Odrzucić II Rzeczpospolitą!


Nigdy nie rozumiałem (i nadal nie rozumiem), dlaczego III Rzeczpospolita obrała za swój wzór II Rzeczpospolitą, państwo w gruncie rzeczy słabe, skorumpowane, o co najmniej kontrowersyjnym systemie politycznym? Dlaczego, za symbol polskiej państwowości został uznany człowiek, na którego pogrzebie, jak pokazują zdjęcia, aż roiło się od oficerów Wermachtu, a który miał niebezpieczne zapędy dyktatorskie?

Roman Mańka: Kiedyś już napisałem, że 1 września 1939 roku obnażył słabość tamtego państwa: II Rzeczpospolitej, oraz naiwność prowadzonej wówczas polityki; infantylną wiarę, że bezpieczeństwo zapewnią nam jakieś międzynarodowe traktaty, a nie potęga własnej armii. Tylko niszcząca dla wrogów potęga własnej armii jest w stanie zapewnić nam bezpieczeństwo oraz stabilny państwowy byt.

Dwie trumny
W roku 1920, bazując na żołnierzach służących w wojskach zaborczych, potrafiliśmy odepchnąć inwazję Związku Radzieckiego, przy okazji ratując przed „czerwoną zarazą” całą Europę. Po upływie 19 lat ponieśliśmy klęskę. Co to oznacza? Zmarnowaliśmy ten okres. Rozwijaliśmy się wolniej niż otoczenie. Ale też nie osiągnęliśmy synergii, gdyż wdaliśmy się w głęboki podział. Marnotrawiliśmy energię ludzi. Zrażaliśmy sobie obywateli.
Przede wszystkim II Rzeczpospolita nie była państwem demokratycznym. Targały nią dwa żywioły: jeden był faszystowski; drugi autorytarny. Dziś mówi się często, że przed drugą wojną światową stały w Polsce dwie trumny: Piłsudskiego i Dmowskiego. Uznając ich zasługi dla wywalczenia w roku 1918 niepodległości (gdyż takie zapewne mają), nie klęknąłbym na obydwa kolana przed żadną.

Polsce potrzebna jest niebywale silna Armia, z której Polacy będą dumni.

Porażki są zawsze brzydkie
Imię Roman zawdzięczam Babci, która je przeforsowała. Otrzymałem je na cześć Dmowskiego. Szybko się jednak z tego otrząsnąłem. Sporo poczytałem. Nie akceptuję ani tradycji Piłsudskiego, ani Dmowskiego. Od słowa naród, wolę słowo społeczeństwo.
Mit o II Rzeczpospolitej, na którym swą egzystencją oparła III, świetnie pasuje do polskiej bajki o: moralnym zwycięstwie. Zaatakowały nas dwa totalitaryzmy. Dzielnie stawiliśmy opór. Broniliśmy się długo, bo miesiąc. A na końcu osiągnęliśmy moralne zwycięstwo. Szczerze mówiąc, od moralnego zwycięstwa wolałbym mniej moralną, ale realną wygraną. Zawsze powtarzam: nie ma moralnych zwycięstw, są tylko zwycięstwa. Tak samo, jak przy okazji meczów piłkarskich mówię (i są to moje autorskie słowa): nie ma pięknych porażek, porażki są zawsze brzydkie.
Otóż, 1 września 1939 roku przegraliśmy. Tyle i tylko tyle. Zawsze to wiedziałem. Ta przegrana obnażyła słabość oraz brak demokracji w II Rzeczpospolitej, podziały i konflikty, jakie wówczas drążyły tamto państwo.

Gardzę moralnymi zwycięstwami
Widać to ewidentnie szczególnie dzisiaj, w kontekście heroicznej obrony Ukrainy. Niestety, Ukraińcy trochę nas zawstydzają. Postawili na obronę totalną. Na spalenie własnej ziemi, lecz jej nieoddanie. Sami niszczą własną infrastrukturę krytyczną. Wysadzają mosty. Psują drogi. Byle wróg nie mógł się przedostać. Zagrali va banque. Postawili wszystko na jedną kartę, aby zwyciężyć. Są gotowi unicestwić siebie, ale zniszczą też wroga. Tak, jak Witalij Skakun, młody ukraiński chłopak, kwiat ukraińskiej młodzieży, który zgłosił się na ochotnika, aby wysadzić most w powietrze, chociaż wiedział, ze sam zginie. Ale żaden rosyjski najeźdźca już po nim nie przejedzie.

