Głębsze filary Wspólnoty

Unia Europejska, żeby projekt integracyjny mógł się domknąć, potrzebuje dwóch rzeczy: 1) wspólnej, jednolitej europejskiej profesjonalnej armii złożonej z rekrutów państw sygnatariuszy i liczącej ok 2 mln żołnierzy (nie musi to pozostawać w sprzeczności z NATO, ale wzmacniać stronę europejską w stosunku do amerykańskiej); 2) prezydenta Unii Europejskiej wybieranego w powszechnych wyborach przez społeczeństwo całej Unii Europejskiej, wspartego silnymi instytucjami wykonawczymi.

Roman Mańka: Można dodać również trzeci element, media o zasięgu kontynentalnym, kształtujące coś, co obecnie nie występuje, albo jeżeli już, to występuje w znikomym stopniu: europejską opinię publiczną.

Struktury symetryczne
Obydwa czynniki, w sposób oczywisty wzmocnią bezpieczeństwo Europy. Lata 90. XX wieku oraz pierwsze dwie dekady nowego tysiąclecia, ujawniły napięcia pomiędzy stroną amerykańską oraz europejską w ramach NATO, pojawiły się konflikty interesów. Kiedyś może dojść do sytuacji, że NATO stanie się niefunkcjonalne. Wspólna armia europejska, budowana ponad poszczególnymi narodami, ale w oparciu o nie, i ponad państwami narodowymi, daje dużo większe gwarancje jednolitości oraz bezpieczeństwa, a także niezależności od Amerykanów.

Ze względu na nasze położenie, historię, predyspozycje, jak również walory mentalne, wzmacnia także pozycję Polski.

W Unii Europejskiej powinny istnieć struktury symetryczne, tymczasem pomiędzy organizacją polityczno-gospodarczą UE, a czynnikami odpowiadającymi za jej bezpieczeństwo, występuje asymetria.
Implementowanie funkcji prezydenta, UE stworzy przejrzysty, skuteczny ośrodek władzy. Ale przede wszystkim da Europejczykom poczucie wpływu, jeden z najważniejszych parametrów demokracji. To bardzo wzmocni element tożsamości i uczestnictwa. Będziemy mogli powiedzieć: nasz prezydent.

Przyszłość musi przeważyć nad przeszłością
Zarówno armia europejska, jaki i prezydent, oprócz powierzchownego efektu związanego z zarządzaniem czy bezpieczeństwem, dają dużo więcej: pogłębiają integrację europejską (o potrzebie takie pisał niemiecki filozof i socjolog, Jurgen Habermas), konsolidują Wspólnotę, zwiększają poczucie dumy, zacieśniają integrację.

Przeszkodą w sięgnięciu po te dwa elementy jest historia. Europa, gdy zaczynała się integrować miała swoją historię (rzeczywistość państw narodowych), w przeciwieństwie np. do Stanów Zjednoczonych, które gdy powstawały, nie miały historii. Dlatego tam integracja i powołanie wspólnego państwa, były dużo łatwiejsze.

Swoją drogą, to bardzo ciekawe, że ideały europejskiego Oświecenia, łatwiej było zrealizować w Ameryce niż w Europie.

Jednak wyzwanie globalizacji, najważniejszego procesu, który kształtuje nasze życie, są tak ogromne, że przyszłość musi zdecydowanie przeważyć nad historią. Jeżeli nie zbudujemy wspólnej Europy, nie pogłębimy integracji w ramach Unii Europejskiej i nie stworzymy Narodu Europejskiego, będziemy jedynie tłem do rywalizacji dwóch obozów: Chino-Rosji z Ameryką.

We współczesnej rzeczywistości sens mają jedynie państwa kontynentalne. Globalne procesy wymagają globalnych narzędzi.

 

Autor jest socjologiem i dziennikarzem, prowadzi własną audycję w „Halo Radio” oraz pełni funkcję redaktora naczelnego „Czasopisma Ekspertów” Fundacji FIBRE. Zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki, a także obserwacji uczestniczącej. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia oraz hermeneutyka. Jest autorem sześciu książek popularno-naukowych i w dziedzinie dziennikarstwa śledczego. Członek zarządu Fundacji FIBRE.

