Kurdowie jak Polacy, ale mają już dość


Irak wciąż nie chce się zgodzić na przyjęcie dwóch samolotów z Polski z migrantami, którzy wyrazili chęć powrotu do domu. Dlaczego tak się dzieje?

Jerzy Mosoń: Wśród cudzoziemców, którzy napierają na polską granicę dużą grupę stanowią Kurdowie – największy w świecie, bo 30 – milionowy naród bez własnego państwa. Wielu z nich mieszka na terenie właśnie wspomnianego Iraku, Iranu, Syrii, a także Turcji.

Polak – Kurd wspólny los
Od lat każde z tych państw chce się ich pozbyć lub ich wynarodowić. Kurdowie już nie raz wzniecali powstania – bez większych skutków, ponieważ wymienione wyżej państwa, nawet jeśli ze sobą rywalizują to w swym stosunku do samostanowienia Kurdów są zgodni i bez względu na inne waśnie wspierają się. W ostatnich latach wraz z pojawieniem się Państwa Islamskiego ta sytuacja się zmieniła. Okazało się bowiem, że jedynie Kurdowie są w stanie skutecznie przeciwstawić się terrorystom z ISIS. Kurdowie nie tylko pokazali hart ducha w walce z ISIS, ale także znakomite przeszkolenie wojskowe. Szybko opanowali też obsługę amerykańskiej broni, ale ze względu na potężne straty, jakie ponieśli w wojnie z Państwem Islamskim nie zyskali militarnie.

Zdradzeni przez Wuja Sama
Dość długo wyglądało jednak na to, że Kurdowie dzięki okazanej skuteczności zyskają potężnego sojusznika w postaci USA, które po latach niepowodzeń pomogą im stworzyć własne państwo na terenie wyniszczonego wojną Iraku. Waszyngton szybko jednak zapomniał o swym największym sojuszniku w walce z ISIS. Politycznie można tłumaczyć to nieprzejednanym stanowiskiem Ankary, dla której powstanie choćby małego, niezależnego państwa Kurdów stanowiłoby zagrożenie dla integralności również jej terytorium, bo właśnie w Turcji mieszka najwięcej Kurdów – nawet 12 mln. Dla Waszyngtonu, co zrozumiałe, sojusz z NATO-wskim państwem, położonym w ważnym geopolitycznie miejscem, szczególnie istotnym z punktu widzenia zaprzyjaźnionego Izraela wydaje się ważniejsze od jakiegokolwiek moralnego zobowiązania.

Moskwa mówi: niet!
Kurdowie nie powinni też liczyć na wsparcie Moskwy, dla której ważniejsze znaczenie mają dobre relacje z Iranem, którego także nie interesuje powstanie państwa Kurdów. Warto przy tym podkreślić, że Kurdowie to generalnie naród bardzo zamożny, a tereny na których zamieszkują w Azji obfitują w liczne bogactwa, w tym w ropę. Wciąż również mimo licznych utrudnień w tym dyslokacji Kurdów z Turcji wschodniej na tereny zachodnie, wpływy tej mniejszości wydają się ogromne, jak na naród pozbawiony możliwości samostanowienia.

Wojna z Państwem Islamskim i poczucie osamotnienia coraz częściej okazuje się dla nich motywem do opuszczenia ich kolebki, Kurdystanu – krainy w południowo-zachodniej Azji.

Miliony już w Europie
Ogromna diaspora Kurdów od lat zamieszkuje już jednak Europę Zachodnią, w tym w szczególności Niemcy, gdzie przez lata Kurdowie mylnie utożsamiani byli z Turkami – obie te społeczności stanowią bardzo silne mniejszości w kraju kanclerz Angeli Merkel. Mieszka tam obecnie około trzech milionów osób o tureckich korzeniach. Ale milion spośród nich to Kurdowie. Co ciekawe, Niemcy dopiero w 2019 r. zaczęli zwracać uwagę na konieczność rozróżnienia migracji z Turcji.  Stało się to po rozruchach, jakich doświadczyli mieszkańcy niemieckiego miasta Herne, gdzie doszło do starć Kurdów z Turkami, w ramach protestu tych pierwszych przeciwko atakowi Turcji na syryjskie miasto Rożawa, w większości zamieszkałe przez Kurdów. 

Po lepszy byt
Kurdowie mogą trochę przypominać Palestyńczyków, pozbawionych w latach 40. ubiegłego wieku możliwości posiadania własnego państwa. Wtedy to alianci postanowili, że na spornych terenach żydowsko-arabskich prymat będzie miało państwo Izrael mające stać się jednocześnie największym sojusznikiem USA na Bliskim Wschodzie. Jest jednak jeszcze jeden naród, do którego porównuje się Kurdów. Zresztą robią to także oni sami, bo wielu z nich to ludzie znakomicie wykształceni i znający historię. Ci właśnie utożsamiają się z Polakami, porównując swój los do ponad 100-letniej walki Polaków o odzyskanie niepodległości. Przyzwyczajeni jednak do życia na wysokiej stopie, mający rodziny na Zachodzie Europy to właśnie tam zmierzają, po wygranej dla Świata, ale przegranej dla swej państwowości wojnie z ISIS.

