent podobny do Trumpa, Amerykanie zostaną z Europy dyplomatycznie wyparci, albo sami się wycofają. Ich rolę przejmą wtedy Niemcy, którzy mogą podzielić się z Rosją strefami wpływów na Starym Kontynencie.

Asymetryczna sytuacja
Oczywiście dziś Niemcy są naszymi przyjaciółmi, ale żadne uczucie, zwłaszcza na gruncie polityki, nie musi trwać wiecznie. Powinniśmy starać się budować, jak najlepsze relacje z naszym zachodnim sąsiadem, lecz nie możemy być naiwni (bo w polityce największym grzechem jest naiwność), czyli musimy pamiętać o historii, o imperialnej polityce Piotra I oraz intrygach carycy Katarzyny i Fryderyka II przeciwko Polsce, i o II wojnie światowej. Jak mawiał Henri Kissinger: „najlepsza polityka, to polityka realna”.
Obawiam się, że wojna w Ukrainie jest ostatnim konfliktem, kiedy NATO występuje razem. W przyszłości, w ramach Paktu może dojść do poważnego napięcia interesów (co w przeszłości już się zdarzało), a to spowoduje, że pozornie scementowany dziś układ Euro-Atlantycki rozpadnie się.
Sytuacja, w której bezpieczeństwo Europy gwarantują państwa pozaeuropejskie jest asymetryczna, i ten czynnik kiedyś da o sobie mocno znać.

 

Autor jest socjologiem i dziennikarzem, prowadzi własną audycję w „Halo Radio” oraz pełni funkcję redaktora naczelnego „Czasopisma Ekspertów” Fundacji FIBRE. Zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki, a także obserwacji uczestniczącej. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia oraz hermeneutyka. Jest autorem sześciu książek popularno-naukowych i w dziedzinie dziennikarstwa śledczego. Członek zarządu Fundacji FIBRE.

Cena kunktatorstwa

Przez wiele lat starano się postawić przed Sądem III Rzeczpospolitej przywódców PRL: gen. Wojciecha Jaruzelskiego oraz gen. Czesława Kiszczaka, za wprowadzenie stanu wojennego. Zarzucano im, iż popełnili zbrodnię przeciwko Narodowi Polskiemu. W największym stopniu ukarania winnych domagali się politycy PiS.

Roman Mańka: Nie umniejszając ciężaru totalitarnego czynu władz komunistycznych, w wyniku wprowadzenia stanu wojennego śmierć poniosło ok. 40 osób, a bezpośrednio 9. Górników w Kopalni „Wujek”, w rezultacie błędnej, biernej polityki wobec pandemii koronawirusa umiera – dziennie –  500 osób, a na przestrzeni dwóch lat jej trwania, Polska straciła ok. 100 tys. ludzi, przy bardzo niekorzystnych tendencjach demograficznych., które od lat trwają w naszym kraju.

Zdrada własnego elektoratu
Obecny rząd PiS, w sposób cyniczny, utylitarny (z partykularnej perspektywy) zachowuje się kunktatorsko, pasywnie, zachowawczo, oportunistycznie, nie podejmując żadnych zdecydowanych działań, bo tak wynika z sondaży, bo taka jest polityczna kalkulacja. Ceną politycznego oportunizmu jest śmierć tysięcy Polaków. I powierzchowna obserwacja mogłaby wskazywać, iż PiS działa w interesie własnego elektoratu, zgodnie z jego poglądami. Jednak, gdy spojrzymy na to głębiej, to okazuje się, iż są to pozory, gdyż właśnie wyborcy PiS płacą za to najwyższą cenę.

W filozofii prawa, brak działania jest działaniem, zaś bierność czynników władzy (rządzących) w obliczu katastrofy jest niedopuszczalna. Nie sięgając po nadzwyczajne instrumenty, zdecydowane środki, doprowadzając do tłoku w galeriach handlowych, ścisku na weselach oraz innych imprezach kukturalno-rozrywkowych, pozwalając osobom niezaszczepionym swobodnie poruszać się w miejscach o dużej aktywności społecznej, obecna władza (PiS) świadomie prowadzi do ludobójstwa. Nazwijmy rzeczy po imieniu: to jest ludobójstwo!

Zabójcza bierność
Jeżeli chcieliśmy karać przywódców PRL: Jaruzelskiego, Kiszczaka, Siwickiego za wprowadzenie stanu wojennego (40 ofiar), jaka powinna być kara dla liderów PiS: Kaczyńskiego, Morawieckiego, Niedzielskiego, Kamińskiego, Czarnka (pół tysiąca ofiar dziennie)?

Jaka powinna być kara dla przywódców PiS, za celowe sprowadzenie katastrofy i ludobójstwo?

Do ludobójstwa można doprowadzić również w sposób bierny, poprzez brak działania, choć to jest problem trochę bardziej skomplikowany, gdyż w istocie mamy do czynienia z działaniem świadomym, kalkulacyjnym, przez zaniechanie działania, dla osiągnięcia celów politycznych.

W tej sytuacji również ma miejsce zjawisko, które opisał amerykański filozof, Gunter Anders (mąż Hannach Arendt): zjawisko niezgodności prometejskiej. Winę Jaruzelskiego i Kiszczaka łatwiej jest zrozumieć, dostrzec, gdyż na ulicę wyjechały czołgi, padły strzały, w najważniejszych miejscach miast i gmin pojawiło się wojsko; tymczasem tragedia koronawirusa jest procesem rozproszonym, rozłożonym w czasie, bardziej złożonym, skomplikowanym. Ludzie mają ograniczoną zdolność moralnego doświadczania sytuacji strukturalnych, skomplikowanych, abstrakcyjnych; rozumieją tylko to co powierzchowne, proste i konkretne, co dzieje się blisko nich, tu i teraz.

Kto nami rządzi?
Mamy tu też do czynienia z procesem, który opisała wspomniana żona Andersa – Hannach Arendt – z banalnym złem. Tak naprawdę większości polityków PiS przyświecają banalne motywy: chęć osiągnięcia kariery politycznej (to obrzydliwe) czy utrzymania się na stanowisku, osiągnięcia politycznej korzyści.

To małe rzeczy. Tyle tylko, że zło banalne prowadzi zawsze (umożliwia) do zła wielkiego. Zło banalne jest wstępem do zła wielkiego, czymś w rodzaju koniunktury, sprzyjającego nastroju. Nadmierny konformizm zawsze prowadzi do okrucieństwa i faszyzmu.

Za trochę ponad tydzień obchodzić będziemy 40 rocznicę wprowadzenia stanu wojennego (13 grudnia 1981 roku). Zastanówmy się nad tym wszystkim głęboko i moralnie. Odpowiedzmy sobie na pytanie: kto obecnie nami rządzi? Jacy to ludzie? Jakie są ich sumienia? PiS nie ma moralnego prawa do sprawowania władzy w Polsce.

 

 Autor jest socjologiem i dziennikarzem, prowadzi własną audycję w „Halo Radio” oraz pełni funkcję redaktora naczelnego „Czasopisma Ekspertów” Fundacji FIBRE. Zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki, a także obserwacji uczestniczącej. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia oraz hermeneutyka. Jest autorem sześciu książek popularno-naukowych i w dziedzinie dziennikarstwa śledczego. Członek zarządu Fundacji FIBRE.