Czy świat przetrwa po likwidacji klasy średniej?

Pandemia i związane z nią lockdowny wyniszczają na całym świecie drobnych i średnich przedsiębiorców. W siłę rosną za to międzynarodowe korporacje, przejmując rynek upadających firm. Czy ludzie mogą się tylko przyglądać postępującej degrengoladzie klasy średniej?

Jerzy Mosoń: Majątek dziesięciu najbogatszych ludzi świata powiększył się w czasie pandemii koronawirusa o 540 mld dol. – twierdzi Organizacja humanitarna Oxfam. Rosną fortuny spekulantów, bankierów i właścicieli firm technologicznych. Z kolegi ciągle ogłaszane lockdowny doprowadziły do zachwiania równowagi między biznesami uzależnionymi od mobilności i kontaktów międzyludzkich a tymi, gdzie wystarczy kontakt on-line.

Nierówne straty
W większości państw, gdzie rządy ogłaszały lockdowny związane z rozprzestrzenianiem się pandemii koronawarirusa największe straty notowały na początku firmy podróżnicze, hotelarze, następnie produkcyjne i handlowe. Najłatwiej było przejść przez kryzys związany z lockdownami tym przedsiębiorcom, którzy nie są uzależnieni od pracy stacjonarnej, ale też w ich biznesie częste podróże nie są koniecznością. Ale straty finansowe nie były równomierne także wśród tych, którzy ucierpieli najbardziej. Niewielkie firmy rodzinne mogły się bronić, pod warunkiem, że rzeczywiście pracownikami w tych biznesach byli członkowie rodzin, a księgowi na tyle sprawni, by skorzystać z oferowanych przez rządy subwencji.

Kazus hotelowy
Powszechnie wiadomo, że jeśli ktoś dysponuje średniej wielkości pensjonatem i nagle stracił źródło dochodów, nie mając zbyt wysokich kosztów operacyjnych to prawdopodobnie po uderzeniu kryzysu będzie w stanie wrócić do dawnego stylu życia, licząc od nowego pełnego sezonu. Tak stało się w przypadku pensjonatów, które szybko latem odzyskały oddech, po zakończeniu pierwszego lockdownu W zdecydowanie gorszej sytuacji są średni gracze oferujący ponad 100 miejsc hotelowych – za mali by przetrwać kryzys i posiadający za bardzo rozbudowaną infrastrukturę oraz kadrę by móc ograniczać koszty. Oni i tym razem stali się oni łakomym kąskiem dla międzynarodych graczy. Skutki niewydolności MŚP wobec zamknięcia gospodarki będzie można jednak policzyć dopiero kilka miesięcy od ustania kryzysu, ponieważ przejęcia wciąż trwają, podobnie jak pojawiają się nowe fale epidemii

Wielcy nie przegrywają
Wydawać by się mogło, że w następstwie ograniczenia ruchu spowodowanego zamknięciem gospodarki upadać będą linie lotnicze. I rzeczywiście Od początku 2020 roku upadło ponad 40 linii lotniczych na świecie. Ale uwaga: w całym 2019 r. taki los spotkał 46 przewoźników, a w 2018 – 56 linii lotniczych – informuje Cirium – ekspercka firma zajmująca się analizą danych nt. podróży lotniczych. Co więcej, pomijając upadek włoskiego przewoźnika Alitalia mającego problemy także przed pandemią nie upadły żadne inne znaczące linie. Zresztą Włosi i tak uratowali te linie przemianowując je w spółkę ITA (Italia Transporto Aero). Sytuacja linii lotniczych pokazuje to, że nawet wobec największych problemów gospodarczych ważne gałęzie gospodarki z punktu widzenia polityków mogą otrzymać skuteczną ochronę. Jeśli ktoś ma wątpliwości może odświeżyć sobie historię dużych banków dotkniętych kryzysem finansowym z lat 2008-2013. I wówczas najwięksi gracze mogli liczyć na wsparcie.