 

Autor jest szefem Zespołu ds. Geopolityki i Polityki Zagranicznej Fundacji FIBRE. W przeszłości pełnił funkcję redaktora naczelnego magazynu „Gentleman”, a także z-ca redaktora naczelnego czasopisma Polish Market. Kierował Działem Prawnym tygodnika „Gazeta Finansowa”. Na swoim koncie ma wiele publikacji w „Rzeczpospolitej” (w której pracował), w Kwartalniku Geopolitycznym „Ambassador”, w miesięczniku „Home&Market” oraz w czasopismach prawniczych, m.in. w prestiżowym branżowym miesięczniku „Radca prawny”.Jest także reżyserem i producentem filmów.

Inna strona rzeczywistości…

Jak można wytłumaczyć fakt, że mimo już ponad stu tysięcy ofiar w Polsce oraz milionów na całym świecie, ludzie w dalszym ciągu bagatelizują pandemię koronawirusa, umniejszając jej zagrożenie, a także kwestionując sens środków zapobiegawczych: takich jak szczepienia czy lockdowny.

Roman Mańka: Myślę, iż odpowiedź kryje się w mechanizmie, który kiedyś Günter Anders, mąż Hannah Arendt, opisał jako niezgodność prometejską.

Żyjemy w świecie o ogromnej i wciąż narastającej złożoności technicznej i przemysłowej. Na ten wymiar nakłada się rzeczywistość znaczeń, sensów, czyli obszar kulturowy i medialny. 

Niewidzialny wymiar złożonych struktur
Wydarzenia rozgrywają się bardzo szybko (wręcz w mgnieniu oka) i posiadają ogromny zasięg. Wiele faktów, jak również zjawisk ma charakter strukturalny, w ramach którego o przebiegu procesów, w większym stopniu decydują relacje pomiędzy elementami, w złożonej strukturze fenomenów, niż same elementy składowe.

Tymczasem ludzie posiadają ograniczoną zdolność doświadczenia moralnego. Nie potrafią moralnie doświadczać faktów abstrakcyjnych, o większym stopniu uniwersalności. Coś, co wykracza poza jednostkowe, konkretne przypadki i sytuacje nie wchodzi w osąd moralnego doświadczenia, nie trafia do naszej recepcji i świadomości; wydaje się czymś odległym, dalekim, a może nawet nieistniejącym.

Często dochodzi do paradoksu. Potrafimy płakać nad trumną jednego konkretnego człowieka, żałujemy jednostkowych, konkretnych osób, nawet, gdy nie są członkami naszej rodziny, ani też naszymi bliskimi, a w żaden sposób nie porusza nas śmierć dziesiątek tysięcy, setek, czy milionów osób. Cierpimy moralnie z powodu śmierci jednej czy kilku osób, nie przeraża nas zaś śmierć wielu istnień ludzkich.

To jest właśnie niezgodność prometejska. Tragedia masowa, bardziej złożona, o której dowiadujemy się za pośrednictwem nośników kultury – elektronicznych mediów – wydaje nam się bardziej odległa i mniej bolesna. Dopiero, gdy dramat (czasami nawet dużo mniejszy) dzieje się lokalnie, blisko nas, w obrębie naszej fizycznej przestrzeni, naszego społecznego środowiska, zaczynamy doświadczać go moralnie.

Ograniczenia doświadczenia moralnego
Umiejętność abstrahowania, myślenia abstrakcyjnego, jak również zdolność do abstrakcyjnego doświadczenia moralnego, do bardziej uniwersalnej, abstrakcyjnej empatii, świadczy o klasie i jakości człowieka.

Ludzie zazwyczaj uważają, że realne jest tylko to, co jednostkowe, indywidualne, konkretne, zaś to co abstrakcyjne i uniwersalne to nicość. Wybitny amerykański filozof, jeden z prekursorów oraz twórców filozofii pragmatyzmu, Charles Sanders Peirce, uważał inaczej, odwrotnie: to co jednostkowe, konkretne to nicość, a to co uniwersalne jest realne.

Nigdy nie zrozumiemy rzeczywistości, jeśli nie nauczymy się wychodzić poza tu i teraz.

Niezgodność prometejska była jedną z przyczyn, w rezultacie której holokaust był możliwy, a ludzie bagatelizowali jego rozmiary (do dziś są tacy, którzy bagatelizują). Kierujący machiną zagłady Żydów, Adolf Eichmann, nie rozumiał na czym polega jego wina, gdy zarzucono mu masową zagładę osób pochodzenia żydowskiego i ludobójstwo, twierdził iż on doskonalił jedynie techniczną i organizacyjną działalność mechanizmu (fenomen ten świetnie opisała Hannah Arend, relacjonując proces Eichmanna w Jerozolimie); gdy tymczasem zarzucono mu mord jednego konkretnego człowieka, zaczął krzyczeć, wrzeszczeć i rzucać się na podłogę.

Nie potrafił moralnie doświadczyć masowej zagłady milionów ludzi, a doświadczył śmierć jednego, konkretnego człowieka.