Tak się walczy!

Ukrainy nie zaatakowała słabsza armia niż nas w 1939 roku. A jednak oni dzielnie i skutecznie stawiają opór. Ich prezydent nie uciekł z zaatakowanej Ojczyzny, tak jak nasze władze w trakcie drugiej wojny światowej. Wołodymyr Zełenski pozostał z Narodem, z ludźmi, by nie załamać morale i dowodzić obroną Ojczyzny. Dał ważny bodziec mentalny i jest bohaterem. Pozostał, bohatersko walcząc ramię w ramię razem z Ukraińcami, chociaż proponowano mu bezpieczną ucieczkę.
Dlatego Ukraina osiągnie realne zwycięstwo, nie tylko moralne, które tak naprawdę zawsze jest i tak porażką. Szczerze mówiąc: gardzę moralnymi zwycięstwami.

Połączenie patriotyzmu i liberalizmu stanowi najlepsze paliwo rozwoju.

Liberalizm i patriotyzm
Dlatego źródłem i odniesieniem nowej Rzeczpospolitej (III czy którejkolwiek) nie może być II. Choćby dlatego, że było to państwo niedemokratyczne, autorytarne, Zaś patronem silnego polskiego państwa nie powinien być ktoś taki, jak Piłsudski. W ogóle: kult jednostki w III Rzeczpospolitej, niby liberalnej i demokratycznej, to aberracja.
Trzeba stanowczo odrzucić zarówno tradycję Piłsudskiego, jak i Dmowskiego. Pierwsza była autokratyczna; druga nacjonalistyczna. Nie tędy droga. Osobiście najbliższa jest mi tradycja jagiellońska, czyli państwa wielkiego, silnego, otwartego, pluralistycznego, multikulturowego, tolerancyjnego.

I trzeba jeszcze jednej rzeczy dokonać w świadomości współczesnych polskich elit: (otóż) nie ma żadnej opozycji, żadnej niespójności, żadnego dysonansu czy zgrzytu pomiędzy patriotyzmem a liberalizmem. Przeciwnie: liberalnym patriotyzmem, wolnością i miłością do Ojczyzny porwiemy nowe pokolenia.

 

Autor jest socjologiem i dziennikarzem, prowadzi własną audycję w „Halo Radio” oraz pełni funkcję redaktora naczelnego „Czasopisma Ekspertów” Fundacji FIBRE. Zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki, a także obserwacji uczestniczącej. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia oraz hermeneutyka. Jest autorem sześciu książek popularno-naukowych i w dziedzinie dziennikarstwa śledczego. Członek zarządu Fundacji FIBRE.

Wierzę w Boga Kanta!


Dla Immanuela Kanta Bóg jest postulatem praktycznego rozumu. Jest niepoznawalny ani niepotwierdzony naukowo (Kant uważa, że nigdy nie uda się tego zrobić), lecz jak każda metafizyczna idea, może być potraktowany nie w sensie konstytutywnym, ale regulatwnym, czyli może być czynnikiem rozwijającym naukę, celem do którego nauka zmierza, próbuje go uchwycić, jednak nigdy nie osiągnie.

Roman Mańka: To co robi Kant, to bardzo precyzyjnie wyznacza linię podziału pomiędzy nauką (nazywa ją rozumem teoretycznym), a wiarą (rozumem praktycznym). Jest niczym geodeta, wytycza granice. Zaprzecza możliwości racjonalnego czy, określając problem jeszcze szerzej, naukowego potwierdzenia istnienia, idei takich jak Bóg, nieśmiertelna dusza, świat jako całość, ale przenosi je na inne pole: z obszaru naukowego na teren wiary i moralności; nakazuje postrzegać z innej perspektywy. Nikt, żaden z filozofów czy naukowców, nie zrobił dla sekularyzacji więcej niż Kant. Przed Kantem nauka była oparta na metafizyce i wymieszana z religią. Po Kancie, nauka oraz religia, mają dużo jaśniej wyznaczone dziedziny działalności. Kant oczyścił naukę z metafizyki.