Spekulanci jak zwykle na fali
Rzeczywiście też znów się okazało, że największe firmy są w stanie poradzić sobie z kryzysem samodzielnie, a nawet na nim zyskać. I nie chodzi nawet o bezprośrednich beneficjentów pandemii tj. producenci szczepionek, które warunkowo dopuszczono do obrotu i rozmaitymi restrykcjami zagwarantowano ich miliardowy zbyt. Zyskała cała masa spółek z obszaru Big Data, w tym rzecz jasna najwięksi gracze tacy jak Microsoft stworzony przez miliardera Billa Gatesa. Trudno dziś wyobrazić sobie spotkania biznesowe, w zasadzie jakąkolwiek pracę bez produktów umożliwiających kontakty on-line. Furorę robią firmy kurierskie, bo zamknięta w domach ludność jakoś musiała robić zakupy, choćby wydając ostatnie pieniądze zarobione jeszcze przed kryzysem.

Co nas czeka?
Nikt już nie ma wątpliwości, że im dłużej będzie trwał kryzys zdrowotny i czym większe będą obostrzenia to tym szybciej będzie rozpędzać się inflacja. I choć dziś większość ekonomistów przeraża się tegorocznymi wynikami jej poziomu tj. 6 proc. w Polsce to za kilka miesięcy być może trzeba będzie zmierzyć się z jeszcze większymi wzrostami cen. Problem pogłębi się wraz ze wzrostem bezrobocia, ale prawdziwym dramatem może okazać się wzrost zadłużenia wobec tych, którzy jakimś cudem przewidzieli wybuch pandemii i pomnożyli swoje majątki. Narastające nierówności przemodelują gospodarkę i pogłębią panujące podziały na bogatych i biednych. Momentem przełomowym będzie taki wzrost cen nieruchomości i samochodów, że leasing konsumencki aut i najem nieruchomości stanie się nie tylko bardziej opłacalny od ich zakupu na razy, ale okaże się jedyną możliwością ich posiadania dla ponad 50 proc. populacji.

 Uderzenie w klasę średnią
Dla społeczeństw, gdzie klasa średnia poprzez swą własność i wysoką dochodowość odgrywa znaczącą rolę będzie to duży cios, ale prawdziwe problemy przeżyją te państwa, gdzie liczne klasa średnia wciąż jest bardziej postulatem niż normą tj. Polska. Za zahamowaniem rozwoju klasy średniej pójdą niechybnie ograniczenia wolnościowe, ponieważ prawdziwa władza polityczna to władza pieniądza. Skoro już dziś ludzie zgadzają się na wprowadzenie paszportów covidowych by pójść do kina, pojechać na wycieczkę bądź skorzystać z restauracji to tym bardziej zgodzą się na to by od ich posiadania zależała też praca. Ani się zorientują a oddadzą w ten sposób demokrację liberalną, o którą tak zagorzale walczyli z komunizmem i nazizmem.

Klasa średnia w klasycznym rozumieniu nie przestanie istnieć zupełnie, ale czy w Polsce Ludowej zanikła w 100 proc.? Świat jednak będzie już tylko pozornie demokratyczny.

 

Autor jest szefem Zespołu ds. Geopolityki i Polityki Zagranicznej Fundacji FIBRE. W przeszłości pełnił funkcję redaktora naczelnego magazynu „Gentleman”, a także z-ca redaktora naczelnego czasopisma Polish Market. Kierował Działem Prawnym tygodnika „Gazeta Finansowa”. Na swoim koncie ma wiele publikacji w „Rzeczpospolitej” (w której pracował), w Kwartalniku Geopolitycznym „Ambassador”, w miesięczniku „Home&Market” oraz w czasopismach prawniczych, m.in. w prestiżowym branżowym miesięczniku „Radca prawny”.Jest także reżyserem i producentem filmów.