Kluczowa jest nasza bierność
Z niezgodnością prometejską, zjawiskiem opisanym przez Günter Anders, blisko wiąże się inny mechanizm, zdefiniowany przez jego żonę, Hannah Arendt; to mechanizm niebywale szkodliwy dla życia obywatelskiego oraz więzi społecznej: banalne zło.

Banalne zło polega na bierności, a jego źródłem jest konformizm. Zabiegamy o małe, błahe sprawy: chęć utrzymania zatrudnienia, awans w pracy, jakąś niewielką korzyść, poczucie bezpieczeństwa. Na banalne zło składają się zawsze prozaiczne motywy. Jednak bez banalnego zła nie byłoby zła wielkiego. Banalne zło umożliwia powstanie zła wielkiego.

Kluczowa jest nasza bierność, nasz oportunizm.

W rezultacie banalnego zła mogło dojść do utworzenia społeczeństw i systemów totalitarnych, wyniszczających ideologii: nazizmu, faszyzmu, komunizmu, zaś niezgodność prometejską dała przyzwolenie na miliony ofiar.

Banalne zło to obojętność. – „Jedenaste przykazanie: nie bądź obojętny!” – mówił prof. Marian Turski, podczas obchodów 75. rocznicy wyzwolenia Auschwitz.

To co obserwujemy przy okazji pandemii koronawirusa (ta nieczułość, bierność, obojętność, oportunizm, podatność na teorie spiskowe) jest tylko inną stroną rzeczywistości totalitarnej. Widzę i ubolewam, iż polskie społeczeństwo w coraz większym stopniu jest, niestety, gotowe na faszyzm. Istnieje związek pomiędzy zachowaniami w obliczu pandemii koronawirusa, a atmosferą umożliwiającą powstawanie społeczeństw totalitarnych.

 

Autor jest socjologiem i dziennikarzem, prowadzi własną audycję w „Halo Radio” oraz pełni funkcję redaktora naczelnego „Czasopisma Ekspertów” Fundacji FIBRE. Zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki, a także obserwacji uczestniczącej. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia oraz hermeneutyka. Jest autorem sześciu książek popularno-naukowych i w dziedzinie dziennikarstwa śledczego. Członek zarządu Fundacji FIBRE.

Obopólny interes


Powiedzmy sobie wprost: PiS-owi kryzys na granicy Polska-Białoruskiej bardzo sprzyja. Podejrzewam nawet, iż Łukaszenko i Kaczyński „dogadali się” i cynicznie, perfidnie grają razem.

Roman Mańka: Oczywiście to nie oznacza, że Łukaszenko odwiedził pod osłoną nocy, w założonym na głowę kapturze Kaczyńskiego, w „pałacu” na Żoliborzu, i zawarli porozumienie. W polityce rzeczy tak prosto i bezpośrednio się nie dzieją. Jednak wiele poczynań uzgadnianych jest w domniemaniu, w rezultacie antycypacji interesów zainteresowanych stron.

Zawsze powtarzam, że w polityce gesty ważniejsze są od słów.

Zakończy się to tak (prędzej lub później, ale raczej prędzej niż później), że PiS, dzięki kryzysowi, otrzyma pieniądze z Unii Europejskiej, w ramach Funduszu Odbudowy, które włączy do budżetu państwa i własnego funduszu wyborczego. W istocie o to idzie cała gra. Teraz UE ma silny pretekst żeby te pieniądze Polsce dać. Inne sprawy, związane choćby z praworządnością, zejdą na dalszy plan.

Oprócz tego ważne są dwa pozostałe efekty:

Po pierwsze, budując zewnętrzne zagrożenie PiS może mobilizować własny elektorat i próbować zdobywać nowe populacje wyborcze, poprzez granie na patriotycznej emocji.

Po drugie, odwraca uwagę od własnych nieudolnych rządów oraz problemów natury gospodarczej: inflacja; i również od innych ważnych spraw, np. koronawirus.

Łukaszenko zaś robi mniej więcej to samo, a oprócz tego dostaje alibi. Jeżeli UE wprowadzi sankcje wobec Białorusi, będzie na kogo zrzucić winę na zapaść gospodarczą, do której i tak na Białorusi dojdzie, w rezultacie jego beznadziejnych rządów. Dzięki temu będzie mógł rządzić dalej.

W polityce wiele rzeczy wygląda inaczej niż się wydaje w powierzchownym oglądzie. – Nie patrz na przedstawienia, lecz na istotę rzeczy – pisał Immanuel Kant. Staraj się zobaczyć nie fenomeny, a noumeny.

 

Autor jest socjologiem i dziennikarzem, prowadzi własną audycję w „Halo Radio” oraz pełni funkcję redaktora naczelnego „Czasopisma Ekspertów” Fundacji FIBRE. Zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki, a także obserwacji uczestniczącej. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia oraz hermeneutyka. Jest autorem sześciu książek popularno-naukowych i w dziedzinie dziennikarstwa śledczego. Członek zarządu Fundacji FIBRE.