Pomiędzy Kartezjuszem a Hume,em
To właśnie przedstawiciel skrajnego, brytyjskiego empiryzmu, David Hume, budzi Kanta z dogmatycznego snu. Szkot obala kluczowe dla średniowiecznej scholastyki pojęcia wrodzonych idei umysłu, jak również zasadę przypadkowości. Twierdzi, że reguła substancji nie istnieje, zaś pomiędzy rożnymi okolicznościami mogą być tylko następstwa, sukcesje, czyli powtarzalność zaobserwowana w czasie, a nie konieczne, logiczne związki przyczynowo-skutkowe.

Hume przedstawia bierną koncepcję człowieka w kontekście poznania. U Humea człowiek jest bierny, a za prawdę można uznać jedynie to, co mogą zarejestrować nasze zmysły.

Kant dokonuje przełomu w dwóch punktach, co zostaje uznane za swoisty „kopernikański przewrót”: po pierwsze, przejmuje od Humea negatywną wersję substancji i związków przyczynowo-skutkowych, a przede wszystkim założenie, że poznanie rozpoczyna się od zmysłów; po drugie, zmienia rolę człowieka w procesie poznawczym, z biernej na aktywną.

U Kanta człowiek jest aktywny, i to jest właśnie fundamentalna zmiana.

W tym miejscu pozwolę sobie na dygresję. Kiedy patrzy się dziś na znakomitą większość polskich dziennikarzy, ale nie tylko polskich i nie tylko dziennikarzy, również prawników, artystów, czy nawet naukowców, ma się wrażenie, że zatrzymali się na sceptycyzmie metodologicznym Hume’a, a zapomnieli o krytycyzmie Kanta.

Do doświadczenia podchodzą bardzo ściśle, co może mieć pewne uzasadnienie (lecz też nie do końca) na terenie nauk przyrodniczych, jednak w sferze humanistycznej, w obszarze działalności człowieka, doświadczenie musi być obrobione przez rozum.

„Miej odwagę posługiwać się własnym rozumem” – wołał Kant, nawiązując w ten sposób do Horacego i jego słynnej formuły: „sapere aude”.

Synteza i współpraca
Racjonalizm kartezjański oparty był na wątpieniu („cogito ergo sum”). Człowiek afirmował się przez kontemplację własnego ja, co miało również konsekwencje moralne i polityczne, i co Hannah Arend, uznała późnij za źródło indywidualizmu. Następni filozofowie, tacy jak Max Weber czy Richard Rorty, dowodzili, że z tego indywidualizmu, którego źródłem był racjonalizm, wyrósł pragmatyzm oraz utylitaryzm, które doprowadziły w końcu do wielkich nieszczęść XX wieku, a także poskutkowały zepsuciem procesów demokratycznych. Założenie, że prawdą jest to co ma wartość praktyczną albo użytkową, na gruncie etyki czy polityki, a więc dziedzin aktywności człowieka, przyniosło dramatyczne konsekwencje.

Racjonalizm kartezjański zakładał, że w sferze sensorycznej, w układzie zmysłów znajduje się prawda, jednak do jej potwierdzenia potrzebował Boga, który gwarantował prawdziwość zewnętrznych postrzeżeń. Bóg chce dla człowieka dobrze, a zatem go nie oszukuje.

U Kanta, na płaszczyźnie nauki, Bóg jest niepotrzebny. Kant przenosi go w inne miejsce: na obszar rozumu praktycznego, czyli moralności i religii. W poznaniu zaś rozum radzi sobie sam, w oparciu o zmysły.

Filozofia Kanta, to nie kompromis, lecz synteza (to jest dużo lepsze słowo) działania zmysłów i rozumu. Ten ostatni wytwarza pojęcia, które są stosowane do przedstawień zmysłowych. Jak pisze sam Kant: „zmysły bez pojęć byłyby puste, natomiast pojęcia bez zmysłów – ślepe”. Potrzebna jest więc współpraca obydwu władz: zmysłów i rozumu. Dlatego rozum dokonuje obróbki, uporządkowania materiału empirycznego dostarczanego przez zmysły. Kategoryzuje treść zmysłową. Odbywa się to poprzez zastosowanie pojęć aposteriorycznych i apriorycznych (czyli kategorii) zmysłów i intelektu, jak również schematów oraz zasad wytworzonych przez wyobraźnię. Cały proces zachodzi symultanicznie (jednocześnie), a wyobraźnia stanowi czynnik mediacji zmysłów z rozumem.