Klucz do porażki PiS leży na wsi

Istnieje pogląd, że jeżeli PiS zacznie tracić poparcie, to „pęknięcie”, jak określiła to jedna z politolożek, dr Barbara Brodzińska-Mirowska z UMK w Toruniu, zacznie się od elektoratu umiarkowanego, centrowego. Nie do końca się z tym opisem zgadzam, a nawet jeśli się mniej więcej zgadzam, to użyłbym trochę innego języka.

Roman Mańka: Początek erozji popularności PiS, moim zdaniem, zacznie się na wsi. To jest największy bastion wyborczy partii Kaczyńskiego, w którym – paradoksalnie – prawica najszybciej może stracić poparcie. To będzie pierwszy element: utrata poparcia na wsi, jakby pierwotny tektoniczny obsuw. Ale wtórnie spowoduje drugą konsekwencję: w rezultacie obniżenia poparcia wyborczego na wsi, znacząco może obniżyć się globalny wynik PiS, to z kolei pociągnie za sobą dalsze spadki, i co jeszcze gorsze: dalsze procesy.

Np. osłabienie autorytetu centralnego partyjnego przywództwa. Większą skłonność do działań dewiacyjnych. Dezintegrację oraz frondy wewnątrz formacji. Zazwyczaj, gdy partie dotyka poważny kryzys kryje się za tym więcej niż jeden proces, a całe zjawisko przypomina „korkociąg”, w który podczas lotu wpada samolot. Piloci mogą podejmować różne kroki, lecz bardzo trudno jest wówczas wyprowadzić maszynę z tarapatów.

Pomylenie pojęć
Czy polską wieś można określić jako elektorat umiarkowany, centrowy. Taka żonglerka definiensami byłaby myląca. Ten sam błąd w nazewnictwie (język opisu jest niezmiernie ważny, Thomas Hobbes twierdził, że z prawdą lub fałszem nie mamy do czynienia na poziomie rzeczy, lecz na poziomie słów, języka, etc.) popełniają czołowi polscy dziennikarze, mówiąc, że mieszkańcy polskiej wsi są konserwatywni. Jest to uproszczenie zamazujące obraz, a także nieprawidłowy wniosek analityczny: (bowiem) konserwatyzm wiejskich wyborców nie jest kluczową przesłanką przesądzającą o głosowaniu na PiS. Ten sam wiejski elektora głosował kilka razy, w latach 1993, 1995, 2000, 2001, na Aleksandra Kwaśniewskiego i na SLD; najbardziej miażdżąco lewicowy, antyklerykalny Kwaśniewski zwyciężył z konserwatywnym Wałęsą – właśnie na wsi. A przecież wówczas polska wieś była bardziej konserwatywna niż dziś, bo przecież od tamtego czasu przez Polskę przeszły pewne procesy sekularyzacji, laicyzacji, które dotknęły również prowincję. Tymczasem już wtedy na wsi wygrywali politycy antykościelni, lewicowi, itd.

Ocena sytuacji jest zła: wyborca mieszkający na wsi nie głosuje na PiS z uwagi na konserwatyzm; jest dokładnie przeciwnie, popiera PiS ze względu na pragmatyzm. Po prostu, chłop jest interesowny. Oczekuje, że władza mu coś da. Wiedzieli o tym carowie Aleksander I i Mikołaj I, Aleksander II, ma tego świadomość również PiS.

Nieprzypadkowo, gdy na jesieni 2021 roku Jarosław Kaczyński ogłosił tzw. „piątkę dla zwierząt”, PiS-owi spadło ogólnopolskie poparcie, słupki powędrowały znacząco w dół. Eksperci myśleli wówczas, iż jest to efekt zaostrzenia prawa aborcyjnego, a także protestów, które w odpowiedzi na ten krok TK wybuchły w Polsce. Jednak było inaczej. Czasami tak się dzieje, że nałożą się na siebie dwa (lub więcej czynników), wówczas komentatorzy preferują ten najbardziej spektakularny, albo czasowo bezpośredni, ale nie jest to czynnik przyczynowy, kluczowy. Dobra analiza wymaga precyzyjnej izolacji.

Płytkie poparcie
Kilka lat temu, gdy szefem Centrum Analiz Strategicznych (przy KPRM) był prof. Waldemar Paruch, zlecono szczegółowe, bardzo pogłębione badania struktury wyborów, którzy popierają PiS.

Oczywiście, jak to zazwyczaj bywa, stratyfikacja wyborcza jest rzeczą bardzo złożoną i jej dokładny opis wymagałby zniuansowanego postępowania, a przede wszystkim czasu. Jednakowoż dla celów analitycznych można całe badanie sprowadzić do pewnego, uproszczenia, które pozwoli lepiej zrozumieć problem.

Generalnie PiS popierają dwie grupy. Jeśli chodzi o profil wyborczy czy charakterystykę ideologiczną: pierwsza jest dogmatyczna (duży stopień zaangażowania, intensywności emocjonalnej, ideowej), druga, pragmatyczna (wartości oraz światopogląd odgrywają mniejszą rolę, ważniejszy jest interes).

Jeżeli chodzi o lokalizację: pierwsza grupa mieszka w wielkich miastach i jest nieźle wykształcona (jest to często konserwatywna inteligencja, nauczyciele, lekarze, itp.); druga mieszka na prowincji, czyli na terenie wsi oraz małych miasteczek.

Matematycznie, pierwsze środowisko wyborców PiS, a więc – dogmatyczne – jest, w porównaniu z drugą wyodrębnioną populacją (wiejską) stosunkowo mniej liczne. W elektoracie Zjednoczonej Prawicy wieś dysponuje miażdżącą przewagą. Wyborcy wiejscy głosują na PiS solidarnie, w stosunku 6,5, 7, a nawet 8 głosów na 10 wyborców.

Szczegółowe badania pokazały jednak jedną bardzo poważną osobliwość, będącą dużym zagrożeniem dla PiS. Wprawdzie elektorat wiejski głosuje na ZP solidarnie, z dużą frekwencją – zarówno, jeżeli chodzi o udział w wyborach, jak i frekwencję, częstotliwość oddawanych głosów, to jednak nie są to głosy intensywne; czy używając jeszcze bardziej wymownego wyrażenia: nie są to głosy głębokie.

Innymi słowy mówiąc, wbrew temu co się często w Polsce uważa, wśród populacji wyborczej popierającej PiS, wcale nie przeważa elektorat konserwatywny, lecz pragmatyczny. Grupa pragmatyczna jest dużo bardziej liczna i z punktu widzenia zwycięstw ZP kluczowa, ale nie jest stabilna, nie jest wierna, charakteryzuje się dużo mniejszym potencjałem lojalności.

Dużo bardziej stabilna, w sensie popierania PiS, jest grupa dogmatyczna, czyli ta mniejsza i mieszkająca w wielkich miastach.

Analizy pokazują, że środowisko pragmatyczne, aczkolwiek stanowi najliczniejszy zasób wyborczy PiS, można o wiele łatwiej odebrać.

Niedoceniany gracz
Na polskiej wsi zachodzą obecnie, jeszcze niedostrzegane, polityczne oraz strukturalne zmiany, na które ZP może nie mieć wpływu, nawet przy kontynuacji populistycznej polityki. Pojawili się nowi poważni gracze. Już wybory prezydenckie pokazały, że pewną pozycję, konkurencyjną wobec PiS, zdobyła sobie Konfederacja (zwłaszcza wśród młodych rolników). Do gry wszedł też Hołownia. Ciągle relatywnie silny na wsi jest PSL.

Największe zagrożenie dla PiS (abstrahując od jakości polityki ekonomicznej) może nadejść z zupełnie innej strony. Otóż może pojawić się nowy gracz. Właściwie on już się pojawił, jest na polskiej wsi obecny, zaś prawdziwym problemem dla ZP może się okazać wzrost jego pozycji.