W ten sposób zachodzi proces poznania: zmysły i rozum pozostają w komplementarnym stosunku współpracy. Rzeczywistość jest chaosem, posiada skłonność do przyjmowania figur anarchistycznych. I gdyby nie rozum, przekazywane przez zmysły treści, miałyby również nieuporządkowany charakter.

A tak, rozum je porządkuje. Lecz to jednocześnie oznacza, że rozum nas oszukuje.

Porządek fenomenalny i noumenalny
W celu nadaniu przez człowieka jedności oraz porządku poznania, musi istnieć aperepcja transcendentalna lub inaczej: ja transcendentalne, które towarzyszy ja empirycznemu. Wszystkie nasze przedstawienia (tak zewnętrzne, jak i zewnętrzne), doświadczenia, wszystko to co rejestrujemy na poziomie sensorycznym poprzez zmysły, składa się właśnie na ja empiryczne, któremu ja transcendentalne towarzyszy i nadaje jedność.

Ja transcendentalne wykracza poza ja empiryczne, a ujmując problem precyzyjniej, znajduje się poza nim (stąd nazwa). Ja transcendentalne jest noumenem, nie znajduje się wewnątrz ja empirycznego, a jakby obok, stanowiąc coś w rodzaju podmiotu, a traktując ja empiryczne jako przedmiot.

Ja transcendentalne jest z boku, towarzyszy ja empirycznemu i obserwuje cały proces poznawczy. To świadomość, że postrzegamy, że doświadczamy, że myślimy. Doświadczamy sami siebie z zewnątrz.

Wspominając o ja transcendentalnym dotknęliśmy arcyważnego w filozofii Kanta zagadnienia noumenów. Kant rozróżnia porządek fenomenalny (fenomenów) oraz noumenalny. To rozróżnienie jest ważne ze względu na jeszcze inny podział: nauka – metafizyka. Pierwsza zajmuje się fenomenami; druga – noumenami, czyli rzeczywistością niepoznawalną.

Fenomeny to przedmioty naszego poznania, rzeczy tak jak się jawią, które poznajemy, są w zakresie naszego poznania, dostępne naszym władzom i procedurom poznawczym. Noumeny, to przedmioty same w sobie, znajdujące się poza granicami naszego poznania. Fenomeny mają swoje źródło w noumenach, są obecne w naszym doświadczeniu, w naszym procesie poznawczym; noumeny są poza nim: są poza czasem i przestrzenią, czyli poza formami estetyki transcendentalnej, wytworzonymi przez nasze zmysły (struktury zmysłów).

Zmysły ich nie widzą, nie rejestrują, a rozum również zobaczyć ich nie może. Nie ma bowiem czegoś takiego, jak bezpośrednia zmysłowość rozumu: rozum działa poprzez zmysły.

Opisując problem w pewnym uproszczeniu i naciągając analogię w celu lepszego zrozumienia teorematu: stosunek fenomenów do noumenów jest jak relacja punktów unaocznianych na ekranie radaru do rzeczywistych obiektów. Na radarze widzimy świecące na czerwono lub niebiesko punkciki; realnych obiektów/przedmiotów nie widzimy.

Noumeny są poza naszym poznaniem.

Determinizm struktury umysłu
Widzimy, jak rygorystycznie Kant dokonał rozróżnienia pomiędzy nauką a metafizyką. Zakwestionował możliwość racjonalnego i naukowego poznania rzeczy samych w sobie (czyli noumenów) oraz idei metafizycznych, takich jak nieśmiertelność duszy, kosmosu jako całości, Boga jako koniecznego, nadrzędnego, absolutnego podmiotu. Zanegował całą metafizykę. Jak sam powiedział: zniszczył idee metafizyczne postrzegane jako wiedza, żeby zrobić miejsce wierze.

To co nie mieściło się w spektrum rozumu teoretycznego, czyli empirycznego i spekulatywnego poznania, przesunął na obszar rozumu praktycznego, tam uczynił miejsce dla idei metafizycznych: nieśmiertelnej duszy oraz Boga.