Dynamikę poparcia politycznego na obszarze wsi, a w ślad za tym, wtórnie, również w ramach całej Polski, globalnie, może zmienić, Ogólnopolski Ruch Rolników „AgroUnia”. Na mniejszą skalę, ale w ramach podobnej natury, ugrupowanie Mikołaja Kołodziejczaka, ma szansę odegrać podobną rolę, jak Paweł Kukiz w wyborach prezydenckich w 2015 roku: kluczowego czynnika (lub jednego z kluczowych) dla całej wyborczej struktury. Żeby jednak ten proces został uruchomiony, musi się stać jedna kluczowa rzecz: rolnicy i mieszkańcy wsi muszą w to uwierzyć.

Głosowanie jest zazwyczaj wypadkową dwóch faktorów (w rzeczywistości jest ich jeszcze więcej, ale mniejsza o to): emocjonalnego oraz pragmatycznego. Rzecz jest dość skomplikowana, bo nakłada się na siebie kilka przesłanek. Ale w skrócie wygląda to tak: wyborcy wybierają z grona partii które lubią, do których odczuwają sympatię, z którymi się zgadzają – tą która w największym stopniu daje rękojmię poczucia wpływu. W warunkach polskiego systemu wyborczego mogą być to trzy kryteria: 1) domniemanie (bo zawsze mówimy o domniemaniu, pewnej prognozie) zwycięstwa i przejęcia władzy; 2) domniemanie wejścia w koalicję ze zwycięzcą wyborów; 3) domniemanie przekroczenia progu wyborczego i wejścia do parlamentu.

W przypadku „AgroUnii” pod uwagę może być brany ten trzeci scenariusz. Ruch Mikołaja Kołodziejczaka nie wygra z PiS-em na wsi. W najbliższych wyborach ciągle najwięcej głosów na obszarze polskiej wsi będzie miał PiS, lecz „AgroUnia” może ZP osłabić na tyle, iż ta nie będzie w stanie zwyciężyć w wyborach, lub wygrać w takich rozmiarach, aby rządzić samodzielnie, zaś brak rządów samodzielnych w przypadku PiS, oznacza w ogóle brak rządów.

Klucz do zwycięstwa opozycji
Z punktu widzenia sytuacji na wsi, która wpływa na sytuację polityczną w całej Polsce, nieoczywista jest jeszcze jedna rzecz: (mianowicie) czy zjednoczenie opozycji w jedną formację ma sens?

Właściwe to pytanie zostało źle postawione, gdyż zjednoczenie prawie zawsze ma sens, prawidłowe pytanie jest zaś inne: w jakiej konfiguracji?; i w ilu konfiguracjach? I tu właśnie, w tym punkcie leży klucz do zwycięstwa opozycji z PiS.

Matematyka to bardzo skomplikowana rzecz. Jak wiadomo, w polityce matematyka nie zawsze obowiązuje. A mówiąc poważniej, samo spojrzenie matematyczne nie wystarczy, bo zawęża i w gruncie rzeczy, zafałszowuje analizę. Nie zawsze dodawanie elementów daje więcej niżby wynikało z wartości tych elementów; nie w każdym przypadku dochodzi do zsumowania.

Żeby dobrzy przedstawić problem, trzeba odwołać się do głębszych teorii, a nawet koncepcji filozoficznych, takich jak strukturalizm Claude Levi-Straussa czy psychologicznej szkoły Gestalt (Christian von Wolfgang Ehrenfels, Kurt Lewin, Wolfgang Koehler, Kurt Koffka). Swego czasu z dorobku szkoły Gestalt korzystał znany francuski filozof, fenomenolog i egzystencjalista, Maurice Merleau-Ponty.

O co chodzi? Strukturalizm oraz szkoła Gestalt twierdzą, iż przy postrzeganiu czegoś, a postrzeganie wywołuje również namacalne skutki i czasami jest ważniejsze niż postrzegany przedmiot, bardziej istotne są relacje, połączenia, odniesienia, niż same elementy, które się dodaje, składające się później, po połączeniu, na całość.

W kontekście strukturalizmu oraz psychologii Gestalt fundamentalnym pojęciem jest: postać.

Z twym wiąże się inne kluczowe, właściwie konstytutywne założenie strukturalizmu i szkoły Gestalt, że owa całość nie jest tym samym co tworzące ją elementy i nie da się do nich zredukować. Z filozofią strukturalizmu możemy skojarzyć dwa bardzo istotne pojęcia: 1) emergencji, coś się wynurza, powstaje jakaś całość (słowo „wynurza” jest dużo lepsze), a więc wynurza się jakaś całość, która nie jest tym samym, co tworzące ją elementy; 2) pojęcie synergii, powstała w wyniku dodawania całość daje więcej niż wynikałoby z oddzielnej wartości dodawanych elementów.

W tym momencie należy dodać jeszcze trzecie ważne uwarunkowanie: 3) przeciwieństwem synergii może być sytuacja, w której dodawanie elementów da mniej niż ich łączna wartość (jako jeden z przykładów można przywołać epizod Koalicji Europejskiej z 2019 roku).

Istotą rzeczy strukturalizmu jest okoliczność, że nie widzimy i nie jesteśmy w stanie zobaczyć najbardziej konstytutywnych cech; są one niewidzialne. Jest to tzw. głęboka przyczyna strukturalna, zwana również przyczyną metonimiczną.

 Złe kalkulacje Tuska
Co z tego wynika? Zawsze, w każdej dziedzinie czy sytuacji, nie tylko politycznej, ale również gospodarczej, społecznej, materialnej, czy technicznej – sens ma jedynie takie łączenie, które spowoduje efekt synergii, które doprowadzi do stanu, w którym 2 + 2 nie da wyniku 4, a na przykład 5 czy nawet 6; czyli musi to być wartość (całości) wyższa niżby wynikało z dodania wartości łączonych na rzecz całości elementów.

Zarówno „Polska2050” Szymona Hołowni, jak i PSL (ludowcy choćby z uwagi na tradycje) zdobyły, lub dysponują pewną pozycją na obszarze polskiej wsi. Jednak PO czy nawet KO jest tam formacją postrzeganą bardzo nieprzychylnie (co tu dużo ukrywać: polska wieś „nie trawi” PO). Tymczasem lider PO, Donald Tusk, w swojej strategii politycznej, założył, iż będzie dążył do wspólnej listy (koalicji wyborczej) z „Polska2050” i z PSL-em. To jest dokładnie odwrotne działanie niż kroki, które powinny być poczynione.

Jeżeli PO stworzy wyborczy alians z formacją Hołowni, lub PSL-em, to nie da osiągnąć się efektu synergii. Wiejscy wyborcy „Poski2050”, a już na pewno elektorat PSL, prędzej poprą PiS niż oddadzą swoje głosy na blok, w którym główną rolę odgrywa PO. Takie zjednoczenie zsumuje głosy w wielkich miastach (i też w wariancie suboptymalnym/mniejszym niż potencjał), ale na wsi przyniesie duże straty, których beneficjentem może zostać PiS.

Zjednoczenie opozycji ma sens w zupełnie innych konfiguracjach, gdyby PO stworzyło wspólny sojusz wyborczy z „Lewicą”, a „Polska2050” z PSL-em. Wówczas nastąpi efekt synergii, a obydwa bloki, w sumie, dostaną prawdopodobnie więcej głosów niżby wynikało z wielkości ich pojedynczych elektoratów.

Obydwa warianty optymalizują poparcie dla opozycji. Koalicja PO – „Lewica” optymalizuje poparcie w wielkich miastach; powiem nawet więcej, daje szanse na zwycięstwa w średnich oraz mniejszych miastach; zaś alians „Polska2050” – PSL dobrze wypada w wielkich miastach, ma szanse na dobre rezultaty w średnich oraz małych miastach i optymalizuje (wyciąga najwięcej ile się da) na wsi oraz w małych miasteczkach.

 

 Autor jest socjologiem i dziennikarzem, prowadzi własną audycję w „Halo Radio” oraz pełni funkcję redaktora naczelnego „Czasopisma Ekspertów” Fundacji FIBRE. Zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki, a także obserwacji uczestniczącej. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia oraz hermeneutyka. Jest autorem sześciu książek popularno-naukowych i w dziedzinie dziennikarstwa śledczego. Członek zarządu Fundacji FIBRE.