Kant uważał, że dusza i Bóg są niepoznawalne, gdyż znajdują się poza doświadczeniem, a więc nie stosuje się do nich pojęcie substancji; nie można ich poznać naukowo, nie da się ich poddać weryfikacji, nie uda się wobec nich przeprowadzić procedur falsyfikacji, nie można im nawet zaprzeczyć, ale zdaniem Kanta nie da się o nich nie myśleć. Wynika to ze struktury umysłu, która determinuje idee metafizyczne. Ludzki umysł jest w ten sposób skonstruowany, że dąży do idei metafizycznych, jako absolutnych jednostek poznawczych oraz warunków bezwarunkowych, podmiotów bezwzględnych.

Bóg jest postulatem rozumu

Użycie regulatywne
Kant nie stwierdza istnienia Boga w znaczeniu konstytutywnym, nie twierdzi, że go można poznać, nie zakłada jego obecności ani nawet realnego istnienia, lecz jednocześnie przyjmuje jego występowanie w sensie regulatywnym, jako coś co reguluje poznanie, a także porządkuje to, co znajduje się w doświadczeniu, w sferze zmysłów, rozumu, poznania, i nauki.

Jest to bardzo konstruktywne, rozwojowe założenie. W ten sposób wiara toruje drogę nauce, rozwija ją. Religia, moralność, metafizyka z jednej strony, i nauka z drugiej, nie muszą pozostawać w relacji antonimicznej.

Przyjęcie idei metafizycznych, na gruncie praktycznego rozumu, w rozumieniu hipotetycznym, spełnia regulatywną funkcję poznania. Rozum dąży do coraz większego uogólnienia treści, do wyższego poziomu poznania, przechodzi od warunkowości do bezwarunkowości, i od względności do absolutu. Owa naturalna dynamika rozwoju rozumu prowadzi do tworzenia idei nieśmiertelności duszy, kosmosu jako całości, a także Boga, czyli jak stwierdza sam Kant: czegoś co jest zawsze podmiotem, ale nigdy orzecznikiem.

Kant wyróżnia trzy terminy ostateczne: 1) postrzeganie, doświadczenie potrzebuje ja transcendentalnego, towarzyszącego, stabilnego, oraz nadrzędnego w stosunku do ja empirycznego; 2) rozum postuluje ostateczne założenie, które obejmować będzie w sobie wielość łańcuchów przyczynowych rejestrowanych przez umysł; 3) [wreszcie] rozum poszukuje nadrzędnego warunku możliwości istnienia (Boga), wszystkiego co można pomyśleć.

Rozum dąży do tego czego nie można udowodnić. Wierzymy w to na co nie mamy dowodów. Jedynym wyjściem na rozwiązanie problemu idei metafizycznych jest przesunięcie ich z terenu poznania, na obszar wiary.

Kłopot nie polega na tym, że idee metafizyczne są błędne czy fałszywe same w sobie (jako noumeny), ale że zostały potraktowane w błędny sposób. Dokonana przez Kanta zmiana użycia konstytutywnego w użycie regulatywne rozwiązuje ten problem. Ważność konstytutywna polega na założeniu, że idea odzwierciedla czy reprezentuje przedmiot transcendentny, znajdujący się poza estetycznymi formami zmysłowości, a więc poza doświadczeniem czasowo-przestrzennym. Tymczasem uprawnione jest jedynie użycie regulatywne, które ogranicza się do wyznaczenia kierunku oraz możliwości nadrzędnej jednostki poznania, bez realnego stwierdzania niczego co by znajdowało się poza doświadczeniem.

Przy takim właśnie założeniu (regulatywnym) idee metafizyczne nie wprowadzają ludzi w iluzję, że coś istnieje poza zmysłami i doświadczeniem, lecz dużo lepiej porządkują i organizują to, co znajduje się wewnątrz doświadczenia, a przed wszystkim pozwalają na rozwój poznania i nauki.

Z tego powodu, Bóg jest przydatny oraz potrzebny. Nawet, gdy nauka dokonuje jego falsyfikacji, to się rozwija, penetrując wszechświat w poszukiwaniu Boga.

 

Autor jest socjologiem i dziennikarzem, prowadzi własną audycję w „Halo Radio” oraz pełni funkcję redaktora naczelnego „Czasopisma Ekspertów” Fundacji FIBRE. Zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki, a także obserwacji uczestniczącej. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia oraz hermeneutyka. Jest autorem sześciu książek popularno-naukowych i w dziedzinie dziennikarstwa śledczego. Członek zarządu Fundacji FIBRE.